Strony

środa, 22 kwietnia 2020

"Niedźwiedź Wojtek" - Przygody w Palestynie

O Wojtku słyszeliśmy już bardzo wiele i chyba każdy zna tego sympatycznego niedźwiedzia, a większość z nas potrafi powiedzieć o nim kilka słów. Jednak zagłębiając się w historię tego nietuzinkowego żołnierza, za każdym razem pojawiają się jakieś ciekawe szczegóły. Biorąc do ręki książkę Aileen Orr "Niedźwiedź Wojtek — niezwykły żołnierz armii Andersa" liczyłem właśnie na coś nowego, lub na kilka nieznanych szczegółów, znanej mi już historii. Wiedziałem wiele na temat jego zasług w czasie bojów na froncie włoskim jak i na temat tego co i jak go spotkało po powrocie do Anglii, po macoszemu traktowałem natomiast dni przed przeprawą na pokładzie "Batorego" na Półwysep Apeniński.


Wojtek ze swoim ukochanym opiekunem


Czas, który nasz dzielny Miś spędził w Palestynie, był dla niego pełen nowych wrażeń i doświadczeń, jak również momentami nudny i monotonny. Natomiast dla jego opiekuna, kaprala Piotra Prendysa, kłopotliwy i uciążliwy. Autorka książki "Niedźwiedź Wojtek" pisze w niej:

"Piotr, opowiadając o jednym z jego [Wojtka] wybryków, w przypływie szczerości wyznał niegdyś mojemu dziadkowi, że znudzony, dorastający niedźwiedź, jest dla swojego opiekuna prawdziwym koszmarem".

W obozie jednostki transportu samochodowego w Gederze zacieśniały się i kształtowały relacje między Wojtkiem i jego towarzyszami. Choć był jeden moment, w którym wszystko mogło się zmienić a historia o polskim żołnierzu — niedźwiedziu zakończyć.


Dla niedźwiedzia z gór irańskiej prowincji Hamad największym utrapieniem były upały, jakie panowały w Palestynie, Iraku i Libanie, przez które przewędrował razem z Polakami. Latem temperatury dochodziły tam do 38 - 48°C, co dla naszego futrzaka musiało być prawdziwą gehenną. Kiedy Wojtek był jeszcze małym niedźwiadkiem, żołnierze wykopywali mu w piasku dół i wypełniali go wodą. Zwierzę wskoczywszy raz do tak przygotowanego basenu, nie wychodziło zeń, dopóki cała woda nie zniknęła w gruncie, a i po tym przez pewien czas taplał się jeszcze w chłodnym błocie. Gdy dorósł, stał się już za wielki, by można było mu w ten sposób pomóc. Jedyną alternatywą pozostawało nieustanne szukanie cienia, który i tak dawał niewielką ulgę, lub leżenie obok cysterny z wodą i błagalnym wzrokiem żebranie by któryś z przechodzących żołnierzy odkręcił na chwilę jej zawór. W ten sposób mógł, choć na chwilę zmoczyć gęste futro i ochłodzić się odrobinę. Nie było to jednak takie proste, ponieważ woda nie była popularnym towarem i często trzeba było ją przywozić wiele kilometrów, właśnie takimi cysternami do obozu.
W każdym razie najprawdopodobniej upiorne upały, jak i może doskwierająca w tamtym okresie nuda, skłoniły misia do ucieczki. Wojtek jednak nie był zwyczajnym niedźwiedziem, który by po prostu ruszył przed siebie pod wpływem impulsu. Wybrał moment, w którym Piotr jak i pozostali jego towarzysze, pochłonięci byli innymi zajęciami i nie zauważyli kiedy zniknął. Po odkryciu nieobecności swojego włochatego kompana Polacy musieli najpierw ustalić, w jakim kierunku zdezerterował Niedźwiedź. Gdy im się to udało, okazało się, że skierował swoje kroki w stronę rodzinnych gór Iranu. Kapral Prendys, ruszając w pościg, wpadł na pomysł, by udać się w drogę nie zwykłą ciężarówką, a cysterną z wodą. Znał on bardzo dobrze swojego podopiecznego i wiedział, gdzie są jego słabe i mocne strony.
Okazało się, że Wojtek zdołał już oddalić się od obozu dobrych kilka kilometrów. Co ciekawe bezbłędnie określił kierunek, w którym pędził długimi susami, by dotrzeć do miejsca, gdzie przyszedł na świat. Kiedy Polacy go dogonili, Piotr spostrzegł, że jego przyjaciel jest zdecydowany i nie w nastroju do jakiejkolwiek dyskusji. W zwierzęciu budziła się jego dzika natura i z zaciętością podążał ku wyznaczonemu sobie celowi. Cysterna zatrzymała się więc, a żołnierze wysiedli, Piotr miał jednak od początku pewien plan. Odkręcił zawór, z którego trysnęła zimna, czysta woda i zawołał:

- Wojtek... Wojtek!

