sobota, 10 października 2015

TK-3 i TKS - Pancerne "karaluchy"

Major Franciszek Szystowski, dowódca 81 Dywizjonu Pancernego stał na drodze, przed szwadronem TKów (jak zwykł nazywać tankietki), intensywnie się nad czymś zastanawiając. Porucznik Witold Czerniawski, dowódca szwadronu wyraził swoje obawy przed odcięciem od pułku, gdyby Niemcy natarli z kierunku Nowej Cerkwi. "Uderzymy pierwsi." zadecydował major. W odpowiedzi rozległ się hałas silników polskich "czołgów". Cały szwadron ruszył w kolumnie drogą w stronę wsi, na przedpolu rozwijając szyk. "Tam!" Rozległo się wołanie, Czerniawski spojrzał w stronę lasu. Niemcy, cała kolumna zmotoryzowanej piechoty, zmierzała w stronę drogi na Chojnice. CKMy rozpoczęły swoją kanonadę. Nieprzyjaciel spadał z wozów ścieląc szosę zastygłymi w bezruchu ciałami. TeKi nacierały nie przerywając ostrzału. Hitlerowcy wskakiwali do rowów, lub ratowali się ucieczką w las. Niestety wzdłuż jego skraju biegł głęboki, nie do przebycia dla tankietek rów. Kiedy nie było już z kim walczyć, ponieważ wróg leżał albo trupem, albo rozpierzchł się w leśnych ostępach, dywizjon zawrócił. Jeden TK miał przebitą chłodnicę, poza tym strat nie odnotowano. Jednak wielu Niemców straciło dziś swe życie. Jeszcze na drodze generał Stanisław Skotnicki, dowódca Grupy Osłonowej "Czersk", pochwalił za akcję porucznika Czerniawskiego. To był udany dzień dla dowódcy szwadronu, jeden z takich ostatnich. Był to wieczór 1 września 1939 roku.

* Tekst na podstawie zapisków mjr. Franciszka Szystowskiego

Tankietka TKS mijana przez niemiecką kolumnę kawalerii. Dzięki niej można określić miejsce porzucenia wozu na północny odcinek frontu. Możliwym jest, iż należała do
81 Dywizjonu Pancernego.

Może się to wydawać dziwne ale najbardziej wartościowymi, polskimi pojazdami pancernymi kampanii wrześniowej, były te małe tankietki. Pojazdy uzbrojone w polskiej produkcji działko 20mm, nazywane Najcięższym Karabinem Maszynowym - NKM, dzięki swej ruchliwości i małym rozmiarom doskonale pełniły funkcję niszczycieli czołgów. TKSy były w stanie przebić pancerz każdego niemieckiego czołgu użytego w trakcie walk obronnych września 39 roku. Ale od początku.
W 1929 roku Polacy kupili angielską tankietkę rozpoznawczą Carden Loyd Mk. VI, po poddaniu jej próbom zamówiono 10 sztuk. Pojazdy miały służyć w oddziałach rozpoznawczych jednostek kawalerii zmotoryzowanej. Jednak miały one liczne wady. Brak resorowania, dyskwalifikował załogę z walki na skutek zmęczenia już po krótkiej jeździe. Jeszcze w tym samym roku w Biurze Technicznym PZInż rozpoczęto prace nad polską tankietką TK-1 i TK-2. Jednak produkcji tych pojazdów nie podjęto, z powodu braku stałej ochrony załogi. Pojazdy były odkryte z góry.

Od lewej: TK-2, TK-1, Tankietki Loyd Mk. VI ze zmodyfikowanym zawieszeniem, oraz oryginalnym. Zdjęcie z manewrów w 1930 roku


W 1931 roku w zakładach Ursusa w Warszawie wyprodukowano cięższą odmianę tankietek, TK-3. Ten czołg rozpoznawczy, był chroniony blachą walcowaną o grubości między 6mm, a 8mm. Załoga była złożona z dwóch osób: Kierowcy - mechanika i dowódcy, który był jednocześnie strzelcem. Załoganci zajmowali jeden przedział bojowy, w którym znajdował się między nimi silnik i skrzynia biegów. Zbiorniki paliwa umieszczone były za dowódcą. Standardowo na uzbrojenie tankietki składał się, chłodzony powietrzem karabin maszynowy 7,92mm wz.25 Hotchkiss. Zapas amunicji umieszczany był po bokach siedzenia dowódcy i wynosił 1800 sztuk. Karabin był montowany na uchwycie za półokrągłą osłoną pancerną, natomiast urządzenia celownicze były otwarte. Ogień w poziomie mógł być prowadzony pod kątem 40°, w pionie zaś 50° gdy otwarto luk obserwacyjny strzelca (był on połączony z górną częścią pancerza jarzma). W górnej części ścian, dookoła pojazdu, znajdowały się otwory obserwacyjne zamykane klapą. TK-3 posiadała ich 4, natomiast TKS już tylko 2. Były one zbędne dzięki zastosowaniu odwracalnego peryskopu obserwacyjnego Gundlacha. Umożliwiał on obserwacje terenu w zakresie 360°, bez potrzeby odwracania głowy. Przyrząd opatentowany przez Polaka, inżyniera Rudolfa Gundlacha, został po raz pierwszy użyty w polskich czołgach, między innymi w tankietkach TK. Kierowca by prowadzić, miał do dyspozycji po prostu otwór obserwacyjny, w TKSach zmodyfikowano go do zamykanej szczeliny i prostego peryskopu. Tankietki z reguły nie posiadały radiostacji, a komunikacja była prowadzona dzięki specjalnym chorągiewkom sygnalizacyjnym, wysuwanym przez specjalne tuleje w dachu. Do wybuchu wojny wybudowano w sumie 300 sztuk tankietki TK-3.

