Lato 1940 roku. Wojskowa szkoła lotnicza Parks Air College, East Saint Louis U.S.A.
Pogoda była wprost wymarzona do latania. Słońce tego bezwietrznego dnia paliło swoim żarem, zamieniając ziemię wokół pasa startowego w spękaną skorupę. Na błękitnym tle bezchmurnego nieba w oddali zaczęła rysować się sylwetka PT-19 Fairchild. Samolot leciał a właściwie "podskakiwał" w powietrzu, jak gdyby miał problemy z silnikiem. Zbliżając się do lotniska tracił zbyt szybko na wysokości, jednak kilkaset jardów przed jego płytą pilot poderwał maszynę w górę by skorygować błąd. Opadając ponownie samolot zbliżał się do pasa nieco trawersując, każdy kto obserwował te "popisy" mógł być pewien, że za chwile nastąpi katastrofa, no może w najlepszym wypadku samolot straci podwozie przy kontakcie z gruntem. Jakimś cudem jednak, PT-19 zdołał bez szwanku wylądować i zatrzymać się obok hangaru. W maszynie szkoleniowej miejsce zajmowało dwóch pilotów. Siedzący z tyłu, nerwowo odpiął swoją pilotkę i cisnął ją z samolotu na ziemię.
- Mój Boże! Chłopcze! To było najstraszniejsze pół godziny w moim życiu!
Krzyczał zdenerwowany instruktor. Jego podopieczny siedział nadal w bezruchu za sterami ze spuszczoną głową. Nauczyciel kontynuował swój monolog:
- Nie spotkałem jeszcze w mojej karierze tak nieutalentowanej osoby. Nigdy nie będziesz pilotem, nie nadajesz się do tego! Chyba że chcesz odebrać sobie życie, ale ja ci w tym nie pomogę!
Gdy drżąc na myśl o ostatnich kilkudziesięciu minutach, instruktor wreszcie dotknął stopami ziemi nieco się uspokoił. Wziął do ręki deskę z klipem i zaczął coś wypisywać na przypiętych do niej kartach.
Nieudolny pilot wygramolił się w między czasie z kokpitu i stał teraz obok, wpatrując się w osobę, która miała wydać ostateczny wyrok decydujący o jego karierze jako pilota.
- No dobrze Gabreski, twoja ostatnia szansa.
Na formularzu instruktor nagryzmolił "Egzamin kwalifikacyjny!". Oznaczało to ostatnią możliwość poprawy wyników przed usunięciem ze szkoły pilotów, co równało się z zamknięciem drogi do U.S. Air Force.
Instruktor nawet gdyby mu powiedziano nie uwierzył by, że ten pozbawiony talentu latania młodzieniec, okaże się jednym z najlepszych amerykańskich asów myśliwskich nadchodzącej wojny, którzy walczyli w Europie pod amerykańskim sztandarem.
* Sfabularyzowany tekst w oparciu o materiały źródłowe
|
Franciszek Gabryszewski przed P-47 Thunderbolt. |
Oto historia Amerykańskiego i dosyć kiepskiego pilota, który dzięki swoim polskim korzeniom uwierzył, że potrafi latać. Francis "Gabby" Gabreski, lub jakby go przedstawili nam jego rodzice Franciszek Gabryszewski, jest bardzo ciekawą postacią. Tym bliższą, że posiadał polskie pochodzenie, którego nigdy się nie zaparł i które pomogło mu w tym co wielu uznałoby za niemożliwe.