Miś stanął i nie mogąc oprzeć się pokusie, podbiegł do chłodzącego strumienia. Woda wygrała z chęcią ucieczki i przekupione w ten sposób zwierzę bez przymusu i namawiania podążyło z powrotem w stronę bazy, truchtając w ślad za ukochaną cysterną.


Mały Wojtek ćwiczy swoje umiejętności. Bliski Wschód.

Sława kaprala Wojtka jest tak duża, że dziś mało kto wie, iż nie był on jedynym niedźwiedziem, który wraz z polskimi żołnierzami przemierzał szlak wojenny. Mało tego, ów drugi miś był maskotką żołnierzy 16 Batalionu Strzelców Lwowskich, którzy również walczyli w ramach 2 Korpusu Polskiego. Otrzymali go oni w prezencie od szacha Mohameda Rezy, władcy Iranu i tak naprawdę nie wiadomo czy był to przejaw życzliwości, czy raczej złośliwy żart, ale o tym za moment. W każdym razie żołnierze 22 Kompanii Zaopatrywania Artylerii i strzelcy lwowscy doszli do wniosku, że byłoby miło poznać ze sobą dwa zwierzaki. We wrześniu 1943 roku, kiedy Wojtek i jego kompania stacjonowała w Iraku, w odwiedziny przyjechało kilku żołnierzy z lwowskiego batalionu oraz ich niedźwiedź Michał. To, co miało być miłym spotkaniem towarzyskim, przerodziło się w mrożący krew w żyłach spektakl. Gdy Michał zobaczył Wojtka, wpadł w nagły i niezrozumiały szał. Napad był tak niespodziewany i impulsywny, że zwierz zdołał wyrwać się swojemu opiekunowi, który trzymał go na łańcuchu i rzucił się na Wojtka. Oba drapieżniki zwarły się w morderczym uścisku, drapiąc pazurami i starając się przegryźć gardło oponenta.
Żołnierze obu oddziałów mogli jedynie przypatrywać się bezsilnie temu zdarzeniu. Wszelka próba interwencji musiałaby skończyć się co najmniej ciężkimi obrażeniami. Wojtek okazał się sprawniejszym zapaśnikiem i po chwili udało mu się unieruchomić głowę napastnika w żelaznym uścisku. Wydawało się, że za chwilę z trzaskiem pęknie kręgosłup Michała. Zgromadzeni wokoło zaczęli krzyczeć i wymachiwać rękoma. Wojtek, jak gdyby odzyskał na moment swoją "ludzką stronę" i odepchnął od siebie drugiego niedźwiedzia. To wystarczyło, aby lwowiacy rzucili się kupą na swojego podopiecznego i unieruchomili go.
Okazało się, że tak naprawdę było to nieobliczalne zwierzę, które sprawiało wiele problemów. Można więc wysunąć hipotezę, że prezent miał być raczej podstępnym obdarowaniem Polaków problemem. Jednak czy tak było naprawdę, można jedynie hipotetyzować.
Po tym incydencie żołnierze Batalionu Strzelców Lwowskich próbowali oddać Michała żołnierzom australijskiego pułku piechoty. Ci przyjęli go z radością, jednak po kilku dniach nagle w obozie lwowiaków pojawił się ich były podopieczny. Okazało się, że poturbowawszy dosyć mocno swoich nowych opiekunów, niedźwiedź uciekł i wrócił do swoich wcześniejszych właścicieli. Nie było mowy o ponownej próbie oddania tego nieobliczalnego i brutalnego zwierzęcia.
Przez pewien czas stał się on nawet inwentarzem Kompanii Zaopatrywani Artylerii, gdzie maskotką był już Wojtek. Był to właśnie pretekst, by pozbyć się Michała, uzasadnieniem był mianowicie fakt, że żołnierze tej jednostki mają już doświadczenie z Niedźwiedziami.
Michał stał się bardzo uciążliwym problemem. Gdy tylko widział Wojtka, dostawał szału. Ryczał i próbował wyrwać się opiekunom, starając się zaatakować drugiego niedźwiedzia.
Kiedy "kompania niedźwiedzi" przeniosła się do Palestyny, nadarzyła się okazja, by znów mógł zapanować spokój. Żołnierze postanowili oddać Michała do zoo w Tel Awiwie. Dyrektor tej placówki ucieszył się tak bardzo, że podarował Polakom w zamian małą małpkę, która nazwano Kasia. Jak się maiło później okazać, była to wymiana niezbyt udana. Małpka była niezwykle złośliwym i natrętnym zwierzęciem, szczególnie dla naszego Wojtka. Jednak nie była ani groźna, ani nie wyrządzała większych szkód materialnych, dlatego była tolerowana przez polskich wojaków.