Poświęcenie tankietki TK-3 "Rzemieślnik" na rynku w Krakowie maj 1939 rok.

W 1933 roku rozpoczęto prace nad ulepszoną wersją polskiej tankietki, TKS. Poprawiono pancerz, zwiększając jego grubość do 8 - 10mm i zmieniając kształt w taki sposób , by był bardziej odporny na ostrzał. KM wz.25 umieszczono w jarzmie kulistym dodając celownik lusterkowy. "Uszczelniając" w ten sposób system prowadzenia ognia, co miało wpływ na lepszą ochronę strzelca. Pole ostrzału zwiększyło się do 48° w poziomie. Natomiast elewacja w pionie wynosiła w dół -15° i w górę +20°. Zapas amunicji również wzrósł o jedną skrzynkę, podwieszaną pod KMem i wynosił 1920 naboi. TKSy weszły do produkcji seryjnej 20 lutego 1934 roku. Zmodyfikowano również zawieszenie, jak i prowadzono próby z różnymi silnikami. Do końca produkcji w kwietniu 1937 wyprodukowano 262 seryjne pojazdy. Można się doszukać informacji o tym, iż pracownicy zakładów PZInż ufundowali i przekazali wojsku 15 maja 1938 roku 10 dodatkowych egzemplarzy.

Tankietki TKS ufundowane przez pracowników zakładów Ursusa w 1938 roku. Ostatnie wyprodukowane egzemplarze w szachownicowym malowaniu maskującym.


Jako, że tankietki uzbrojone w karabiny maszynowe nie mogły podjąć walki z żadnym pojazdem pancernym, potrzeba ich przezbrojenia była oczywista. Po długotrwałych próbach i testach w sierpniu 1939 roku uznano, że najlepszym rozwiązaniem będzie uzbrojenie pojazdów w działko małokalibrowe. Zdecydowano się na nową konstrukcję, działko automatyczne 20mm wz. 38 model A. Klasyfikowane w tamtym okresie jako Najcięższy Karabin Maszynowy (NKM). Do chwili wybuchu wojny wyprodukowano około 50 takich działek. Jednak nie wszystkie zdołano wmontować w pojazdy. TKSy były stosunkowo łatwe do przezbrojenia, natomiast TK-3 musiały przejść znaczące zmiany w pancerzu i jego geometrii. Najprawdopodobniej do 1 września udało się przerobić 20 do 24 maszyn. Była to znikoma ilość. Jednak Tankietki w ten sposób zmodyfikowane okazały się bardzo przydatne i efektywne na polu walki.

Tankietki TKS z 10 Brygady Kawalerii gen. Maczka, po przekroczeniu granicy Węgierskiej 19 Września 1939 roku.


 Generał Franciszek Skibiński opisał wydarzenia z 9 września, które miały miejsce w trakcie obrony Łańcuta:

 "TKS-y ruszyły - najpierw kolumną, w wąwozie drogi, wzbijając chmury kurzu, paręset metrów od wsi rozwinęły się w linię po obu stronach drogi. Wtedy widocznie Niemcy dostrzegli kontratak, ogień wzmógł się gwałtownie. Rozległy się powolne, basowe serie najcięższych karabinów maszynowych, w które uzbrojone były czołgi TKS. Cóż za wspaniałe przeżycie - widok niemieckiego odwrotu! Najpierw jeden, później drugi, a jeszcze później trzeci czołg niemiecki wyraźnie zakulał i stanął. Załogi wyskakiwały prościutko pod ogień broni maszynowej. Czarne sylwetki powstawały na wzgórzu na wschód od Albigowej i zaczęły staczać się ku wsi - to ułani z Dywizjonu Rozpoznawczego atakowali, odbierając swe poprzednie stanowiska. Kontratak był niezaprzeczalnym sukcesem - jak udana szarża kawaleryjska."

