Strony

sobota, 1 sierpnia 2020

Powstanie Warszawskie w cieniu Berlinga - Bohaterscy żołnierze wyrachowanych dowódców

16 września 1944 roku na prawym brzegu Wisły pod filarem mostu Poniatowskiego leżała postać obserwująca rzekę przez lornetkę. Świt dopiero się budził, ale zakłócał go zgiełk dochodzący z lewego brzegu. Pierwsze pontony, wypełnione żołnierzami z 3 Dywizji Piechoty, o których mówiło się: "To ci, co nie zdążyli do Andersa", dobiły właśnie do brzegu. Nagle przed nimi pojawiły się postacie w szarych mundurach i Stahlhelmach na głowach. Zaatakowali Polaków z dwóch stron, zamykając 1 Batalion w okrążeniu. Kiedy na rzece pojawiły się łodzie drugiego rzutu, zaczęli do nich strzelać i topić jedną po drugiej. "Berlingowcy" odpowiadali chaotycznym ogniem, jednak niezbyt skutecznym. 
Obserwujący całe zdarzenie przez lornetkę, dowódca artylerii 3 Dywizji Piechoty, pułkownik Antoni Frankowski chwycił telefon i pokręcił korbką... Głucho.
- Halo! Halo!
 Krzyknął, jednak nikt mu nie odpowiedział. Linia do sztabu najwidoczniej została przerwana. Frankowski zerwał się na równe nogi i popędził w kierunku dowództwa. W głowie kotłowały mu się myśli.
"Trzeba to przerwać... wytłuką wszystkich..."
Kiedy zdyszany wpadł do sutereny, gdzie aktualnie przebywał sztab, stanął jak wryty. Na stołach zamiast map i meldunków stały flaszki z wódką, częściowo już puste i poprzewracane, a wokół niego, zamiast skupionych i napiętych twarzy zobaczył zaczerwienione policzki i zaszklone oczy. Sztabowcy wznosili toasty jeden po drugim, okrzykując się sławą za zwycięstwo i wyzwolenie Warszawy. 
Pułkownik Frankowski, przekrzykując biesiadników, zameldował:
- Desant nieudany!! Tłuką po naszych i po pontonach! Topią jeden po drugim, znikają z powierzchni niczym bańki mydlane!
Jeden z oficerów popatrzył na niego z uśmiechem i rzucił:
- Ot co z ciebie za Panikijor? Eto budet khorosho...


*Sfabularyzowany tekst na podstawie materiałów źródłowych.


Forsowanie rzeki przez żołnierzy 1 Armii Wojska Polskiego


Kiedy 16 września 1944 roku, sytuacja powstańców stała sie beznadziejna, Bór Komorowski zdecydował o jego poddaniu. Listownie ustalił wstępne warunki kapitulacji z generałem Güntherem von Rohrem. W obliczu braku pomocy z zachodu i stagnacji Armii Czerwonej na przedpolach stolicy dalsza walka stawała się bezcelowa. Jednak dziwnym zbiegiem okoliczności właśnie tego dnia odezwała się sowiecka i polska artyleria. Na prawobrzeżnej Pradze wzmogły się walki, a na niebie pojawiły się samoloty z czerwoną gwiazdą. Samoloty, które nagle zniknęły 5 sierpnia.
Najprawdopodobniej Stalin postanowił, że jeszcze nie czas kończyć ten zryw, w którym codziennie ginęło średnio 317 polskich patriotów, którzy postanowili wywalczyć sobie wolność. Rozkazem generała Michaiła Malinina, szefa sztabu 1. Frontu Białoruskiego dowodzonego przez marsz. Konstantego Rokossowskiego, 1 Armia Wojska Polskiego miała przeprawić się przez Wisłę i wspomóc swoich rodaków. To, co tak bezczelnie po latach przypisywał sobie Berling jako własną inicjatywę, nakazano mu z góry.
Najważniejszym był jednak fakt, że Powstańcy uwierzyli, we wreszcie nadchodzącą i upragnioną pomoc oraz odsiecz. Żołnierze Berlinga zaś cieszyli się z faktu, że będą mogli walczyć ramię w ramię ze swoimi rodakami, na ojczystej ziemi o własną stolicę. Jak się miało później okazać, wszystkie te nadzieje zniknęły niczym pontony desantowe topione przez Niemców na Wiśle...

30 lipca 1944 roku w raportach bojowych niemieckiej 9 Armii znalazło się zapis następującej treści:

"Nieprzyjacielowi udało się w ciągu nocy przełamać na skrzydle nasze siły, stojące w rejonie Mińska, osiągnąć na kierunku północnym Wołomin i wyjść na odległość około 15 km na północny wschód od Warszawy. Praga, na której północno-wschodnim skraju prawie zupełnie brak urządzeń obronnych, leży przed wrogiem niemal otwarta".