Kapral Wojtek w zabawie walczy o kubek wody.


Wojtek również nie zawsze był aniołkiem. Miał na swoim koncie kilka mniej lub bardziej poważnych przewinień. Jak chociażby kradzież damskiej bielizny. Pewnego razu miś wraz ze swoim opiekunem Piotrem, udali się do większego obozu alianckiego w Iraku, wraz z ekwipunkiem, w który zaopatrywali ów jednostkę. Gdy kapral Prendys załatwiał niezbędne formalności, niedźwiedź wybrał się na zwiedzanie obozu. Przechodząc między namiotami, jego uwagę przykuły dziwne ubrania kołyszące się na wietrze, porozwieszane na sznurach. Ponieważ był raczej przyzwyczajony do widoku męskiej garderoby, damska bielizna wydała mu się dosyć osobliwa. Zaczął więc zdejmować ją ze sznurków i dokładnie badać. W tym momencie pojawiły się niekompletnie ubrane właścicielki tych ubrań. Okazały się one później, iż były to kobiety należące do polskiego oddziału łączności. Na widok Niedźwiedzia bardzo się przestraszyły i uciekły z krzykiem za najbliższy namiot. Jednak chyba Wojtek wystraszył się bardziej niż one, ponieważ również rzucił się na oślep do ucieczki z owiniętymi wokół głowy halkami, stanikami i pończochami.
Na szczęście Piotrowi i jego kompanom udało się odzyskać ubrania, nim te zostały zniszczone. Początkowa złość i zażenowanie damskiej części obozu, przerodziło się w śmiech i oczarowanie porywaczem bielizny. Kiedy opiekunowie wraz z Wojtkiem pojawili się, by zwrócić garderobę jej właścicielkom. Wojtek przepraszał je, zasłaniając sobie oczy łapami i cienko popiskiwał. Co jakiś czas spoglądał spod nich na dziewczęta. Ich reakcja była raczej oczywista, tak samo jak fakt, że kapral Prendys i jego koledzy, wykorzystali całe zajście, by zorganizować sobie spotkanie towarzyskie z piękniejszą częścią sił alianckich stacjonujących w Iraku.
Innym razem wybryk Wojtak nie skończył się tak miło dla jego towarzyszy. Była Wigilia Bożego Narodzenia i Polacy zorganizowali w myśl tradycji ucztę. Obdarowali swojego pupila mnóstwem prezentów, wśród których znalazło się również i wino. Pod jego wpływem zwierzak postanowił wybrać się na spacer. Gdy żołnierze poszli spać, on wymknął się i skierował swoje niedźwiedzie kroki w stronę magazynu żywności. Nie trzeba chyba tu wspominać w jakim celu. Na miejscu otwierał wszystko, co zdołał otworzyć. To, czego nie udało mu się zjeść, lądowało na podłodze i było przez niego deptane. W trakcie tej uczty poprzewracał półki i zdemolował doszczętnie całe pomieszczenie. Tej sprawy nie dało się obrócić w zabawny epizod. Żołnierze, zamiast odpoczywać, musieli sprzątać pozostawione po Wojtku pobojowisko i ustawiać regały. Natomiast sprawca całego zdarzenia został ukarany aresztem w formie łańcucha przytwierdzonego do kołka wbitego w ziemię. Na całe szczęście dla zwierza nie trwał on zbyt długo. Ze względu na święta mógł liczyć na amnestię.


Wojtek i Elżbieta Niewiadowska, polska aktorka, tancerka i  żołnierz 2 Korpusu Polskiego.

