Była zimna listopadowa noc, słupek rtęci w termometrach sięgał ledwo powyżej zera. Z pobliskiego lasku od strony Radomia wyłoniło się nagle pięć drobnych postaci, które ostrożnie, ale szybko i zdecydowanie ruszyły w stronę torowiska. Tuż przy torach podzieliły się nagle i rozproszyły na długości około 50 metrów w stronę Jedlni. Podmuch wiatru, niezbyt silny, ale mroźny dał się odczuć na twarzy dziesiątkami "lodowych igiełek", które szczypały w policzki i nos. Kobiecy głos zakłócił ciszę stłumionym szeptem:
- Lena! Tu powinno być dobrze.
Kobiety przykucnęły na nasypie kolejowym i wyjęły spod płaszczy małe pakunki pozawijane w papier. Część z nich zaczęła je rozwijać, pozostałe wydobyły z kieszeni metalowe przedmioty, które błysnęły w świetle księżyca.
Srebrne łyżki było łatwo schować, a w razie potrzeby można było niepostrzeżenie się ich pozbyć. Teraz miały spełnić rolę saperek. Ziemia była twarda, więc nie obeszło się bez obdarć na kostkach palców, jednak minerki pracowały sprawnie i już po chwili pod szynami powstały małe jamy, niczym lisie nory. Do tych wykopów szybko powędrowały ładunki wybuchowe wydobyte z papieru i sprawnie zmontowane. Dłonie dziewcząt drżały, gdy umieszczały te zabójcze depozyty pod stalowymi szynami. Było to spowodowane zarówno zimnem jak i podnieceniem wywołanym tym zadaniem.
Była noc z 16 na 17 listopada 1942 roku, kobiety z oddziału AK "Dysk" właśnie założyły ładunki wybuchowe w ramach akcji "odwet kolejowy" na których wykoleiły się niemieckie pociągi.
*Sfabularyzowany tekst na podstawie materiałów źródłowych.
Wykolejony pociąg w jednej z akcji dywersyjnych AK |
Pierwszy kobiecy patrol Związku Walki Zbrojnej powstał już w 1940 roku. Jego inicjatorką była dr Zofia Franio ps. „Doktorka”, a do końca tego roku było już kilka takich, czysto kobiecych, oddziałów. Oficjalnie nazywane jako Kobiece Patrole Minerskie. Ich zadaniem stał się sabotaż i dywersja. Jeden z tych patroli brał udział w nocy z 7 na 8 Października w „Akcji Wieniec”. Była to pierwsza akcja przeprowadzona przez AK przeciwko niemieckiemu transportowi kolejowemu. Zofia Franio wraz z żołnierzami Związku Odwetu przeprowadziła rozpoznanie kolejowego węzła warszawskiego i uczestniczyła w planowaniu całej operacji. Zakładano wysadzenie wszystkich torów kolejowych prowadzących do stolicy. Dywersantom udało się wysadzić główne linie komunikacyjne. Patrol kobiecy dowodzony przez Antoninę Mijal „Tosię”, który działał na lewym brzegu Wisły, wysadził tor pod przejeżdżającą właśnie lokomotywą na trasie Okęcie–Piaseczno w pobliżu stacji Pyry.
Zofia Franio ps. "Doktor" |
Po utworzeniu Armii Krajowej, w listopadzie 1942 roku z patroli kobiecych utworzono kobiecą jednostkę dywersji i sabotażu DYSK. Jej dowódcą została porucznik Wanda Gertz ps. „Lena”. Wszystkie kobiety przechodziły szkolenia w ramach dywersji i sabotażu, jak również pierwszej pomocy. Każda z członkiń odbywała również podstawowe przeszkolenie wojskowe jak ich koledzy z męskich oddziałów AK. Już na początku listopada 1942 roku nowo sformowana organizacja dokonała następnej operacji dywersyjnej w ramach akcji „odwet kolejowy”. Kobiety wysadziły tory pod Radomiem i ostrzelały wojskowy transport na trasie Łuków – Dęblin. Kobiety zajmowały się również produkcją materiałów wybuchowych oraz chemikaliów używanych do niszczenia maszyn czy gazowaniu kin.
