środa, 9 czerwca 2021

Smith Jimmy - Tragedia stresu pourazowego

Siedział na krześle ustawionym tuż przy ścianie stodoły, właściwie to był do niego przywiązany. Nie mógł nic widzieć, ponieważ opaska na oczach skutecznie mu to uniemożliwiała. Słyszał jednak szuranie wojskowych buciorów, szczęk oporządzenia i nerwowe pomruki. Wydawane przez oficera rozkazy, brzmiały w jego uszach niczym krótkie i urywane szczeknięcia. W uszach słyszał bicie własnego serca i szum krwi buzującej w głowie.
„Zaraz będzie po wszystkim…” - Pomyślał.
Nie bał się umierać, bał się jednak odgłosu, jaki będzie towarzyszył strzałom. Tak naprawdę wolałby mieć zatkane uszy niż zasłonięte oczy. Wcześniej już sam myślał już o tym, by zakończyć to wszystko i odebrać sobie życie.
„Ten huk… nie chcę by to się znów działo”.
Szarpnął się, by zatkać sobie uszy, ale ręce miał przytwierdzone do krzesła, które jedynie skrzypnęło, uniemożliwiając mu ich uniesienie. Miał w głowie mętlik. Obrazy, dźwięki, a nawet zapachy ze wspomnień zaczęły mieszać się z rzeczywistością. Jimmy zaczął cicho jęczeć.
Oficer krzyknął do plutonu egzekucyjnego:
- Cel!
Przywiązany do krzesła zamarł w bezruchu, obracając lekko głowę w stronę rzuconego rozkazu. Już za kilka chwil miał być martwy.


Przygotowanie dezertera do wykonania wyroku


5 września 1917 roku o godzinie 5:51 rozstrzelano, za dezercję i nieposłuszeństwo, szeregowego Jimmy’ego Smitha. Weterana bitwy o Gallipoli oraz bitwy nad Sommą, Posiadacza podwójnego „wyróżnienia za dobre zachowanie” – Good Conduct Badge. Całe zdarzenie było tym tragiczniejsze, że żołnierze plutonu egzekucyjnego składali się z jego towarzyszy broni i przyjaciół, którzy znali wartość i odwagę tego człowieka.

