Strony

poniedziałek, 31 lipca 2017

1.08.1944 - A gdy padły pierwsze strzały.

Kapral podchorąży Armii Krajowej, Zdzisław Sierpiński wraz ze swoją drużyną podejmuje broń z zakonspirowanego składu w jednym z warszawskich domów. Jest 1 sierpnia  1944 roku, około godziny 13, a dzień jest upalny. Ludzie "Świdy", bo takim pseudonimem posługuje się Sierpiński, upychają w milczeniu pistolety, peemy i granaty pod marynarki i płaszcze. Część broni ląduje w workach. Wszyscy dzielą się na grupki i opuszczają oddzielnie lokal. Ich "towar" musi trafić do punktu koncentracji oddziałów 9 Kompanii Dywersji Bojowej "Żniwiarz" na Żoliborzu. Jakże będą musieli się rzucać w oczy, tak naubierani, kiedy żar leje się z nieba. W głowie "Świdy" echem odbijają się słowa odezwy konspiracyjnej, zamieszczonej w biuletynie radiowym "AR":
"W ostatnich dniach zdarzyło się na terenie Warszawy szereg wypadków lekceważenia sobie środków ostrożności w stosunku do okupanta. Lekkomyślność ta pociągnęła za sobą wiele niepotrzebnych i bolesnych ofiar. Należy pamiętać, że nie czas jeszcze na dekonspirację." 
Godzinę "W", czyli moment wywołania powstania zaplanowano na godzinę 17. W całej Warszawie właśnie koncentrują się oddziały AK, podejmowana jest broń z zamelinowanych magazynów. Łączniki alarmowe od rana przekazują rozkaz pułkownika Antoniego Chruściela "Montera" o wybuchu powstania w mieście. Grupka młodych, dziwnie ubranych jak na letnią porę ludzi idzie ulicą Kochanowskiego, na czele którego nonszalancko kroczy 20 letni Sierpiński. Nagle rozlega się warkot ciężarówki. To od strony Powązek nadjeżdża niemiecki patrol żandarmerii. Samochód jedzie powoli w stronę plutonu AK, oficer siedzący obok kierowcy przygląda się przechodniom. Ludzie "Świdy", częściowo już w butach z cholewami i spodniach od munduru muszą się cholernie wyróżniać na tle "normalnych" warszawiaków. Zdzisław patrzy w oczy Niemca, wydawać by się mogło, iż ten doskonale wie kim są... Tylko jeszcze się zastanawia czy zareagować, czy udać że nic nie widzi. Po krótkim rachunku zysków i strat, na twarzy hitlerowca maluje się zdecydowanie.
"Halt! Hände hoh!"
Ciężarówka hamuje z piskiem opon, Polacy padają na ziemię wyjmują broń i zaczynają strzelać do Niemców. Nim ci zdążyli jeszcze wyskoczyć z samochodu, z drugiej strony podchodzi wsparcie AK, wysłane dla dodatkowego zabezpieczenia transportu broni. W stronę ciężarówki leci kilka granatów. Auto staje w płomieniach, kilku nazistów leży na ulicy a reszta ucieka. Sierpiński rozkazuje szybki odwrót i dociera bez strat własnych na miejsce zbiórki. To nie tak miało być, jeszcze za wcześnie, jest godzina 13:50. Pierwsze strzały powstania warszawskiego padają ponad 3 godziny za szybko.
*Tekst na podstawie wspomnień Zdzisława Sierpińskiego, oraz książki Władysława Bartoszewskiego "Dni walczącej Stolicy"

Powstańcy Warszawscy przygotowujący się do walki. Sierpień 1944 rok.
Źródło: Mikołaj Kaczmarek

Kiedy Tadeusz "Bór" Komorowski wydawał rozkaz pułkownikowi Chruścielowi, przywódcy powstania, liczył na efekt zaskoczenia i kiepskie morale niemieckich żołnierzy. Rozkaz brzmiał:
"Jutro o piątej po południu rozpocznie pan działania."
Decyzja była oparta na informacji o zbliżającym się froncie sowieckim, który miał dotrzeć do stolicy kiedy ta będzie już wolna. Armię czerwoną miały przywitać polskie struktury administracyjne i polska armia (Armia Krajowa).

