Pytanie 4. Gdzie rozegrała się najwyżej położona bitwa pierwszej wojny światowej?
Ze względu na strategicznie korzystne położenie nad drogą przez przełęcz Gavia, Punta San Matteo było miejscem jednego z ostatnich znaczących zwycięstw armii austro-węgierskiej w trakcie pierwszej wojny światowej.
Na początku 1918 roku Austriacy zajęli szczyt góry, aby móc prowadzić ostrzał artyleryjski na przełęcz Gavia. Jednak 13 sierpnia Włoscy "Alpini" z 308 kompanii batalionu "Monte Ortler" zdołali w niespodziewanym ataku zdobyć ufortyfikowany szczyt i wziąć do niewoli połowę Austriackiej załogi.
Wszystko zaczęło się od letniej burzy śnieżnej.
W nocy z 12 na 13 sierpnia 1918 roku na szczycie Adamello, w masywie Ortler panowały warunki arktyczne. Huragan lodu i polarnego zimna zepchnął żołnierzy po obu stronach do ich schronów. Ale grupa "Alpini", włoskich oddziałów górskich, pod osłoną nocy i burzy przedarła się na szczyt Punta San Matteo, znajdujący się na wysokości 3692 m i zaskoczyła austriackich obrońców. Było to wyczynem godnym najlepszych alpinistów. Połowa załogi została wzięta do niewoli, reszta wycofała się na własne pozycje po drugiej stronie szczytu.
Punta San Matteo był ważnym punktem na austro-węgierskiej linii obrony. Otwierał szerokie pole widzenia za ich linie dla wojsk włoskich i mógł stać się bramą dla dalszych postępów na Sulzbergu i do Doliny Non. W związku z tak niekorzystnym obrotem sprawy, po stronie austriackiej natychmiast rozpoczęły się przygotowania do rekonkwisty.
Późnym latem 1918 roku nie można było już przeoczyć rozpaczliwej sytuacji armii austro-węgierskiej. W szczególności zaopatrzenie żołnierzy w odpowiedni sprzęt, żywność i amunicję było bardzo słabe, a morale żołnierzy na wielu odcinkach frontu podupadło.
Pewnym wyjątkiem były bataliony szturmowe, w których ochotnicy z poszczególnych dywizji byli szkoleni do działań specjalnych i mogli cieszyć się lepszymi warunkami.
Z I. Regimentu Piechoty Górskiej (K.u.K. Kaiserschützenregiment) "Trient", oraz z 30. Kompanii Alpejskiej (Hochgebirgskompanie), jak również z szeregów zwiadowców górskich (Heeresbergführer) wyselekcjonowano najlepszych żołnierzy w celu odzyskania Punta San Matteo. Tak stworzonym oddziałem dowodził kapitan Luis Molterera. Planowanie i przygotowanie akcji trwało przez dwa tygodnie. Pozycjonowano armaty i karabiny maszynowe, przy podejściach wydrążono jaskinie lodowe i zebrano zapasy amunicji. Łącznie 22700 sztuk amunicji artyleryjskiej dostarczono na miejsce pod osłoną nocy i we mgle, przygotowano również 10 karabinów maszynowych.
Oddział szturmowy podzielono na dwie grupy. Pierwsza pod dowództwem porucznika Tabarelli de Fatis miała dostać się na Punta San Matteo, druga pod dowództwem porucznika Licki nacierała w kierunku szczytu Mantello. 29 sierpnia wszystko było gotowe, ale nadejście złej pogody wraz z porządną zamiecią zmusiło 150 żołnierzy do spędzenia nocy w maleńkim baraku na szczycie Piz Giumella. Był on tak ciasny, że niektórzy żołnierze woleli spać na zewnątrz.
Zła pogoda trwała trzy dni, a atak był możliwy dopiero wieczorem 3 września 1918 roku. O godzinie 18.00 rozpoczął się godzinny ciężki ostrzał artyleryjski, a zaraz potem austro-węgierscy żołnierze pokonali zasieki na szczycie i dopadli pozycji Włochów na Punta San Matteo. Wszystko trwało krócej niż pół godziny. Włosi niemalże natychmiast otworzyli ogień artyleryjski na utracony skrawek ziemi. W jego wyniku śmierć poniosło zarówno wielu Austro-Węgrów jak i wziętych do niewoli Włochów.