Mimo to Sowieci wraz z żołnierzami Berlinga potrzebowali ponad miesiąc, by zająć prawy brzeg Wisły, na którym znajdowała się cześć warszawskiej dzielnicy Praga. Faktem jest, że wojska nadchodzące ze wschodu nagle stanęły, niemal zamierając naprzeciw walczącej o egzystencję Warszawy. Stalin nawet wydał rozkaz, by od 5 lipca wstrzymać wszelki ruch powietrzny. Tłumaczone to było koniecznością podciągnięcia odwodów i uzupełnienia zaopatrzenia. Spory o prawdziwość tych twierdzeń trwają do dziś.
Natomiast dziwnym jest fakt, że ofensywa ruszyła w dniu, w którym dowództwo powstania postanowiło je zakończyć. Ruszyła jednak jakoś tak nie udolnie i niemrawo, poświęcając życie przede wszystkim dzielnych polaków z 1 Armii Wojska Polskiego. Tak jak by Stalin, chciał przedłużyć trwanie powstania, ale nie dać mu szczęśliwego zakończenia.
10 września na niebie pojawiły się rosyjskie samoloty, przepędzające Luftwaffe i rzucające zaopatrzenie dla powstańców. Sanitariuszka Halina Darska ps. "Olga" cieszyła się z tego faktu:

"Przestały nam po głowach latać samoloty niemieckie, bo jak puścili te MiG-i, to oni uciekali. Poza tym trochę żywności nam zrzucili".

Ekwipunek, był rzucany z nisko lecących samolotów, bez spadochronów, w drewnianych skrzyniach lub workach na zborze. Więc wszystko poza żywnością przeważnie ulegało zniszczeniu i nie nadawało się do użycia. Można się pokusić o spekulacje, że część ekwipunku była już niesprawna w momencie załadunku do skrzyń.
W ciągu kilku kolejnych dni 1 Dywizja Piechoty im. Tadeusza Kościuszki, wspierana przez Rosjan, między innymi 175 Dywizją Piechoty, zajęła prawobrzeżną Pragę. 15 września na prawym brzegu Wisły nie było już Niemców. Wycofali się, wysadzając uprzednio wszystkie mosty. Berling tego samego dnia otrzymał rozkaz następującej treści:

"Rozkazuję 1. armii polskiej głównymi siłami do końca dnia 15 września 1944 r. wyjść na wschodni brzeg Wisły na odcinku Pelcowizna, Praga, Saska Kępa, Las, Zbytki. Jednocześnie rozpocząć rozpoznanie rzeki Wisła na wskazanym odcinku, wybrać miejsca do przeprawy desantowej, promowej oraz mostowej i przygotować się do forsowania rzeki w celu uchwycenia przyczółków na jej zachodnim brzegu w rejonie Warszawy".

Ocenę tego przedsięwzięcia można wystawić już na samym początku, ponieważ Berling swój plan przygotował przez noc. Pierwszy desant ruszył 16 września o świcie. Jeszcze 15 września kilku zwiadowców z 1 Dywizji Piechoty przeprawiło się przez rzekę, by nawiązać kontakt z podpułkownikiem Janem Mazurkiewiczem ps. "Radosławem". Niestety "kościuszkowcy", nieprzywykli do widoku polaków w zdobycznych mundurach, popełnili tragiczną pomyłkę. Na ich spotkanie wyszedł porucznik Andrzej Romocki ps. "Morro", żołnierz batalionu "Zośka". Miał on na sobie zdobyczną niemiecką panterkę, biorąc go za Niemca jeden z właśnie przybyłych na Czerniaków, śmiertelnie go postrzelił.
Naprzeciwko Czerniakowa na drugim brzegu stanęli żołnierze 3 Dywizji Piechoty. To właśnie oni przerzucili do powstańców trochę broni, amunicję i żywność, w zamian zabierając rannych.
Następnego dnia rozpoczął się desant wspierany artylerią. Pontony polaków były celnie ostrzeliwane przez Niemców, straty były tak duże, że około 7:15 przerwano przeprawę. Na lewy brzeg dostało się około 400 żołnierzy 1 Batalionu 9 Pułku Piechoty. Jeden z żołnierzy znajdujących się w pierwszym pontonie tak opisał przeprawę:

