poniedziałek, 12 grudnia 2022

Niedźwiedź Wojtek - Miś trafia do zoo

»Jak opisać koniec świata? Dla Wojtka ta chwila nadeszła w pewien listopadowy poranek 1947 r. Szron pokrywał pola i żywopłoty. Otulone nim dachy baraków Nissena połyskiwały w słabych promieniach zimowego słońca. Niedźwiedź uwielbiał takie poranki. Żołnierzom zatrzymującym się przy jego szopie, aby go pogłaskać i porozmawiać z nim, futro Wojtka wydawało się wyjątkowo błyszczące i przesycone świeżym zapachem. Zwierzę sprawiało wrażenie niezwykle szczęśliwego i całkowicie nieświadomego tego, że nastał dzień, w którym ma nastąpić jego przeprowadzka do edynburskiego zoo«.

Kapral Wojtek wraz ze swoim opiekunem w brytyjskiej bazie wojskowej Winfield


Każdy Polak zna mniej lub bardziej historię pociesznego kaprala Wojtka. Niedźwiedzia, który towarzyszył polskim żołnierzom na bliskim wschodzie, a później we Włoszech w batalii pod Monte Cassino. O śmiech przyprawiają jego wybryki, gdy na przykład „ukradł” kobietom z polskiego oddziału bieliznę ze sznurka, na którym się suszyła. Zdarzyło się również, że wyjadł śniadanie dla oficerów i za karę, choć ta okazała się dla niego szczęśliwą koleją losu, przekazano go dla 2. Kompanii Transportowej.

piątek, 21 października 2022

Ostatni dzień walk nad Japonią - Ostatnie walki lotnicze II wojny światowej

Wczesnym rankiem o 3:40, wysoko nad główną japońską wyspą Honsiu formacja 134 amerykańskich bombowców Boeing B-29 wracało z misji bombowej na lotniska macierzyste. Ich celem były rafinerie Nippon w Tsuchizaki. Na macierzystych wyspach Japonii znajdowały się dwa miasta całkowicie zniszczone przez dwa ataki bombą atomową, jednak inne również nie wyglądały dużo lepiej. Ponad 40 procent zamieszkałych obszarów 66 miast zostało zniszczonych przez amerykańskie bomby zapalające. Około jedna trzecia wszystkich domów w Japonii zniknęła w wyniku wojny. Wojny, która właściwie się już skończyła, jednak japońskie naczelne dowództwo nadal nie widziało innego wyjścia, jak tylko kontynuować walkę.


Bombowce B-29 "Superforteca" zrzucają bomby zapalające na Jokohamę, maj 1945 roku.


Różnica kulturowa między Japonią a zachodem stworzyła głęboką przepaść nieufności i pozbawionej skrupułów logiki moralnej. Tak więc, podczas gdy świat czekał na koniec wojny, amerykańskie i brytyjskie siły powietrzne wyruszały do wykonania ostatnich nalotów tej wojny. Pytanie tylko dlaczego? W całej Japonii nie było już prawie żadnych celów militarnych, a opór w powietrzu praktycznie nie istniał.

poniedziałek, 3 października 2022

Pamiętniki żołnierzy Baonu "Pięść" - Sen zmieniony w koszmar

Był 1 sierpnia 1944 roku. Na warszawskiej Woli upalny dzień mijał niczym poprzednie. Okupant od kilku dni, znów zaczął przywracać „dyscyplinę” w mieście. Po dającej się dobrze odczuć, na początku lipca nerwowości, jeśli nie panice nawet, Niemcy znów „okrzepli” i ponad klęskami swojej armii na wschodzie przeszli do porządku dziennego. Jednak tego dnia miało wydarzyć się coś, co zmieniło życie wielu tysięcy ludzi.
Ulicą młynarską, przy akompaniamencie podkutych kopyt uderzających miarowo w kostki bruku, jechała bryczka. Nic by nie było w tym dziwnego, gdyby w niej nie siedziało czterech niemieckich żandarmów, którym z kolei przyglądała się bacznie grupka mężczyzn. Był to jeden z plutonów Armii Krajowej, Batalionu "Pięść" z 1. kompanii "Zemsta". Zegar w zajezdni tramwajowej wskazywał godzinę 17, kiedy kapral Hieronim Szpalerski ps. „Karaś” wraz z towarzyszami otworzyli ogień w stronę nazistowskiego patrolu. Mężczyźni uzbrojeni w „Parabelki” z zaskoczenia zaatakowali dobrze uzbrojonych Niemców. Nim przebrzmiał huk wystrzałów, czterech szkopów leżało na drodze, zalewając bruk swoją krwią. Powstańcy szybko podbiegli do ciał, by pozbierać leżące obok nich pistolety automatyczne. W tych dniach każda zdobyta na wrogu broń, była na wagę złota.
*Sfabularyzowany tekst na podstawie materiałów źródłowych.