W tym samym czasie grupa pod dowództwem porucznika Licki miała poważne problemy. Włoska artyleria zmusiła ich do wspięcia się na bardzo strome zbocze południowej ściany Matteo. Włoski ostrzał strącał na nich lodowe nawisy, olbrzymie sople i kawałki skał. Ten "gruz" spadając, zadał im ciężkie straty. Okazało się jednak, że Grupa Licki miała również trochę szczęścia. Gdy w końcu dotarli do grani, znaleźli na niej całkowicie puste stanowisko włoskiego karabinu maszynowego. Gdyby pozycja była obsadzona, najprawdopodobniej nikt ze szturmujących nie uszedłby z życiem.
Stąd szczyt Mantello nie jest daleko i można go było odzyskać po krótkiej walce. O 20:30 szturm zakończył się sukcesem dla armii K.u.K.
Stoczono najwyżej położoną bitwę pierwszej wojny światowej, było to również ostatnie zwycięstwo armii cesarskiej.
Pytanie 5. Który kraj stracił procentowo w trakcie działań pierwszowojennych najwięcej ludności?
Jako że Austro-Węgry przypisywały Serbii sporą część winy za wybuch wojny jak i śmierć Franza Ferdynanda, było jasne, że traktowali wojsko jak i ludności tego kraju z najwyższą surowością. Dochodziło do częstych przypadków egzekucji na ludności cywilnej. Było to więc zbrodnią wojenną, jakie znamy w wykonaniu Niemców z późniejszej wojny.
Serbia straciła w trakcie trwania wielkiej wojny, w sumie 1,1 miliona obywateli. Przeliczając to na całkowitą liczbę ludności tego małego państewka, było to 24% obywateli, czyli jedną czwartą całego narodu. Jest to najwyższy odsetek strat w przeliczeniu na mieszkańców, jaki poniosło jedno państwo w trakcie tego strasznego konfliktu.
Serbia straciła w trakcie trwania wielkiej wojny, w sumie 1,1 miliona obywateli. Przeliczając to na całkowitą liczbę ludności tego małego państewka, było to 24% obywateli, czyli jedną czwartą całego narodu. Jest to najwyższy odsetek strat w przeliczeniu na mieszkańców, jaki poniosło jedno państwo w trakcie tego strasznego konfliktu.
Pytanie 6. Co się wydarzyło w cieśninie Skagerrak?
Brytyjczycy mogli liczyć na 151 okrętów, Niemcy natomiast na 99. Nie tylko liczebnie Anglicy górowali nad Niemcami. Jeśli chodzi o siłę ognia, tu również brytyjskie okręty były potężniejsze.
Pancernik Schleswig-Holstein oddaje pełną salwę burtową w trakcie Bitwy Jutlandzkiej. |
Jednak dzięki udanym manewrom i dobremu rozeznaniu w sytuacji, udało się Niemcom, w pierwszej fazie bitwy, wciągnąć nieprzyjaciela w zasadzkę, a następnie skutecznie odskoczyć, by ostatecznie uciec na bezpieczne kotwicowiska.
Po 14-godzinnej kanonadzie niemieckie eskadry odpłynęły. W efekcie wystrzelono około 8000 pocisków, po stronie brytyjskiej zginęło 6000 marynarzy, natomiast po stronie niemieckiej 2500. Zatonęło 14 brytyjskich okrętów i 11 niemieckich, dlatego bitwę w Rzeszy obwołano jako zwycięstwo. W rzeczywistości był to pat, ponieważ siła floty brytyjskiej nie została znacznie zmniejszona. Bitwa nie miała zaś decydującego znaczenia. Blokada morska nadal trwała co było odczuwalne w Niemczech a Kaiserliche Marine utkwiła w portach. Brytyjczycy natomiast ponieśli spore straty i klęskę w oczach opinii publicznej. Niemieckie okręty nadal stanowiły zagrożenie i nie pozwalały na odprężenie, nadal wiążąc brytyjskie siły.
Po prawej, eksplodujący brytyjski krążownik "H.M.S. Queen Mary", po lewej krążownik "HMS Lion", w niemieckim gradzie pocisków. Okręt przetrwał bitwę. |
Na to pytanie, każdy automatycznie ma w głowie zamach w Sarajewie, którego ofiarami padli Franz Ferdynand i jego małżonka.