Jimmy Smith urodził się w 1891 roku w Bolton w Anglii. Wychowywał się w biedzie jako niechciana półsierota. Ojciec opuścił rodzinę, gdy Jimmy był jeszcze małym dzieckiem, matka natomiast zmarła kilka lat potem. Trafił pod opiekę ciotki i wujka. W dniu uzyskania pełnoletności zaciągnął się do wojska, do 1 Batalionu Fizylierów Lancashire. Przed wybuchem Wielkiej Wojny służył w Egipcie i Indiach. Była to jednak spokojna służba, pozbawiona walk. Z nimi Jimmy zetknął się po raz pierwszy dopiero w trakcie wojny. Jego „chrztem bojowym” była jedna z najgorszych kampanii tej wojny, bitwa o Gallipoli. Plan wymyślony przez pierwszego lorda Admiralicji Winstona Churchilla, przewidywał zdobycie Cieśniny Dardanele. Poprzedzające walki lądowanie desantowe, 25 kwietnia 1915 roku, było jednym z najkrwawszych i źle przygotowanych akcji tej wojny.
Batalion Jimmy’ego był jednym z pierwszych, który wiosłując w małych łodziach, zmierzał ku brzegowi. Tuż przed lądowaniem na plaży, około 45 metrów od celu, ukryte tureckie karabiny maszynowe otworzyły ogień.
Kapitan Richard Willis z kompanii „C” wspominał ten moment w następujący sposób:
„Moment zasadzki był doskonały. Byliśmy całkowicie odsłonięci i bezradni w naszych wolno poruszających się łodziach, ukryci Turcy po prostu ćwiczyli strzelanie do celu, w ciągu kilku minut tylko połowa z 30 mężczyzn na mojej łodzi została przy życiu”.
Żołnierze w akcie desperacji skakali do wody, gdzie masakra była kontynuowana. Ludzie tonęli pod ciężarem ekwipunku lub byli rozstrzeliwani ogniem tureckich KMów. Na plaży udręka trwała nadal. Pozycje wroga znajdowały się na szczycie klifów, które trzeba było zdobyć wspinaczką.
Tego dnia Batalion Jimmy’ego stracił połowę żołnierzy. Cel został jednak osiągnięty, a na cześć zwycięstwa przemianowano plażę na „Lancashire Landing”. Z całego pułku liczącego 1000 żołnierzy przeżyło jedynie 300. Życie straciło również 11 z 27 oficerów. Każdy z tych, którym udało się przeżyć, wiedział, że może mówić o cudzie. Tym bardziej James Smith był tego świadom, który przeżył nie tylko ten pierwszy dzień i w 1916 roku został przetransportowany do okopów we Francji.
Tam dołączył do ochotników w 15. Batalionie Fizylierów Lancashire, znanym jako kumple z Salford. Wtedy już nosił na swoim mundurze jedną odznakę „ Good Conduct Badge”. Zdawać by się mogło, że szczęście nadal go nie opuszcza. Tym bardziej że straty brytyjskie nad Sommą były tak duże, iż piechurów regularnie przenoszono między pułkami w celu uzupełnień. Już wkrótce dorobił się drugiej odznaki za „dobre zachowanie” i awansu na kaprala. Ostatecznie fart opuścił Jimmy’ego 11 października 1916 roku. W trakcie walk pod Le Transloy Ridge, potężny niemiecki pocisk artyleryjski eksplodował w pobliżu, rozrywając na kawałki jego towarzyszy. On sam został natomiast żywcem pogrzebany pod warstwą ziemi i fragmentami ciał. Odłamek ranił go w ramie, tworząc w nim wyrwę wielkości pięści. By przeżyć, musiał odgrzebać się spod części ciał swoich przyjaciół. Ranny we krwi i kawałkach ludzkiego mięsa został odtransportowany do szpitala Townleys w Bolton. Nie ulegało wątpliwości, że wydarzenia, które przeszedł, pozostawiły głębokie ślady na jego psychice. Większości ludziom wystarczyłyby już przejścia z samego Gallipoli lub walk nad Sommą — James przeżył oba te wydarzenia.
Tego samego roku Jimmy trafił ze szpitala z powrotem na front, do 17. Batalionu King's Regiment (Liverpool), nazywanego „Kumple z Liverpoolu”. Tam był już zupełnie innym człowiekiem. Zamknięty w sobie, otępiały, a zarazem neurotyczny i w ciągłym stresie. Dzisiaj zostałby od razu zdiagnozowany jako ciężki przypadek zespołu stresu pourazowego i odesłany z frontu. Jednak w tamtym okresie był postrzegany bardziej jako tchórz. Choć ci z towarzyszy broni, którzy go znali już dłużej dobrze wiedzieli, z jakimi demonami boryka się ten niespełna 26-letni chłopak. Starali się więc dawać mu zadania z dala od okopów. Jednak sama bliskość działań wojennych miała druzgocący wpływ na tego człowieka. Dziesięć dni po powrocie na front, Jimmy dobrowolnie „oddał pasek”, stając się tym samym na powrót szeregowym Jamesem Smithem. Sześć dni później, nie radząc sobie z obciążeniem psychicznym, opuścił swoje stanowisko bez rozkazu. 29 grudnia 1916 roku stanął przed polowym sądem wojskowym za naruszenie dyscypliny wojskowej i został skazany na 90 dni kary polowej numer jeden. Kara polegała na przykuwaniu skazanego do stałego przedmiotu na dwie godziny w ciągu dnia. Było to dla niego prawdziwą torturą. Był zarówno unieruchamiany, jak i upokarzany, co znacznie pogłębiło jego stan.
15 lipca 1917 roku tuż przed bitwą pod Passchendaele osławioną później jako bitwa pod Ypres, został drugi raz postawiony przed sądem za nieobecność bez urlopu. Ponownie skazano go na 90 dni kary polowej numer jeden. Kara nie została jednak wykonana w pełnym wymiarze, ponieważ oddział Jimmy’ego znalazł się na zboczu Pilckem, szykując się do ataku.
30 lipca 1917 roku, w przeddzień bitwy Jimmy nie mogąc poradzić sobie ze sobą, ponownie opuścił front bez rozkazu. Kilka godzin potem był widziany około 5 mil od swojego stanowiska w mieście Poperinghe. Tuż przed północą aresztowano go gdy błąkał się bez celu. W punkcie opatrunkowym lekarze stwierdzili, że jest zdolny do służby wojskowej, więc oskarżono go o dezercję. W trakcie przebywania w areszcie nałożono na niego karę dwugodzinnej musztry, jednak on odmówił jej wykonania. W efekcie został również oskarżony o nieposłuszeństwo.