Tankietki należały do 101 Kompanii Czołgów Rozpoznawczych, ich dowódcą był porucznik Zdzisław Ziemski. Jego TK skutecznie opóźniały Niemców na kierunku Rzeszów - Łańcut, a w końcu śmiałym kontratakiem odrzuciły pancerne jednostki wroga. Należało by jeszcze wspomnieć, że Ziemski dysponował jedynie 4 tankietkami uzbrojonymi w NKM. Jednak ich siła ognia mogła skutecznie zwalczać wszystkie, zarówno niemieckie jak i sowieckie czołgi. W tym również PzKpfw IV, najlepiej opancerzony czołg Kampanii Wrześniowej. Znaczącą wadą tankietek był ich pancerz. Nawet w najgrubszym miejscu 10mm nie było wystarczające, każda broń przeciwpancerna była w stanie go przebić. Jednak mały rozmiar, jak i zwrotność, oraz szybkość wynosząca do 45km/h, potrafiły to rekompensować.

Zdobyta przez Niemców tankietka TK-3 obok czołgu PzKpfw IV


 Niemcy nazywali TKi "karaluchami" właśnie ze względu na te atuty, które skutecznie utrudniały ich zwalczanie. Najlepszym przykładem ich wykorzystania może być bitwa o Sieraków z 19 września 1939. Polski as pancerny Edmund Roman Orlik, niszczy bądź unieruchamia swoim TKSem 7 niemieckich czołgów. Wszystko dzięki zaskakującym i niespodziewanym wypadom, niejednokrotnie zajeżdżając niemieckie czołgi z boku. Jednak znikoma ilość tych pojazdów nie miała wpływu na walki obronne, a ich sukcesy można jedynie traktować jako pojedyncze incydenty.
Po kapitulacji Niemcy wcielili nasze pojazdy do swojej służby. Najchętniej eksploatowanym był TKS, któremu nadano nowe oznaczenie: le.PzKpfw TKS(p). Mniej liczniej można było spotkać TK-3 o oznaczeniu: le.PzKpfw TK(p), przedrostek "le" oznaczał lekki. Niemcy używali tankietek jako pojazdów policyjnych, do walki z partyzantką lub na frontach drugorzędnych. Kilka maszyn w służbie Luftwaffe użyta została do ochrony lotnisk. TK-3 były głównie wykorzystywane jako ciągniki artyleryjskie.

TKS w niemieckiej służbie Lekkiej Kompanii Pancernej Wschód, na defiladzie upamiętniającej zwycięstwo nad Polską w 1940 roku.


Niemcy modyfikowali TKi do swoich standardów. Między innymi dodawali dwa reflektory na błotnikach i zmieniali KMy na swoje MG-34 i MG-15. Niemcy poza Rosją i Węgrami zdobyły najwięcej pojazdów, ich liczba nie jest jednak dokładnie znana. Szacunki wahają się między 50 a 100 sztuk. Polską myśl techniczną w nazistowskiej służbie można było spotkać we Francji i Finlandii, oraz najliczniej w Norwegii, gdzie były malowane w biały kamuflaż. Wszystkie pojazdy, które przedostały się na Węgry (20 sztuk w tym 4 TKSy uzbrojone w NKMy), zostały w efekcie końcowym internowane i przejęte przez rząd węgierski. Część z nich przekazano marionetkowemu Państwu Chorwackiemu. Rosjanom wpadło w ręce około 50 tankietek, używali ich głównie do celów szkoleniowych. Po wkroczeniu do Estonii najprawdopodobniej w ich ręce wpadło 6 kolejnych pojazdów, które Polska w 1935 roku sprzedała na eksport. Sowieci użyli zdobyczne pojazdy do obrony przed agresją niemiecką w 1941 roku, formując z nich na prędce oddziały pancerne. Wszystkie tankietki zostały zniszczone.                



Więcej na temat Edmunda Romana Orlika.
 

6 komentarzy:

  1. Fajne te historie, które ząłeś dodawać do artykułów. Dzięki temu wszystko robi się ciekawsze, czyta się przyjemnie niż suche fakty i statystyki. Dzięki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Proszę bardzo. Cieszę się za każdym razem czytając komentarz. Wiedząc, że ktoś to czyta czuję się motywowany do dalszej pisaniny. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj czyta, czyta ;-) Pisz dalej !

    OdpowiedzUsuń
  4. Miło się czyta. Dzięki za ciekawą inicjatywę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Naprawde robi wrazenie. Czlowiek moze dowiedziec sie tylu ciekawych rzeczy o ktorych nie mial pojecia. Odkrywaj dalej by pomoc nam poznawac to o czym nikt nie chcial dotad mowic a wielu chcialoby przykryc pokladami zapomnienia. Dziekujemy bardzo.

    OdpowiedzUsuń

Komentuj - to dla mnie najlepsza motywacja.