niedziela, 17 lipca 2016

Wojna polsko-japońska - Konflikt którego nie było (?)

Co ma Japonia do Polski? Kraj, który leży na drugim krańcu świata. Jakie mogły go łączyć interesy i kwestie sporne z naszą ojczyzną? Wydawać by się mogło, że żadne. A jednak 11 grudnia 1941 roku rząd polski na emigracji wypowiedział wojnę Cesarstwu Japońskiemu. Od odzyskania niepodległości po dzień dzisiejszy jest to jedyna taka deklaracja złożona przez Polskę. Mało tego, konflikt trwał 16 lat i był pełen sprzeczności. Wojna ta zasługuje na miano "Najdziwniejszej Wojny" w dziejach naszego kraju, a wręcz w historii w ogóle.
By ujrzeć całą sprawę w pełnym jej spektrum, należy zacząć od początków relacji II RP z krajem kwitnącej wiśni. A właściwie jeszcze wcześniej.

Członkowie Komitetu Narodowego, Paryż 1918 rok


W 1904 roku wybuchła wojna między Rosją a Japonią. W tedy właśnie, w świadomości polskich wojskowych i działaczy politycznych narodził się pomysł współpracy wywiadowczej. Autorem jednego z nich był Józef Piłsudski, który spotkał się we Wiedniu w maju 1904 roku z płk. Utsonomiyą. Ten z kolei zaprosił go do Tokio. Wspólny wróg spowodował, otwarcie płaszczyzny między krajami, jaką była wymiana informacji na temat Rosji. Nieco wcześniej bo w marcu 1904 roku oficer japońskich służb specjalnych, ppłk Motojiro Akashi, przyjechał do Kopenhagi by spotkać się z członkami polskiej Ligi Narodowej. Miał również w Krakowie prowadzić rozmowy z Romanem Dmowskim i jego również zaprosił do Japonii. Chodziło przede wszystkim o ewentualne wzniecenie powstania na ziemiach polskich, przy czym strona japońska nie zamierzała wesprzeć materialnie polaków. Zarówno Liga jak i Dmowski wzbraniali się przed zbrojnym wystąpieniem przeciw Rosji, nie widząc w nim żadnych korzyści dla kraju. Można więc powiedzieć, iż stosunki polsko-japońskie mają swoje podwaliny nim jeszcze nasza ojczyzna odzyskała niepodległość i zaczęła funkcjonować jako suwerenny kraj. Oficjalne stosunki wyglądały nieco inaczej. Ale tak już miało pozostać, że kontakty dyplomatyczne, a te za kulisami oświadczeń i sojuszy to przysłowiowe "dwie pary kaloszy".
Po zakończeniu I wojny, na konferencji wersalskiej Japonia wstrzymywała się w wypowiedziach na temat Polski. Nie uznała również Komitetu Narodowego Polskiego jako reprezentanta Rzeczypospolitej. Po części dlatego, iż Anglia, w obecnym czasie sojusznik Japonii, odradzała ingerencję w sprawy rosyjsko-polskie. Wkraczająca zaś dopiero na arenę miedzy narodową Japonia, która praktycznie do 1868 roku pozostawała w zupełnej izolacji przed resztą świata, nie chciała popełnić dyplomatycznych błędów. Za drugi powód uważa się udział w Ekspedycji Syberyjskiej 5 Dywizji Strzelców Polskich pułkownika Rumszy. Mimo, iż operujący w ramach francuskiej armii Polacy walczyli z bolszewikami, to ich działania nie do końca pokrywały się z interesami cesarstwa.

Żołnierze polskiej 5 Dywizji Syberyjskiej w trakcie podróży koleją transsyberyjską na szlaku do Władywostoku.

