środa, 30 grudnia 2020

Skorupski Maksym - Bestia Bandery

Postać Maksyma Antonowicza Skorupskiego jest sztandarowym przykładem na relatywizm jeśli chodzi o sprawiedliwość. Zbrodniarz unika kary w imię "wyższych celów", lub raczej wymiernych korzyści. "Maks" miał bardzo barwny życiorys, był agentem dwóch wywiadów, mordercą UPA i pozostał bezkarny do końca swoich dni. Jest to jedna z postaci opisana w książce Marka Koprowskiego "Bestie Bandery".
Osoba będąca przyczyną tragedii wielu polskich rodzin, była uważana w Ameryce za porządnego obywatela a na Ukrainie nadal postrzega się go jako bohatera.



Maksym "Maks" Skorupski

Zanim zdołał przenieść się na zachód i nawiązać współpracę z amerykańskim wywiadem, zajmował się przerzucaniem niemieckich szpiegów na tyły sowieckiej Armii dla "Abwehrgruppe-104". Był również dowódcą kurenia, który dokonał zbrodni na polskiej ludności w klasztorze w Podkamieniu i Hucie Pieniackiej.

sobota, 1 sierpnia 2020

Powstanie Warszawskie w cieniu Berlinga - Bohaterscy żołnierze wyrachowanych dowódców

16 września 1944 roku na prawym brzegu Wisły pod filarem mostu Poniatowskiego leżała postać obserwująca rzekę przez lornetkę. Świt dopiero się budził, ale zakłócał go zgiełk dochodzący z lewego brzegu. Pierwsze pontony, wypełnione żołnierzami z 3 Dywizji Piechoty, o których mówiło się: "To ci, co nie zdążyli do Andersa", dobiły właśnie do brzegu. Nagle przed nimi pojawiły się postacie w szarych mundurach i Stahlhelmach na głowach. Zaatakowali Polaków z dwóch stron, zamykając 1 Batalion w okrążeniu. Kiedy na rzece pojawiły się łodzie drugiego rzutu, zaczęli do nich strzelać i topić jedną po drugiej. "Berlingowcy" odpowiadali chaotycznym ogniem, jednak niezbyt skutecznym. 
Obserwujący całe zdarzenie przez lornetkę, dowódca artylerii 3 Dywizji Piechoty, pułkownik Antoni Frankowski chwycił telefon i pokręcił korbką... Głucho.
- Halo! Halo!
 Krzyknął, jednak nikt mu nie odpowiedział. Linia do sztabu najwidoczniej została przerwana. Frankowski zerwał się na równe nogi i popędził w kierunku dowództwa. W głowie kotłowały mu się myśli.
"Trzeba to przerwać... wytłuką wszystkich..."
Kiedy zdyszany wpadł do sutereny, gdzie aktualnie przebywał sztab, stanął jak wryty. Na stołach zamiast map i meldunków stały flaszki z wódką, częściowo już puste i poprzewracane, a wokół niego, zamiast skupionych i napiętych twarzy zobaczył zaczerwienione policzki i zaszklone oczy. Sztabowcy wznosili toasty jeden po drugim, okrzykując się sławą za zwycięstwo i wyzwolenie Warszawy. 
Pułkownik Frankowski, przekrzykując biesiadników, zameldował:
- Desant nieudany!! Tłuką po naszych i po pontonach! Topią jeden po drugim, znikają z powierzchni niczym bańki mydlane!
Jeden z oficerów popatrzył na niego z uśmiechem i rzucił:
- Ot co z ciebie za Panikijor? Eto budet khorosho...


*Sfabularyzowany tekst na podstawie materiałów źródłowych.


Forsowanie rzeki przez żołnierzy 1 Armii Wojska Polskiego


Kiedy 16 września 1944 roku, sytuacja powstańców stała sie beznadziejna, Bór Komorowski zdecydował o jego poddaniu. Listownie ustalił wstępne warunki kapitulacji z generałem Güntherem von Rohrem. W obliczu braku pomocy z zachodu i stagnacji Armii Czerwonej na przedpolach stolicy dalsza walka stawała się bezcelowa. Jednak dziwnym zbiegiem okoliczności właśnie tego dnia odezwała się sowiecka i polska artyleria. Na prawobrzeżnej Pradze wzmogły się walki, a na niebie pojawiły się samoloty z czerwoną gwiazdą. Samoloty, które nagle zniknęły 5 sierpnia.
Najprawdopodobniej Stalin postanowił, że jeszcze nie czas kończyć ten zryw, w którym codziennie ginęło średnio 317 polskich patriotów, którzy postanowili wywalczyć sobie wolność. Rozkazem generała Michaiła Malinina, szefa sztabu 1. Frontu Białoruskiego dowodzonego przez marsz. Konstantego Rokossowskiego, 1 Armia Wojska Polskiego miała przeprawić się przez Wisłę i wspomóc swoich rodaków. To, co tak bezczelnie po latach przypisywał sobie Berling jako własną inicjatywę, nakazano mu z góry.
Najważniejszym był jednak fakt, że Powstańcy uwierzyli, we wreszcie nadchodzącą i upragnioną pomoc oraz odsiecz. Żołnierze Berlinga zaś cieszyli się z faktu, że będą mogli walczyć ramię w ramię ze swoimi rodakami, na ojczystej ziemi o własną stolicę. Jak się miało później okazać, wszystkie te nadzieje zniknęły niczym pontony desantowe topione przez Niemców na Wiśle...