Ewa Prauss-Płoska ps. „Ewa” i Anna Szarzyńska-Rewska ps. „Renia” oddelegowane do „Parasola” brały udział w rozpracowywaniu, jak i w samej likwidacji zastępcy komendanta Pawiaka — Franza Bürkla, zastępcy komendanta KL Warschau — „Gęsiówki” — Augusta Kretschmanna, kierownika oddziału kobiecego Pawiak — „Serbii” — Ernesta Weffelsa, kierownika miejskiego wydziału kwaterunkowego — Emila Brauna, dowódcy policji — Erwina Groessera.
Przy okazji wszystkich tych zamachów mało wspomina się na temat tych właśnie kobiet. Ich losy zawarte w zredagowanych wspomnieniach wzbogacone fotografiami, jak i skanami dokumentów pojawiły się w książce „Dywersja i sabotaż kobiet (DYSK) KG AK wspomnienia”.
„Od najmłodszych lat dziecięcych, nie wiem dlaczego, największe moje zainteresowania i marzenia skupiły się na wojsku i o wojsku. Jako pięcioletnia dziewczynka nie bawiłam się lalkami, a jedynie żołnierzami, których miałam niezliczoną ilość”.
Gertz ukończyła gimnazjum w 1913 roku, a następnie kursy buchalteryjne. W latach 1913 do 1915 była plutonową czwartej drużyny Emilii Plater w szeregach tajnego polskiego skautingu, udzielała się również w Konfederacji Polskiej. Wszystko to jednak nie spełniało jej ambicji. Chcąc się dostać do legionów, w 1915 roku brała udział w ekwipowaniu Batalionu Warszawskiego POW, jednak Piłsudski nie zezwalał na przyjmowanie kobiet w szeregi swojego wojska. W taki oto sposób narodził się Kazimierz Żuchowicz, którym po obcięciu włosów i odpowiednim przebraniu stała się nasza bohaterka. 8 lutego 1916 roku została przydzielona do 1. Pułku Artylerii Lekkiej I Brygady. Co zaskakujące, brała udział w walkach jako kanonier w linii bojowej. Służbę miała pełnić bez zarzutu i z zaangażowaniem. W ten sposób prawie nikt nie połapał się, że to kobieta w spodniach. Jedynie kilku przełożonych znało jej prawdziwą tożsamość. Walczyła z legionistami aż do ofensywy Brusiłowa, która wiosną 1916 roku zmusiła Austriaków i polskie legiony do odwrotu. Dopiero na jesień otrzymała swój pierwszy urlop, który spędziła w Warszawie. W tym czasie I Brygada została wycofana z frontu, a decyzja o jej ponownym użyciu była jeszcze niejasna.
Wanda nie potrafi jednak usiedzieć bezczynnie i organizuje oddział żeński POW. W trakcie demonstracji na Placu Zbawiciela, 8 grudnia 1917 roku, została aresztowana za agitację przeciwko zaborczym władzom. Wyrok sądu brzmiał: 6 miesięcy więzienia. Odsiedziała na szczęście tylko kilka tygodni, wychodząc za kaucją, resztę kary po jakimś czasie zamieniono na grzywnę.
