sobota, 7 września 2019

Piedimonte - Zapomniany epizod bitwy o Monte Cassino


Autor artykułu: Szymon Waraska.


 19 maja 1944 roku II korpus gen. Władysława Andersa zdobył klasztor Monte Cassino. 13 brytyjski korpus przełamał niemieckie pozycje w dolinie rzeki Lirii, a korpus gen. Juina obszedł niemiecką linię Gustawa. Niemieckie oddziały zostały zmuszone do odwrotu na linię Hitlera. Rozpoczynał się pościg oddziałów alianckich za wycofującymi się Niemcami. Brytyjskie czołgi ruszyły drogą numer 6 na lotnisko Aquino. Do drugiego korpusu dociera później wiadomość, że lotnisko zostało zdobyte. Była to fałszywa wiadomość, ponieważ niemiecka silna obrona przeciwpancerna rozbiła angielskie czołgi. Wiadomość o konsolidacji niemieckiej obrony w rejonie Piedimonte nie dotarła na czas do II korpusu. Wysłano już dwa patrole pod dowództwem ppor. Zajdzińskiego do Piedimonte. Później do miasta miała wejść część pododdziału mjr. Franciszka Osmakiewicza. Jednak meldunki o odparciu brytyjskiego natarcia na Piedimonte sprawiły, że rozkaz o wejściu do miasta odwołano. Rozkaz nie dotarł do patroli, które weszły do miasta. Dostały się tam w niemiecką zasadzkę. Musiały natychmiast się wycofać. Wówczas podjęto decyzję o zdobyciu Piedimonte połączonym atakiem czołgów i piechoty. Dlatego major Henryk Świetlicki, dowódca 6. pułku pancernego, został wezwany na odprawę do sztabu 2. Brygady Pancernej. Tam, w towarzystwie gen. Bronisława Rakowskiego i podpułkownika Władysława Bobińskiego, wziął udział w ważnej odprawie. Wyznaczono na niej 6. pułkowi zadanie:
"Osłonić prawe skrzydło 13 korpusu, z kierunku S. Lucia i Piedimonte. Opanować Piedimonte i rozpoznawać Castrocello". 



M4 Sherman z II Korpusu Polskiego

W ten sposób powstaje mieszana grupa "Bob" składająca się z 6. pułku pancernego, grupy piechoty ppłk. Lachowicza, plutonu moździerzy ciężkich, 9. PALU, baterii dział artylerii ppanc. na gąsienicach i plutonu saperów. Całością miał dowodzić ppłk. Bobiński. Kiedy mjr. Świetlicki wrócił z odprawy, wezwał do siebie dowódców szwadronów. Dowódcy usłyszeli rozkaz: 

"O piątej wyruszamy, pogotowie, nie wolno się nigdzie oddalać. Czołgi rozmaskować, by były gotowe do drogi"

Rano, 20 maja 1944 r. 6. pułk pancerny przemieszcza się powoli w stronę nakazanego rejonu wyjściowego. W końcu, o godz. 9 grupa ,,Bob" zebrała się na pozycji wyjściowej. Uzgodniono współpracę z dowódcą 21 hinduskiej brygady, ale tylko poprzez wsparcie artylerii dywizyjnej. Dowódca brygady nie zgodził się na branie udziału w szturmie na Piedimonte, ponieważ nie leży to w pasie działania jego brygady. Po odprawie u ppłk. Bobińskiego kpt. Ezman dowódca 2 szwadronu robi odprawę z dowódcami swoich plutonów. Kapitan mówi wyraźnie:
"W Piedimonte nikogo nie ma".
Później pada rozkaz:
"Dwa w przód".


Plan topograficzny wokół Cassino. Na północy Piedimonte i lotnisko.

2 szwadron ruszył pełnym gazem drogą nr 6. Dwa szwadrony 6. pułku nacierały szykiem dwa w przód (dwa plutony po dwa czołgi za nimi dowódca szwadronu z plutonem dowodzenia a za nim dwa pozostałe plutony). Załogi czołgów wzięły hinduską piechotę za niemiecką i otworzyły ogień do Hindusów, na szczęście niecelny. Jeden z dowódców czołgów krzyknął przez radio:

"Pożar (ogień na własne oddziały)".

Ogień w porę przerwano. Później czołgi wyszły poza linię trzymaną przez Hindusów. Dalej według informacji dowódcy Hindusów były już tylko niemieckie działa przeciwpancerne. Kiedy czołgi wyszły na otwarty teren w pobliżu Piedimonte, dostały się pod ogień niemieckich dział przeciwpancernych. Jadący w przodzie czołg plut. Barana został trafiony pociskiem. Uratowało się dwóch ludzi z załogi. Niemcy szybko przenoszą ogień na następny czołg kpt. Ezmana. Dowódca szwadronu kpt. Ezman ginie na miejscu. Trzeci czołg ppor. Hałaszczuka zapala się. Załoga ucieka z czołgu.
Tymczasem reszta szwadronu ostrzeliwała czerwony domek. Niemcy włączyli się do polskiej sieci i nadawali po polsku komunikat:

"Kto strzela do tego domu ? - Przestać strzelać".

Oprócz tego Niemcy postawili zasłonę dymną i się wycofali. Szwadron dostaje nowy rozkaz ppłk. Bobińskiego, jechać dalej wzdłuż drogi nr 6 i rozpoznawać stanowiska niemieckie. Komendę po Ezmanie obejmuje w 2. szwadronie por. Masztak. Czołgi wjeżdżają w gęste krzaki, gdzie zostają zaatakowane przez niemieckich łowców czołgów. W tym samym czasie 1 szwadron por. Jadwisiaka posuwał się bliżej Piedimotne. Niemcy podłączają się do polskiej sieci i próbują rozpoznać polskie kody.
Pytają się więc o znak kodowy:
- Co znaczy to ?
Radiooperator st. strz. Binnicki odpowiada:
- To, co wczoraj znaczyło.
Niemcy pytają dalej:
- A co znaczyło wczoraj ?
Radioperator przestaje odpowiadać, kiedy zorientował się, że to nieprzyjaciel. Czołgi 1. szwadronu posuwają się dalej skokami. Dwa ubezpieczają, a trzeci jedzie naprzód. Piedimonte jest mocno ostrzeliwane przez część artylerii II korpusu. Szarża czołgów połączona z ostrzałem artyleryjskim całkowicie zaskoczyła Niemców.