środa, 29 kwietnia 2020

Bismarck - Ostatnie chwile "Żelaznego Kanclerza"


30 lipca 1898 roku, Friedrichsruh Szlezwik-Holsztyn Cesarstwo Niemieckie.

W pokoju było słychać miarowe tykanie zegara, które nadawało pogrążonemu w półmroku pomieszczeniu jeszcze więcej upiorności, niż rzeczywiście w nim było. Na drewnianym łóżku z wezgłowiem, w chaosie poduszek i kołdry, leżała wychudła postać. Skóra na twarzy starca była niczym pergamin, zaś chusta związana pod brodą, wydawała się trzymać łysą głowę w całości. Pierś tego nieszczęśnika unosiła się, to znów opadała w nierównych odstępach i widać było, że oddychanie staje się nie lada wyczynem. Z cienia wyszedł mężczyzna w średnim wieku i stanął obok posłania. W tej samej chwili do pokoju weszła druga postać trzymająca w dłoni szklankę, w której znajdowało się kurze żółtko. Mężczyzna wziął ze stolika butelkę koniaku i wlał sporo tego bursztynowego trunku do naczynia. Energicznie mieszając, podszedł do łóżka. Kiedy usiadł na jego skraju, sprężyny lekko zaskrzypiały, a drugi mężczyzna poprawił głowę leżącego. Człowiek ten wydawał się nieprzytomny, jego oczy były zamknięte a twarz, niczym maska, pozostawała bez wyrazu. Łyżka z miksturą, która została przygotowana przez jednego z obecnych, znalazła się przy ustach niedomagającego. Te lekko się rozchyliły i żółtko z alkoholem, spłynęło do ich wnętrza. Nagle oczy starca otworzyły się a bezwładne, do tej pory, ciało wyprostowało nieco. Wyrwał szklankę z rąk, które ją trzymały i krzyknął:
- Naprzód!
Następnie jednym haustem wychylił całą zawartość. Ledwo przełknął ów miksturę i znów opadł bezwładnie na poduszki. To było ostatnie słowo, jakie wypowiedział „Żelazny Kanclerz”. Otto von Bismarck zmarł, późnym wieczorem tego samego dnia.

*Sfabularyzowany tekst na podstawie materiałów źródłowych. 

Martwy Otto von Bismarck w swoim łóżku 31 lipca 1898 roku. 

Ostatnie miesiące, jak i sama śmierć Bismarcka były zgoła odmienne niż jego wcześniejsza egzystencja oraz kariera. Człowiek, który już za życia stał się legendą, był autorytetem i wzorem do naśladowania współczesnym sobie politykom, ostatnie lata swego życia spędził w izolacji. Można by wręcz rzec, że umarł w samotności.

środa, 22 kwietnia 2020

"Niedźwiedź Wojtek" - Przygody w Palestynie

O Wojtku słyszeliśmy już bardzo wiele i chyba każdy zna tego sympatycznego niedźwiedzia, a większość z nas potrafi powiedzieć o nim kilka słów. Jednak zagłębiając się w historię tego nietuzinkowego żołnierza, za każdym razem pojawiają się jakieś ciekawe szczegóły. Biorąc do ręki książkę Aileen Orr "Niedźwiedź Wojtek — niezwykły żołnierz armii Andersa" liczyłem właśnie na coś nowego, lub na kilka nieznanych szczegółów, znanej mi już historii. Wiedziałem wiele na temat jego zasług w czasie bojów na froncie włoskim jak i na temat tego co i jak go spotkało po powrocie do Anglii, po macoszemu traktowałem natomiast dni przed przeprawą na pokładzie "Batorego" na Półwysep Apeniński.


Wojtek ze swoim ukochanym opiekunem


Czas, który nasz dzielny Miś spędził w Palestynie, był dla niego pełen nowych wrażeń i doświadczeń, jak również momentami nudny i monotonny. Natomiast dla jego opiekuna, kaprala Piotra Prendysa, kłopotliwy i uciążliwy. Autorka książki "Niedźwiedź Wojtek" pisze w niej:

"Piotr, opowiadając o jednym z jego [Wojtka] wybryków, w przypływie szczerości wyznał niegdyś mojemu dziadkowi, że znudzony, dorastający niedźwiedź, jest dla swojego opiekuna prawdziwym koszmarem".