"Plecak ciąży. Zawisam na burcie, lecz ktoś wciąga mnie do środka. Saperzy ciężko pracują przy wiosłach. 
- Prawa mocniej, prawa mocniej! 
Krzyczy sternik. Wszędzie, po bokach i z tyłu, majaczą w zasłonie pontony. Pomagam saperowi wiosłować. Ponton o dno – raz, drugi. Przed nami łacha. Wyskakujemy do wody. Przybijamy pierwsi, razem z dwoma plutonami trzeciej kompanii. Po prawej, gdzie dobiły pontony trzeciej kompanii, uderzył pocisk. Nawet nie słyszałem wybuchu w ogólnej kanonadzie. Nic nie widać. Dym i kurz zasłaniają wszystko. Pył opada. Leżą jeden przy drugim jak snopy. Na brzegu, w wodzie i na burtach pontonów" 


Żołnierze 1 Armii Wojska Polskiego w trakcie przeprawy przez rzekę.


Pomimo wielkich strat przeprawę kontynuowano do 22 Września. kapitan Anatol Fejgin, szef Wydziału Polityczno-Wychowawczego 3 Dywizji Piechoty meldował 17 września, że z 15 wysłanych amfibii 13 wyszło z szyku.   
Straty dzielnych żołnierzy, chcących pomóc walczącej Warszawie są wysokie. Oficerowie w większości zostali zabici już na rzece, a radiostacje poszły na dno wraz z łodziami. Brak łączności jak i doświadczonych dowódców nie był jedynym problemem. Okazało się, że "berlingowcy" nie potrafią się odnaleźć w walkach miejskich. Większość z nich nigdy w swoim życiu nie była nawet przejazdem w większej aglomeracji miejskiej. Gubili się w domach i uliczkach, nie potrafili przywyknąć do braku określonego kierunku natarcia, irytował ich fakt, że wróg może zaatakować z każdej ze stron.
Tadeusz Targoński z 3 Batalionu 9 Pułku Piechoty opisywał tę sytuację następująco:

"Nasi z nawyku próbują na zajętych pozycjach okopywać się, a tu wszędzie bruk i asfalt. Powstańcy śmieją się i dziwują, że nie umiemy walczyć w mieście tak jak oni. Chłopcy ze Wschodu gubią się w zajętych domostwach i nie potrafią się sprawnie po nich poruszać. Początkowo miotają się to tu, to tam w panicznym podnieceniu, gdyż wróg jest wszędzie, a tu trudno trafić tam, gdzie trzeba".

19 Września Berling postanowił zmienić taktykę i wysłał łodzie na teren zajęty przez Niemców, między mosty Poniatowskiego a kolejowym mostem średnicowym w celu utworzenia drugiego przyczółka poprzez zaskoczenie wroga. Pomysł okazał się katastrofą. Pomimo nawały artyleryjskiej, zasłony dymnej i użycia samolotów typu IŁ-2, Polacy z 8 Pułku Piechoty zostali zdziesiątkowani. Na nowym przyczółku znalazło się około 800 żołnierzy, bez dowódców i radiostacji. Mimo to 1 Batalion atakował teren wzdłuż mostu Poniatowskiego a 2  okolice wiaduktu kolejowego. Początkowo udało się zepchnąć Niemców, dziwny jednak był kierunek natarcia. Zamiast jak oficjalnie twierdzono kierować się na południe w stronę Czerniakowa, żołnierze atakowali kierunek zachodni na Śródmieście. Jednak do akcji wkroczyli grenadierzy pancerni z dywizji "Hermann Göring" wsparci czołgami i artylerią. "berlingowcy" zostali odcięci od Wisły i rozbici na mniejsze pojedyncze grupy. Uczestnik walk Adam Czyżowski, który znalazł się z małą grupą żołnierzy w domu przy ulicy Wybrzeże Kościuszkowskie, tak wspominał ostatnie chwile walki:

"Najstarszy stanowiskiem w naszej grupie był szef sztabu batalionu por. Sprężuk i chyba on zadecydował, że zajmiemy pozycję w budynku, a dopiero rano wyjdziemy na zewnątrz, pójdziemy do przodu lub okopiemy się. […] Gdy rozmieszczaliśmy się po pokojach, w pewnym momencie rozległa się silna detonacja. Jak się okazało, w jednym z nich wybuchła mina, zabijając jednego z oficerów. Inny wyszedł przed budynek, dostał serię w brzuch i bardzo cierpiał. Nie widząc żadnego dla siebie ratunku i pomocy, zastrzelił się. […] Rano, po prawie nieprzespanej nocy, wyszedłem z budynku, by się rozejrzeć i ewentualnie okopać. Znajdowałem się akurat w wykonanym uprzednio przez Niemców, a może powstańców, okopie, gdy nagle posypały się strzały. W lewej ręce miałem nagan, w prawej granat, który rzuciłem, ale niezbyt daleko, bo rękę miałem już niesprawną. W pewnej chwili nagan wypadł mi z ręki, bo trafił w nią nieprzyjacielski pocisk. Usłyszałem: – Hände hoch! Z trudem podniosłem obie ręce do góry. Przy obu bokach poczułem lufy karabinów i po chwili zostałem powierzchownie obszukany".


