poniedziałek, 16 stycznia 2017

Fu-Go - Papierowa broń interkontynentalna

Niedziela 5 Maja 1945 roku, las Gearhart Mountain w stanie Oregon, USA. 
Podstarzała furgonetka zatrzymała się ze zgrzytem hamulców na poboczu drogi. Dalej się jechać nie dało. Droga była zamknięta, trwały na niej właśnie prace remontowe. Pastor Archie Mitchell spojrzał  z uśmiechem w bok na swoja żonę, która śpiewała do wtóru z piątką dzieci siedzących na tylnej kanapie. 
- "Wysiadka! Musimy tutaj poszukać miejsca na piknik. Rozejrzyjcie się po okolicy a ja zaparkuję wóz."
Zarządził pastor. 
Cała szkółka niedzielna zaczęła się wysypywać z samochodu. Elsie wysiadała powoli podtrzymując swój brzuch. Była w 5 miesiącu ciąży. Wesoła gromadka dzieci w wieku od 11  do 14 lat, wygłupiając się zniknęła między drzewami. Żona pastora odwróciła się i pomachała do męża, a następnie podążyła za dzieciakami. 
Archie podjechał kawałek dalej i zatrzymał się tuż przed zaporą zamykającą przejazd. Wysiadając z samochodu krzyknął do robotników:
- Nie będzie przeszkadzał?"
- Niee! Niech stoi, tak jest OK."
Robotnik serdecznie uśmiechnął się do mężczyzny. Kiedy pastor wszedł między drzewa zobaczył całą grupkę stojącą wokół czegoś co leżało na ziemi. Jeden z chłopców klęczał właśnie i majstrował coś przy dziwnej metalowej obręczy. Elsie obróciła się i widząc męża zawołała:
- "Arch, patrz co znaleźliśmy!"
Złe przeczucie ogarnęło Mitchella, spiął się by podbiec do żony, właśnie otwierał usta by krzyknąć, że mają odejść na bok, zostawić w spokoju dziwne znalezisko. Słowa utknęły mu w krtani gdy wszyscy zniknęli w ognistej kuli wybuchu. Mężczyzna z krzykiem rzucił się w stronę gdzie jeszcze przed chwilą stała jego ciężarna żona. Marynarką i rękoma zaczął gasić płomienie, jednak dopiero gdy zaalarmowani eksplozją robotnicy drogowi przybyli mu z pomocą udało się zdusić ogień. 
Pięcioro dzieci, kobieta i nienarodzone dziecko zginęło od wybuchu japońskiej bomby. "Fu-Go" - Pastor Mitchell miał do końca swoich dni zapamiętać tą nazwę.  


Balon bombowy Fu-Go w locie.

Mieszkańcy Japonii pierwszej połowy XX wieku byli dumnym narodem, czerpiącym jeszcze z korzeni i honoru samurai. Dlatego gdy w 1942 roku podpułkownik James "Jimmy" Doollitle, wraz z 15 innymi bombowcami B-25 zbombardował Tokio, Japończycy poprzysięgli zemstę na Amerykanach. Ich celem stało się terytorium Stanów Zjednoczonych. Jednak kraj miał małe możliwości, nie posiadał już większości swoich lotniskowców, a z każdym mijającym dniem sytuacja cesarstwa na froncie robiła się coraz gorsza. Nadzieja na odwet pojawiła się 3 listopada 1944 roku. W tym dniu Japończycy wypuścili swój pierwszy interkontynentalny balon Fu-Go.

czwartek, 5 stycznia 2017

Broń chemiczna II Wojny Światowej - Bałtycka "puszka pandory"