W obozie jednostki transportu samochodowego w Gederze zacieśniały się i kształtowały relacje między Wojtkiem i jego towarzyszami. Choć był jeden moment, w którym wszystko mogło się zmienić a historia o polskim żołnierzu — niedźwiedziu zakończyć.


sobota, 14 marca 2020

Polscy piloci nad Anglią - "Skrzydła we krwi"

Najbardziej znanym i rozpoznawalnym polskim dywizjonem, walczącym nad Wielką Brytanią jest oczywiście Dywizjon 303 imienia Tadeusza Kościuszki. Jego piloci przeszli do świadomości Polaków jako bohaterowie i obrońcy angielskiego nieba. Pomimo że dziś powinniśmy zdawać sobie sprawę, że to nie tylko od nich zależało zwycięstwo w powietrzu, w 1940 roku, to jednak ich w owe wkład oraz chęć walki z Niemcami były duże. O tych dzielnych ludziach, nie tylko zresztą z Dywizjonu 303, opowiada książka Niny Britton Boyle "Skrzydła we Krwi".
Dziś w oparciu o tę pozycję chcę opisać pewien epizod z podniebnych walk, oraz jedną ciekawą postać
.


Lotnicy i obsługa dywizjonu 303. Northolt lipiec 1943 rok.


31 sierpnia 1940 roku był dniem, w którym po raz pierwszy było dane Polakom wznieść się ku zadaniu bojowemu. Wcześniej piloci z dywizjonu 303, pod dowództwem angielskiego squadron leadera Rolanda Kelletta, latali jedynie na ćwiczenia. Wyspiarze nie do końca ufali w umiejętności swoich sojuszników. W ich pamięci nadal pozostawała szybka wrześniowa porażka, oraz niepowodzenia na francuskim niebie. Problem polegał na tym, że Anglosasi widzieli jedynie ogólny zarys, podkreślony ostatecznym bilansem. Nie przyglądali się jednak warunkom, sprzętowi, oraz ogólnej doktrynie z którymi, oprócz wroga, musieli się zmagać polscy lotnicy.
Kto wie, czy właśnie tego dnia i czy w ogóle, dane by im było "walczyć na poważnie", gdyby nie pewien incydent, który miał miejsce dzień wcześniej. Incydent, jak przystało na przybyszów znad Wisły, był oczywiście przykładem niesubordynacji oraz ułańskiej fantazji. Jego skutek jednak okazał się pozytywny dla lotników "Trzysta-trójki".


wtorek, 21 stycznia 2020

Plan operacyjny Zachód - Wielka improwizacja Marszałka Edwarda Rydz-Śmigłego




Autor artykułu: Szymon Waraska.


Geneza polskich planów operacyjnych


W latach 20. powstał w Oddziale III Naczelnego Dowództwa Wydział Planowania na wypadek ewentualnej wojny z Niemcami. W 1921 r. polski Sztab Generalny rozpoczął opracowywanie wstępnych planów działań zaczepnych o charakterze prewencyjnym. Miało to zlikwidować zagrożenie od strony Prus Wschodnich. Wyznaczono trzy cele działań:

- Opanowanie zachodniej części Prus Wschodnich (plan "Prusy Wschodnie")
- Opanowanie obszaru Pomorza na wschód od Odry ("plan Bałtyk")
- Opanowanie Górnego Śląska ("plan Śląsk").

Powstały aż trzy warianty działań zaczepnych. Miały zostać zainicjowane w zależności od stosunku sił. Marszałek Foch próbował przeforsować plan obustronnej ofensywy prowadzącej do Berlina. Z powodu poważnych zastrzeżeń strony polskiej plan zmieniono. Najpierw miał zostać zrealizowany plan "Prusy Wschodnie", a dopiero w następnej kolejności ofensywa na Berlin. Plan Focha obowiązywał teoretycznie do roku 1933.


Marszałek Piłsudski przyjmuje paradę kawalerii. Krakowskie Błonie, październik 1933 roku.