Ppłk. Świetlicki chce to wykorzystać. Wydaje więc rozkazy czołgom przez radio:
- Henryk raz (kryptonim por. Jadwisiaka)
- Henryk raz melduje się por. Jadwisiak słucham
- Henryk raz Wysłać sitwę (pluton) na wsparcie kwiatków (piechoty) do "Belfortu" (Piedimonte) "Kwiatki" nie mogą uporać się z nieprzyjacielem.
Por. Jadwisiak przekazał rozkaz odwodowemu plutonowi ppor. Tymienieckiego:
- Tymi pomóż Kwiatkom w Belforcie
- Tymi daj znać, gdzie jesteś
- Uwaga wystawiam rękę w białej rękawicy.
Potem pluton ppor. Tymienieckiego skręcił ku Piedimonte. Wówczas Niemców ogarnęła panika. Załoga okopanej niemieckiej Pantery wysadza czołg i ucieka. 32 Niemców z 44. DP podnosi ręce do góry i oddaje się do niewoli. Była to kompania zapasowa pchnięta w ostatniej chwili do celów zabezpieczenia. Nie była nawet przygotowana do walki.


Niemieckie umocnione stanowisko artyleryjskie Pantherturm na przedmieściach Piedimonte. W tle ruiny miasta.

Czołgi oddały jeńców piechocie brytyjskiej i ruszyły dalej, jednak zatrzymała je wysadzona droga. Poza tym kończyło się paliwo, a zaopatrzenie nie dotarło. Ppłk. Świetlicki wydaje więc rozkaz:
"Uważać zadanie za zakończone, wracać do szwadronu". 
Pluton wykonuje rozkaz, a wtedy Niemcy otwierają wzmożony ogień, usiłują zniszczyć wysunięte do przodu polskie czołgi. W końcu, z powodu braku paliwa oraz zapadających ciemności, czołgi  się wycofują. Dwa szwadrony straciły w natarciu 6 czołgów zniszczonych i uszkodzonych. Nie powiodło się także piechocie. Dwie kompanie 18. baonu i pluton kompanii ochrony sztabu zostały zatrzymane przez silny ogień karabinów maszynowych. Niewielki sukces osiągnął kombinowany szwadron por. Dziewickiego z 12. pułku ułanów. Pluton por. Koczego obsadził serpentynę jako wysunięta placówka szwadronu. Pluton ppor. Teklińskiego obsadził opuszczony przez Niemców schron. Natomiast pluton ppor. Śniechowskiego usadowił się kawałek dalej u wylotu jaru. Trochę później ppłk. Bobiński melduje, że Piedmionte zostało zdobyte. W tym samym czasie artyleria korpusu proponuje cofnięcie piechoty z Piedimonte, aby można było ogniem artylerii zniszczyć niemiecką obronę w mieście. Była to słuszna koncepcja, która skróciłaby walki o Piedimonte, ale ponieważ meldowano już do gen. Andersa o opanowaniu Piedimonte, dowództwo grupy "Bob" nie wyraża na to zgody. Rozpoczyna się w ten sposób mordercza bitwa o Piedimonte.
Następnego dnia polska piechota w Piedimonte orientuje się, że jest pod pilną obserwacją niemieckich snajperów. Nie mogą się ruszyć z miejsca, ponieważ każdy ruch powoduje reakcję niemieckich strzelców wyborowych. Wysłane patrole od razu zalegają w terenie. W tym samym czasie, rano 21 maja, 3 szwadron czołgów, dowodzony przez kpt. Kuczuk-Pileckiego, ma uderzyć na Piedimonte w liczbie ośmiu czołgów z samym dowódcą, a reszta pod dowództwem zastępcy kpt. Michułki ma wesprzeć natarcie, uderzając wzdłuż drogi nr 6. Pchor. Kunyk z 3 szwadronu żegna się przed natarciem z pchor. Niemczynowiczem:

- Serwus Jaśku — już was na pewno nie zobaczę.
Na rozkaz dowódcy czołgi zostały załadowane amunicją ponad normę. Później kpt. Kuczuk-Pilecki z dowódcą szwadronu ułanów por. Dziewickim ustala plan działania. Kapitan Kuczuk mówi:
- Nacieramy 
Na co por. Dziewicki odpowiada:
- Dobrze wam...w pancerzach....ale moi ludzie....czy pan kapitan docenia obecność strzelców wyborowych? Porozbijajmy wprzód ich stanowiska! 

Czołg M4 Sherman "Mściciel" z 6 Pułku Pancernego, dowodzony przez pchor. Sokoła.