Od grudnia 1918 do marca 1919 była zastępcą zbrojmistrza Komendy Głównej Milicji Ludowej. Było to wynikiem jej zaangażowania i sumienności przy rozbrajaniu oddziałów niemieckich, którego po odzyskaniu niepodległości dokonywała jako członkini Żandarmerii POW. Z funkcji zrezygnowała na rzecz służby wojskowej. Przydzielono ją do Przyfrontowego Referatu Werbunkowo-Zaciągowego Dywizji Litewsko Białoruskiej. W ten sposób wróciła do służby liniowej w trakcie wojny z bolszewikami i we wrześniu została komendantką II Ochotniczej Legii Kobiet w Wilnie. Domyślnie miała to być formacja pomocnicza, kobiety pełniły funkcje wartownicze, gdzie służby trwały niejednokrotnie po 24 godziny. Kobiety zajmowały się również doprowadzaniem uchylających się przed służbą wojskową mężczyzn, co oczywiście nie przysparzało im przychylności społeczeństwa. Ten obraz zmienił się wraz z pogorszeniem się sytuacji na froncie. Okazało się, że kobiety nie tylko potrafią „stać na baczność”. W lipcu 1920 roku wraz z przeorganizowaną legią kobiet na Wileński Baon O.L.K. wzięła udział w walkach o Wilno Grodno i Białystok. Wanda Patrolowała konno okolicę. Sytuacja jednak zmusiła kobiety do walki z bronią w ręku, w okolicy Nowej Wilejki i Wilna kobiety musiały bić się z jedną z najokrutniejszych formacji bolszewickich. Kozacy Gaj Chana znani byli z okrucieństwa i morderstw dokonywanych w sadystyczny sposób. Kurierka legionowa Zofia Nowosielska, która przybyła z rozkazami z Lidy, opisała zakończenie walki w następujący sposób:
„Ostatnie schodziły z pola bitwy. Wiodła je porucznik Gertzówna”
14 lipca rozpoczął się odwrót polskich oddziałów, niestety rozkaz nie do wszystkich trafił. W ten sposób trzeci odcinek obrony nie wykonał go od razu. Dopiero gdy podporucznik Gretz wydała taki rozkaz, kobiety zaczęły opuszczać stanowiska. Sama natomiast pozostała na pozycji z kilkoma napotkanymi żołnierzami i karabinem maszynowym we wsi Niemirze. Chciała w ten sposób osłaniać w razie ataku nieprzyjaciela cofających się Polaków. Za swoją postawę została później odznaczona orderem Virtuti Militari.
W czasie walk o Wilno nie tylko dowódczyni II Baonu Ochotnicze Legii Kobiet zasłużyła się w boju. W rozkazie dziennym dowódcy z tamtych wydarzeń znalazł się następujący wpis:
„II Baon O.L.K. wykazał wiele zimnej krwi i męstwa”.
30 lipca 1920 roku odznaczono kobiety Krzyżami zasługi i orderami Virtuti Militari. Już kilka dni później utworzono z tych kobiet nowy batalion liniowy składający się z dwóch kompanii i oddziału karabinów maszynowych, łącznie około 400 legionistek. Było to podyktowane potrzebą obrony zagrożonej stolicy. Wanda Gertz objęła dowództwo nad kompanią wileńską i oddelegowana na peryferyjny odcinek Pragi. Kobiety zabezpieczały szosę Praga – Grochów. Ciekawostką może być fakt, że wyruszające na front kobiety wśród żegnającego tłumu pobłogosławił nuncjusz papieski Achilles Ratti, późniejszy Pius XI. W każdym razie tym razem nie doszło do kontaktu z wrogiem i po odrzuceniu bolszewików od stolicy żeńskiemu batalionowi powierzono zadanie wyszukiwania i brania do niewoli rozproszonych sowietów. Gertz wspominała to później w swoich dziennikach:
„Zgłupieli biedni Moskale, gdy się przekonali, że ich baby wzięły i prowadzą do niewoli”.
Po zakończeniu wojny kobiety i ich dowódczyni pełniły służbę wartowniczą. Sukcesywnie wyszczuplano oddział kobiecy, aż w końcu w 1922 roku zdemobilizowano ostatnie legionistki razem z Wandą Gertz. Została przeniesiona do rezerwy 79 Pułku Piechoty w stopniu porucznika. Jednak taki stan nie trwał długo. Ze względu na brak podstawy prawnej odebrano jej stopień wojskowy i przydział jako rezerwistki.
Oddział CKM Ochotniczej Legii Kobiet z roku 1920. |
Od 1923 roku, 27 – letnia Wanda współorganizowała obozy przeszkolenia wojskowego dla kobiet, by rok później założyć organizację Przysposobienie Wojskowe Kobiet do Obrony Kraju. Rozciągała się ona na wszystkie gimnazja żeńskie oraz niektóre uniwersytety w Polsce. Od 1926 roku podjęła pracę w Biurze Samodzielnego Referatu Personalnego w Belwederze. Jej szefem był Aleksander Prystor, który darzył ją zaufaniem i cenił jej lojalność. Zresztą nie tylko on, jak się okazało, Piłsudski wybrał ją do sporządzania osobistych, lub poufnych maszynopisów. W liście z 25 maja 1927 roku Wanda Gertz pisała o tej sytuacji w następujący sposób:
„Parę tygodni temu pułkownik Prystor oznajmił mi, że mam przyjść po południu pisać pewne rzeczy. Zdziwiłam się cokolwiek, dlaczego to ja mam przyjść, kiedy najwolniej piszę na maszynie, gdyż mało na ogół jej używam. Okazało się, że jestem z rozkazu Dziadka wyznaczona do pisania różnych rzeczy pod jego dyktando…”
Całe późniejsze lata pracowała w referacie, a następnie po śmierci marszałka została kierownikiem sekretariatu w muzeum mu poświęconym. Oczywiście nadal angażowała się w prace w organizacji Przysposobienia Obronnego Kobiet i oficjalnego uznania służby pomocniczej kobiet. Jej marzenia spełniły się dopiero w 1938 roku, kiedy sejm uchwalił ustawę o powszechnym obowiązku wojskowym.