W efekcie kiedy 17 listopada 1918 roku, nowo powstałe Ministerstwo Spraw Zagranicznych Rzeczypospolitej Polskiej rozesłało noty do liczących się w tedy krajów świata. Zapraszające do nawiązania stosunków dyplomatycznych, Japonia jako ostatni kraj uznała suwerenność Polski. 6 marca 1919 roku podjęto decyzję o nawiązaniu stosunków dyplomatycznych, którą przekazano stronie polskiej dopiero 22 marca. Przez cały ten okres, służby wywiadowcze obu krajów ścisłe ze sobą współpracowały. Możliwe, że całkiem trafne jest tu spostrzeżenie, iż Azjaci dbali w większości o swoje interesy, jednak dalsze stosunki z Polską będą jeszcze dziwniejsze.
W maju do Warszawy przybywa kapitan Yamawaki Masataka, był to łącznik między sztabami generalnymi obu państw, mający za zadanie zacieśnić współpracę wojskową. Oprócz wspólnego "wroga" jakim była Rosja do takiej współpracy, z budującą dopiero swoją armię Polską Japonię skłaniały dosyć kuriozalne powody. Masataka spytany o nie odpowiedział:
"Skoro przez okres zaborów udało wam się zachować swój język i kulturę, to musieliście mieć prawidłową strukturę rodzinną i odpowiednie zasady wychowania. Rodzice mają posłuch u dzieci, ważnymi wartościami są: szacunek dla tradycji i reguł, pamięć o zmarłych przodkach i wyznawanych przez nich zasadach, wierność ojczyźnie."
Jako drugi powód podał, że Polacy posiadają "prosty kręgosłup." Co miało określać polski charakter narodowy. Czyli poczucie uczciwości, honor i odwaga. Może się to wydawać dziwne, ale jeszcze w okresie zaborów Polska i Polacy byli dobrze znani w Japonii. A to za sprawą majora Yasumasa Fukushima. Który w XIX wieku odbył podróż konną z Berlina do Władywostoku. W raportach ze swojej podróży relacjonował ze szczególnym zapałem wrażenia z kraju nad Wisłą. Był pod wrażeniem Zamku Królewskiego i tragedii zaborów, oraz walk powstańczych. Na podstawie jego tekstów powstała pieśń pod tytułem "Wspomnienie o Polsce" która na początku XX wieku, robiła w Japonii furorę i wzbudzała sympatię do Polaków.
Okres międzywojenny zacieśniał wzajemne stosunki obu krajów. Japonia popierała starania Polski o przyjęcie do Ligi Narodów, oraz przekazywała informacje wywiadowcze na temat wschodnich rejonów Rosji. Przyznawano wzajemnie odznaczenia, Polacy uhonorowali łącznie 51 oficerów japońskich orderem Virtuti Militari. Admirał Heihachiro Togo nosił Wielką Wstęgę Polonia Restituta, a sam cesarz Japonii Yoshihito otrzymał order Orła Białego. Japończycy przyznawali zaś Polakom Ordery Świętego Skarbu.
W latach 1921 - 1922 Japonia próbowała złamać radzieckie szyfry radiowe, bez powodzenia. Kiedy zwrócono się o pomoc do Polski, okazało się, iż nasi kryptolodzy uporali się z tym w tydzień. W skutek czego na prośbę wywiadu japońskiego wysłano do kraju kwitnącej wiśni majora Jana Kowalewskiego. Miał on za zadanie zorganizować służbę radio-wywiadowczą  i przeszkolić jej personel. Pomimo, iż kursanci nie znali zupełnie żadnych języków obcych, polski oficer uporał się ze wszystkim w dwa i pół miesiąca. Po tym czasie wrócił do kraju, ale Japonia zadowolona z wyników jego pracy przysyłała do Polski swoich agentów na dalsze szkolenia. Kowalewski otrzymał Order Wschodzącego Słońca, a jego kursanci piastowali w późniejszym okresie kluczowe stanowiska w wywiadzie japońskim. Można więc śmiało powiedzieć, że to Polacy są twórcami japońskiej służby radio-wywiadowczej.  