W południe znowu pojawiają się pod Piedimonte polskie Shermany. Na Aquino naciera kpt. Michułka. Pierwszy naciera pluton ppor. Bilińskiego. Na przedzie jedzie "Mur" pchor. Kudrewicza a czołgi Bilińskiego i ppor. Jabłońskiego ubezpieczają. Czołg "Mściciel" zawiesił się na skałach. Drugi czołg "Maczuga" próbował go zepchnąć. Wtedy "Mściciel" oddał kilka strzałów. Czołg obsunął się i ruszył, obrywając na kamieniach klapę dolną. Kiedy tylko czołowy "Mur" zbliżył się do Piedimonte, otrzymał trafienie z działa z odległości około 600 metrów. Pocisk przebił osłonę działa, karabin maszynowy stopił się a radiostacja, została całkowicie rozbita. Załoga uciekła, zanim czołg otrzymał następne trafienie. Kiedy "Mur" został zniszczony ppor. Biliński próbuje stłumić niemieckie pepance. Wydaje więc rozkaz:
- Działo granat — w prawo!.
Działo, mimo że było załadowane, nie odpaliło. Ładowniczy w pośpiechu nie odciągnął iglicy dla ponownego odpalenia, nie odczekał czterdziestu sekund, tylko chwycił za rączkę od zamka, aby pocisk wyrzucić z działa. Wtedy przychodzi na czołg zguba z dwóch stron. W czołgu wybuchł własny pocisk i jednocześnie czołg otrzymał bezpośrednie trafienie. Maszyna zaczęła się palić, wówczas załoga uciekła z czołgu. Zaraz potem kolejny czołg został trafiony. Załoga także uciekła. Kierowca, zdążył jeszcze wbić tylny bieg, zanim pocisk trafił w czołg. W cofający się czołg trafiły dwa pociski. Wieża czołgu została przebita na wylot. Czołg wjechał w rów, gdzie rozsadziła go wybuchająca amunicja. Czwarty czołg usiłując uciec, wjeżdża do leja i zostaje unieruchomiony. W tym samym czasie pozostała część szwadronu dowodzona przez kpt. Kuczuk — Pileckiego naciera na Piedimonte.
Pojawiają się podobne problemy jak w pozostałej części szwadronu. Czołg "Mściciel" zawiesił się na dużym głazie, ugrzązł także czołg pchor. Domurata. Pozostałe sześć czołgów naciera dalej. Nacierają rozrzucone szeroko prosto, na niemieckie bunkry. Niemcy w tym czasie ostrzeliwują przedpole z moździerzy. Czołgi poruszają się powoli, stają strzelają, a potem ruszają naprzód. Moździerze niemieckie unieruchomiły trzy czołgi, które zostały do końca bitwy o Piedimonte jako Pillboksy. Sprawne czołgi nacierają dalej. Wspięły się pod miasto i zbliżały się do początku serpentyny w mieście. "Magnat" Kuczuka, "Morus" ppor. Jabłońskiego, za nim Maczuga por. Glicy i "Merkury" pchor. Średnickiego dojechały do domku zajmowanego przez pluton Koczego. Szczęśliwi ułani wyskoczyli z budynku i krzyczą do dowódcy:
- Panie poruczniku czołgi idą.
"Magnat" kpt. Kuczuka przebił się przez gruzy i pojechał dalej w głąb miasta. Czołg przebija się dalej przez rozwalony dom i staje przy zwale kamieni, który zamyka mu dalszą drogę. Kpt. Kuczuk wyskoczył z wozu i sam zaczął odwalać kamienie. Szybko musiał schować się za ścianę przed niemieckim ogniem. Stamtąd kieruje czołgiem. Kierowca czołgu musi przy zamkniętych klapach wykonać skręt mając bardzo niewielkie pole manewru
W pewnym momencie radiooperator Rodzynkiewicz wychyla się z wieży, chcąc porozumieć się z kapitanem. Zostaje trafiony w głowę. Trzeba było rzucić dymne granaty i dopiero pod zasłoną wyciągnąć rannego przez dolną klapę. Kapitan wsiadł do wozu i czołg ruszył dalej.
"Magnat" wjechał w wąską uliczkę, a za nim podąża "Morus". Kiedy czołg dojechał do skrętu, okazało się, że nie ma możliwości przejazdu. Na prawo gruzy, na lewo skarpa, na wprost wysadzona droga. Kapitan Kuczuk wychyla się z wieży i dostaje trafienie w hełm. Czołg zaczyna ostrzeliwać wszystkie podejrzane punkty. Kierowca próbuje sforsować wyrwę w drodze i wówczas czołg zsuwa się na skarpę i zawiesza się na prawej gąsienicy. Kiedy kierowca próbuje wycofać do tyłu, czołg jeszcze bardziej zsuwa się po skarpie. Właz awaryjny w podłodze nie daje się otworzyć, radiostacja zepsuta a radiooperatora brak. Wtedy kapitan Kuczuk skacze z wieżyczki w dół za skarpę, padł na kamienie i podczołgał się do domku z piechotą. Trafia tam na odprawę z dowódcą grupy. Ppłk. Bobiński mówi o tym, że w Piedimonte stwierdzono obecność spadochroniarzy i elementy 132 batalionu grenadierów pancernych. Oraz informuje, że z II korpusu nocą dotrze 5. baon, aby wydłużyć linię obrony i zagęścić atak. Także czołgi por. Cybrucha przygotowują się do ataku ustawiając się na jeża pod Piedimonte. Później przyjeżdża ppłk. Bobiński. Wydaje rozkaz przez radio:
- Roman 6 meldować się za ostatnim czołgiem.
Wtedy por. Cybruch dowiaduje się, że zostają tutaj na noc i że rozkazy nadejdą. Później następuje krótkie pożegnanie:
- Czołem!
- Czołem panie pułkowniku.
Kiedy ppłk. Bobiński odjechał, czołgi zostały same. Załogi nie mogły używać radiostacji, ponieważ wróg podsłuchiwał i umiejscawiał. Wysoko na serpentynie Piedimonte stał "Magnat" Kuczuk-Pileckiego zawieszony na skarpie. Dalej czołg "Morus" Jabłońskiego osłonięty skarpą kamienną ma dobre pole ostrzału.

Czołgi M4 Sherman "Magnat" i "Morus" należące do kpt. Kuczuk- Pileckiego i por. Tymienieckiego z 6 Pułku Pancernego "Dzieci Lwowskich", zawieszone na tarasach skalnych. W tle ruiny miejscowości.

Obok stał unieruchomiony w usypisku gruzów "Maczuga" ppor. Glicy. Każdy z czołgów otrzymał trzech strzelców do osłony. O godz. 2 w nocy w czołgu "Morus" dowódca czołgu ppor. Jabłoński czuwa. W pewnym momencie słyszy, jak ktoś ostrożnie usuwa gruz. Wówczas budzi celowniczego i obaj czuwają. Nagle zauważyli uchylające się drzwi w jednym z budynków Piedimonte. Celowniczy posyła w tamtym kierunku pocisk z działa i serię z karabinu maszynowego. Niemieccy żołnierze uciekli, a pozostałe czołgi zaalarmowane strzelaniną otwierają ogień. Niemcy także otwierają ogień. Przez jakiś czas trwa kanonada, a później znowu zapada cisza. W nocy obok czołgów przechodzi także polski 5. baon, który jutro rozpocznie nowy dzień walki o Piedimonte. Drogę wskazują mu pożary w Piedimonte. Jeszcze przed świtem batalion obsadził stanowiska. W tym samym czasie ppłk. Bobiński zaplanował natarcie na siódmą rano. Sprzeciwia się ostro ppłk. Piłat, zwracając uwagę na to, że nie będzie miał czasu na rozpoznanie. Ppłk. Bobiński odpowiada na to:
- Nie ma co rozpoznawać w Piedimonte nie ma nikogo.
Ostatecznie ppłk. Bobiński ustala:
- Będziemy nacierać o 12.00.
Teraz czołgi mają otworzyć drogę piechocie do miasta. Jest to nierealne z powodu bardzo trudnego terenu jednak dowódca grupy "Bob" nie zmienia swojej decyzji. Zaczyna się kolejny dzień walki o Piedimonte