Na podjęcie decyzji o wywołaniu powstania składało się wiele czynników, w tym "impuls sowiecki". Od 22 lipca Niemcy w pośpiechu ewakuują swoją administrację z miasta, oraz część sił policyjnych. Przez Warszawę przechodzą fale uchodźców ze wschodu, spychanych zbliżającym się frontem. 27 lipca do miasta wkraczają siły SS by utrzymać porządek i opanować panikę. 29 i 30 lipca radio "Moskwa" i radiostacja "Kościuszko" nadają komunikaty do mieszkańców stolicy, by ci rozpoczęli walkę przeciwko okupantowi i tym sposobem wspólnie z wojskami sowieckimi pokonali Niemców.
Pod koniec lipca, I Front Białoruski marszałka Konstantego Rokossowskiego podszedł na przedpola Warszawy, a 1 Armia Wojska Polskiego generała Zygmunta Berlinga zbliżyła się do Puław. Warszawa pierwotnie miała być wyłączona z operacji "Burza" jak nazywano działania powstańcze. Jednak w obliczu możliwości zajęcia miasta przez bolszewików plan zmieniono.
Dowództwo AK nie miało świadomości, iż alianci rozstrzygnęli już losy Polski na konferencji w Teheranie, gdzie bez udziału polskiego rządu na uchodźstwie, postanowiono oddać kraj pod rosyjską strefę wpływów. Wiadomym jednak był fakt, że na ziemiach "wyzwolonych", NKWD stosuje represje wobec żołnierzy AK, z przymusowym rozbrajaniem i zsyłaniem do łagrów włącznie. Kiedy Armia Czerwona znalazła się już na prawym brzegu Wisły, decyzja zapadła. Godzinę "W" wyznaczono na 17:00. W walkach w sumie wzięło udział około 50.000 żołnierzy AK, Narodowych Sił Zbrojnych, Związku Młodych, Armii Ludowej, oddziałów tyłowych i formacji kobiecych. Niemców było 16 tysięcy żołnierzy garnizonowych, do tego należy doliczyć żandarmów i oddziały SS, w sumie 20.000 ludzi pod bronią. Rzadko kiedy wspomina się o pancernych oddziałach frontowych, skoncentrowanych po obu stronach Wisły.  Mogło by się wydawać, że przewaga była po stronie polskiej, jednak jedynie co 10 powstaniec dysponował jakąkolwiek bronią. Reszta mogła jedynie liczyć na broń zdobyczną, lub od zabitych towarzyszy. Było to między innymi spowodowane tym, że część "dziupli" w których ukrywano broń nigdy nie zostało opróżnionych. Winna temu była konspiracja, tylko pojedyncze osoby wiedziały o poszczególnych kryjówkach. Miało to ograniczyć straty w razie wpadki, tyle tylko, że gdy aresztowano osobę znającą miejsce ukrycia arsenału, lokalizacja przepadała bezpowrotnie. Niemcy w dniach poprzedzającym powstanie rozpracowali i zatrzymali część osób znających miejsca ukrycia broni, z powyższych powodów do walczących trafiło jedynie około 40% zamelinowanego uzbrojenia: mniej więcej 1.000 karabinów, 500 pistoletów maszynowych, 60 ręcznych karabinów maszynowych, 7 CKMów, 35 sztuk broni przeciwpancernej, w tym 15 Piatów i 20 karabinów wz. 35 "Ur", 3.700 zwykłych pistoletów i 25.000 granatów. Polacy mieli zapas amunicji zaledwie na 2 - 3 dni walki.

Powstanie Warszawskie 1944 rok. Cywile uczą się strzelania.
Źródło: Mikołaj Kaczmarek 