Biuro Szyfrów. Od lewej: Jakub Plezia, Jerzy Suryn, Yamawaki Masataka, Paweł Misiurewicz, Jan Kowalewski, Maksymilian Ciężki
   
Współpraca między służbami wywiadów obu państw miała przetrwać nawet w czasie wojny. Jeszcze w 1936 roku na odprawie Oddziału II Sztabu generalnego wywiadu wojskowego, jego szef kapitan Jerzy Niezbrzycki mówił:
"...współpraca z Japończykami musi być nacechowana zawsze 100-procentową lojalnością”.
Jednak politycznie sprawy znów potoczyły się w innym kierunku. Japonia przystąpiła do Państw Osi, układu nieprzyjaznemu Polsce.
1 Września 1939 roku kiedy wojska Wehrmachtu wkroczyły do Polski, Tokio przyjęło to bez entuzjazmu, a nawet ze smutkiem. Sojusznik nazistowskich Niemiec utrzymywał nadal kontakty dyplomatyczne z II RP, a polską ambasadę w Tokio zamknięto dopiero w październiku 1941 roku, w wyniku nacisków wywieranych przez Niemcy. Wszyscy dyplomaci mogli jednak nadal liczyć na immunitet i umożliwiono im wyjazd do wskazanych przez siebie krajów.
Ale wróćmy jeszcze do wydarzeń z `39 roku. Kiedy na Węgry ewakuowali się oficerowie wywiadu, czekali tam na nich już Japońscy agenci. Ustalono dalszą współpracę, a nawet jej rozszerzenie, o dziwo do kręgu zainteresowań i wymiany informacji, obok Rosji trafiła III Rzesza. Japończycy stracili zaufanie do Hitlera po zawarciu przez Niemcy paktu Ribbentrop-Mołotow. Podtrzymanie tych nieoficjalnych stosunków zaaprobował generał Władysław Sikorski. Zaowocowało to tym, iż polscy szpiedzy mogli się swobodnie poruszać po europie wyposażeni w paszporty japońskie, lub Mandżukuo. Siatka wywiadowcza działała nawet w Berlinie przy ambasadzie Japonii. Polski agent major Michał Rybikowski, dzięki uprzejmości wojskowego attache japońskiej ambasady, pułkownika Makato Onodera, jako obywatel Finlandii został jego tłumaczem. Japończyk zabierał go ze sobą na liczne wyjazdy i spotkania. Polak uczestniczył nawet w rozmowach z admirałem Wilhelmem Canarisem. Dzięki temu Anglicy uzyskiwali informacje na temat stanu przemysłu III Rzeszy, rozmieszczenia strategicznych zapasów i ruchu wojsk.

Matako Onodera w trakcie wizytacji norweskich dział nadbrzeżnych 280mm Fjell Festning w 1943 roku

Dzięki Japońskiej pomocy Polscy szpiedzy przekazali na przykład takie informacje jak przygotowania Niemiec do inwazji na Jugosławię, czy orientacyjną datę uderzenia na ZSRR.
Wszystko to miało skończyć się 11 grudnia 1941 roku, kiedy Cesarstwo Japońskie zaatakowało Perl Harbor, rozpoczynając tym samym wojnę z USA. Anglia jako sojusznik Amerykanów wypowiedziała wojnę Japonii, w raz z nią uczyniły to sojusznicze rządy emigracyjne, w tym Polska. W dzienniku ustaw RP z 20 grudnia 1941 roku można przeczytać:
„Na podstawie art. 12, lit. f) ustawy konstytucyjnej stanowię na wniosek Rady Ministrów, że Rzeczpospolita Polska znajduje się począwszy od dnia 11 grudnia 1941 r., w stanie wojny z Imperium Japońskim”
Reakcja Tokio była dość kuriozalna. Rząd zareagował jedynie na polską deklarację, do tego w sposób nader niespotykany. Premier Japonii Hideki Tojo skomentował całą sytuację:
"Wyzwania Polaków nie przyjmujemy. Polacy, bijąc się o swoją wolność, wypowiedzieli nam wojnę pod presją Wielkiej Brytanii."   
Pomimo stanu wojny, współpraca między agentami nadal trwała. Polscy szpiedzy w dalszym ciągu poruszali się po Europie posługując się paszportami dostarczonymi przez Japończyków, nadal trwała wymiana informacji odnośnie ZSRR i Niemiec. Była to więc najdziwniejsza wojna w historii obu tych narodów.
I tak, powszechnie kończy się ta ciekawostka historyczna. Uważa się, iż nie doszło do żadnych starć między wojskiem polskim a żołnierzami cesarza i jedyny fakt zasługujący na uwagę to data podpisania normalizacji stosunków między obydwoma państwami. Rządy PRL, oraz Japonii podpisały taki dokument 8 lutego 1957 roku, oficjalnie kończąc wojnę między krajami dopiero po 16 latach.
Jednak o tyle, o ile można stwierdzić, że polska armia nie brała udziału w walkach w Azji i na Pacyfiku, o tyle nie można mówić, iż Polacy nie walczyli z Japończykami. W tym momencie zaczyna się mniej znana historia tego konfliktu.
Należy sobie wyjaśnić, że ogólnie Polacy nie byli szczęśliwi z faktu wplątania ich w wojnę z Japonią. Józef Beck, internowany w Rumunii miał powiedzieć:
"Polska wypowiedziała wojnę Japonii, co — jak widać z perspektywy czasu — nie miało ani większego uzasadnienia, ani przede wszystkim sensu politycznego. Cóż może dać Polsce wypowiedzenie wojny Japonii? "