22 maja


22 maja piechota rozpoczyna natarcie o godz. 14 bez wsparcia artylerii. Do natarcia ruszyła 2 kompania 5. baonu. Podzielono ją na trzy grupy szturmowe. Grupa ppor. Durlika wdziera się w głąb miasta aż do wieży dominującej nad nim. Na prawo grupa pchor. Dudzińskiego zdobyła dwa bunkry, tracąc dwóch zabitych. Dalej grupa nie nacierała. Natomiast grupa ppor. Michalaka zostaje zatrzymana przez silny niemiecki opór oraz przez przeciwuderzenie wsparte granatami. Grupa wstrzymuje więc natarcie, czekając na wsparcie. Na pomoc ruszyła grupa odwodowa ppor. Kwita, ale dostała się niemiecką zasadzkę. Zginął wtedy dowódca grupy i trzech żołnierzy. Wówczas natarcie obu grup się załamało. W tym samym czasie 3 kompania nacierała na wzgórze 553 za Piedimonte.
W tym samym czasie mjr. Tarkowski stanął nieosłonięty, chcąc zorientować się, czy nie nadchodzą saperzy, którzy mają torować drogę czołgom. Wówczas czołgiści i ułani wołają do niego:
- Panie majorze chować się!
A ten odpowiada:
- Nic mi nie będzie.
Zaraz potem pada z przestrzeloną głową. Zginął na miejscu dowódca całego natarcia. Wówczas dowódca 2. kompanii por. Tumiłowicz pod ogniem karabinów maszynowych przeskakuje ze swojego stanowiska, aby objąć dowodzenie nad całością.
W tym samym czasie, kiedy piechota rozpoczęła natarcie, na miasto ruszyły także czołgi. Poharatany, w pierwszych dwóch natarciach drugi szwadron otrzymuje rozkaz, by ponownie w osiem wozów ruszyć tą samą drogą, ostrzelać Piedimonte i nawiązać łączność z grupą czołgów Kuczuk-Cybruch. Wówczas por. Masztak melduje:
- Brak nam amunicji.
W odpowiedzi słyszy:
- Wykonać, dowiozą.
Po dowiezieniu amunicji czołgi ruszają. Tuż za drogą przed czołgiem sierż. Wołczeckiego wybuchł pocisk. Kierowca nie zdążył zahamować i czołg wpadł w lej. Dowódca plutonu ppor. Nowak powiadomiony przez radio, że czołg jest "smutny", podjeżdża. Załogi obu czołgów zakładają linę, ale zębatka jest pogięta i czołgu nie da się wyciągnąć. Zostaje więc w leju jako pillboks. Pozostałe czołgi jadą dalej.


Wyciąganie z leja po bombie czołgu M4 Sherman z 6 Pułku Pancerenego "Dzieci Lwowskich"

Czołg plut. pchor. Wiecha wyjeżdża poza drogę i dostaje dwa trafienia w wieżę. Poważnie ranny dowódca zostaje wyciągnięty przez załogę. Wówczas pyta się załogi:
- Chłopaki wyciągnęliście pić ?
- Panie podchorąży ja przyniosę
- Nie teraz ogień, weźcie tylko z czołgu dokumenty.
Wiech opatrzony umiera po trzech godzinach. W tym samym czasie, w podobny sposób, zostaje rozbity czołg ppor. Hlawacza. Ranny Hlawacz ucieka z czołgu i biegnie do tyłu. Przy unieruchomionym czołgu Wołczeckiego wołają na niego:
- Panie poruczniku, prosimy tutaj, opatrzymy.
Ale Hlawacz jest w szoku i niczego nie słyszy i biegnie dalej. Tak więc trzy czołgi wypadają z akcji. Trzy pozostałe w płytkiej kotlince, schroniły się przed ostrzałem z dział przeciwpancernych. Nad czołgami przelatują niemieckie pociski oraz podchodzą łowcy czołgów z pancerfaustami. Wówczas por. Masztak melduje, że jest potrzebna natychmiastowa pomoc. Na ratunek zostaje rzucony ostatni odwód składający się z czterech czołgów pod dowództwem por. Jadwisiaka. Jadwisiak wykonał szarżę na niemieckie działa przeciwpancerne. Jedno działo zostało rozbite a drugie, zasypane serią z karabinów maszynowych, przestaje strzelać. Wtedy por. Jadwisiak wystrzelił świece dymne z działa i pod zasłoną dymną czołgi mogą bezpiecznie się wycofać. Czołg por. Wołczeckiego wycofał się z leja na częściowo zsuniętej gąsienicy.
W tym samym czasie, po wysadzeniu przez saperów w Piedimonte skarpy droga dla czołgów jest otwarta. "Morus" ruszył do przodu. W trakcie wspinania się pod górę zaczyna wyciekać olej. Czołg znowu wypada z akcji. Kapitan Kuczuk-Pilecki chce iść po następne czołgi na dół. Ppor. Jabłoński chce go zatrzymać, mówiąc:
- Panie kapitanie znam dojście, niech pan kapitan zostanie.
Dołącza się też pancerny Klim
- Panie kapitanie ja ich w tri miga przyprowadzę !
- Nie, ja wczoraj zaprzepaściłem swój czołg ...jestem gościem w waszym .... Zresztą jestem dowódcą, muszę jechać w przód, a wy nie możecie się ruszać, tu stąd będziecie ubezpieczać inne czołgi.
Kapitan schodzi w dół po czołgi grupy Cybrucha.


Czołg M4 Sherman 6 Pułku Pancernego "Dzieci Lwowskich" w ruinach.