W lipcu 1943 roku, kiedy polska kompania stacjonowała w północnym Iraku, Wojtek zdołał wynagrodzić swoim opiekunom, oraz całej kompanii jeśli nie korpusowi, wszystkie swoje przewinienia i wybryki.
Niedźwiedź był już wtedy dorosłym osobnikiem, więc dołek z wodą dla ochłody nie wchodził w rachubę. Żołnierze pozwalali mu brać wraz z nimi prysznic, pomimo że często przepychał się, by zajmować i blokować jak najdłużej natrysk, z którego leciała woda. Problem pojawił się, kiedy mądre zwierzę wykombinowało, jak puszcza się wodę. Wystarczyło mianowicie, jednie pociągnąć za sznurek a orzeźwiająca woda spływała na gęste futro. Wojtek powtarzał ten zabieg tak często i tak długo aż wyczerpywał się cały zapas wody. Ta zaś musiała być dostarczana w cysternach, więc była raczej cennym towarem. Postanowiono więc zamykać prysznice na kłódkę, by Wojtek nie mógł "po godzinach" niepostrzeżenie zużywać cały deputat przeznaczony dla kompanii. Jednak zdesperowane zwierzę zawsze kręciło się w pobliżu baraku kąpielowego z nadzieją na to, że ktoś kiedyś zapomni go zamknąć, lub zlituje się nad nim i wpuści go do środka.
W końcu nadarzyła się okazja, ponieważ pewnego dnia miś dostrzegł, że drzwi do niego są niedomknięte. Szybko wpadł więc do środka, by wziąć kąpiel, nim ktokolwiek zauważy i go wyprosi. Chwile po tym jak postać Wojtka zniknęła w środku, przez obóz przetoczył się przeraźliwy wrzask. Gdy na miejsce przybyli wartownicy, okazało się, że w pomieszczeniu stoi Wojtek i przygląda się z zainteresowaniem, wrzeszczącemu i drapiącemu z przerażenia ściany w rogu baraku, nieznanemu Arabowi. Intruza zabrano i przesłuchano dosyć wnikliwie. Okazało się, że był szpiegiem, który miał przeprowadzić rozpoznanie obozu i zlokalizować ważniejsze budynki, jak na przykład magazyn broni. Następnego dnia arabscy dywersanci mieli przeprowadzić atak na polskich żołnierzy. W trakcie przesłuchania udało się wydobyć z pojmanego wszystkie informacje, włącznie z nazwiskami jego kompanów i miejscem ich pobytu. Można tu być pewnym, że udało się to dzięki silnemu argumentowi, jakim była groźba zamknięcia Araba na powrót z Wojtkiem w ciasnym pomieszczeniu.
Następnego dnia rano, przeprowadzono kilka szybkich rajdów w okolicach miasta Kirkuk i ujęto wszystkich niedoszłych dywersantów.
Tak oto Wojtek uratował swoich towarzyszy przed zamachem, zyskując sobie ich dozgonna wdzięczność. Tego dnia mógł oficjalnie wziąć prysznic tak długo jak chciał a cały barak był zarezerwowany tylko dla niego. Podobno miś miał zużyć większość obozowych zapasów wody, którą  następnie trzeba było dostarczyć specjalnym transportem. Jednak w tych okolicznościach nikomu to nie przeszkadzało.
Pobyt 2 Korpusu polskiego na Bliskim Wschodzie był pełen ciekawych zdarzeń i wesołych sytuacji, szczególnie dla Wojtka i jego przyjaciół a przygoda dopiero się zaczynała...


Losy dzielnego misia i jego towarzyszy, opisała w bardzo dokładny i przyjemny sposób Aileen Orr w swojej książce. Książkę można nabyć online na stronie wydawnictwa Replika.   

              
       
Powiązane artykuły











Materiały źródłowe:

Alieen Orr - "Niedźwiedź Wojtek - niezwykły żołnierz armii Andersa"


5 komentarzy:

  1. Aż tak potężny to Wojtek nie był żeby całe pułki przerwacać, chodziło o półki pewnie ;) - ale to pierdoła; przyjemna lektura do porannej kawy!

    OdpowiedzUsuń
  2. Znam osobiscie Aileen Orr, kilka lat temu byłem gościem na jej farmie, gdzie po wojnie przebywał Wojtek, Bardzo ciekawa historia. Pozdrawiam i zapraszam na www.decmarko.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Meeeeeega dukie pszygody

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam go do tego stopnia, ze na urodziny dostałem od dziewczyny skarpetki w misie :)

    OdpowiedzUsuń

Komentuj - to dla mnie najlepsza motywacja.