W 1943 roku dowództwo Roal Navy chciało wysłać na Pacyfik polski niszczyciel ORP "Burza", jednak ostatecznie zaniechano tego, ku radości załogi. W 1944 roku wiceadmirał Jerzy Świrski proponował prezydentowi RP wysłanie polskiego niszczyciela w celach prestiżowych do walki z Japonią, ale ten odmówił. Polscy marynarze nie mieli ochoty ani serca walczyć na rubieżach świata, kiedy po Bałtyku krążyła Kriegsmarine. Marynarz z ORP "Dragon", Wincenty Cygan w swojej książce "Granatowa Załoga" ustosunkował się do konfliktu w następujący sposób:
"Rząd nasz wypowiadając wojnę […] wypowiedział ją także Japonii. Ale na tym powinien być koniec. Wystarczyłoby następnie tylko wzorować się na polityce brytyjskiej, która nie przedsięwzięła niczego dotąd przeciwko Rosji zalewającej nasz kraj. Ponieważ Rosja nie zagraża bezpośrednio Wielkiej Brytanii, Brytyjczycy nie uważali jej za wroga. W jakim więc sensie mogła Japonia grozić nam? W czasie, kiedy rzesze Polaków uchodźców z „przyjacielskiej” Rosji, znajdowały przytułek, opiekę i darmo chleb u „wrogiej” Japonii, po tej stronie rząd nasz wypowiadał jej wojnę."   
Mimo to na Pacyfiku znalazły się dwa okręty pływające pod polską banderą. Okręty marynarki handlowej "Puławski" i "Sobieski". Pierwszy pływał od 1941 roku po oceanie indyjskim pełniąc rolę transportowca wojsk. Od marca 1945 roku transportował żołnierzy z Indii do Birmy i Rangoku, w bezpośrednie sąsiedztwo frontu. "Sobieski" natomiast w 1945 roku pływał z wojskiem hinduskim do Bombaju.

MS Sobieski jako wojskowy transportowiec, w malowaniu kamuflażowym.

Był jeszcze jeden polski marynarz, Kapitan Żeglugi Wielkiej Mikołaj Deppisz, którego wojna zastała w angielskim porcie. Od razu zgłosił się do brytyjskich "sojuszników", ci jednak nie potrzebowali kapitana bez statku. W 1940 Polski Rząd na uchodźstwie w Paryżu zlecił mu wyprowadzenie transportowca "Willa" z portu w Maroko i dostarczenie go do Liverpoolu. Pomimo, iż niełatwe zadanie wykonał brawurowo, nie znaleziono dla niego przydziału. Dopiero w 1942 roku Wolni Francuzi zaoferowali mu dowodzenie małym bananowcem "Cap des Palmes", który był zamaskowanym niszczycielem i wysłali do ochrony konwojów na Pacyfiku. Często zdarzało się, że kapitanowie innych jednostek drwili z takiej eskorty, nadając sygnał:
"Co się tak kręcisz mały?"
Nie zdając sobie sprawy z tego, co się kryje pod makietami szalup i przedłużonymi burtami. Kapitan Deppisz wspomina, że pewnego razu nie wytrzymał i po zawinięciu do portu zdał eskortę, a następnie podszedł na czoło konwoju i wykonał nagły zwrot "Cap des Palmas" ukazał co w sobie skrywa:
„...jeden ruch i opadły deski drewnianych szalup na pokładzie, ukazując zamaskowaną baterię sześciu armat. Sygnał – i otwarły się fałszburty w międzypokładach, ukazując sześć wyrzutni torped gotowych do strzału. Na rufie odkryto wyrzutnie bomb głębinowych, na dziobie także wyrzutnie bomb. Zza zasłon maskujących wysunęły się długie lufy orlikonów. W szaleńczym młynku zawirowały sprzężone karabiny maszynowe. Milczące otwory wyrzutni torped czekały na salwę.”      