W tym samym czasie czołgi Cybrucha nacierały na miasto. Na samym przedzie jechał czołg pchor. Gduli. Przez pomyłkę działo po strzale wplątało się w spuszczony kosz do wyrzucania łusek. Czołg nie mógł strzelać z działa, ale nadal posuwał się naprzód, w końcu ugrzązł w szczelinie. Załoga opuściła czołg, wyciągnęła cekaem i zaczęła się bronić. Utknęły także następne czołgi Kisielewskiego i Pirożka. Sam por. Cybruch dotarł do domku piechoty, gdzie ściana jednego z domów się zawaliła. Gruz przywalił kierowcę czołgu. Por. Cybruch wyskoczył, aby wyciągnąć rannego i wtedy czołg otrzymuje trafienie. Cybruch wyszedł z tego cało. W tym samym czasie przy czołgu pchor. Średnickiego czołg Dolińskiego szuka drogi. Doliński krzyczy do Średnickiego:
- Olek! Co tam dalej ?
- G...! Kawałek dróżki, ale tam czołgiem nie przejedziesz, bo za wąsko, w.... się można w dół.
Zostaje to przekazane dalej Cybruchowi. W lewo rozpoznają czołgi Nóżki i Tymienieckiego. Czołg Nóżki dostał się pod ostrzał moździeży. Jeden z pocisków wybuchł tuż przed czołgiem i czołg ugrzązł w leju. Załoga przez parę godzin męczyła się z wyciąganiem czołgu. W tym samym czasie kpt. Kuczuk-Pilecki podbiegł do czołgu Dolińskiego. Zaczął na niego krzyczeć:
- Dlaczego stoicie? Co jest do cholery, czegóż nie jedziecie!
- Nie ma drogi panie kapitanie!
- Jest asfalt, autostrada! Czyj tamten czołg?
- Średnickiego.
- Ja pojadę z nim, a wy za mną.
- Tak jest!
Zaraz potem kapitan Kuczuk wjechał na górę czołgiem Średnickiego. Następny wjeżdżał Doliński w czołgu z rozwaloną jedną chłodnicą. Kierowca w niektórych miejscach wyłącza jeden z dwóch silników. Tam, gdzie jest bardziej stromo lub gdzie czołg musi przejechać przez gruzy, załącza drugi silnik. Wszystko to robi po to, aby nie zatrzeć pozbawionego wody lewego silnika. Wówczas załoga musiałaby zwalić czołg w dół. Jednak mimo trudności czołg przejechał. Za nim przejechały czołgi Cybrucha, Tymienieckiego. W końcu Tymieniecki wyprzedził pierwszy czołg i jedzie dalej dojeżdżając do serpentyny głównej drogi do Piedimonte. Był już blisko czołgów Jabłońskiego i Kuczuka. Ktoś krzyczy przez słuchawki:
- Walenty w prawo !
Piechota krzyczy:
- Zleci s..syn !
- Czołg nie zleciał, ale zawisł.
Znowu słychać w słuchawkach głos:
- Walenty, wyciągnijcie
- Szkoda gadać. Trzeba do tego dwóch czołgów, miejsca, czasu i podania do Niemców, by nie strzelali.
Rusza więc dalej czołg Dolińskiego
- Właduchna jedź ostrożnie!
- Się wie!
- Lekkuchno w prawo! Jeszcze ciut, a teraz prawy na siebie i cały gaz!
Przejechał na przełaj i stanął za czołgiem Kuczuka. Wówczas Doliński melduje się przez radio:
- Henryk Walenty 2 A, jestem za wami
- Kto to ?
- Walenty 4 A
- Ubezpieczaj z lewej
- Zrozumiałem.
Później załoga "Morusa" zastąpiła zniszczoną uszczelkę na przewodzie olejowym paskiem od spodni. Olej już nie wycieka, tylko się sączy. Można zapuścić silniki. Ppor. Jabłoński melduje kpt. Kuczukowi, że czołg może jechać dalej. Wówczas kapitan odpowiada:
- Tadeusz 1 A zostańcie na miejscu i ubezpieczajcie nas dalej. Robicie bardzo dobrze ! Dziękuje wam!
Kończy się już dzień 22 maja a Piedmionte nadal niezdobyte. Wysunięte do przodu czołgi są pozbawione osłony, a Niemcy mogą w każdej chwili podejść z pancerfaustem lub z granatami. Czołgi otrzymują więc radiem rozkaz "Kotki zdrowe" (czołgi nieuszkodzone) mają odejść tam, skąd przyszły, gdzie dostaną "bułeczki" (amunicję) i mleczko (paliwo). Pozostawione załogi czołgów mają bardzo mało amunicji, więc pytają:
- Co będzie z nami?
Dowódcy czołgów uspokająją ich, że amunicja i paliwo zostaną dostarczone i że rozkazy przyjdą. Doliński wyskoczył ze swojego czołgu (ponieważ miał zepsute radio) i pobiegł do "Morusa"., Powiedział do Jabłońskiego:
- Chłodnicę mi przestrzelili, łączności nie mam, ubezpieczenia nie mam, jest tak ciemno, że nie widzę nawet czołgu kapitana. Co robić ? Zamelduj to jemu, bo nas tu wykończą.
Sam on wie dobrze, co jest. Ale mimo wszystko Jabłoński melduje:
- Tadeusz 1 do Tadeusza, memu kotkowi brak jest bułek i trochę mleka. Mój kotek musi mruczeć, gdyż inaczej katarynka nie będzie grać. Kotek pije stale mleko. Kotek Dolińskiego ma nawaloną katarynkę. Kwiatków własnych koło nas nie ma.
Kapitan odpowiada:
- Dalej wykonywać swe zadanie. Ja stąd się nie ruszę.
Doliński próbuje przekonać kapitana. Doszedł w ciemnościach do jego czołgu. Wskoczył na czołg, otworzył klapę i zameldował dowódcy:
- Panie kapitanie, Masztak wycofuje się do tyłu, stracił trzy czołgi
- Wiem o tym
- Piechoty nie ma koło nas, jesteśmy sami tu na górze we dwóch.
- Piechotę przyślą.
- A dlaczego czołgi nie nadchodzą?
- Przyjechał Kromp, Wasiak i Lesiak już przed dwoma godzinami, ale dostać się nie mogą, bo Cybruch zatarasował.
- Ściągnąć nie można?
- Nie
- Brać łopaty, robić objazd. Będziemy nacierać.
- Późno panie kapitanie, z góry nam coś rzucą.
W tym samym momencie obok uderzył pocisk. Doliński zsunął się z czołgu i biegiem wrócił do swojej maszyny. W tym samym czasie na dole wycofała się z miasta grupa czołgów kpt. Masztaka. Natomiast w sztabie grupy "Bob" ppłk. Bobiński stwierdza:
- Nie udało się.
Na to ppłk. Piłat odpowiada
- No dopiero tym natarciem zrobiliśmy rozpoznanie.
Tak więc II korpus przygotowuje się w nocy do kolejnego natarcia.

