Dziś w oparciu o tę pozycję chcę opisać pewien epizod z podniebnych walk, oraz jedną ciekawą postać.
31 sierpnia 1940 roku był dniem, w którym po raz pierwszy było dane Polakom wznieść się ku zadaniu bojowemu. Wcześniej piloci z dywizjonu 303, pod dowództwem angielskiego squadron leadera Rolanda Kelletta, latali jedynie na ćwiczenia. Wyspiarze nie do końca ufali w umiejętności swoich sojuszników. W ich pamięci nadal pozostawała szybka wrześniowa porażka, oraz niepowodzenia na francuskim niebie. Problem polegał na tym, że Anglosasi widzieli jedynie ogólny zarys, podkreślony ostatecznym bilansem. Nie przyglądali się jednak warunkom, sprzętowi, oraz ogólnej doktrynie z którymi, oprócz wroga, musieli się zmagać polscy lotnicy.
Kto wie, czy właśnie tego dnia i czy w ogóle, dane by im było "walczyć na poważnie", gdyby nie pewien incydent, który miał miejsce dzień wcześniej. Incydent, jak przystało na przybyszów znad Wisły, był oczywiście przykładem niesubordynacji oraz ułańskiej fantazji. Jego skutek jednak okazał się pozytywny dla lotników "Trzysta-trójki".
Kto wie, czy właśnie tego dnia i czy w ogóle, dane by im było "walczyć na poważnie", gdyby nie pewien incydent, który miał miejsce dzień wcześniej. Incydent, jak przystało na przybyszów znad Wisły, był oczywiście przykładem niesubordynacji oraz ułańskiej fantazji. Jego skutek jednak okazał się pozytywny dla lotników "Trzysta-trójki".