W tym momencie, gdy samochód prawie się zatrzymał, 19-letni student i proserbski nacjonalista Gavrilo Princip oddaje strzały w stronę następcy austriackiego tronu. Księżna zostaje trafiona w brzuch i umiera kilka chwil później. Franz Ferdinand ma przestrzeloną tętnicę szyjną i dusi się własną krwią. Jego ostatnie słowa to:
W tym momencie, gdy samochód prawie się zatrzymał, 19-letni student i proserbski nacjonalista Gavrilo Princip oddaje strzały w stronę następcy austriackiego tronu. Księżna zostaje trafiona w brzuch i umiera kilka chwil później. Franz Ferdinand ma przestrzeloną tętnicę szyjną i dusi się własną krwią. Jego ostatnie słowa to:
"To nic".
Wcześniej podobno miał szeptać do wojen małżonki:
"Sopherl, Sopherl, nie umieraj, pozostań przy życiu dla naszych dzieci"
Później stracił przytomność, a następnie umarł z powodu utraty krwi.
Zabójca Princip i jego wspólnicy zostali szybko ujęci. 37 dni później Europa jest w stanie wojny.
Sędziwy austriacki cesarz Franciszek Józef (83 lata), Zasiadający na tronie od 65 lat, za sprawcę morderstw uważał rząd w Belgradzie. Wojsko i doradcy cesarza również dążyli do militarnej konfrontacji. Rząd serbski odrzucił ten zarzut.
Okazuje się jednak, że tak naprawdę śmierć członka cesarskiej rodziny, była jedynie zwykłym pretekstem. Mało tego, jego rodzina wcale nie lała łez za zamordowanym. Cesarz bez emocji zareagował na wiadomość o podwójnym morderstwie:
"To dla mnie jedno zmartwienie mniej"
Tak miał powiedzieć podobno swojej córce. Franz Ferdinand nie był odpowiednio żonaty, żył w małżeństwie morganatycznym (jego żona pochodziła z niższych sfer). Dlatego Franciszek Józef I nie chciał, aby potomkowie pary zasiedli na tronie.
Sam zamach w Sarajewie był więc najwidoczniej jedynie pretekstem do wszczęcia konfliktu, który już od dawna wisiał w powietrzu. Można nawet rzec, że ów pretekst był długo wyczekiwany, a rodzina cesarska bardziej się z niego cieszyła, niż martwiła.
Sam zamach w Sarajewie był więc najwidoczniej jedynie pretekstem do wszczęcia konfliktu, który już od dawna wisiał w powietrzu. Można nawet rzec, że ów pretekst był długo wyczekiwany, a rodzina cesarska bardziej się z niego cieszyła, niż martwiła.
Pytanie 8. Kim były pierwsze ofiary pierwszej wojny światowej?
Na to pytanie nie jest zbyt łatwo odpowiedzieć, jeśli wykluczy się z tego rachunku zamordowanych 28 czerwca 1914 roku w Sarajewie następcę austro-węgierskiego tronu arcyksięcia Franciszka Ferdynanda i jego żonę Zofię, księżnę Hohenberg, przez bośniackiego Serba Gawriło Principa. Ponieważ to wydarzenie było dopiero pretekstem do wzniecenia jednego z największych konfliktów w dziejach ludzkości.
Można wyjść z założenia, że tak naprawdę pierwsze osoby, które poniosły śmierć w wyniku działań wojennych, pozostaną nieznane ze względu na brak udokumentowania tych przypadków.
Sprawa wygląda nieco prościej, jeśli skupić się właśnie na zapiskach i raportach, które przetrwały do dziś.
Jak się można domyślić pierwsi w tym zestawieniu byli obywatele Austro-Węgier.
28 lipca 1914 roku dochodziło do sporadycznej wymiany ognia między Austro-węgierskimi żołnierzami a serbską stroną. Tego dnia około godziny 23 przepływało Dunajem kilka statków austriackiego armatora Donaudampfschifffahrtsgesellschaft. Najprawdopodobniej w eskorcie monitora rzecznego SMS "Inn". Gdy statki znalazły się na wysokości Belgradu, zostały ostrzelane przez serbskich żołnierzy ogniem z karabinów i CKMów. Serbowie wzięli na cel w szczególności węgierską barkę "Alkotmány".
W wyniku tego ostrzału kapitan Karl Ebeling Oraz sternik Michael Gemsperger ponieśli śmierć. Wiadomo o nich jedynie tyle, że byli to niemieckojęzyczni obywatele południowych Węgier. Zostali następnego dnia pochowani w Zemun, jako pierwsze cywilne ofiary wielkiej wojny.