Zbiórka plutonu "Agaton" na cmentarzu ewangelickim. 1 sierpnia 1944 roku.


Początek


Godzina „W”, czyli wybuch powstania w Warszawie, została wyznaczona na 17. Jej paradoks polega na tym, że dla wielu powstańców, ten zryw zaczął się znacznie wcześniej, dla innych z kolei później. Kapral podchorąży Zdzisław Sierpiński ps. „Świda” wraz ze swoimi ludźmi rozpoczął walkę już o godzinie 13:50, kiedy został zatrzymany przez Niemców w trakcie transportowania broni z meliny do punktu koncentracji oddziałów AK. Natomiast wielu powstańców nie dotarło do wyznaczonych punktów na czas. Inni zaś zwykli cywile, dołączyli do powstania już w trakcie walk. Książka „Pamiętniki żołnierzy Baonu „Pięść” - Powstanie warszawskie”, to zbiór wspomnień zebranych przez podporucznika Andrzeja Zawadzkiego, które są prawdziwą kopalnią wiedzy na temat przeżyć, odczuć i przemyśleń ludzi, którzy postanowili w tamtych dniach poświęcić swoje życie dla wolnej Warszawy, dla wolnej Polski.

niedziela, 18 września 2022

Polak, Węgier [...] - Przyjaźń z przeciwnej strony frontu

19 sierpnia 1944 roku, piekło powstania w Warszawie trwało na dobre. Niemcy nasilili atak na Stare miasto. Artyleria wroga po drugiej stronie Wisły od strony Pragi ostrzeliwała ulice i domy, Sztukasy rzucały swój śmiercionośny ładunek na skwery i kamienice. Oddziały Armii Krajowej spoza stolicy podejmowały coraz to nowe próby przebicia się do walczących w mieście. W tych dniach liczył się każdy karabin, granat, każde ramię niosące pomoc czy wsparcie.

Żołnierze plutonu lotniczego por. „Lawy” wyruszający na odsiecz Warszawie. Wiersze, 19 sierpnia 1944
1) Jerzy Baumiller "Żorż" 2) Tadeusz Gaworki "Lawa", 3) Ludwik de Laveaŭ "Bob" 4) Andrzej Berezowski "Trzynastka", 5) Zbigniew Słoczyński "Sum"

Tego dnia wieczorem z Wiersza, przez Sieraków i Laski w kierunku Żoliborza rusza kompania porucznika Jodłowskiego ps. "Mazur". Nieco ponad setka młodych ludzi. Każdy obładowany oporządzeniem, amunicją, bronią i prowiantem, ostrożnie kroczy ku stolicy.

piątek, 12 sierpnia 2022

"Śmierć z nieba" - Alianckie naloty na Kędzierzyn-Koźle

»Był piątek, 7 lipca 1944 roku, gdy wczesnym rankiem z baz w południowych Włoszech wystartowało 555 bombowców i 600 myśliwców z 15. Armii Lotniczej USA. Celem tej bombowej wyprawy były okolice powiatowego miasteczka Cosel nad Odrą.

Podczas tego pierwszego wielkiego nalotu na Opolszczyznę Amerykanie planowali zaatakować z powietrza wszystkie trzy wymienione zakłady chemiczne, najwięcej jednak samolotów kierując nad Oberschlesische Hydrierwerke AG w Blechhammer.
W wojennym Koźlu mieszkał siedmioletni wówczas Karol Szyndzielorz, w czasach PRL-u znany dziennikarz, który 28 lipca 2011 roku pisał w liście do redakcji „Gazety Wyborczej”:
„Latem 1944 roku doszło do dywanowego nalotu, który miał zniszczyć Blachownię. Cały teren był tego dnia zasłonięty mgłą, a kominy elektrowni Blachownia zostały celowo skrócone, aby nad mgłę nie wystawały. Niemieckie radary kierowały precyzyjnym ogniem artylerii przeciwlotniczej niezmiernie skutecznie. Bombowce spadały. W czasie tego nalotu bombowce zrzucały więc ładunki, gdzie popadnie. Zamiast Hydrierwerke ten nalot dywanowy zrównał z ziemią wioski Stare Koźle i Bierawa”«.

*Cytat z książki Leszka Adamczewskiego - "Śmierć z nieba. Alianckie naloty na polskie i niemieckie miasta" 


Nalot amerykańskich bombowców na zakłady Oberschlesische Hydrierwerke AG w Blachowni w drugiej połowie 1944 roku.