23 maja

O świcie rozpoczyna się nawała artyleryjska. Niemcy ostrzeliwują z moździerzy polską piechotę w Piedimonte. Później kapitan Kuczuk postanawia jeszcze raz spróbować zająć te ostatnie 200-300 metrów, jakie pozostało do zdobycia całego miasteczka. O godz. 9 wydaje rozkaz do natarcia. Sam pojechał w czołgu ppor. Krompa. Dalej za nim jedzie pchor. Wasiak. Przeskoczył czołgiem na przełaj przez skarpę i dostał się do miasta. Niemiecki łowca czołgów uskoczył przed czołgiem w bok i cierpliwie czekał, aż podjedzie bliżej. Wówczas będzie miał na koncie 17 spalonych czołgów. Był poza zasięgiem działa i karabinu maszynowego. Wasiak skręca więc szybko lufę i strzela w pobliski mur. Pocisk odbija się od ściany i trafia Niemca rykoszetem na ułamek sekundy przed strzałem z pancerfausta. Dalej czołg wjechał na miny talerzowe. Miny wybuchły, zrywając gąsienicę. Za nim jedzie czołg Jabłońskiego. Jabłoński nie może ominąć unieruchomionego czołgu Wasiaka. Melduje więc, że spróbuje ściągnąć ten czołg do tyłu. Dowódca odpowiada:
- Jesteście, pistolet próbujcie.
Kiedy tylko Jabłoński zbliżył się do czołgu, Wasiaka kierowca czołgu zjechał kawałek ze śladu i trafił na minę. Mina wybuchła, zrywając gąsienicę.


Czołgi M4 Sherman z 6 Pułku Pancerenego "Dzieci Lwowskich" pchor. Wasiaka i por. Krompa unieruchomione na minach.

Wówczas Jabłoński melduje:
- Tadeusz 1 A mój kotek ma zranioną prawą łapkę, ugryzła go pluskwa wszystkie pionki całe.
Dowódca wydaje rozkaz:
- Tadeusz! Wszystkie zdrowe kotki mają odejść z Belfortu na dół gdzie mają wykonać inne zadanie. Kotki, które iść nie mogą zostawić na miejscu.
Czołgi wycofują się więc z powrotem. Czołg por. Jabłońskiego wycofał się bez jednej gąsienicy po własnych śladach. Próbuje się wycofać także ppor. Kromp z kpt. Kukuczkiem. Jabłoński widząc manewry ich czołgu, widzi, że czołg zawiesił się na skarpie i może polecieć w dół. Woła więc przez radio:
- Tadeusz uwaga! Z prawej skarpa ...stop dalej nie można, bo zlecicie.
Ktoś włącza się do sieci i także mówi:
- Tak tak pilnujcie go, bo zleci.
Kierowca zdołał w ostatniej chwili zatrzymać czołg. Próbował wyjechać, ale czołg tylko głębiej osiadł. Załoga z kpt. Kuczukiem opuściła czołg. Ppor. Jabłoński odbiera w tym samym czasie rozkaz dla kapitana:
- Najstarszy "Baca" ponagla wykonanie poprzednio otrzymanego rozkazu.
Kapitan kiedy dowiedział się o rozkazie, mówi zmęczony:
- Wycofać będące na ruchu.
Obaj liczą czołgi. Czołg pchor. Domurata został pod miastem unieruchomiony na początku akcji. Czołg pchor. Sokoła został poważnie uszkodzony pociskiem i nie może ruszyć. W czołgu Cybrucha zniszczona jest deska rozdzielcza i nie może uruchomić silnika. Czołgi Krompa, Kuczuka, Lesiaka, Tymienieckiego wiszą na skarpie.

Bohdan Tymieniecki przy swoim czołgu, zawieszonym na skarpie.

