Strony

piątek, 21 października 2022

Ostatni dzień walk nad Japonią - Ostatnie walki lotnicze II wojny światowej

Wczesnym rankiem o 3:40, wysoko nad główną japońską wyspą Honsiu formacja 134 amerykańskich bombowców Boeing B-29 wracało z misji bombowej na lotniska macierzyste. Ich celem były rafinerie Nippon w Tsuchizaki. Na macierzystych wyspach Japonii znajdowały się dwa miasta całkowicie zniszczone przez dwa ataki bombą atomową, jednak inne również nie wyglądały dużo lepiej. Ponad 40 procent zamieszkałych obszarów 66 miast zostało zniszczonych przez amerykańskie bomby zapalające. Około jedna trzecia wszystkich domów w Japonii zniknęła w wyniku wojny. Wojny, która właściwie się już skończyła, jednak japońskie naczelne dowództwo nadal nie widziało innego wyjścia, jak tylko kontynuować walkę.


Bombowce B-29 "Superforteca" zrzucają bomby zapalające na Jokohamę, maj 1945 roku.


Różnica kulturowa między Japonią a zachodem stworzyła głęboką przepaść nieufności i pozbawionej skrupułów logiki moralnej. Tak więc, podczas gdy świat czekał na koniec wojny, amerykańskie i brytyjskie siły powietrzne wyruszały do wykonania ostatnich nalotów tej wojny. Pytanie tylko dlaczego? W całej Japonii nie było już prawie żadnych celów militarnych, a opór w powietrzu praktycznie nie istniał.
Poprzedniej nocy piloci na pokładzie lotniskowca USS „Shangri-La” przez cały dzień słyszeli pogłoski i raporty, które pilot Dick deMott podsumował w następujący sposób:

»... Życzyłem sobie, abyśmy do diabła, w końcu się dowiedzieli, czy Japończycy zaakceptowali nasze warunki kapitulacji, czy musimy bezsensownie krążyć po japońskim niebie i tracić więcej pilotów«.


15 sierpnia 1945 roku był ostatnim dniem, ostatnimi 24 godzinami, długiej i barbarzyńskiej wojny. Był to również ostatni dzień spotkań samolotów alianckich i japońskich w walkach powietrznych.
Tu rodzi się pytanie: Kto odniósł ostatnie powietrzne zwycięstwo II wojny światowej? Amerykańscy historycy przypisują to pilotom „Hellcatów” z eskadry VF-88. W 2001 roku brytyjski historyk twierdził, że samoloty „Sefire” z 24. Naval Fighter Wing mogły oddać ostatnie strzały tej wojny.


Latem 1945 roku Seafire Mk III startuje do akcji z Clark Field na Filipinach.


Aby dowiedzieć się, kto brał udział w ostatnich walkach powietrznych, musimy cofnąć się do ranka 15 sierpnia 1945 roku. Tego pamiętnego dnia samoloty z różnych formacji latały w misjach w rejonie Tokio, w tym amerykańskie samoloty marynarki wojennej VF-6, VF-31, VF-49 i VF-88. Brytyjczycy również byli aktywni i latali na swoich „Firefly”, „Avenger” i „Seafire” z 887. i 894. Naval Air Squadron. Tego dnia alianci zaplanowali dwa ataki na Tokio, które miały rozpocząć się o 4:15 rano.

15 sierpnia słońce nad Japonią miało wzejść o 4:35. Niebo było pełne rozproszonych chmur, które od czasu do czasu uwalniały krople deszczu. Jeszcze przed świtem lotniskowce Task Force 38 wysłały swoje patrole powietrzne i zaczęły gromadzić dwie formacje do nalotów. Na pokładzie HMS „Indefatigable” cztery „Firefly” uzbrojone w rakiety wystartowały o 4:00 rano, a za nimi sześć „Avengerów” i eskorta ośmiu „Seafire'ów” dowodzonych przez podporucznika Freda Hockleya. Ich celem było lotnisko Kisarazu w pobliżu Tokio. 



Uzbrojony w rakiety Firefly Mk I z lotniskowca HMS "Implacable" leci do miejsca przeznaczenia w Japonii, lipiec 1945 roku.