Kędzierzyn-Koźle to dziś miasto jak każde inne w Polsce, powstałe z połączenia kilku pobliskich miejscowości. Znane bardziej może fanom siatkówki, ze względu na dobrą drużynę grającą na światowym poziomie już od kilkudziesięciu lat. Jednak raczej niewielkiej ilości osób kojarzy się z alianckimi nalotami tak jak inne niemieckie miasta Hamburg, Berlin, o Dreźnie nie wspominając. Jednak takie naloty miały miejsce i to nie jeden ani dwa razy. Przed wojną miasto znajdowało się w granicach III Rzeszy i w czasie wojny było bardzo ważnym ośrodkiem przemysłowym. 

sobota, 23 lipca 2022

Niemieckie superbombowce nad Atlantykiem - Projekt "TA 400", FW 200 i co.

W 1943 roku Atlantyk stał się masowym grobem dla alianckich konwojów. Jednak to nie okręty podwodne zadecydowały o losie statków sprzymierzonych, ale nowy samolot bombowy Focke-Wulf Ta 400, była to super forteca, która władała niebem nad oceanem. 


Coś takiego mogłoby się znaleźć w podręcznikach historii, gdyby Ta 400 stał się rzeczywistością. Tak naprawdę jednak istniał tylko na papierze. Tu rodzi się od razu pytanie: skoro Focke-Wulf był producentem różnych myśliwców, w tym solidnego i sprawdzonego Fw 190. To dlaczego akurat producent z Bremy pośród innych niemieckich konstruktorów, miałby budować samolot bombowy dalekiego zasięgu takich rozmiarów? Odpowiedź brzmi: Fw 200 - ten samolot był pierwotnie samolotem cywilnym, który później Luftwaffe z powodzeniem wykorzystywała jako morski samolot Patrolowo-bombowy. Maszyna okazała się dosyć udana, topiąc na przełomie 1940 i 1941 roku co najmniej 40 alianckich statków. Churchill nazwał ten niemiecki samolot „Plagą Atlantyku”. Alianci zareagowali oczywiście na wynikłą sytuację i dozbroili swoje statki w pokładową broń przeciwlotniczą.

Focke-Wulf Fw 200 C Condor w locie. Rok 1941

W jednym z raportów dotyczących między innymi użycia samolotu Focke-Wulf FW 200 podsumowano działania tych maszyn na przestrzeni roku 1941 w następujący sposób:


»W międzyczasie obrona przeciwlotnicza statków handlowych i eskortowych stała się tak silna, że wolniejsze samoloty (samolot bojowy dalekiego i średniego zasięgu) mają bardzo duże straty własne w stosunku do uzyskanych zatopień«.

czwartek, 14 lipca 2022

"Lekcje Historii" - Coś o wojnie

»Wojna jest w historii jedną z wartości stałych i nie traci na znaczeniu wraz z rozwojem cywilizacji czy demokracji. W ciągu ostatnich 3421 lat udokumentowanej historii tylko 268 obyło się bez wojny«.

 

Ciała brytyjskich i kanadyjskich żołnierzy na plaży Dieppe w sierpniu 1942 roku po nieudanym lądowaniu we Francji.  


Powyższy cytat pochodzi z książki „Lekcje Historii” pary renomowanych historyków Willa i Ariel Durant. Trzymając tą pozycję w ręku pierwsze czego szukałem, to oczywiście rozdział o konfliktach i oczywiście odnalazłem go.
Zagłębiając się w „przekrój” wojen na przestrzeni stuleci, można dojść do wniosku, że po pierwsze: pobudki je wywołujące są niezmiennie takie same, oraz po drugie: „Historia lubi się powtarzać”.

sobota, 25 czerwca 2022

"Państwo Hitlera" - "Niemiecki cud finansowy" cudzym kosztem

III Rzesza tuż przed wojną przeżyła zadziwiający rozkwit gospodarczy i polepszenie warunków życia prostego obywatela. Bezrobocie spadało, tak że w 1936 bez pracy pozostawało około 2,5 miliona obywateli, natomiast w 1937 było ich już tylko około 1,6 miliona. Działo się to pomimo ogólnoświatowego kryzysu gospodarczego. Każdy otrzymywał godziwe wynagrodzenie, czuło się wręcz rozkwit tego państwa. Lata 30 XX wieku nazywano „niemieckim cudem finansowym”. W latach 1933 – 1935 wpływy podatkowe wzrosły o 2 miliardy marek, czyli o 25%. Wszystko to działo się jednak za cenę kredytów zaciąganych przez państwo. Przez pierwsze dwa lata sprawowania rządów przez nazistów, limit wydatków państwowych został przekroczony o 300%, czyli o 10,3 miliarda marek. Nowe miejsca pracy, projekty państwowe takie jak budowa dróg i autostrad, oraz polityka socjalna musiały być z czegoś pokryte. Do tego dochodziły olbrzymie koszty na zbrojenie. Do 1939 roku III Rzesza wydała na ten cel 45 miliardów marek. By uzmysłowić sobie wysokość tych wydatków, wystarczy zaznaczyć, że suma ta przekroczyła trzykrotnie wpływy do budżetu państwa z całego 1937 roku. 

