sobota, 11 listopada 2017

Tarnów - Jak rodziła się niepodległość

Żołnierze jednej z kompanii 20 Pułku Piechoty Polskiej Armii Austriackiej w Tarnowie gromko krzyknęli:
- "Niech żyje Polska!".
Następnie jak jeden mąż wyciągnęli ręce zdejmując z głów swoje szaro-niebieskie czapki. Dłonie pośpiesznie odginały, zrywały i z brzękiem rzucały na ziemię austriackie bączki.  
Kapitan Jan Styliński z uśmiechem na ustach poprowadził sowich towarzyszy w mrok budzącego się dnia. Właśnie zaczynał się 31 Październik roku pańskiego 1918.
Kompania szybkim marszem ruszyła ulicami Tarnowa do koszar, w których kwaterowały kompanie wiedeńskie. Wkoło panowała cisza i spokój, jak gdyby ten świt nie różnił się niczym od wielu innych leniwie wstających w mieście nad Dunajcem. Kiedy Polacy "wlali" się na ulicę Wałową, niespodziewanie przed nimi pojawili się austriaccy oficerowie jednego z pułków wiedeńskich. Legioniści złapali za broń, w ich oczach błysnęło zdecydowanie i tęsknota - uczucia dojrzewające w narodzie przez 123 lata. Tamci jednak zbili się w grupkę i lekko unosząc dłonie zawołali:
- "Halt!". 
Z tego zlepku zaborców, na czoło wysunął się jeden człowiek.
- "My bić się nie chcemy!" przemówił "Uzbrojeni Polacy na dworcu nie pozwalają żadnemu Austriakowi ujść z bronią w ręku. Nikt z nas nie myślał, że będzie to tak wyglądać."
"Wiedeńczyk" zatoczył nerwowo spojrzeniem po swoich towarzyszach a następnie po Polakach. Ci ostatni nieco opuścili lufy karabinów. Wtedy kolejny z oficerów zaproponował:
- "Pozwólcie nam zatrzymać broń a niezwłocznie opuścimy wasze miasto. W obecnej sytuacji wydarzenia w Tarnowie spotykają się z naszym désintéressement. Broni zostawcie nam chociażby tyle, aby móc przed napaścią się obronić. Żołnierz bez broni niczym od "chama" się nie różni, a czasy niespokojne mamy."

Gdy austriaccy oficerowie wraz ze swoimi żołnierzami opuszczali Tarnów, jeden z ich dowódców skinął w kierunku polskiego oficera lekko się uśmiechając. Żołnierze cesarza opuszczali Galicję nie tylko ze swoją bronią ale również z eskortą wojska państwa, które właśnie dziś zaczynało "powstawać z martwych."  
      * Sfabularyzowany tekst na podstawie materiałów źródłowych

Tarnów rok 1918.

11 Listopada, wyjątkowy dzień w życiu każdego kto chce czuć się Polakiem i chce kultywować pamięć swego narodu, oraz być dumnym z poświęcania swoich przodków. Tę starą rocznicę nie było nam dane świętować w pełnym jej wymiarze prze długie lata. Jedynie w okresie II RP były defilady, kwiaty i łzy. Później od '39 do 1989 było ono zakazane a komuniści zamienili je nam na Święto Odrodzenia Polski (obchodzone 22 lipca).
Spory o to, gdzie zaczęła się polska niepodległość trwają do dziś. Jednak najprawdopodobniej pierwszym miastem, gdzie dokonał się "czyn zbrojny" oraz cywilne przejęcie władzy był Tarnów. Oto krótka historia tych wydarzeń.

Wszystko zaczęło się w Wigilię Bożego Narodzenia roku 1914 tuż za górą św. Marcina. I Brygada Legionów biła się nieopodal wsi Łowczówek, pod Tarnowem, z doborową i zaprawioną w bojach rosyjską dywizją. Rannych Polaków przewożono na zachodni brzeg Dunajca a było ich tak wielu, że krew spływająca z wozów zabarwiła rzekę na czerwono. Wtedy w świadomości miejscowych ludzi obudziła się legenda mówiąca o tym, że Państwo Polskie odrodzi się na nowo gdy, Dunajec u stóp góry św. Marcina spłynie krwią. Św. Marcin był legionistą rzymskim, który podzielił się swym szkarłatnym płaszczem z żebrakiem ratując go przed zamarznięciem. Pragnę w tym miejscu jeszcze zwrócić uwagę, że święto Marcina obchodzi się właśnie 11 listopada.    