W 1939 roku Wanda zgłosiła się do służby w swoim mundurze Pomocniczej Służby Wojskowej Kobiet i aktywnie uczestniczyła w obronie stolicy. Po klęsce wrześniowej jako jedna z pierwszych kobiet przeszła do konspiracji i w listopadzie została zaprzysiężona w Służbie Zwycięstwu Polski. Początkowo zajmowała się organizacją sieci łączności konspiracyjnej. Od 1940 do 1942 roku była sekretarką Stanisławą Kozarskiego ps. „Aleksander”, komendanta ZWZ „Las” pod Piotrkowem Trybunalskim. W kwietniu otrzymała propozycję zorganizowania kobiecego oddziału dywersyjnego przy „Kedywie”. Od tego momentu cały swój wysiłek kierowała w kierunku organizacji i szkolenia kobiet w organizacji DYSK. Jako „Lena” dowodzi około setką kobiet podzielonych na dwa zespoły. Oddział minerek i oddział specjalnego oraz służbę pomocniczą. Pierwsza grupa liczyła 40 żołnierek i była podzielona na 6 sekcji. Do ich zadań należały działania dywersyjne jak zakładanie min, wysadzanie mostów, rozpoznanie terenowe i wszelkiego rodzaju sabotaż. Kobiety ukończyły również kursy szoferskie oraz tajnej podchorążówki. Druga grupa działała w zakresie małego sabotażu, jako sanitariuszki, łączniczki, kurierki. Prowadziły również laboratorium chemiczne, z którego korzystały również inne sekcje AK.
W trakcie powstania Gertz wraz ze swoim oddziałem została przydzielona do oddziału „Broda 53” zgrupowania „Radosław”. Kobiety zabezpieczały strefy zrzutów na cmentarzach oraz brały udział w walkach na Starym Mieście. Według zeznań „Lena” nieustannie walczyła na pierwszej linii. Jej doświadczenie i dbałość o szczegóły sprawiły, że starty wśród jej podległych kobiet były w porównaniu minimalne. Tak samo było 28 sierpnia, kiedy Niemcy zbombardowali kwaterę powstańców na Franciszkańskiej 12. Tego dnia straty ogólne były tam większe niż na linii walk. Dzięki zimnej krwi i błyskawicznym decyzjom straty Dysku były najmniejsze. Ogólnie do końca powstania Wanda Gertz straciła 11 zabitych i 9 rannych kobiet,
Po upadku starówki Powstańcy próbowali się przebić do śródmieścia. W nocy z 30 na 31 sierpnia kolumna uderzyła w kierunku Żelaznej Bramy. Jednak przewaga ognia Niemów była ogromna i natarcie się załamało. Śmierć poniósł dowódca „Brody” major Jan Andrzejewski. Szeregi zgrupowania ogarnął chaos i brak łączności między poszczególnymi oddziałami. Wanda Gertz osobiście krążyła pomiędzy poszczególnymi odcinkami, starając się zachować koordynację. Po ostatecznym załamaniu się ataku i wycofaniu oddział DYSK wraz z innymi zszedł do kanałów. Była to straszna przeprawa. Kiedy tylko Niemcy zorientowali się, że pod ulicami okaleczonego miasta przemieszczają się Polacy, zaczęli wrzucać do studzienek granaty, karbid czy wlewać zapaloną benzynę. Wielu dzielnych ludzi poniosło wtedy straszliwą śmierć. Na skutek przerwania łączności z przewodnikiem Żołnierki Gertzówny zabłądziły i poszły z częścią innych oddziałów złą stronę, w kierunku Żoliborza. „Lena” jednak zorientowała się w sytuacji i rozkazała odwrót na Plac Krasińskich, gdzie kobiety zeszły do innego kanału. Ta mordercza odyseja trwała kilkanaście godzin co skrajnie je wyczerpało. Od początku sierpnia Wanda musiała pozostać w Śródmieściu i nie brała udziału w dalszych walkach ze względu na chorobę.