Późnym popołudniem 2 grudnia 1943 roku, Leutnant Ziegler siedział za sterami swego Junkersa Ju 88 czekając na wylot. Na płycie lotniska w pobliżu Mediolanu silniki uruchomiły pozostałe samoloty. Po kilku chwilach jeden po drugim zaczęły wznosić się w powietrze. Kiedy maszyna Zieglera znalazła się na wysokości przelotowej, do grupy bombowców dołączyły inne, wznoszące się z okolicznych lotnisk. 96 samolotów Ju 88 Skierowało się na wschód. Niemiecki pilot od dłuższego czasu czuł, że sprawy na frontach nie zmierzają w dobrym kierunku. Jednak gdy nad Adriatykiem do grupy flotylli powietrznej dotarło ostatnie 9 Junkersów, startujących z lotniska w Jugosławii, znów poczuł siłę Luftwaffe i przez moment uwierzył w zwycięstwo Rzeszy. Czteroosobowe bombowce z Kampfgeschwader 54 i 76 zmieniły kurs na południe, a następnie z powrotem na zachód. Celem był włoski port w Bari, miejsce, gdzie alianci dostarczali zaopatrzenie dla 8. Armii, która niedawno wylądowała we Włoszech. 
Ziegler leciał jedną z trzech maszyn przewodniczych, miał za zadanie "oślepić" radary sprzymierzonych i zrzucić nad portem flary, by pozostałe Junkersy mogły dokonać dzieła zniszczenia. Dochodziła 19:25 i zmrok robił się coraz czarniejszy, gdy w zasięgu wzroku Niemca znalazł się zaskakujący widok. Jego oczom ukazał się jasno oświetlony port, jak na dłoni było widać 75 stojących w nim statków. Z szoku wyrwał go głos w słuchawkach
- "Düppel abwerfen!" (zrzucić dipole)
Z trzech Junkersów posypały się całe chmury aluminiowych pasków, wirujących w powietrzu i wolno opadających. Te tasiemki nazywane przez Anglików Windows, skutecznie zakłóciły pracę alianckich radarów. Maszyna Zeiglera, wraz z pozostałymi dwoma "przewodnikami" zaczęła krążyć nad portem na wysokości 3.000 metrów. Niemcy nie musieli rzucać flar, by oświetlić cele pozostałym bombowcom...
W basenie centralnym portu w Bari, na kotwicy stał drobnicowiec pod polską banderą. SS "Puck" regularnie pływał z zaopatrzeniem dla wojsk sprzymierzonych. Do włoskiego portu zawinął z częściami zamiennymi i silnikami dla okrętów alianckich. Gdy zaczęło robić się ciemno, polski marynarz stanął na pokładzie i przyglądał się gorączkowym pracom rozładunkowym przy molo. Port oświetlono by przyspieszyć prace rozładunkowe, Niemcy jakoś wydawali się tu odległym zagrożeniem. Wzrok Polaka padł na amerykańskie statki amunicyjne SS "John Moltey" i stojący tuż obok SS "John Harvey". Normalnie ładunek amunicji miał pierwszeństwo i przeładowywano go w pierwszej kolejności, jednak drugi transportowiec cumował już od 4 dni przy molo "Foraneo". 
"Dziwne"
Pomyślał marynarz. Nim jego myśli zdołały zmienić tor, usłyszał, a raczej wyczuł pomruk silników. Kiedy spojrzał w górę, dźwięk przybrał na sile i zmieszał się ze świstem spadających bomb. 
"To niemożliwe, Luftwaffe straciło przecież dominację w powietrzu... i gdzie jest obrona przeciwlotnicza"
Przebiegło marynarzowi przez głowę. W tym momencie potężna eksplozja rzuciła go na pokład. To SS "John Moltey" wyleciał w powietrze, niemiecka bomba doprowadziła do eksplozji wybuchowej zawartości ładowni statku. W przeciągu sekund doszło do reakcji łańcuchowej i pochłaniając kulą ognia kilka obok cumujących statków, eksplodował SS "John Harvey." Marynarz nie zdążył stanąć na nogi, kiedy kolejna bomba trafiła jego własną jednostkę. "Puck" szedł na dno z rozerwaną burtą.
Niemieckie samoloty zniknęły tak nagle jak się pojawiły, Polak siedział w szalupie ratunkowej i pomagał wyciągać rozbitków. Marszczył czoło od przykrego zapachu, jaki docierał do jego nosa.
"Ciekawe, który nażarł się czosnku?" 
Spytał sam siebie...
Po bombardowaniu do jednego z okolicznych szpitali zaczęto dostarczać rannych. Lekarz w białym kitlu biegał od jednego, umazanego olejem i ropą pacjenta, do drugiego. Większość z nich miała ślady poparzeń. Panował istny chaos. Kiedy po kilku godzinach wyczerpującej pracy medyk wrócił do jednego z lżej poparzonych, któremu kazał czekać, Zaniemówił. Pacjent był prawie nieprzytomny, a na jego skórze pojawiły się nowe oparzenia i patrzył na lekarza niewidzącymi oczami. Nim ten zdołał zebrać myśli, jego oczy zaczęły sprawiać problemy, a na własnych dłoniach zauważył bąble i ten zapach...
"Mój Boże, czyżby Niemcy zrzucili na nas iperyt?"
Pomyślał panicznie, nim osunął się w letargu na podłogę...


Płonące, alianckie statki transportowe we włoskim porcie Bari. 2 - 3 grudzień 1943 roku.

Co się stało w Bari? Czyżby Niemcy faktycznie użyli zakazanej broni chemicznej przeciwko transportowcom sprzymierzonych?