Niemcy natomiast mogli liczyć na czołgi, samochody pancerne, ciężką artylerię, samoloty, duże ilości broni maszynowej i ręcznej. W obliczu tego faktu, przewaga liczebna topniała pod argumentem uzbrojenia i wyekwipowania. Należy również wiedzieć, że w dniu 1 sierpnia w stanie gotowości mobilizacyjnej nie znalazło się więcej niż 2/3 siły powstańczej.
Element zaskoczenia również stracił na znaczeniu i sile. Jak się okazało walki wybuchły już znacznie wcześniej niż planowało dowództwo, moment zaskoczenia został zaprzepaszczony. Zaalarmowany, sporadycznymi walkami, niemiecki dowódca miasta Warszawy generał Reiner Stahel, zarządza o 16:30 alarm garnizonu. Dodatkowo o godzinie 16 do dowódcy policji i SS Paula Giebela zadzwonił anonimowy oficer Luftwaffe, któremu polska kochanka podała dokładny termin wybuchu powstania. Walki wybuchały niejednokrotnie zaskakując żołnierzy AK podążających na miejsca mobilizacji. Przed godziną 17 wybucha strzelanina w śródmieściu. Stefan Kisielewski wspomina:
Pamiętam, że bardzo wcześnie, bo chyba o godzinie wpół do trzeciej, znalazłem się na pl. Napoleona - dzisiaj pl. Powstańców Warszawy - przed Pocztą Główną, której śladu już nie ma. Masę młodzieży przemykało się wszędzie. Widać było, że mobilizacja jest w toku. Niemców prawie nie było. Zbliżałem się do Mazowieckiej, kiedy nagle z Mazowieckiej rozległa się salwa strzałów, jedna i druga, i tłum uciekający porwał mnie za sobą. Wpadliśmy do jakiejś bramy na Świętokrzyskiej. Byłem ogromnie zdziwiony, wiedząc, że jest jeszcze dużo czasu do przewidzianego rozpoczęcia. Zacząłem pytać jakiegoś jegomościa, co tam się dzieje. On odpowiedział: „Strzelają, panie, do gołębi, panie, do gołębi". No więc speszony tą odpowiedzią przestałem się głupio pytać. Pewien czas tkwiliśmy w tej bramie. Potem okazało się, że Mazowiecką iść nie można, wciąż słychać strzały, więc poszliśmy do Marszałkowskiej. Na Marszałkowskiej znowu strzelanina, bramy pełne ludzi, no i ja tak skokami, od bramy do bramy, dotarłem do ul. Królewskiej. Tam po raz pierwszy zobaczyłem żołnierzy AK z biało-czerwonymi opaskami, ale ciągle miałem w głowie, że muszę się dostać na ten nasz punkt, na Krakowskie Przedmieście. 
Tego dnia powstańcy odnieśli kilka zwycięstw, akcje w Starym Mieście, Śródmieściu i na Powiślu zakończyły się sukcesem. Obiekty takie jak: Poczta Główna, plac Napoleona i Prudential, przeznaczone do zdobycia zostały zajęte przez żołnierzy AK. Na 16 piętrowym Prudentialu, najwyższym budynku w Warszawie i w Polsce w ogóle, załopotała biało-czerwona flaga. Była ona widoczna niemalże z całego miasta a to miało nieocenione znaczenie moralne.

Powstańcy na placu Napoleona, w tle widoczny Prudential. Sierpień 1944
Źródło: Mikołaj Kaczmarek 

Cywilna ludność włączyła się do wysiłku powstańczego. Kobiety, dzieci i starsze osoby pomagają w ustawianiu barykad, kopaniu rowów i zaopatrzeniu w żywność. Ludzi ogarnęła euforia i radość z poczucia, że po raz pierwszy od 5 lat Warszawiacy żyją w wolnej stolicy. Na ulicach lądują niemieckie flagi, portrety Hitlera i gapy. Generał Zbigniew Ścibor - Rylski "Motyl" tak wspomina 1 sierpnia 1944 roku:
"Pamiętam pobieraliśmy broń i szliśmy z ulicy Pańskiej na Wolę. Koncentracja... Była taka euforia, taka radość. Że nareszcie zmierzymy się z znienawidzonym wrogiem, że walczyliśmy o Polskę."  
Udało się zdobyć magazyny żywności i mundurów Waffen-SS na Woli, co dało powstańcom choć trochę tak niezbędnego ekwipunku. W Śródmieściu lokuje się wraz ze swoim sztabem komendant Okręgu Warszawskiego, pułkownik Antoni Chruściel "Monter". W zachodniej części dzielnicy Niemcom udaje się utrzymać Pawiak i kompleks niemieckich budynków rządowych. W nich znajduje się, odcięty od reszty swoich sił komendant niemieckiego garnizonu generał Reiner Stahel. Natomiast w Południowej części batalion "Jeleń" krwawo szturmował budynki Gestapo w alei Szucha, gdzie w schronie ukrywał się dowódca SS i policji Paul Geibel.
Prawie całe Stare Miasto znajduje się w polskich rękach, tak samo jak i Powiśle.  
Na Woli, batalion "Zośka", zdobył koszary przy ulicy Okopowej oraz obsadził fabrykę Pfeiffra, zdobywając broń i biorąc jeńców.