Powstanie upadło, Wanda Gertz na ostatniej odprawie wypłaciła swoim podkomendnym zaległy żołd i nadała im stopnie wojskowe. 5 Października 1944 roku wyszła ze stolicy na czele 2 tysięcy kobiet – Żołnierzy Armii Krajowej do niewoli. Awansowana na majora została wyznaczona na komendantkę oficerskiego obozu jenieckiego kobiet. Tego dnia po raz pierwszy w historii wojen świata kobiety zostały uznane za jeńców wojennych na równi z mężczyznami.
„[…] stwierdził, że w swych inspekcjach w latach 1939 – 1944 nie widział obozu jenieckiego, który by był w gorszych warunkach bytowych (położony na torfowiskach, źle zaopatrzony,o zniszczonych barakach), i gdzie jednocześnie byłby podobnie wysoki hart ducha i morale. Zaimponowało mu przedstawienie teatralne połączone z tańcami i pieśniami, zorganizowane specjalnie dla niego”.
2 kwietnia 1945 roku Niemcy ewakuowali obóz jeniecki, przenosząc go na zachód. Oznaczało to dla jeńców długi i bezlitosny marsz. Gertz próbowała domagać się o transport dla rannych i starszych kobiet, jednak wszelkie starania okazały się bezskuteczne. Ostatecznie żołnierki z AK trafiły do Blankenheim. Tam jednak długo nie miały zabawić, ponieważ front znów drastycznie się przesunął, a Niemcy cofali się ku ostatecznej porażce. Kiedy wydano kolejny rozkaz ewakuacji obozu, Gertz stanowczo zaprotestowała i stwierdziła, że nie ruszą się z miejsca, dopóki nie zostaną zagwarantowane podwody dla kobiet w gorszym stanie. Dzięki temu nie wyprowadzono ich z obozu, co najprawdopodobniej uratowało im życie. Takie przesłanki można znaleźć w książce „Dysk”
„Istnieją bowiem uzasadnione podejrzenia, że już wtedy był wydany rozkaz zlikwidowania jeńców”
Nad obozem rozgrywały się sporadyczne walki powietrzne i operowały alianckie samoloty. By uniknąć przypadkowej bomby, polki rozłożyły na trawniku biało czerwoną płachtę. W okolicy trwały również walki między Amerykanami i Niemcami, jedno z natarć amerykańskich czołgów przeszło niedaleko placówki. Gertz postanowiła potajemnie wysłać trzy kobiety w kierunku tych wojsk. Udało im się dotrzeć do amerykanów i powiadomić o lokalizacji i stanie obozu. Oddziały drugiego rzutu na bazie tych informacji przystąpiły do oswobadzania obozu. Okazało się, że strażnicy postanowili stawić opór, co doprowadziło do zaciętej potyczki. Wanda zabroniła swoim podopiecznym wychylania się z baraków, co najprawdopodobniej uchroniło je od ran, a nawet śmierci. W końcu 13 kwietnia 1945 roku obóz Blankenheim został wyzwolony przez GI`s, a Wanda Gertz oficjalnie zadała placówkę w ręce dowództwa amerykańskiego. W sprawie jeńców, zatrzymanych na terenie, zdano się na opinię Polki. Tak więc Wanda miała teraz w swoich rękach los niedawnych oprawców. Na skutej jej sprawozdania, komendant obozu mógł go opuścić z honorami, trafiając do niewoli, natomiast jedna ze strażniczek oraz Zahlmeister, zostali przez amerykanów wywiezieni do lasu i rozstrzelani.