Czołgi Jeny i Glicy ugrzęzły. Czołg Wasiaka wyleciał na minie. Czołg pchor. Gduli ugrzązł w szczelinie, załoga została wybita. W czołgu pchor. Kiselewskiego nie działają lewarki. Czołg nie może skręcać. Czołg pchor. Pirożka ma zepsuty powrotnik, działo nie idzie do przodu. Czołgi pchor. Jurawieckiego i Jabłońskiego są unieruchomione. 15 czołgów zostaje wytrąconych z akcji. Trzy sprawne czołgi Średnickiego, Dolińskiego i Nóżki wycofują się z miasta. W trakcie odwrotu z miasta czołg Średnickiego zleciał z drogi na dół do wąwozu. Działo urwało się z jarzma a pchor. Średnicki jest ranny w głowę. Krzyczy w szoku zalany krwią do ppor. Jeny:
- Ratuj ludzi, Gdzie jest punkt opatrunkowy?!
Załoga zaraz potem wydostała się z czołgu. Przybiegł do nich kpt. Kuczuk. Kiedy dowiaduje się o sytuacji i śmierci kpr. Antoniuka przygniecionego w czołgu mówi:
- Biedny Adaś! ... świętej pamięci... Gdzie reszta załogi?
Kiedy kapitan dowiedział się, że część załogi uciekła do piechoty, mówi:
- Tu już nic nie pomożemy, a na górze na nas czekają! Ja pierwszy, Matzenauer drugi trzeci Dżuman a ty ostatni. Uciekamy w dół jarem.
Pchor. Jena stara się przekonać kapitana:
- Panie kapitanie lepiej może albo pojedynczo, co jakiś czas albo rozsypać się i każdy niech ucieka na własną rękę.
Wtrąca się do rozmowy sanitariusz z piechoty:
- Panie kapitanie poczekajmy, aż się ściemni. Bardzo strzelają
- Nie macie nic do gadania.
Zaraz potem kapitan skacze w dół jaru. Chwilę później obok rozerwał się pocisk moździerzowy. Kpt. Kuczuk-Pilecki zginął na miejscu. W tym samym czasie ppłk. Bobiński z laseczką w ręku w berecie idzie do czołgów. Po drodze spotkał żołnierzy Boryczkę i Święckiciego, którzy meldują mu:
- Czołg spadł, panie pułkowniku jeden zabity, jeden ranny... próbują ich wyciągnąć.
Kiedy pułkownik chciał wyjść na otwartą przestrzeń, wołają za nim:
- Ostrożnie panie pułkowniku. Panie Pułkowniku ! Tam strzelcy wyborowi koszą.
Pułkownik nie zważa na to. Kiedy podpułkownik dochodzi do pchor. Jeny i st. panc. Dżumana pyta ich:
- A gdzie kapitan?
Odpowiadają:
- Biegł tamtędy i tam padł.
Podpułkownik wrócił, aby stwierdzić, że kapitan Kuczuk-Pilecki były dowódca kompanii zamkowej nie żyje. Później załogi unieruchomionych czołgów widzą jak po ostrzeliwanym przez Niemców terenie, idzie do nich spacerowym krokiem ppłk. Bobiński. Wchodzi do jednego z domów gdzie siedzi por. Cybruch wraz z innymi żołnierzami. Podpułkownik mówi do nich:
- Pamiętajcie żeście się wdarli w linię Hitlera i nie dajcie się stąd wykurzyć.
Widząc natomiast ppor. Tymienckiego pyta się go:
- Pan nieogolony?
- Wody nie było. Ppłk.
Bobiński osobiście rozdziela poszczególne cele unieruchomionym czołgom. Sprawdził stan amunicji, wyznaczył na dowódcę całości por. Cybrucha. Na koniec daje ostatnie polecenie:
- Gdyby wam się nie udało utrzymać przednich stanowisk, wysadzić czołgi.
Zaraz potem rusza w drogę powrotną. Idzie spokojnym krokiem ignorując zupełnie niemieckich strzelców wyborowych, którzy do niego strzelają. Kiedy podpułkownik już sobie poszedł, wszelkie działania po stronie polskiej i niemieckiej zamierają. Jedynie gdzieś z oddali widać błyski odpałów angielskiej artylerii. Kiedy zapada noc, wokół czołgów czuwają patrole. Żołnierze co pół godziny zmieniają się, czołgając na punkt obserwacyjny. Kiedy patrol kilku żołnierzy dotarł do czołgu Wasika z urwaną gąsienicą, zauważył pięć sylwetek podkradających się do niego. Na pytanie: "Kto tam?" Niemcy odpowiedzieli granatami. Czołgi od razu otworzyły ogień. Przez jakiś czas trwała strzelanina, a potem wszystko ucichło. Niemcy będą jeszcze próbować podkraść się do czołgów jednak bezskutecznie. Czołg Wasiaka wysunięty najdalej do przodu odparł skutecznie kilka takich ataków. W ten sposób załogi czołgów przetrwały kolejną noc, aby rozpocząć już piąty dzień walki o Piedimonte.



24 maja

24 maja o godz. 8 rano rozpoczyna natarcie oddział rozpoznawczy por. Jadwisiaka. Składa się on z 10 czołgów i 10 carrierów. Oddział ma znowu spróbować przeprowadzić rozpoznanie niemieckich pozycji w stronę Aquino, oraz uderzyć na Piedimonte od tyłu. Szeroką rozrzuconą tyralierą nacierają carriery z piechotą za nimi jadą czołgi. Po drodze mijają rozbite czołgi z poprzednich natarć. Kiedy oddział zbliża się Piedimonte padają pierwsze strzały z niemieckich dział, czołgi i carriery chowają się w krzakach lub za wzniesieniami. Załogi czołgów bacznie obserwują przestrzeń, aż w końcu został wypatrzony niemiecki bunkier. Zostaje natychmiast zniszczony, a piechota pokazuje czołgom znak "V"
Kompania ochrony sztabu opuszcza transportery i rusza do ataku na niemieckie bunkry. Bunkry zdradzają swoją pozycję jeden pod drugim. Ich pozycje są przekazywane natychmiast czołgom i artylerii, która je niszczy. Niemieckie stanowiska zostały rozpoznane i ppłk. Bobiński odwołał oddział por. Jadwisiaka na pozycję wyjściową. Jest to ostatni dzień walki o Piedimonte.

Piedimonte Zdobyte

W nocy z 24 na 25 maja polskie oddziały w Piedimonte są poważnie wyczerpane. Zostają zluzowane przez 13 i 15 batalion. Później rusza polskie natarcie. 13 batalion uderza na 553 wzgórze pełne niemieckich bunkrów. Jednak bunkry są puste i wzgórze zostało opanowane bez strat. Zaraz potem por. Masztak rozpoczyna kombinowaną grupą czołgów i carrierów natarcie, które ma odciąć Niemcom drogę ucieczki z Piedimonte. Carriery podjechały do bunkrów i oddały w ich stronę kilka strzałów. Wtedy w dużym bunkrze-schronie wywieszono białą flagę, a później wyszli z niego włoscy cywile. Kawałek dalej 15 batalion mjr. Gnatowskiego przeszedł w przód i bez walki opanował miasto. Pojawił się zaraz ppłk. Bobiński. Ppor. Tymienieccki usłyszał od niego:
- Dostaje pan Virtuti Militari.
Tymieniecki prostuje się i odpowiada:
- Już się ogoliłem panie pułkowniku, dowieźli wodę.