Teczka z dokumentami z rozprawy


22 sierpnia tego roku stanął po raz trzeci przed sądem polowym. Ten w składzie: Major Watson, porucznik Pierce i porucznik Collins, wydał jednogłośny wyrok, uznając go za winnego we wszystkich punktach oskarżenia. Na rozprawie James Smith nie był reprezentowany przez żadnego obrońcę, a sam natomiast ze względu na swój stan psychiczny nie był w stanie zabrać głosu. Gdy ogłoszono wyrok śmierci, przyjął go bez emocji. Sąd był w pełni świadomy zarówno jego historii medycznej, jak i przebiegu służby. Mógł zdecydować o przeniesieniu go do Korpusu Pracy, gdzie nadal wspierałby wysiłek wojenny z dala od frontu. Jednak postanowiono dla przykładu ukarać doświadczonego żołnierza. Brygadier potwierdził wyrok 22 sierpnia, dowódca dywizji 28 sierpnia, a naczelny feldmarszałek Haig 2 września.
Po południu 4 września 1917 roku grupka 11 żołnierzy i jeden podoficer otrzymali rozkaz pozostania około 9 kilometrów za linią frontu. Mieli oni stworzyć pluton egzekucyjny dla dezertera. Już samo to było dla tych ludzi koszmarem, jednak kiedy dowiedzieli się, że tym dezerterem jest jeden z żołnierzy ich oddziału, zaczęli protestować. Jednak na nic się to nie zdało. 5 września wczesnym rankiem, tuż po godzinie 5 rano żołnierze wyszli na dziedziniec przed stodołę w Kemmel Château. Tam na krześle, z zawiązanymi oczami i białą tarczą na wysokości serca siedział ich towarzysz. Jednym z żołnierzy plutonu egzekucyjnego był szeregowy Richard Blundell, przyjaciel Smitha. Tuż przed wydaniem rozkazu protestował u oficera, jednak ten nawet nie zwrócił na niego uwagi. Chciano jak najszybciej przeprowadzić egzekucję. Gdy padł rozkaz do oddania strzału, okazało się, że nikt nie chciał zabić skazańca i większość strzałów była niecelna. Jimmy wraz z krzesłem padł na ziemię ciężko ranny, wijąc się w agonii. Podoficer dowodzący plutonem nie był w stanie go dobić, ręce mu drżały i nie potrafił przeładować pistoletu. Na domiar złego rozkaz oddania strzału dobijającego został wydany Blundellowi. Tak oto musiał strzelić w głowę swojemu przyjacielowi, z czym nie pogodził się do końca życia.


Nagrobek szeregowego Smitha


Wbrew powszechnemu przekonaniu kara śmierci za dezercję w czasie Wielkiej Wojny nie była nagminnie stosowana. Spośród 30000 żołnierzy, którzy mogli otrzymać karę śmierci za dezercję i tchórzostwo, tylko 10% tak naprawdę otrzymało taki wyrok, a z tych 3000 wyroków 90% zostało zamienionych na inne kary. Jednak Jimmy’ego nie było wśród nich. Został skazany na śmierć, a rozkaz wykonano 5 września tuż przed 6 rano. Dziś Jimmy leży na cmentarzu wojskowym w Kemmel Chateau. Na jego nagrobku widnieje napis „Przeminęło, ale nie zapomniano” – więc nie zapomnijmy.


Tekst pierwotnie pisany dla Historia jakiej nie znacie.



Materiały źródłowe:

Graham Maddock - "Liverpool Pals"
Bolton Archives and Local Studies Service.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentuj - to dla mnie najlepsza motywacja.