Na terenie niedawnego obozu jenieckiego utworzono teraz koszary dla Polek, żołnierek AK. Do ich zadań należała służba wartownicza i wyłapywanie niemieckich maruderów, błąkających się po okolicy. Oczywiście dowództwo nad nimi sprawowała major Wanda Gertz, która była w swoim żywiole. Po zakończeniu działań i podzieleniu Niemiec na strefy okupacyjne, kobiety przeniesiono do Burgau. Tam ich dowódczyni zdała swoje obowiązki na rzecz Marii Szymkiewicz i udała się do Anglii w nowej misji. Teraz starała się zapewnić kobietom prawa wojskowe na równi z mężczyznami. Dzięki jej staraniom i zaciętości odniosła w końcu sukces. 7 sierpnia 1945 roku przy I Dywizji Pancernej generała Maczka utworzono 2. Batalion PWSK (Pomocniczej Wojskowej Służby Kobiet), Część podwładnych Gertzówny tworzyły tą formację, reszta trafiła do II Korpusu.
Legitymacja byłego jeńca wojennego, podporucznika AK Janiny Kuleszy-Kurowskiej wydana przez Polskie Siły Zbrojne |
W 1947 roku wraz ze swoimi towarzyszkami broni została przeniesiona na Wyspy Brytyjskie, gdzie zdecydowała się pozostać, nie widząc dla siebie przyszłości w nowej Polsce. Nie była to jednak łatwa decyzja, a raczej wynik walki na argumenty między jej sercem a rozumem. W liście do znajomych w kraju pisała:
„[…] być na ziemi polskiej, przejść ulicami Warszawy, tej ukochanej Warszawy […] odetchnąć powietrzem mego rodzinnego miasta”.
W środowisku emigracyjnym starała się jak zawsze podtrzymywać optymizm i łagodzić spory między rozbitymi politycznie rodakami. Do swoich przyjaciół mówiła:
„Będę jeszcze przed wami w Polsce”.
Te słowa miały okazać się prorocze, jednak na swój tragiczny sposób. U Wandy Gertz zdiagnozowano chorobę nowotworową. W jej wyniku stała się niezdolna do pracy i musiała żyć z zasiłku. Dorabiała na życie rękodziełem, wytwarzając sztuczną biżuterię i torebki. Nikt z jej bliskich nie usłyszał jednak z jej ust słowa skargi ani żalu. Kiedy 10 listopada 1958 zmarła w wyniku choroby, wszystkie jej sprawy były uporządkowane. Pogrzeb odbył się 15 listopada na cmentarzu w South Ealing przy licznym udziale polskiej diaspory. Żegnali ją między innymi Aleksandra Piłsudska, Bór-Komorowski, czy generał Józef Zamorski. Major Wanda Gertz została pochowana w swoim ukochanym mundurze Wojska Polskiego.
Rok po tych wydarzeniach, spełniając jej życzenie, związane z nią osoby sprowadziły jej ciało do Polski. Spoczęła na cmentarzu wojskowym (dziś komunalnym) na Powązkach w kwaterze A24-11-17.
Bardzo lubie Twoj styl pisania i fabuly na podstawie tekstow zrodlowych. Moje osobiste zdanie jest takie, ze trzeba bylo przepuszczac pociagi jadace do sowietow, niech by sie wzajemnie wyrzynali. Co do odwagi oddzialow kobiecych - nie mozna im niczego odmowic, to byly prawdziwe feministki, tak powinno sie walczyc o przywileje - biorac na siebie za cos odpowiedzialnosc.
OdpowiedzUsuńDzięki za komplement. Czasami trudno mi jednak znaleźć na to weneni odpowiednią ilość szczegółów aby tekst nie okazał się zupełną bajką.
UsuńPozdrawiam i zapraszam po kolejne "fabularyzowane teksty" ;)
Kolejne ukłony i wyrazy szacunku - świetny materiał. Oczywiście książkę każdemu kto interesuje się historią II Wojny Wypada mieć.
OdpowiedzUsuńCzy nie myslales nad wydaniem ksiazki zawierajacej te wsystkie historyczne smaczki?
OdpowiedzUsuńDo tego potrzeba wydawcy, nakładów finansowych i "pana heńka" który dokonałby korekty moich tekstów pod kątem językowym. Oczywiście jako, że jestem amatorem, przydała by się również konsultacja historyczna. Jednym słowem sporo tego myślenia... 😉
UsuńAle bardzo mi miło, że wierzysz we mnie i w to co robię.