Powstaniec z pistoletem maszynowym "Błyskawica" w ręku, przesłuchuje wziętego do niewoli oficera SS w stopniu Sturmscharführera (starszy sierżant).
Źródło: Mikołaj Kaczmarek 

Nie wszystko szło jednak po myśli walczących o wolność, wręcz można mówić o pechowych zdarzeniach od samego początku a nawet jeszcze wcześniej. O godzinie 16, czyli na godzinę przed planowanym rozpoczęciem akcji lokalizacja Komendy Głównej AK, gdzie przebywali generał dywizji Tadeusz Komorowski "Bór" i jego zastępca generał brygady Tadeusz Pełczyński "Grzegorz" została przypadkowo zdekonspirowana. Niemcy atakują budynek fabryki Jerzego Kamlera przy ulicy Dzielnej 72 róg Okopowej, jako siedzibę uzbrojonych oddziałów. Tak więc w chwili wybuchu powstania, Kwatera Główna Komendy AK była na kilka godzin zupełnie odcięta. Oddziałom osłonowym udało się utrzymać do godzin wieczornych, kiedy to grupa podpułkownika "Radosława" odrzuciła Niemców zagrażających komendzie.
Jeszcze przed 17, Niemcy przypuścili natarcie czołgami od Ulrychowa na pozycje podporucznika Leona Gajdowskiego "Ostoi". Wobec przewagi wroga oddział AK został rozbity z dużymi stratami. Powstańcy wzięci do niewoli, jak również schwytana ludność cywilna zostali zamordowani na miejscu.
Na Mokotowie, rozbite oddziały powstańcze wycofały się do Lasu Kabackiego. Na Ochocie załamują się kolejne ataki Polaków na koszary policji, na budynki Dyrekcji Lasów Państwowych, i koszary SS. Wobec ogromnych strat Komendant Obwodu podpułkownik Mieczysław Sokołowski "Grzymała" wycofał się wraz z kilkoma setkami żołnierzy do czworoboku domów przy ulicach Grójeckiej, Niemcewicza, Asnyka i Filtrowej. Wieczorem okazało się, że dzielnica nie została opanowana a pozostające w niej oddziały AK nie maja łączności z pozostałymi oddziałami. W tej sytuacji "Grzymała" wraz z około 700 ludźmi opuszcza miasto, wycofując się do Lasów Chojnowickich. Odosobnione, pojedyncze oddziały nie zawiadomione o wymarszu oraz pozbawione łączności, pozostały na miejscu. Wobec przewago okupanta były zupełnie pozbawione szans.
Fiaskiem zakończyła się również akcja ataku na lotnisko Okęcie. Pułk "Garłuch", przeznaczony do tego celu, został w ostatniej chwili odwołany. Niestety mający go wspomagać oddział porucznika Romualda Jakubowskiego "Kuby" nie został o tym poinformowany. Żołnierze przeprowadzający atak na kierunku lotniska dostali się pod ogień niemieckich karabinów maszynowych i samochodu pancernego, w efekcie czego zginęło 3/4 AK-owców.
Kiedy Heinrich Himmler dowiedział się o wybuchu powstania, rozkazał natychmiast zamordować byłego Głównego Komendanta AK Stefana Roweckiego "Grota". Okoliczności jego śmierci jak i miejsce pochówku do dziś są nieznane.
Po pierwszym dniu walk zginęło ponad 2.000 powstańców, Niemcy natomiast stracili 500 zabitych i rannych oraz kilkuset jeńców. Rozmiary powstania i straty nim spowodowane załamały znacznie morale okupanta. Polacy natomiast popadli w swoistą euforię, ludność cywilna spontanicznie włącza się w wysiłek powstańczy. Warszawiacy są pełni nadziei i wiary w rychłą pomoc ze strony sojuszników. Nic bardziej mylnego...