Tarnów zaraz za Lwowem był kolebką myśli niepodległościowych na Galicji. Powstawały w nim różne organizacje paramilitarne, takie jak Polskie Drużyny Strzeleckie, klub "Strzelec", czy jako pierwsza "filia" po Lwowie w 1884 roku Towarzystwo Gimnastyczne "Sokół". Kiedy tworzyły się Legiony, z Tarnowa i okolic zgłosiło się około 1.000 ochotników. Z tego miasta wywodzi się rodzina Stylińskich, której wszyscy mężczyźni zaciągnęli się do polskich oddziałów. Walczyli niemal na wszystkich frontach I wojny i mieli jeszcze odegrać ważną rolę w odzyskaniu polskości dla swojego miasta.

Rodzina Stylińskich. Od lewej u góry: Marian, Jan. Na krześle: Franciszek - ojciec, wsparty o niego: Karol

Gdy 5 listopada 1916 roku, cesarze Niemiec i Austro-Węgier, proklamowali powstanie Królestwa Polskiego, nastroje niepodległościowe wzmogły się jeszcze bardziej. 9 listopada burmistrz Tarnowa, Tadeusz Tertil, wraz z radnymi jednomyślnie uchwalili zmianę nazwy ulicy Krakowskiej na Niepodległości. Było to w tamtym okresie swoistym "novum", by polscy urzędnicy w taki sposób manifestowali nastroje separatystyczne. Natomiast 17 stycznia 1918 roku, rada miasta uchwaliła rezolucję, która według pana Kazimierza Bańburskiego kustosza Muzeum Okręgowego w Tarnowie, można przyjąć za pierwszą rezolucje niepodległościową. Jej tekst stwierdzał poniższe:
"Rada miasta Tarnowa stojąc na gruncie uchwały z 28 maja 1917 r. (rezolucji Tetmajera), a uwzględniając obecne stosunki polityczne, wyraża jako reprezentacja jednego z większych miast polskich, że niepodległe suwerenne państwo polskie wyjdzie z zapasów wojny światowej. Ponieważ Królestwo Polskie w obecnych granicach byłoby skazane na zależność od mocarstw ościennych, Rada miasta Tarnowa domaga się złączenia Królestwa Polskiego z Galicją, która zawsze stanowiła Kraj polski i jest nim przez swych mieszkańców, przez swą kulturę i tradycję dziejową. Połączenie to nie byłoby zupełnym, gdyby do przyszłego państwa polskiego nie przyłączono Śląska Cieszyńskiego, który jako kraj o większości polskiej, poczuwa się do wspólnej przynależności, dokumentując ją wysyłaniem w bój z caratem swoich legionistów, toteż Rada miasta Tarnowa domaga się przyłączenia tej prastarej dzielnicy polskiej do przyszłego państwa polskiego".