Następnego dnia kiedy zaczęła się strzelanina na starym kolejowym moście w Belgradzie nazywanym również "Savebrücke", Serbowie postanowili wysadzić go w powietrze. Miało to zapobiec zajęciu i okupacji miasta przez Austro-Węgry. W trakcie tej strzelaniny zginął Dušan Djonović, 16-letni Serb, pochodzący z Montenegro.
Był on uczniem Belgradzkiej Akademii Handlowej i pracownikiem kolejowym. Dlaczego znalazł się na moście w trakcie wymiany ognia?
Należał on do paramilitarnej milicji serbskich czetników pod dowództwem Jovana Babunskiego. Djonović zginął gdzieś między 1:30 a 2 w nocy, kiedy to Serbowie zdetonowali ładunki na moście.
Jeśli chodzi o regularnych żołnierzy to również i tu mamy do czynienia z pewnymi niejasnościami.
Oficjalne źródła podają, że tej nocy zginął żołnierz węgierskiego regimentu nr 68. Niejaki István Balogh II. Znajdował on się po drugiej stronie belgradzkiego mostu i zginął od serbskiej kuli. Jego nazwisko znajduje się w mauzoleum na Belgradzkim cmentarzu żołnierzy k.u.k.
Węgierskie ministerstwo spraw wojskowych twierdzi jednak, że wcześniej zginął Pál Kovács. Zaraz po eksplozji na moście został wysłany po amunicję. Taszcząc skrzynię z nabojami, dosięgła go wroga kula wystrzelona z drugiej strony rzeki ,trafiając w głowę. W metryce śmierci tego człowieka ma znajdować się wpis: "Pierwsza ofiara wielkiej wojny".
Znacznie lepiej opisana jest śmierć niemieckiego, a raczej pruskiego dragona, 22-letniego Alberta Otto Mayera.
Jak się można domyślić pierwsi w tym zestawieniu byli obywatele Austro-Węgier.
28 lipca 1914 roku dochodziło do sporadycznej wymiany ognia między Austro-węgierskimi żołnierzami a serbską stroną. Tego dnia około godziny 23 przepływało Dunajem kilka statków austriackiego armatora Donaudampfschifffahrtsgesellschaft. Najprawdopodobniej w eskorcie monitora rzecznego SMS "Inn". Gdy statki znalazły się na wysokości Belgradu, zostały ostrzelane przez serbskich żołnierzy ogniem z karabinów i CKMów. Serbowie wzięli na cel w szczególności węgierską barkę "Alkotmány".
W wyniku tego ostrzału kapitan Karl Ebeling Oraz sternik Michael Gemsperger ponieśli śmierć. Wiadomo o nich jedynie tyle, że byli to niemieckojęzyczni obywatele południowych Węgier. Zostali następnego dnia pochowani w Zemun, jako pierwsze cywilne ofiary wielkiej wojny.
Następnego dnia kiedy zaczęła się strzelanina na starym kolejowym moście w Belgradzie nazywanym również "Savebrücke", Serbowie postanowili wysadzić go w powietrze. Miało to zapobiec zajęciu i okupacji miasta przez Austro-Węgry. W trakcie tej strzelaniny zginął Dušan Djonović, 16-letni Serb, pochodzący z Montenegro.
Był on uczniem Belgradzkiej Akademii Handlowej i pracownikiem kolejowym. Dlaczego znalazł się na moście w trakcie wymiany ognia?
Należał on do paramilitarnej milicji serbskich czetników pod dowództwem Jovana Babunskiego. Djonović zginął gdzieś między 1:30 a 2 w nocy, kiedy to Serbowie zdetonowali ładunki na moście.
Jeśli chodzi o regularnych żołnierzy to również i tu mamy do czynienia z pewnymi niejasnościami.
Oficjalne źródła podają, że tej nocy zginął żołnierz węgierskiego regimentu nr 68. Niejaki István Balogh II. Znajdował on się po drugiej stronie belgradzkiego mostu i zginął od serbskiej kuli. Jego nazwisko znajduje się w mauzoleum na Belgradzkim cmentarzu żołnierzy k.u.k.
Węgierskie ministerstwo spraw wojskowych twierdzi jednak, że wcześniej zginął Pál Kovács. Zaraz po eksplozji na moście został wysłany po amunicję. Taszcząc skrzynię z nabojami, dosięgła go wroga kula wystrzelona z drugiej strony rzeki ,trafiając w głowę. W metryce śmierci tego człowieka ma znajdować się wpis: "Pierwsza ofiara wielkiej wojny".