Patrol powstańczy na Placu Kazimierza przy bramie domu numer 8. Na czele porucznik Stanisław Jankowski "Agaton" Śródmieście Północne, Warszawa w sierpniu 1944 roku.
Źródło: Mikołaj Kaczmarek 

Czas na refleksję nad jedną z najbardziej kontrowersyjnych i wzbudzającą do dziś emocje, kartą naszej historii. Co roku w rocznice wybuchu Powstania Warszawskiego zaczynają się debaty nad jego senesem, nad celami politycznymi i militarnymi, nad ich realizacją i słusznością. W moich oczach jest to najbardziej niewłaściwe co można robić. Należało by się raczej zastanowić czy tych, którzy ruszyli na barykady ze Stenami, Błyskawicami i Visami w ręku to w ogóle obchodziło. Czy wykonywali rozkazy bo musieli, czy dlatego że ich serca paliły się do tego od 5 lat. W większości byli to młodzi ludzie, jak to w naszej tragicznej historii nieraz miało miejsce, nawet dzieci. Trzeba zdać sobie sprawę z faktu, że to było pierwsze pokolenie, które urodziło się w wolnej Polsce. Oni nie znali niewoli i zależności a walka o wolność i niepodległość była dla nich czymś oczywistym. Czytam w artykułach na temat powstania jako o "największej porażce polskiego społeczeństwa". Być może. Jeżeli spojrzeć na nie pod względem strat to faktycznie, zginęło wielu młodych ludzi, narybek polskiej inteligencji, którego tak brakowało w późniejszych latach.

Jerzy Kotuszewski "Jurek" Był łącznikiem Batalionu "Krybar". Zginął 09.08.1944 mając 13 lat
Źródło: Mikołaj Kaczmarek 

Przyszłość narodu, dzieci, niejednokrotnie domagały się od dowódców by włączyli je do działań powstańczych. Dowodzący często byli zmuszeni do wcielenia ich w swoje szeregi, w przeciwnym razie ci młodzi ludzie ruszyli by do walki samodzielnie, na własną rękę, nie mając w takiej sytuacji kompletnie żadnych szans na przeżycie.
W moim przekonaniu za porażkę powstania, za śmierć niewinnych ludzi jak i tych którzy walczyli o swoją egzystencję, za śmierć obrońców - którymi byli żołnierze AK, należy obarczyć w tym samym stopniu decydentów AK, okupantów, zdrajców i sojuszników. W tych dniach stali oni po tej samej stronie frontu. Sowieci, którzy nawoływali do wzniecenia powstania a następnie zatrzymali się po drugiej stronie Wisły czekając na wykrwawienie zrywu. Dlaczego Stalin zabronił alianckim samolotom, które miały dostarczać tak potrzebne zaopatrzenie do walczącej Warszawy, korzystać ze swoich lotnisk? Dlaczego Churchill i Roosevelt mu na to pozwolili? Dekretem Stalina NKWD miało wyłapywać i aresztować oddziały partyzanckie spieszące na pomoc walczącej stolicy, co czyniły dosyć skutecznie. Między innymi trzeci batalion 26 dywizji piechoty Armii Krajowej podążający na pomoc, został otoczony i rozbrojony przez sowietów i patrole kozackie w Sarzynie. Tak oto wyglądała "bratnia pomoc" ze wschodu. Natomiast największy "sojusznik" i "przyjaciel" Polaków, Winston Churchill na trzy dni przed ostatecznym upadkiem powstania wygłosił następujące przemówienie parlamentarne:
"Będą musiały nastąpić zmiany terytorialne w granicach Polski. Rosja ma prawo liczyć na brytyjskie poparcie w tej sprawie. Ma prawo liczyć na nasze oparcie, ponieważ to tylko wojska rosyjskie mogą wyzwolić Polskę i ponieważ po wszystkich cierpieniach, jakie Niemcy zadały narodowi rosyjskiemu, Rosja ma prawo do bezpiecznych granic i do przyjaznych sąsiadów na zachodzie." 
Tak oto dziękował Polakom za obronę brytyjskiego nieba, za Monte Cassino, za Normandię. Przeznaczona do wsparcia ruchu wyzwoleńczego w ojczyźnie i przygotowywana do tego celu przez polskie dowództwo 1 Samodzielna Brygada Spadochronowa Sosabowskiego nie otrzymała pozwolenia na wylot do Polski. Niepodlegająca w owym czasie brytyjskiemu dowództwu polska formacja stała na progu buntu i tylko dzięki charyzmie Stanisława Sosabowskiego udawało się utrzymać żołnierzy w ryzach. Brytyjczycy zagrozili rozbrojeniem Polaków, aż ostatecznie nowo mianowany Wódz Naczelny generał Sosnkowski oddał brygadę do dyspozycji Anglików. W taki oto sposób zamiast bić się o Wisłę, Sosabowski i jego chłopcy zdobywali Ren. Polscy piloci przez dwa tygodnie nie mogli wsiadać do samolotów, Anglicy obawiali się, że mogli by polecieć nad Polskę. Atmosferę i uczucia panujące wśród Polaków w Anglii dobrze oddaje wiersz Mariana Hemara:

Nagle, w Warszawie, na ulicy - 
Wąwóz szaleńczy - Termopile! -
A my patrzymy stąd, z Londynu,
Aż tutaj słychać krzyk: "Pomocy!
Ratunku!"
Dokąd biec, którędy,
Między płonących domów rzędy,
Z czym biec na pomoc, jak? -
W bezsile
Słuchamy każdej strasznej nocy,
Patrzymy - w bruk nam wrosły nogi -
Okropna tryumfuje zdrada!
I znowu z polskich rąk wypada
Karabin, w którym kuli brak.

Natomiast Himmler w swoim przemówieniu z 21 września 1944 roku w miejscowości Jägerhöhe do dowódców okręgu mówił:
"Od pięciu tygodni prowadzimy walkę o Warszawę. [...] Walka ta jest najbardziej zażarta ze wszystkich, jakie prowadziliśmy od początku wojny. Można ją porównać z walkami ulicznymi w Stalingradzie. [...] Anglicy wywołali to powstanie w chwili dla nas bardzo niekorzystnej."
   
Kolejny raz polskimi rękami inni torowali sobie drogę do zwycięstwa i niezasłużonej chwały. Więc nim zaczniemy znów analizować przyczyny i skutki, umniejszając honoru i bohaterstwa ludziom poświęcającym swe życie dla wolnej Polski, zastanówmy się nad tymi którzy otrzymali najwyższe odznaczenie za swą walkę - brzozowy krzyż na Powązkach... 

Polska flaga zatknięta przez powstańców na Dworcu Pocztowym przy ulicy Żelaznej. Zdjęcie wykonane w ostatnich dniach Powstania Warszawskiego.
Źródło: Mikołaj Kaczmarek 


********



Zdjęcia wykorzystane w tekście, są oryginalnymi kadrami z walk powstańczych w sierpniu 1944 roku. Koloryzacji dokonał jeden z najlepszych koloryzatorów fotografii historycznych Mikołaj Kaczmarek, dzięki którego życzliwości mogłem część jego pracy zaprezentować na łamach Okruchów Historii.
Więcej przerobionych fotografii, jak i szczegóły odnośnie okoliczności w jakich zostały zrobione znajdziecie na profilu Facebookowym autora: https://www.facebook.com/KolorHistorii/



Korekta: Raetus

Materiały źródłowe:
Władysław Bartoszewski - "1859 dni Warszawy"
Władysław Bartoszewski - "Dni walczącej stolicy"
Instytut Pamięci Narodowej - "Armia Krajowa w dokumentach"
Polskie Radio


4 komentarze:

  1. Cześć ich pamięci!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zawsze bardzo dobry artykuł, jasny i wyczerpujący. Masz rację inni Polska gotowali sobie drogę tylko, że my tak mamy..Bezgraniczną ufność w sojusze już niejednokrotnie nas zgubiła. Czasem zastanawiam się co by było gdybyśmy to jednak przyjęli propozycje Hitlera..Może coś byłoby inaczej?

    OdpowiedzUsuń
  3. Byloby tylko gorzej gdyz ze zlem sie nie paktuje. Zachowalismy sie jak nalezy. Moze po to by jeszcze bardziej obnazyc prawdziwe oblicze wielkiej nierzadnicy jezdzacej na bestii. Gdyby nie ta ofiara nie byloby nas dzisiaj.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem oczarowana zdjeciami, chyle czola przed mrowcza praca pana Mikolaja Kaczmarka a autorowi gorace podziekowanie za to wspaniale,trafne,plynace z glebi prawdy, opowiadanie o tym czasie...1.08.44 a gdy padly pierwsze strzaly.

    OdpowiedzUsuń

Komentuj - to dla mnie najlepsza motywacja.