Obserwujący całe zdarzenie przez lornetkę, dowódca artylerii 3 Dywizji Piechoty, pułkownik Antoni Frankowski chwycił telefon i pokręcił korbką... Głucho.
- Halo! Halo!
Krzyknął, jednak nikt mu nie odpowiedział. Linia do sztabu najwidoczniej została przerwana. Frankowski zerwał się na równe nogi i popędził w kierunku dowództwa. W głowie kotłowały mu się myśli.
"Trzeba to przerwać... wytłuką wszystkich..."
Kiedy zdyszany wpadł do sutereny, gdzie aktualnie przebywał sztab, stanął jak wryty. Na stołach zamiast map i meldunków stały flaszki z wódką, częściowo już puste i poprzewracane, a wokół niego, zamiast skupionych i napiętych twarzy zobaczył zaczerwienione policzki i zaszklone oczy. Sztabowcy wznosili toasty jeden po drugim, okrzykując się sławą za zwycięstwo i wyzwolenie Warszawy.
Pułkownik Frankowski, przekrzykując biesiadników, zameldował:
- Desant nieudany!! Tłuką po naszych i po pontonach! Topią jeden po drugim, znikają z powierzchni niczym bańki mydlane!
Jeden z oficerów popatrzył na niego z uśmiechem i rzucił:
- Ot co z ciebie za Panikijor? Eto budet khorosho...
*Sfabularyzowany tekst na podstawie materiałów źródłowych.
Forsowanie rzeki przez żołnierzy 1 Armii Wojska Polskiego |
Kiedy 16 września 1944 roku, sytuacja powstańców stała sie beznadziejna, Bór Komorowski zdecydował o jego poddaniu. Listownie ustalił wstępne warunki kapitulacji z generałem Güntherem von Rohrem. W obliczu braku pomocy z zachodu i stagnacji Armii Czerwonej na przedpolach stolicy dalsza walka stawała się bezcelowa. Jednak dziwnym zbiegiem okoliczności właśnie tego dnia odezwała się sowiecka i polska artyleria. Na prawobrzeżnej Pradze wzmogły się walki, a na niebie pojawiły się samoloty z czerwoną gwiazdą. Samoloty, które nagle zniknęły 5 sierpnia.
Najprawdopodobniej Stalin postanowił, że jeszcze nie czas kończyć ten zryw, w którym codziennie ginęło średnio 317 polskich patriotów, którzy postanowili wywalczyć sobie wolność. Rozkazem generała Michaiła Malinina, szefa sztabu 1. Frontu Białoruskiego dowodzonego przez marsz. Konstantego Rokossowskiego, 1 Armia Wojska Polskiego miała przeprawić się przez Wisłę i wspomóc swoich rodaków. To, co tak bezczelnie po latach przypisywał sobie Berling jako własną inicjatywę, nakazano mu z góry.
Najważniejszym był jednak fakt, że Powstańcy uwierzyli, we wreszcie nadchodzącą i upragnioną pomoc oraz odsiecz. Żołnierze Berlinga zaś cieszyli się z faktu, że będą mogli walczyć ramię w ramię ze swoimi rodakami, na ojczystej ziemi o własną stolicę. Jak się miało później okazać, wszystkie te nadzieje zniknęły niczym pontony desantowe topione przez Niemców na Wiśle...