Wiosną do miasta powrócił, ciężko raniony na froncie włoskim, Jan Styliński, później o pseudonimie "Selim". Zakwalifikowany przez wtórną komisję lekarską, nawiasem mówiąc składającą się wyłącznie z Polaków, jako "niezdolny do służby" wyjechał do Lwowa. Tam zamierzał podjąć studia na Akademii Handlowej, jednak w wyniku epidemii grypy wykłady zawieszono. Styliński powrócił do Tarnowa, po krótkim czasie otrzymał od pułkownika Bolesława Roja rozkaz utworzenia w mieście tajnej organizacji. Miał przy tym współpracować z Władysławem Dziadoszem, tworzącym oddziały Polskiej Organizacji Wojskowej. Mężczyźni prężnie i z zapałem wykonywali powierzone im działania i kiedy Wielka Wojna chyliła się ku końcowi, Tarnów mógł pochwalić się dobrze rozwiniętą strukturą organizacji wolnościowych. 27 Października rozpoczęto przygotowania do zbrojnego przewrotu.
30 października 1918 roku, przed 18 do ratusza w Tarnowie, powiadomieni przez woźnego i "umyślnych" zaczęli schodzić się radni. Atmosfera była napięta, każdy zdawał sobie sprawę, że ma wydarzyć się coś ważnego. Tadeusz Tertil, Burmistrz miasta, doktor prawa, poseł do austro-węgierskiej Rady Państwa i Sejmu Krajowego Galicji, później przekształconego w Koło Polskie, oraz wiceprzewodniczący utworzonej w Krakowie, Polskiej Komisji Likwidacyjnej, składa wniosek. Obecni na zebraniu przyjmują uchwałę:
"[...]Rada miejska oświadcza, że Tarnów oddaje się poleceniom rządu warszawskiego i że organowi rządowemu, utworzonemu przez Radę Regencyjną da posłuch[...]". 
Rada regencyjna została utworzona przez Niemców i nie cieszyła się zbytnią popularnością środowiskach legionowych, oraz obozie niepodległościowym. Spekuluje się, że dr. Tertil nic nie wiedział o przygotowaniach do przewrotu w Tarnowie lub wiedział niewiele. Jako pragmatyk starający się zbytnio nie narażać zaborcom, jednak patriota stanął więc na drodze legalizmu. Mimo wszystko dając ten niezbędny impuls.
Przyjęcie wniosku burmistrza praktycznie nic nie zmieniało, deklaracja była jedynie manifestacją. Spowodowała jednak dalszą lawinę wydarzeń.
Tego samego dnia, Władysław Działosz wezwał na ulicę Chyszowską Jana Stylińskiego. Na miejscu w mieszkaniu austriackiego oficera - Polaka, niejakiego kapitana Jakubiczki, znajdowało się jeszcze 6 innych Polaków - oficerów C.K. z 20 Pułku Piechoty. Tam postanowiono:
"Dzisiaj!". 
Miasto Tarnów ma być wolne do godziny 8 rano 31 października. Krótko rozważano możliwość przesunięcia akcji, ze względu na to, że do tarnowskiego banku nie wpłynęła jeszcze gotówka przeznaczona na wypłaty 1 listopada. Mimo wszystko zdecydowano rozpocząć przewrót niezwłocznie.