Znacznie lepiej opisana jest śmierć niemieckiego, a raczej pruskiego dragona, 22-letniego Alberta Otto Mayera.
Ten urodzony w Magdeburgu syn bankiera posiadał od strony matki francuskie korzenie. Tym bardziej groteskowe wydaje się, że należący do 5 Pułku Strzelców Konnych Cesarstwa Niemieckiego Leutnant zginął od francuskiej kuli.
Od 1 sierpnia 1914 roku, jeszcze przed oficjalnym wypowiedzeniem wojny Francji, przebywał wraz ze swoim patrolem po francuskiej stronie granicy. Następnego dnia żołnierze prowadzili zwiad obok wioski Joncherey. Tam w trawie, czego nie wiedzieli niemieccy kawalerzyści, leżał francuski żołnierz. Nagle poderwał się i krzyknął w stronę wrogiego patrolu, by się zatrzymali. Albert jednak, zamiast wykonać polecenie, Niemcy nie były wtedy jeszcze oficjalnie w stanie wojny z Francją, ruszył galopem w kierunku Francuza. Ten uniósł broń i powtórzył żądanie. Jednak w odpowiedzi otrzymał cios szablą, który powalił go na ziemię. Na szczęście dla niego okazał się niezbyt groźny i szwanku doznał jedynie jego mundur. Niemiecki patrol pogalopował do wioski, a w ślad za nim niósł się krzyk francuskiego wartownika: "Alarme! Alarme!"
Mayer pochylony w siodle z rewolwerem w jednej i szablą w drugiej dłoni pędził galopem uliczkami Joncherey. Nagle na jego drodze stanął francuski patrol. Jeden z żołnierzy przyklęknął na kolano i uniósł swój karabin. Zaczęła się strzelanina. Mayer oddał kilka strzałów, że swojego pistoletu, kiedy nagle jedna z kul trafiła go w brzuch. Pomimo tego Niemiec nadal strzelając, przemknął obok Francuzów, pocisk wystrzelony przez jednego z nich trafił go ostatecznie w tył głowy. Był 2 sierpnia 1914 roku, godzina 9:59.
Okazało się, że Albert Mayer w swojej szaleńczej szarży postrzelił ów składającego się do strzału Francuza, który to najprawdopodobniej trafił go pierwszą kulą w żołądek. Był nim Jules Peugeot, zmarł o 10:37 na skutek upływu krwi po postrzale tętnicy ramienia. Zwłoki obu mężczyzn, na krótko, złożono obok siebie na sianie w stodole.
Od 1 sierpnia 1914 roku, jeszcze przed oficjalnym wypowiedzeniem wojny Francji, przebywał wraz ze swoim patrolem po francuskiej stronie granicy. Następnego dnia żołnierze prowadzili zwiad obok wioski Joncherey. Tam w trawie, czego nie wiedzieli niemieccy kawalerzyści, leżał francuski żołnierz. Nagle poderwał się i krzyknął w stronę wrogiego patrolu, by się zatrzymali. Albert jednak, zamiast wykonać polecenie, Niemcy nie były wtedy jeszcze oficjalnie w stanie wojny z Francją, ruszył galopem w kierunku Francuza. Ten uniósł broń i powtórzył żądanie. Jednak w odpowiedzi otrzymał cios szablą, który powalił go na ziemię. Na szczęście dla niego okazał się niezbyt groźny i szwanku doznał jedynie jego mundur. Niemiecki patrol pogalopował do wioski, a w ślad za nim niósł się krzyk francuskiego wartownika: "Alarme! Alarme!"
Mayer pochylony w siodle z rewolwerem w jednej i szablą w drugiej dłoni pędził galopem uliczkami Joncherey. Nagle na jego drodze stanął francuski patrol. Jeden z żołnierzy przyklęknął na kolano i uniósł swój karabin. Zaczęła się strzelanina. Mayer oddał kilka strzałów, że swojego pistoletu, kiedy nagle jedna z kul trafiła go w brzuch. Pomimo tego Niemiec nadal strzelając, przemknął obok Francuzów, pocisk wystrzelony przez jednego z nich trafił go ostatecznie w tył głowy. Był 2 sierpnia 1914 roku, godzina 9:59.
Okazało się, że Albert Mayer w swojej szaleńczej szarży postrzelił ów składającego się do strzału Francuza, który to najprawdopodobniej trafił go pierwszą kulą w żołądek. Był nim Jules Peugeot, zmarł o 10:37 na skutek upływu krwi po postrzale tętnicy ramienia. Zwłoki obu mężczyzn, na krótko, złożono obok siebie na sianie w stodole.