O 4:15 rano z pokładu lotniczego USS „Yorktown” wystartowało dwanaście „Hellcatów”. Piloci byli dobrze wyszkoleni, ale nie mieli jeszcze doświadczenia bojowego, więc nie mogli się doczekać prawdziwej bitwy. „Hellcaty” spotkały się z 24 „Corsairami” z lotniskowców USS „Shangri-La” i USS „Wasp”. Ich misją było eskortowanie ich nad lotniska Tokahasi i Atusgi na północny zachód od Tokio. „Hellcaty” z eskadr VF-6, VF-31 i VF-49 zostały również wysłane jako część tych sił. Mimo całkowicie beznadziejnej sytuacji japońskie lotnictwo wysłało samoloty bojowe do obrony przed napastnikami. Jednymi z tych maszyn były samoloty z 302. Kokutai. W ostatnich tygodniach wojny większość japońskich pilotów myśliwskich została ściągnięta z innych formacji. Nie byli oni więc doświadczonymi pilotami myśliwców. Większość wojny latali na przykład na wodnosamolotach, łodziach latających lub bombowcach z lotniskowców. Od maja 1945 roku 302. Kokutai często składał się tylko z dziesięciu samolotów, mieszanki „Zero” i J2M3 „Raiden”. 252. Kokutai stacjonujący na lotnisku Mobara, na wschód od Tokio, był również częścią obrony przeciwlotniczej stolicy i tak samo wyposażony w „Zero” i „Raideny”.

Sześć „Avengerów”, z ochroną ośmiu „Seafire”, wspięło się przez niską pokrywę chmur i przebiło przez nie na wysokości około 2000 - 2500 metrów. W porannym słońcu panowała cisza, z wyjątkiem dźwięku potężnych silników Merlina. Gdy mała formacja przekroczyła Zatokę Tokijską, piloci daleko w dole ujrzeli kilka japońskich „Zer”. Oczywiście rzucili się do ataku, nie był to jednak najlepszy pomysł. Była to popularna japońska taktyka i nagle na prawym skrzydle Brytyjczyków pojawił się rój samolotów A6M5 „Zero” . Była 5:45 rano, kiedy w słuchawkach zagrzmiało ostrzegawczo:

»Bogies 3 o’clock«.

Japońskie myśliwce „przeskoczyły” obok lecącej wyżej osłony i rzuciły się na „Avengery” oraz kilka lecących niżej „Sefire”.
Pomimo wezwań ostrzegawczych, nie wszyscy piloci zdołali odrzucić swoje dodatkowe zbiorniki. Dla podporucznika Fredericka Hockleya zgubą okazała się jednak awaria jego radia. Zbyt późno zorientował się w sytuacji i został zestrzelony podczas pierwszego ataku, będąc ostatnim pilotem Royal Navy, który padł ofiarą tej wojny. Chociaż udało mu się skoczyć ze spadochronem, został jednak schwytany, a następnie zastrzelony przez Japończyków. 
Obecny przy egzekucji pułkownik Hitomi Tadao, na procesie w 1947 roku zeznał:

»Usłyszałem strzał z pistoletu. Więzień wydawał się upaść i usłyszałem jeszcze dwa strzały. Więzień upadł na plecy. Był kolejny strzał i przetoczył się do dziury. Wydawało się, że cierpi. Fujino pożyczył miecz od Sierżanta Kusume i wbił go w plecy więźnia. Więzień już się nie ruszał. Żołnierze zasypali dziurę«.


Porucznik Frederick Hockley na tle swojej maszyny.


Gdy pierwszy „Zero” przemknął obok podporucznika Vica Lowdena, ten szybko skręcił i w ten sposób znalazł się prostopadle do drugiej fali atakujących Japończyków. Z dużej odległości około 250 metrów otworzył ogień w ich stronę. Udało mu się trafić wrogą maszynę i jak sam to ujął:

»Widziałem jak w płomieniach pięknie spada w dół«.