           W roku 1921 inspektor armii w Toruniu gen. Leonard Skierski, stworzył studium wojskowe pt." Plan osłony Pomorza". Zwrócił w nim uwagę na trudności obrony Pomorza z powodu jego położenia strategicznego. Według gen. Skierskiego oddziały polskie na Pomorzu były narażone na uderzenia z dwóch stron. Dlatego użycie polskich oddziałów skazane było na niepowodzenie. Podobne studia w tym samym czasie prowadził gen. Władysław Sikorski. Uczył się w ten sposób nowego teatru działań, ponieważ uważał, że wojna z Niemcami stanie się niedługo realna.

poniedziałek, 6 stycznia 2020

Narodziny niemieckiej broni pancernej - Początek legendy

Lato, rok 1930 

Na niewielkim wzniesieniu tam, gdzie błękitną kreską zaczynało się niebo, wyraźnie odcinały się stalowe hełmy i walcowate lufy MG 08/15. Między nimi, niczym wetknięte w wysokie trawy, kuliły się sylwetki żołnierzy, objuczonych opasłymi tornistrami. Pod laskiem zaś, dumnie, swoje miejsce zajęła armata 7,5 cm Feldkannone. 
Po przeciwnej stronie wyraźnie zaczynało się coś dziać. Najpierw rozległy się tępe wystrzały i po chwili cała łąka zaciągnęła się gęstym dymem. Słońce odbijało się od hełmów obsługi KMów, żołnierze w bezruchu i napięciu czekali na dalszy rozwój sytuacji. Nagle między obłokami biało-szarego dymu, wyłoniły się pudełkowe sylwetki pojazdów. Wymalowane w plamiste wzory, kanciate i zwieńczone na górze czymś niby garnkiem z króciutką lufą, parły w szyku powoli naprzód. Jednak po chwili cała formacja musiała się rozsypać, by ominąć jedną z machin, która zawadziła o leżący konar i utknęła na nim.
W tej samej chwili zza pleców żołnierzy rozłożonych na wzniesieniu wysunęła się garstka podobnych machin. Te jednak zatrzymały się na samym szczycie pagórka. Kłęby zasłony dymnej uniosły się gwałtownie, porwane mocnym podmuchem wiatru. Wysokie trawy pochyliły się nisko ku ziemi, a drzewa zaczęły głośno szumieć. Kilka liści spadło na głowy obsłudze armaty polowej, która mrużyła oczy przed wirującym pyłem. 
Nagle z jednego pojazdu stojącego na wzniesieniu, oderwał się cały jego bok. Niesiony wiatrem turlał się z górki w dół. Z powstałego otworu wychyliła się głowa w szarej, okrągłej czapce bez daszka, żołnierz chciał popędzić za porwaną wiatrem częścią. Nie zdążył jednak postawić kroku, kiedy na jego ramieniu spoczęła dłoń kolegi. Obrócił głowę, by po chwili zniknąć na powrót we wnętrzu pojazdu. 

W znacznej odległości od tych zdarzeń, na drewnianej platformie stała grupka oficerów z przytkniętymi do oczu lornetkami. Wszyscy w skupieniu obserwowali przebieg wydarzeń. Jednak kiedy wiatr załopotał ich płaszczami a na pagórku "czołg" stracił cały bok, kilku z nich zachichotało pod nosem. Generalmajor Otto von Stülpnagel opuścił lornetkę i spoglądając na postawnego majora, rzekł:
- Herr Guderian, to naprawdę bardzo zajmujące przedstawienie. Ale jednak liczyłem na nieco bardziej poważne manewry.
     Guderian bez słowa przeniósł wzrok na swojego zwierzchnika, ten wpatrując się teraz w poligon, ciągnął swój wywód. 
- To bardzo komiczne widzieć nasze "czołgi" jak muszą objeżdżać najmniejszy kamień a dziury od bagnetów w "pancerzu" z pewnością nie dodają tym scenom powagi. No i proszę mi wybaczyć, ale tutaj ledwie wiaterek jest największym zagrożeniem dla tej wspaniałej broni. 
     von Stülpnagel zatoczył teraz wzrokiem po obserwatorach, wygłaszając puentę swojej przemowy:
- Proszę mi uwierzyć, w obecnym stuleciu nikt nie zobaczy użycia niemieckich czołgów w działaniach bojowych. 

W tym momencie z pewnością nikt z obecnych nie przepuszczał, jak bardzo mylił się Inspektor Wojsk Zmotoryzowanych...

*Sfabularyzowany tekst na podstawie materiałów źródłowych.


Manewry Reichswehry w listopadzie 1931 roku. Dobrze widoczne drewniane makiety czołgów założone na samochody Dixi. 

To, co dziś kojarzy się z przygniatającą siłą, walcem pancernym i Blitzkriegiem, miało swoje początki bardzo skromne a momentami wręcz groteskowe. W książce Thomasa Andersona "Niemiecka broń pancerna", która ukazała się nakładem Wydawnictwa RM, można prześledzić całą historię powstania, okresu szczytowego, oraz upadku niemieckiej Panzerwaffe. Poniżej postaram się przybliżyć początki tego rodzaju broni ze strony niemieckiej. Gracza, który dopracował doktrynę jej użycia niemalże do perfekcji i potrafił wykorzystać jej silne strony.