Żołnierze 2. Dywizji Piechoty Wojska Polskiego im. Henryka Dąbrowskiego podczas walk o przyczółek żoliborski w trakcie powstania warszawskiego.

Na 20 września planowano przerzucenie radzieckiego, doświadczonego w walkach o Stalingrad, 226 pułk piechoty gwardii 74 dywizji z 8 Armii Gwardii gen. Wasilija Czujkowa, jednak do tego nie doszło. Tego dnia ustały walki a bataliony 8 Pułku zostały kompletnie rozbite. Część walczących dostała się do niewoli, nielicznym udało się samodzielnie przebić przez miasto i dołączyć do walczących powstańców. Garstce żołnierzy udało się przedostać nad brzeg rzeki pod most Poniatowskiego. W nocy próbowano się z powrotem ewakuować na prawy brzeg. Z 800 ludzi, który wylądowali między mostami, wróciło 60.
21 Września sytuacja na Czerniakowie również przedstawiała się tragicznie. Powstańcy i ich sprzymierzeńcy zostali zepchnięci na niewielki skrawek brzegu przy wraku statku "Bajka". Ich sytuacja była beznadziejna. Brakowało środków opatrunkowych i amunicji.
23 Września Berling rozkazał wycofanie niedobitków 3 Dywizji Piechoty na prawy brzeg Wisły. Żołnierze przeprawiali się, czym mogli. Związywali paskami i sznurkami deski i drewniane części mebli, by na nich przepłynąć rzekę. Większość jednak próbowała przepłynąć wpław. Wyczerpani walkami i niedożywieni nie docierali najczęściej ani do połowy rzeki. Na lewym brzegu pozostawało jedynie około 100 żołnierzy pod dowództwem majora Stanisława Łatyszonka. Zdecydował się pozostać w mieście i przebić do walczących w śródmieściu.

Pomoc żołnierzy generała Berlinga trwała 8 dni. Przez ten czas wysłał on 2.500 swoich żołnierzy na źle przygotowane przyczółki w etapach po kilkadziesiąt, kilkaset ludzi. Operację wsparcia walczącej Warszawy przeżyło 400 "berlingowców".  Front znów zamarł na 5 miesięcy. Powstanie upadło 2 Października, Rosjanie pozwolili Niemcom dokonać dzieła zniszczenia, a przez Wisłę przeprawili się dopiero w styczniu 1945 roku.



Żołnierze 1 Armii Wojska Polskiego i AK wzięci do niewoli przez Niemców.


Na skutek gier politycznych powstanie, które i tak pochłonęło tak wiele cennych istnień, zostało niepotrzebnie przedłużone. Na szalę zostali rzuceni ufni i chcący pomóc rodakom, tak zwani, "berlingowcy", którzy również zapłacili wysoką cenę. Warto pamiętać o ich poświęceniu. Pomimo że powody, którymi kierowali się ich dowódcy, nie miały nic wspólnego z chęcią pomocy, oni wskakiwali do łodzi i pontonów właśnie w tym celu.
I tak jak Zygmunt Berling jest postacią, którą może służyć za przykład człowieka przewrotnego, pozbawionego charakteru i honoru tak jego żołnierze nie słusznie cierpią w cieniu sławy swojego dowódcy.




Materiały źródłowe:
Adam Kaska - "Desant"
Zygmunt Berling - "Wspomnienia"
Wojciech Kempa - "Na przedpolu Warszawy"
 Adam Borkiewicz - "Powstanie Warszawskie. 1944"
Stanisław Jaczyński - "Zygmunt Berling, Między sławą a potępieniem" 



3 komentarze:

  1. Świetny wpis, bardzo dużo dawki wiedzy w jednym poście :) sam jestem fanem historii ale kilka kwestii mnie tutaj zaskoczyło:) wpadłem na chwilę, ale zostanę na dłużej na blogu :) sprawdzam inne posty ! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za czytanie. Mam nadzieję, że znajdziesz jeszcze coś ciekawego dla siebie.

      Usuń
  2. Dzieki za wpis. Niewiele wiedzialem o Berlingu i jego sluzalczosci.

    OdpowiedzUsuń

Komentuj - to dla mnie najlepsza motywacja.