Był to jego numer trzy na liście zestrzeleń.
Podporucznik Williams otworzył ogień do tego samego zgrupowania z około 55 metrów i był również w stanie trafić cel. Sytuację opisał w następujący sposób:

»Zauważyłem jednego z atakujących „Zeke” (amerykańska nazwa kodowa dla samolotów Mitsubishi A6M Rei-Sen „Zero”) na wysokości 2500 metrów w locie wznoszącym, około 900 metrów przede mną. Zbliżyłem się na odległość 90 metrów. Mocno nadepnąłem na ster, żeby sprawdzić numery rejestracyjne maszyny. Potem znowu „usiadłem mu na ogonie” i wypuściłem dwusekundową serię z karabinów maszynowych, maiłem już wyczerpaną amunicję do działek. Po tym, jak trafiłem po całym samolocie, pilot wyskoczył ze spadochronem. Jego myśliwiec spadł za nim, obficie dymiąc«.

W swoich wspomnieniach porucznik Saburo Abe z 252. Kokutai opowiada o swoim powietrznym zwycięstwie nad jednym z „Seafire”. Jego opisy nie pasują do zestrzelenia Freda Hockleya, więc musiała być to inna maszyna:

»Nagle znalazłem się w chaotycznej bitwie. Samoloty wroga i nasze nadlatywały ze wszystkich stron i znikały we wszystkich kierunkach. Nie wiedziałem, jaki kierunek wybrać. Nagle po mojej prawej stronie pojawił się wróg i przeleciał pode mną w lewo. W tym momencie przypomniałem sobie, co doradził mi doświadczony towarzysz. Na pełnym gazie skręciłem w lewo, podążając za nieprzyjacielem. Właściwie jestem dobrym strzelcem na ziemi, ale to nie to samo co strzelanie zza sterów myśliwca. Konsekwentnie nie trafiałem do celów w powietrzu. Więc tym razem postanowiłem nie naciskać przycisków spustowych, dopóki nie będę na tyle blisko, by zobaczyć wyraz twarzy przeciwnika. Ten prawdopodobnie wyczuł moją obecność, bo się odwrócił. Nasze spojrzenia spotkały się na chwilę i zobaczyłam zdumiony wyraz jego twarzy. Nie musiałem patrzeć przez celownik, byłem bardzo blisko za nim, niecałe 19 metrów. Pociągnąłem za dźwignię spustu i w następnej chwili zobaczyłem, jak połowa jego głowy odlatuje. Szyba kokpitu nagle poczerwieniała od krwi. Samolot szarpnął się, jakby zamierzał przewrócić się na plecy. Ledwo co zdołałem zanurkować pod nim«.


A6M2c Type 52cs z 252 Kokutai rozgrzewa silniki przed misją.


Saburo Abe mówi dalej, że jego samolot został wtedy ostrzelany przez inny „Seafire”, co zmusiło go do awaryjnego lądowania:

»Usłyszałem głośny huk i poczułem ból w prawej nodze, jakby ktoś uderzył w nią żelaznym prętem. Poczułem się, jakbym właśnie obudził się z transu i pomyślałem: „Idiota! Kim jest ten głupiec, który nie może odróżnić przyjaciela od przeciwnika? Jeśli złapię cię wysiadającego z samolotu, dostaniesz w pysk”. Myślałem, że za mną są tylko japońskie samoloty. Jednak kiedy spojrzałem w górę, przeleciały nade mną dwie dziwne maszyny. Nie posiadały Hinomaru (czerwony okrąg na japońskich samolotach). Jednak nie byli również Amerykanami, więc kim byli? Oznaczenia były zupełnie inne — brytyjskie. Co oni tutaj robią?«

W zamieszaniu bitewnym podporucznik Lowden po zestrzeleniu pierwszego „Zero” „usiadł na ogon” następnej maszynie i z około 230 metrów otworzył ogień. Po trzech krótkich seriach japoński samolot eksplodował. Później zgłosił jeszcze trzecie wspólne zwycięstwo i dwa uszkodzenia w tej walce powietrznej. Po początkowym zaskoczeniu Anglicy szybko dali radę się ogarnąć i zniwelować początkową przewagę Japończyków. Podporucznik Murphy, pilot jednego z „Sefire” relacjonował w następujący sposób:

»Wróg spadł na nasze „Avengery” w szyku pod kątem z prawej strony i z kilkoma maszynami pozostającymi w tyle. Formacja ta idealnie rozproszyła się na czteroosobowe grupy wychodzące od strony słońca, które „siadły” na nasze „Avengery”. Cztery maszyny szły prosto na nas, ale nie widziałem żadnego ognia z karabinów maszynowych. Początkowy atak Japończyków był bardzo dobrze skoordynowany, ale potem wydawało się, że stracili ze sobą kontakt, a ponadto nie patrzyli tak naprawdę do tyłu. Razem z dowódcą mojej formacji otworzyłem ogień i zobaczyłem trafienia w kadłub wrogiej maszyny. Ta została ostatecznie wykończona przez nasz numer trzy. Oderwałem się i skręciłem w lewo na kolejnego „Zeke'a”, który leciał 150 metrów pode mną. Od tyłu z góry zaliczyłem trafienia w kadłub i silnik, ale byłem zbyt szybki i minąłem wrogi samolot. Gdy podciągnąłem, by ponownie go zaatakować, zobaczyłem innego „Zeke'a” na mojej wysokości, skręcającego lekko w prawo. Wyglądało na to, że pilot mnie nie zauważył. Strzelałem z odległości około 300 metrów. Zaobserwowałem uderzenia w kokpit i silnik. Płonąca maszyna przewróciła się na plecy i zniknęła w chmurach poniżej«.

Podporucznik Don Duncan postanowił nie odrzucać swojego zbiornika pomocniczego. Utrzymał prędkość i zaatakował trzy „Zera”. Wyszedł z tej walki powietrznej z dwoma możliwymi zestrzeleniami. Ostatnim „Seafire”, który wyrwał się ze strefy walki, był dowódca grupy, podporucznik Randy Kay. Kiedy „Zero” zaszarżował na „Avengery”, Skręcił w jego kierunku i umieścił swoje pociski u nasady lewego skrzydła przeciwnika. Następnie zmienił cel i skupił się na kolejnym „Zerze”. Pojedynczą serią pod dużym kątem odstrzelił cały ogon wrogiej maszynie. W poszukiwaniu kolejnego przeciwnika Kay odkrył trzeci japoński myśliwiec i zdołał go uszkodzić. Pomimo japońskiego ataku cała szóstka „Avengerów” była w stanie dostarczyć bomby do celu. Uszkodzony został tylko jeden samolot, ale pilot sprowadził go z powrotem do floty. Tam wodował w pobliżu niszczyciela i został uratowany.

W drodze ku wybrzeżu samoloty eskadry VF-88 i ich eskorta złożona z „Corsairów” napotkały niskie chmury i wspięły się jeden po drugim na wysokość 18 tysięcy stóp. Zanim samoloty przebiły się przez warstwę cumulusów, tylko osiem z dwunastu „Hellcatów” pozostało w formacji, ponadto wszystkie maszyny eskorty również zniknęły. Dowódca VF-88 porucznik Howard M. Harrison nakazał dwóm maszynom okrążyć wybrzeże i działać jako stacje łączności radiowej z flotą. Pozostałych sześć „Hellcatów” dotarło nad cel, lotnisko Atsugi, bazę 302. Kokutai.


Latem 1945 roku "Raideny" 302 Kokutai zbierają się na lotnisku Astugi.