Legioniści tarnowscy. U góry, drugi od prawej Marian Styliński

Spiskowcy od razu przystąpili do wcielania planu w czyn. Styliński zmobilizował na strzelnicy w miejskim parku, podległe mu oddziały POWiaków. Gdy żołnierze się zbierali dołączył do nich 17 letni Adam Ciołkosz razem z grupą harcerzy z Pogotowia Narodowego. Po podzieleniu ludzi na plutony, Styliński wysłał ich do akcji. Na dworzec kolejowy ruszyła część oddziału POW wraz z harcerzami. Ich zadaniem było rozbrajanie każdego przechodzącego lub przejeżdżającego austro-węgierskiego żołnierza. Grupą lotną dowodził brat Jana, Marian Styliński pseudonim "Strzała". Resztę sił pozostawiono w rezerwie na strzelnicy, by dać im zajęcie rozpoczęto ćwiczenia musztry.
Jan Styliński zgodnie z ustaleniami w mieszkaniu na Chyszowskiej, poszedł zawiadomić najstarszego stopniem Polaka, że został wyznaczony na komendanta polskiego garnizonu. Wydarzenia wspominał w następujący sposób:
"Ja wyskoczyłem znów i obudziłem w domu płk Amirowicza. Płk Amirowicz rozpłakał się prawie i powiedział, że nie przypuszczał, że za jego życia to się stać może i że jego takie szczęście będzie, że on będzie pierwszym polskim komendantem Tarnowa, natychmiast udaliśmy się na odprawę. Z odprawy już zaraz wyszliśmy z d-cą komp. oraz jeszcze jednym oficerem, zaalarmowaliśmy kompanię i na zbiórce tejże przedstawiliśmy kompanii sytuację i zadanie kompanii." 
Kompania 20 Pułku Piechoty, której przedstawiono plany, wznosiła euforyczne okrzyki a żołnierze zrywali austriackie oznaczenia ze swoich mundurów. Żołnierze ruszyli w stronę koszar, gdzie stacjonowały dwie kompanie, 73 Pułku Wiedeńskiego Piechoty, wraz ze swoim generałem. Po drodze natknięto się na oficerów z austriackich kompanii, ci zgodzili się opuścić miasto pod warunkiem, że będą mogli wyjechać z bronią w ręku. Byli pod wyraźnym wrażeniem akcji rozbrajania żołnierzy przez Polaków na dworcu. "wiedeńczycy" opuścili Tarnów ze swoim orężem, a dodatkowo zapewniono im polską eskortę.
W koszarach miała miejsce ożywiona dyskusja z austro-węgierskim generałem, ten jednak pod naciskiem i w obliczu upadku cesarstwa, zgodził się oddać garnizon w ręce pułkownika Kajetana Amirowicza. W mieście zajęto bez jednego wystrzału Starostwo, magistrat, pocztę, koszary, sąd i dworzec kolejowy. Udało się skonfiskować 17 karabinów maszynowych i 2 samoloty. Przejęto cały austriacki magazyn broni piechoty i artylerii, magazyn żywności i mundurowy. Polacy zabezpieczyli warsztaty garnizonowe wraz ze sprzętem, stację koni, szpital polowy i ambulatorium lecznicze. Opuszczający miasto zaborcy chcieli wywieźć transport z żywnością, jednak udało się udaremnić ich zamiary. Zaczęły spadać austriackie orły i flagi z gmachów i budynków, ludzie chcieli usunąć wszelkie ślady obcego zwierzchnictwa. 31 października, o godzinie 7:30 Tarnów znajdował się kompletnie w polskich rękach. Tak wynika ze wspomnień uczestnika tamtych wydarzeń Wojciecha Piaseckiego:
"O godzinie 7.30 wszystko było przeprowadzone, asystencja i żandarmeria bez strzału rozbrojona [...] Polskie Dowództwa i szczerze polskie władze cywilne ustanowione i zraz sprawnie funkcjonujące."
Trzynastoletni Władysław Czapliński pod datą 31 październik 1918 roku zapisał w swoim dzienniczku:
"[...]Przybyły w południe ojciec poinformował nas, ze komendantem miasta został Pułkownik Amirowicz. [...] Rano koło naszego domu przeszedł oddział wojska, śpiewając "Bartoszu, Bartoszu".
O godzinie 8 rano, pracownicy starostwa złożyli przysięgę wierności Państwu Polskiemu a starosta nie mogąc się skontaktować ze swoimi zwierzchnikami w Krakowie, również oddał się na służbę Polsce. Władzę polityczną przejęły wespół: Komitet Obrony Narodowej oraz Komitet Powiatowy.
Komendantem tarnowskiej policji został ojciec Jana i Mariana, Franciszek Styliński.
Tarnów był pierwszym Polskim miastem od 123 lat niewoli, ponadto miasto udało się  przejąć bez jednego strzału. Tarnowianie nie zamierzali spocząć na laurach. Tego samego ranka porucznik Antoni Stawarz poderwał żołnierzy z 57 Pułku Piechoty zwanego "Dziećmi Tarnowskich" i ruszyli w stronę Krakowa. Około 2,5 godziny później miasto Kraka wróciło na łono matki ojczyzny.  
Niestety nie wszędzie doszło do wyzwolenia tak spokojnie jak w Tarnowie. Rozgrywki polityczne upadającego "trupa", jakim była Monarchia Austro-węgierska, doprowadziły do krwawej kaźni we Lwowie. Kiedy 1 listopada rozpoczęły się walki w tym mieście, kapitan Andrzej Wais zorganizował około 100 ludzi z Tarnowa i okolic. 10 listopada oddział wyruszył na pomoc walczącym "Orlętom". W połowie tego miesiąca 5 Pułk Legionów wraz ze swoim dowódcą kapitanem Janem Stylińskim również wyruszył z Tarnowa wesprzeć walczących we Lwowie.
Tarnów nie tylko może się szczycić tytułem pierwszego miasta, które odzyskało niepodległość. Przede wszystkim może być dumy ze swoich "synów", którzy nie zatrzymali się na swoich ogródkach i ulicach. Szczęście i euforię, którą odczuwali, pragnęli zanieść wszystkim rodakom i zjednoczyć ich w wolnym, polskim państwie.       


Korekta: Raetus

Materiały źródłowe:

Relacja Jana Stylińskiego
Muzeum Okręgowe w Tarnowie
Tarnowski kurier kulturalny - "Pierwsze niepodległe miasto Tarnów"


2 komentarze:

  1. Fajnie przeczytać o swoim mieście. "Tarnów - pierwszy niepodległy!"

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawy i interesujacy post, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Komentuj - to dla mnie najlepsza motywacja.