Pułkownik Władysław Bobiński

Oboje ruszyli do miasta, ale zostało zaminowane. Niemcy wycofali się w pośpiechu i nie zdążyli zamaskować min. Pchor. Wasiak podszedł do jednej takiej miny. Postanawia ją sam rozbroić. Krzyczy do innych załóg, żeby się pochowały. Wokół słychać szepty:
- Wasiak wariacie rzuć to.
Pół godziny męczył się z miną, aż ją rozbroił. Kiedy inni zobaczyli, jak się to rozbraja, rozbroili wszystkie miny, jakie znaleźli bez pomocy saperów. W tym samym czasie mjr. Gnatowski zdjął buty i skarpetki i położył się na usypisku i odpoczywał. Później wchodzą do miasta podpułkownik i major angielski z wojsk pancernych. Przyjechali, aby obejrzeć rezultat natarcia czołgów. Zadziwiły ich czołgi w mieście. Major wskazuje zawieszone na skarpie czołgi i mówi:
- Niech pan patrzy, aż tam nawet są dwa.
Podpułkownik odpowiada:
- Doszli tam, bo to Polacy, ale po co?
Później w dowództwie korpusu zjawia się ppłk. Bobiński i składa meldunek gen. Andersowi:
- Panie generale, melduję wykonanie zadania linia Hitlera przełamana.

Epilog

Po zakończeniu bitwy o Piedimonte pokonani Niemcy rozpoczęli odwrót, a zgrupowanie "Bob" ruszyło za nimi w pościg. W tym samym czasie amerykański II korpus dotarł do przyczółka Anzio. Gdzie doszło do połączenia z amerykańskim siłami, które trzymały ten przyczółek od stycznia. Później amerykańskie oddziały weszły w lukę między niemiecką 362. DP i dywizją "Herman Göring". Następnie ruszyły drogą numer 6 na Rzym który został zdobyty 4 czerwca 1944 r. Niemiecka 10 armia gen. Vietinghoffa wycofała się na północ. Dwa dni później 6 czerwca alianci wylądowali w Normandi. Od tej pory front we Włoszech stał się do końca wojny frontem drugorzędnym. II korpus walczył nadal, zdobywając w lipcu 1944 roku Ankonę. Zakończył swój szlak bojowy zdobyciem w kwietniu 1945 roku Boloni.

Czołgiści z II Korpusu Polskiego w przerwie w walkach.


O autorze:

Szymon Waraksa student akademii pomorskiej w Słupsku pasjonujący się okresem II wojny światowej szczególnie kampanią wrześniową i wojskowością




Materiały źródłowe:


Anders W. Bez ostatniego rozdziału. Warszawa 2014.
Bitwa o Monte Cassino 1944. Geneza - Przebieg - Opinie.
Wybór źródeł.
Tom IV
Walki pod Piedimonte San Germano 19-25 maja 1944.
Wstęp, wybór i opracowanie: Waldemar Handke,
Leszno 2004.
Davies N., Szlak Nadziei. Marsz przez trzy kontynenty, 2015.
Davies N., Wstęp. W: Melchior Wańkowicz: Bitwa o Monte Cassino. Warszawa, 2009
Handke W., Semper Fidelis. Dzieje pułku 6 pancernego ,,Dzieci Lwowskich" , Oświęcim, 2015.
Śledziński K., Wyklęta Armia. Odyseja Armii Andersa, Kraków, 2017.
Kochanowski H., Orzeł niezłomny. Polska i Polacy w II wojnie światowej, Poznań , 2013.
Parker M., Monte Cassino. Opowieść o najbardziej zaciętej bitwie II wojny światowej, przeł. R.Bartołd, Poznań, 2005.
Rudnicki K., Na polskim szlaku. Wspomnienia z lat 1939-1947, Wrocław 1990.
Wańkowicz M., Monte Casinno, Warszawa, 1984.
Wawer Z., Monte Cassino, Walki 2. Korpusu Polskiego, Warszawa, 2009.

6 komentarzy:

  1. Gramatycznie i składniowo dramat...
    Czy naprawdę nie istnieje żaden synonim lub inne określenie dla słowa "czołg"? W ogóle po co używać go dwa, trzy razy w jednym zdaniu? Ogólnie bardzo chaotycznie prowadzony tekst, ciężko się czyta...

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak dla mnie rewelacyjny artykuł. Bardzo dobrze się czyta Pana Warakse. Szczegółowo i dynamicznie opisana bitwa.Można sobie wyobrazić co się tam działo,. Świetna robota panie Szymonie, jak zwykle nie mogę się już doczekać kolejnego artykułu. Tak trzymać..

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny artykuł pokazujący z jakim zaangażowaniem walczyliśmy o czyjąś sprawę i co Polski żołnierz był w stanie zrobić, żeby zrealizować zadanie.
    Kilka błędów gramatycznych:(22 maja"Dudzińskiego zdobyła dwa bunkry, tracąc dwóch zabitych<===żołnierzy) i trochę za często używasz słowa "w tym samym czasie" i "czołg" ale po za tym dobry materiał.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie zgadza mi się data śmierci ppor. Jabłczynskiego. Zginął 17 maja 1944 r, a potem walczył pod Piedimonte ?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racja. W tekście jednak nie chodzi o Jabłczyńskiego, ale o Jabłońskiego. W kilku miejscach nazwisko zostało jednak przekręcone przez autora. Błąd został już skorygowany, dziękujemy za zwrócenie uwagi.

      Usuń
  5. Zwracam uwage na fragment: "Trochę później ppłk. Bobiński melduje, że Piedmionte zostało zdobyte. W tym samym czasie artyleria korpusu proponuje cofnięcie piechoty z Piedimonte, aby można było ogniem artylerii zniszczyć niemiecką obronę w mieście. Była to słuszna koncepcja, która skróciłaby walki o Piedimonte, ale ponieważ meldowano już do gen Andersa o opanowaniu Piedimonte, dowództwo grupy "Bob" nie wyraża na to zgody. Rozpoczyna się w ten sposób mordercza bitwa o Piedimonte." Teraz prosze przeczytac fragment przy koncu opisu bitwy: " Później wchodzą do miasta podpułkownik i major angielski z wojsk pancernych. Przyjechali, aby obejrzeć rezultat natarcia czołgów. Zadziwiły ich czołgi w mieście. Major wskazuje zawieszone na skarpie czołgi i mówi:
    - Niech pan patrzy aż tam nawet są dwa.
    Podpułkownik odpowiada:
    - Doszli tam bo to Polacy ale po co?".
    Moj komentarz zbedny. Wystarczy zamysl nad owymi fragmentami opowiesci...

    OdpowiedzUsuń

Komentuj - to dla mnie najlepsza motywacja.