Rankiem 15 sierpnia 1945 roku dowódca 302. grupy lotniczej, kapitan Yasuna Kozono, odebrał wiadomość o zbliżających się maszynach i nakazał wystartować wszystkim dostępnym samolotom. Dowodzone przez porucznika Yutakę Moriakę cztery J2M3 „Raiden” i osiem A6M5/A6M7 „Zero” poderwały się w powietrze. Z 252. Kokutai por. Moriyasu Hidaka poprowadził grupę ośmiu (lub dziewięciu) „Zero” przeciwko alianckiej formacji. Przestrzeń powietrzna wokół Tokio była w tym czasie miejscem dosyć zatłoczonym. Jak już wspomniano, oprócz maszyn z HMS „Indefatigable” operowały tu również eskadry VF-6, VF-31, VF-49 i VF-88, a także „Corsairy” z VBF-8. Często mówi się, że japońskie myśliwce napotkane przez Brytyjczyków należały do 302. Kokutai porucznika Moriaki. Jednak nie pasuje to do raportu Moriaki o zestrzeleniu „Hellcata”. Pierwotny rozkaz wysłał maszyny Moriaki na lotnisko Kisrazu. Tutaj znaleźli mocno dymiący hangar. Najprawdopodobniej samoloty „Firefly” dotarły na lotnisko, zanim pogoda zmieniła się na zbyt złą, by można było zaatakować. Grupa porucznika Moriaki została następnie skierowana do bazy Atsugi, która była właśnie atakowana przez „Hellcaty”. Moriaka zauważył sześć tych maszyn i zestrzelił jedną. Opisuje, że lotnisko właśnie znalazło się pod ostrzałem rakietowym, kiedy zdecydował się zaatakować:

»Więc to było to. Rozkazałem mojej grupie przyjąć formację bojową. „Hellcat” poleciał na 300 metrów i wystrzelił swoje rakiety. Sześciu przeciwników podzielonych na dwie grupy po trzy samoloty każda, było tuż przede mną. Byliśmy na lepszej pozycji, niczym kot gotowy złapać w sidła niczego niepodejrzewającą mysz. Nagle zobaczyłem przelatujący samolot. Ok, zaczynamy. Wroga maszyna wypełniła mój celownik, ale tuż pode mną było jeszcze trzech przeciwników. Gdyby wznieśli się w moim kierunku, mogłoby to być bardzo niebezpieczne. Więc podciągnąłem samolot nieco wyżej, obróciłem, a potem zapikowałem. Widziałem dobrze pilota, miał na sobie fioletowy szalik. Otworzyłem ogień z działka 20 mm i zobaczyłem, jak świecące czerwone pociski uderzają w jego silnik. „Hellcat” przewrócił się, a chwilę potem wyskoczył z niego pilot w fioletowym szaliku. Udało mi się! Pozostałe amerykańskie maszyny uciekły z tego obszaru«.

Maury Proctor, jeden z pilotów „Hellcatów”, którzy przeżyli te walki powietrzne, opisuje następujący scenariusz:

»Około 6:45 minęło kilka sekund od ataku na lotnisko Atsugi. Wtedy przez radio nadeszło wezwanie, aby wszystkie samoloty natychmiast przerwały wszelkie działania bojowe i wróciły do swoich baz, wojna się skończyła. Nie trzeba dodawać, że wszyscy szaleli i latali we wszystkich kierunkach i wykonywali manewry akrobacyjne. Minęło kilka minut, zanim zdołaliśmy się zreorganizować i utworzyć formację«.

Wkrótce potem sześć „Hellcatów” zostało zaatakowanych przez około 20 samolotów typu „Zero”, „Frank” (Nakajima Ki.84 samolot armii) i „Jack” (Mitsubishi Raiden). Tych Sześciu niedoświadczonych pilotów „Hellcatów” twierdziło, że zostali zaatakowani przez maszyny należące do armii. Chociaż nie ma żadnych zapisów o działaniach armii w dniu 15 sierpnia, nie jest wykluczone, że Japończycy rozmieścili wszystkie dostępne samoloty do obrony. Sześć Hellcatów natychmiast zawróciło i frontalnie zaatakowało Japończyków. Czterech przeciwników zostało zestrzelonych przy pierwszym kontakcie. Pilot Proctor opisuje pierwsze ze swoich dwóch zwycięstw:

»Myśliwiec, którego pokrótce zidentyfikowałem jako „Franka”, za wcześnie się odwrócił. To sprawiło, że był bezbronny, co czyniło go doskonałym celem z niewielkim kątem wyprzedzenia. Po krótkiej serii odleciało mu pół skrzydła i maszyna spadła. Ledwo nacisnąłem przycisk mikrofonu, by z zachwytem wykrzyknąć: „WHAMBO”, Pojawiły się wszędzie świetlne smugi. Niektóre uderzyły w mój samolot. Skręciłem ostro w prawo w kierunku mojego skrzydłowego. Mój towarzysz Hanson zastrzelił mi prześladowcę z ogona. Widziałem siedmiu Japończyków „siadających” na maszynę Joego. Samolot dymił i leciał prosto. Pomyślałem, że pilot miał kłopoty. Poszedłem więc za nim i zacząłem strzelać, mając nadzieję, że sprawię, że Japończycy odpuszczą. Sześciu z nich podciągnęło w górę, ale jeden skręcił, oferując mi swój bok. Skręcał lekko w lewo, kiedy go trafiłem. Chwiał się i przyjął dużo trafień. W końcu z jego silnika wystrzelił duży płomień i spadł prosto w dół. Kiedy walka się skończyła«.


Samoloty Nakajima Ki-84 Frank i Ki43. 


VF-88 zgłosiła zestrzelenie ośmiu Japończyków, ale zapłaciła wysoką cenę z czterema własnymi straconymi maszynami. Tylko dwóch z sześciu pilotów Hellcatów przeżyło misję: Proctor i Hanson. Inne formacje Hellcatów rozmieszczone tego dnia również brały udział w zaciętych walkach powietrznych, nim drogą radiową dotarła do nich wiadomość o zakończeniu wojny. VF-6 została zaatakowana przez siedem myśliwców tuż nad lotniskiem Sagami Wan. Zgłoszono zestrzelenie dwóch Mitsubishi Raiden i jednego „Zero”, bez strat własnych. Na morzu również trwała walka, VF-31 zmagała się z „Zero” i odnotowała sześć zwycięstw. Na zachód od Mita VF-49 napotkała maszyny nieprzyjaciela i zestrzeliła siedem.


Poruczniuk Maurice Proctor z lewej, po bitwie dziękuję mechanikowi przed swoim Hellcatem.


Które dokładnie japońskie maszyny zaatakowały „Hellcaty”, „Avangery” i „Seafire”, pozostaje niejasne, tylko czas walk powietrznych jest pewny. Brytyjscy piloci „Seafire” zgłosili rozpoczęcie walki powietrznej o godzinie 5:45 i otrzymali rozkaz powrotu do godziny 7:00. Natomiast piloci VF-88 usłyszeli wezwanie powrotu o 6:45 i wkrótce potem zostali zaatakowani. Krótko przed wieścią o zwycięstwie zaatakowane zostały eskadry VF-6, VF-31 i VF-49. Ich walka skończyła się, gdy nadeszła wiadomość radiowa ogłaszająca koniec wojny. Ile zestrzeleń było naprawdę po obu stronach, nie jest już dokładnie wiadome. Faktem jest, że japońskie myśliwce do ostatnich minut przed kapitulacją, a nawet i krótko po niej zawzięcie walczyły z Alianckimi maszynami. Zadziwiające jest, że w obliczu pewnej już porażki potrafili zmobilizować siły i materiał na tyle, by stwarzać sprzymierzonym spore problemy.



Matriały źródłowe:

Donald Nijboer - "Air Combat 1945".
Biblioteka Cyfrowea Hong Kong's War Crimes Trial Collection.


3 komentarze:

  1. Świetna historia.
    W warunkach bitwy nawet dziś ustalenie wszystkich okoliczności wydaje się niemożliwe, a co dopiero wówczas.
    Natomiast osobiście uważam że wysyłanie maszyn nad Japonię nie miało sensu ani taktycznego, ani strategicznego ani w ogóle żadnego poza zaspokajaniem ambicji dowódców (i czasem samych pilotów). Ten "zwierz" był trafiony śmiertelnie i należało po prostu pozwolić mu skonać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie też tak uważam.
      Dzięki za wierne czytanie mojego bloga.

      Usuń
  2. Dzieki za wpis. Zwyciezcow niema komu sadzic. Amerykanie do dzisiaj uwazaja sie za jedynych slusznych i szlachetnych jesli chodzi o II wojne.

    OdpowiedzUsuń

Komentuj - to dla mnie najlepsza motywacja.