"W ostatnich dniach zdarzyło się na terenie Warszawy szereg wypadków lekceważenia sobie środków ostrożności w stosunku do okupanta. Lekkomyślność ta pociągnęła za sobą wiele niepotrzebnych i bolesnych ofiar. Należy pamiętać, że nie czas jeszcze na dekonspirację."
Godzinę "W", czyli moment wywołania powstania zaplanowano na godzinę 17. W całej Warszawie właśnie koncentrują się oddziały AK, podejmowana jest broń z zamelinowanych magazynów. Łączniki alarmowe od rana przekazują rozkaz pułkownika Antoniego Chruściela "Montera" o wybuchu powstania w mieście. Grupka młodych, dziwnie ubranych jak na letnią porę ludzi idzie ulicą Kochanowskiego, na czele którego nonszalancko kroczy 20 letni Sierpiński. Nagle rozlega się warkot ciężarówki. To od strony Powązek nadjeżdża niemiecki patrol żandarmerii. Samochód jedzie powoli w stronę plutonu AK, oficer siedzący obok kierowcy przygląda się przechodniom. Ludzie "Świdy", częściowo już w butach z cholewami i spodniach od munduru muszą się cholernie wyróżniać na tle "normalnych" warszawiaków. Zdzisław patrzy w oczy Niemca, wydawać by się mogło, iż ten doskonale wie kim są... Tylko jeszcze się zastanawia czy zareagować, czy udać że nic nie widzi. Po krótkim rachunku zysków i strat, na twarzy hitlerowca maluje się zdecydowanie.
"Halt! Hände hoh!"
Ciężarówka hamuje z piskiem opon, Polacy padają na ziemię wyjmują broń i zaczynają strzelać do Niemców. Nim ci zdążyli jeszcze wyskoczyć z samochodu, z drugiej strony podchodzi wsparcie AK, wysłane dla dodatkowego zabezpieczenia transportu broni. W stronę ciężarówki leci kilka granatów. Auto staje w płomieniach, kilku nazistów leży na ulicy a reszta ucieka. Sierpiński rozkazuje szybki odwrót i dociera bez strat własnych na miejsce zbiórki. To nie tak miało być, jeszcze za wcześnie, jest godzina 13:50. Pierwsze strzały powstania warszawskiego padają ponad 3 godziny za szybko.
*Tekst na podstawie wspomnień Zdzisława Sierpińskiego, oraz książki Władysława Bartoszewskiego "Dni walczącej Stolicy"
Powstańcy Warszawscy przygotowujący się do walki. Sierpień 1944 rok. Źródło: Mikołaj Kaczmarek |
Kiedy Tadeusz "Bór" Komorowski wydawał rozkaz pułkownikowi Chruścielowi, przywódcy powstania, liczył na efekt zaskoczenia i kiepskie morale niemieckich żołnierzy. Rozkaz brzmiał:
"Jutro o piątej po południu rozpocznie pan działania."
Decyzja była oparta na informacji o zbliżającym się froncie sowieckim, który miał dotrzeć do stolicy kiedy ta będzie już wolna. Armię czerwoną miały przywitać polskie struktury administracyjne i polska armia (Armia Krajowa).