Była zimna listopadowa noc, słupek rtęci w termometrach sięgał ledwo powyżej zera. Z pobliskiego lasku od strony Radomia wyłoniło się nagle pięć drobnych postaci, które ostrożnie, ale szybko i zdecydowanie ruszyły w stronę torowiska. Tuż przy torach podzieliły się nagle i rozproszyły na długości około 50 metrów w stronę Jedlni. Podmuch wiatru, niezbyt silny, ale mroźny dał się odczuć na twarzy dziesiątkami "lodowych igiełek", które szczypały w policzki i nos. Kobiecy głos zakłócił ciszę stłumionym szeptem:
- Lena! Tu powinno być dobrze.
Kobiety przykucnęły na nasypie kolejowym i wyjęły spod płaszczy małe pakunki pozawijane w papier. Część z nich zaczęła je rozwijać, pozostałe wydobyły z kieszeni metalowe przedmioty, które błysnęły w świetle księżyca.
Srebrne łyżki było łatwo schować, a w razie potrzeby można było niepostrzeżenie się ich pozbyć. Teraz miały spełnić rolę saperek. Ziemia była twarda, więc nie obeszło się bez obdarć na kostkach palców, jednak minerki pracowały sprawnie i już po chwili pod szynami powstały małe jamy, niczym lisie nory. Do tych wykopów szybko powędrowały ładunki wybuchowe wydobyte z papieru i sprawnie zmontowane. Dłonie dziewcząt drżały, gdy umieszczały te zabójcze depozyty pod stalowymi szynami. Było to spowodowane zarówno zimnem jak i podnieceniem wywołanym tym zadaniem.
Była noc z 16 na 17 listopada 1942 roku, kobiety z oddziału AK "Dysk" właśnie założyły ładunki wybuchowe w ramach akcji "odwet kolejowy" na których wykoleiły się niemieckie pociągi.
*Sfabularyzowany tekst na podstawie materiałów źródłowych.
Wykolejony pociąg w jednej z akcji dywersyjnych AK |