Jednak okazuje się, że kilka minut przed Leutnantem Mayerem, swoje życie oddał inny żołnierz w niemieckim mundurze, 21-letni Paul Grun. Należał on do 11 Pułku Strzelców Konnych i stacjonował na froncie wschodnim. 2 sierpnia wraz ze swoim oddziałem przekroczył granicę w rejonie Stare Krzepice, 18 kilometrów od Olesna. Niemiecki patrol wpadł w zasadzkę kozaków i w wyniku walki Grun poniósł śmierć. Inna wersja wydarzeń mówi, że dosięgła go kula strzelca wyborowego z kościelnej wieży. Grób tego żołnierza znajduje się do dziś w Bodzanowicach.
Lowanium lub w oryginalnym nazewnictwie Leuven, to belgijskie miasteczko położone nad rzeką Dijle we Flandrii. Znane z wielu zabytków i atrakcji turystycznych. Jednak w czasie pierwszej wojny światowej, owa miejscowość stała się teatrem dla jednej z niemieckich zbrodni tamtego konfliktu.
Niemieckie wojsko wkroczyło do Leuven 19 sierpnia 1914 roku, po tym jak belgijska armia opuściła miejscowość. Wydano rozporządzenie, by ludność cywilna nie stawiała oporu.
Po wkroczeniu kajzerowskich wojsk Niemcy zagrozili rozstrzelaniem każdego, przy którym zostanie znaleziona broń. Każdego dnia wyłapywano kilka osób, by zrobić z nich zakładników. Od 19 do 22 sierpnia w Lowanium stacjonował sztab 1 Armii, gdzie znalazło się około 15.000 żołnierzy.
Widok miasta na przełomie XIX i XX wieku |
25 sierpnia belgijskie wojska wyprowadziły kontrnatarcie z Antwerpii przesuwając linie frontu na 8 kilometrów od Lowanium. Cześć niemieckich sił cofnęło się do miasta, do którego w tym samym czasie zaczęły napływać posiłki z 17. Dywizji Rezerwy, które miały przez nie przemaszerować w drodze na front. Doprowadziło to do zamieszania i niejasnej sytuacji w mieście. Według niemieckich raportów wykorzystała to belgijska partyzantka i zaczęła strzelać do żołnierzy. Śmierć miało ponieść 40 z nich a 190 zostać rannych. Według innych relacji doszło do ostrzelania przez własne wojska w wyniku zamieszania wywołanego przemieszczaniem się oddziałów w dwóch przeciwnych kierunkach. Druga teoria poddana jest jednak pod wątpliwość, ponieważ zaatakowani zostali żołnierze wchodzący do miasta od strony własnego terytorium, więc raczej nie mogło dojść do pomyłki.
W każdym razie, po tym incydencie niemieccy żołnierze w ramach odwetu zaczęli pacyfikować miasto. Wchodzili do budynków, strzelając do cywili i podpalając je. Pogrom trwał aż do 29 sierpnia. Ci, których nie zastrzelono, musieli opuścić miasto, które niemalże w całości podpalono. Większość zabudowy została zniszczona. W sumie spłonęło 1081 budynków. 248 osób straciło życie wskutek pożarów lub rozstrzelania. Kolejnych 1.500, w tym kobiety i dzieci, zostało internowanych w specjalnym obozie pod Munster i przetrzymywano ich tam aż do roku 1915.
25 sierpnia 1914 roku, o godzinie wpół do dwunastej w nocy, Niemcy podłożyli ogień w piwnicy biblioteki uniwersyteckiej. Budynek wraz ze zgromadzonymi w nim zbiorami spłoną doszczętnie. Świat utracił bezpowrotnie 1.000 średniowiecznych rękopisów, 800 starodruków i 300 tysięcy książek. Jedyną nienaruszoną budowlą okazał się gotycki ratusz. W nim bowiem mieściła się kwatera główna i pokoje niemieckich oficerów.
Materiały źródłowe|:
Walther Schaumann - "Der österreichische Gegenangriff auf die Punta San Matteo"
Georg Bönisch - "Die Ostfront: Krieg im ewigen Eis der Alpen"
Süddeutsche Zeitung - "Mythen, Fakten und der "Lange Max"
Alan Kramer - "Löwen"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentuj - to dla mnie najlepsza motywacja.