Bananowiec "Cap des Palmes", którym dowodził polski kapitan Mikołaj Deppisz.
Trwało to zaledwie chwilę, po której całe uzbrojenie znów zniknęło w zamaskowaniu. Kapitan wspomina, że miny Amerykanów były jednak warte tego "żartu".
Bananowiec polował również samotnie na zabłąkane transportowce japońskie i wabił okręty podwodne. Najdłuższy taki rejs trwał 7 miesięcy, zaopatrzenie podejmowano z amerykańskich okrętów baz. Polski kapitan ze swoją francuską załogą zatopił trzy japońskie okręty podwodne.

Kolejnym polskim żołnierzem, któremu odebrano możliwość walki z Niemcami i w zamian za to postanowił bić Japończyków był as polskiego lotnictwa Witold Urbanowicz. W 1943 roku skłócony z dowództwem, został odsunięty od latania i wysłany do USA w celu propagandowym i nakłaniania Polonii amerykańskiej do wstępowania w szeregi wojska polskiego. Tam jednak za sprawą znajomości postarał się o przydział do amerykańskiej 14 Floty Lotniczej. Latał w dywizjonach 16 i 74 na froncie chińskim. 23 października 1943 roku został przeniesiony do elitarnego dywizjonu 75th Fighter Squadron znanego jako "Latające Tygrysy". Tam wykonując misję eskortową nad Changde, zabłysnął jako as myśliwski. Lecąc 11 grudnia samolotem Curtiss P-40 Warhawk i osłaniając bombowce oraz samoloty transportowe musiał samotnie stoczyć walkę z 6 samolotami wroga. Najprawdopodobniej były to Nakajima Ki-44, z których dwa strącił a pozostałe zmusił do ucieczki. Były to jedyne, oficjalnie zaliczone mu przez Amerykanów zestrzelenia, prawdopodobnie dlatego, iż w pobliżu nie było innego samolotu, któremu jankesi mogli by zaliczyć te strącenia. Sam Urbanowicz po powrocie do Anglii, oraz w swojej książce pisze o około 6 zwycięstwach w trakcie swoich "gościnnych występów" na dalekim wschodzie.

Witold Urbanowicz (po prawej) jako pilot "Latających tygrysów", przed samolotem Curtiss P-40

Ponad to w 1945 w 81 i 82 brytyjskiej dywizji Zachodnio-afrykańskiej walczyło w Birmie 65 polskich oficerów kontraktowych, a w Królewskim Korpusie Medycznym służbę pełniło około 36 polskich lekarzy.
Było jeszcze wielu polskich lotników i żołnierzy w szeregach angielskiej armii, walczących z Japończykami, nie wspominając o żołnierzach amerykańskich polskiego pochodzenia. Ale w odróżnieniu do tych pierwszych byli to obywatele USA, natomiast większość polaków w brytyjskiej armii uważała się za polaków i po wojnie wróciła do kraju, jeśli tylko aparat rządzący im na to pozwalał.
Na koniec przytoczę jeszcze jedną ciekawą historię. Kiedy Rosjanie wypowiedzieli wojnę Japonii i w sierpniu 1945 roku wkroczyli do Mandżurii, w mieście Harbinie znajdowała się dość duża społeczność polska. Głównie pracownicy kolei, ci emigranci pod dowództwem Bronisława Stefanowicza, utworzyli około 120 osobową grupę oporu. Ochotnicy nazwali siebie "Polskim Sztabem", przyrzekli wierność Polsce, a na ramieniu nosili biało-czerwone opaski. Stoczyli potyczkę z garnizonem Japońskim o dworzec kolejowy, który ostatecznie zajęli i obsadzili. Polacy pilnowali również fabrykę Łopato, Magazyny na lotnisku oraz młyn. Pozycję utrzymali aż do wkroczenia Armii Czerwonej do miasta. Na wiecu 2 września przedstawiciel Armii Czerwonej mówił z uznaniem o Polakach. Kilka dni później NKWD zaczęło aresztowania i wywóz do łagrów polskich "powstańców z Hrabinie".
Czytając opracowania i artykuły na temat tego jedynego w swoim rodzaju konfliktu, nadaremnie oczekuję choćby drobnej wzmianki o tych kilku polskich żołnierzach i ochotnikach, którzy również na dalekim wschodzie stanęli do walki. Czy było to potrzebne i pomagało okupowanej ojczyźnie? Na to pytanie każdy musi sam znaleźć odpowiedź. Jednak nie można historii tej dziwnej wojny opowiadać, podsumowując ją stwierdzeniem, że Polacy nie walczyli ani razu z Japończykami.



Materiały źródłowe:

Korneliusz Banach - "Historia stosunków polsko-japońskich (do 1957 r.)"
Wincenty Cygan - "Granatowa Załoga"
J.K. Sawicki - "Podróże polskich statków 1939-1945"
Artykuł Dr Andrzeja Krajewskiego - "Japonia. Nasz zapomniany sojusznik"
 Dziennik ustaw Rzeczypospolitej Polskiej nr 8 (1941) 
Marian Kałuski "Polska- Chiny 1296 -1996"
Portal: Ciekawostki hostoryczne
Portal: Polska-zbrojna



12 komentarzy:

  1. Fascynująca - i zaiste kuriozalna - historia, dzieki!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo frapujace, Japonia nadal on nas pamięta np. Poprzez Chopin'a

    OdpowiedzUsuń
  3. Hirohito nie otrzymał orła białego. Nie ma go na liście.
    Jest za to jego poprzednik, Yoshihito.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście masz rację. Dziękuję za zwrócenie mi uwagi na ten popełniony błąd. Zostało to skorygowane.
      Takie komentarze są dla mnie ważne, ponieważ nie mam nikogo poza moimi czytelnikami, kto mógłby dokonać korekty moich tekstów.

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Trochę się interesuję kulturą Japonii, ale o tej dziwnej wojnie Polsko-Japońskiej słyszę po raz pierwszy. Bardzo interesująca ciekawostka historyczna :)

    OdpowiedzUsuń
  6. mam już 73 lata ale o tej wojnie słysze pierwszy raz tz. że człowiek się uczy całe życie i głupi umiera

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciekawe. Według: Histoire maritime Les navires de la France Libre dans le Pacifique (http://ifm.free.fr/htmlpages/pdf/2009/484-9-navires-france-libre-pacifique.pdf) kpt. Depisz nie był dowódcą „Cap des Palmes”. Jakieś informacje źródłowe dla potwierdzenia, że jednak był ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nowa o tym jest w książce Witolda Niedźwieckiego "Dowódca umarłych okrętów", który przez lata badał postać Mikołaja Deppisza
      Ponadto jest on tak przedstawiany wedlug Histoires de Français Libres ordinaires.

      Usuń
  8. Jeden z polskich wojskowych szyfrantów znających Enigmę został zwerbowany przez Japończyków i pracował dla nich podczas wojny, prawdopodobnie przy szyfrach sowieckich. Wypytywałem trochę dr Grajka na ten temat, ale przyznał tylko, że w zasadzie była to zdrada główna...

    OdpowiedzUsuń
  9. W 1944 Mościcki nie był prezydentem więc ta rozmowa ze Świrskim mogła być co najwyżej prywatna.

    OdpowiedzUsuń

Komentuj - to dla mnie najlepsza motywacja.