Adolf Hitler podczas ceremonii wmurowania kamienia węgielnego pod pierwszą autostradę Rzeszy, 23 września 1933 roku

Miesiąc przed wybuchem wojny dług państwowy wynosił już 37,4 miliarda marek. Polityka pełnego zatrudnienia i rozwoju zbrojeń w żaden sposób nie miała pozytywnego wpływu na aspekt gospodarczy Niemiec. Nawet dodatkowy podatek korporacyjny, nałożony na duże przedsiębiorstwa i wzrost dochodów z tego tytułu o niespełna 2 miliardy marek w skali dwóch lat, nie był w stanie nawet spowolnić wzrostu zadłużenia państwowego. W książce Götza Alyego „Państwo Hitlera” jest to trafnie podsumowane w następujący sposób:

»Nawet Goebbels, który szyderczo nazywał finansistów „kołtunami”, pisał w swych dziennikach o „szalejącym deficycie”«.

sobota, 28 maja 2022

"Człowiek, którego nie było" - Jak Niemcy "zadławili się mielonką"

Operacja „Mincemeat” była chyba najskuteczniejszą oraz najbardziej śmiałą i błyskotliwą akcją wywiadowczą II wojny światowej. Mimo to ginie ona w tle wielkich ofensyw, śmiałych operacji specjalnych oraz batalii na morzu i w powietrzu. „Mincemeat”, czyli nic innego jak „mielonka” umożliwiła aliantom lądowanie na Sycylii i ocaliła życie tysiącom żołnierzy. Wstępne szacunki brytyjskie odnośnie strat, dzięki tej operacji okazały się zawyżone. W pierwszych dwóch tygodniach działań na tej włoskiej wyspie szacowano 10 tysięcy poległych, okazało się, że śmierć lub rany odniosło 1400 ludzi. Marynarka wojenna przygotowywała się mentalnie na utratę 300 jednostek, na dno poszło jednak tylko około 12.

Brytyjscy żołnierze Highland Infantry , lądują na Sycylii. Lipiec 1943 rok.

Na skutek brytyjskiej dezinformacji, Niemcy przygotowywali się do odparcia ataku na Grecję. Pomimo faktu, że po zajęciu przez aliantów Afryki Północnej Sycylia była naturalnym posunięciem, Niemcy dali się zwieść dwóm angielskim „urzędasom” z ciasnej piwnicy. Sam Churchill, zatwierdzając ich plan, miał stwierdzić:

»Tylko największy głupek nie domyśliłby się, że celem będzie Sycylia«.

poniedziałek, 2 maja 2022

Diemiańsk - Kocioł na bagnach

8 stycznia 1942 roku.

Sowiecki Front Północno-Zachodni rozpoczyna ofensywę przeciwko niemieckiemu przyczółkowi na południe od jeziora Ilmen. Sześć dywizji niemieckiej 16. Armii zostanie wkrótce uwięzionych na dziesięć tygodni. To jednak dopiero początek 14-miesięcznej, wyczerpującej walki dla obu stron.


Niemiecki patrol w okolicy Starej Russy. 

Rozległe bagna między południowym brzegiem jeziora Ilmen a wzgórzami Wałdaj należały do odcinka, na którym walki frontu niemiecko-sowieckiego w latach 1942 - 43 były najdłuższe i najbardziej zacięte. Jesienią 1941 roku część niemieckiej 16 Armii zajęła tereny wokół małego powiatowego miasta Diemiańsk. Stanowiły one łącznik pomiędzy głównym korpusem Grupy Armii Północ stojącym przed Leningradem a Grupą Armii Środek nacierającej na Moskwę. Jej front, biegnący przez ogromne tereny leśne i bagienne, był beznadziejnie rozciągnięty i pod koniec 1941 roku składał się jedynie z cienkiej linii pojedynczych stanowisk. Jak bardzo zagrożona była ta pozycja na południowym skrzydle Grupy Armii Północ, okazało się w styczniu 1942 roku.

środa, 13 kwietnia 2022

Katyń - Echa z dołów śmierci


     Ostaszków, Kozielsk i Starobielsk były przeznaczone dla polskiej „inteligencji” i są synonimem zbrodni katyńskiej. Jednak nie tylko te miejsca były katowniami dla niewygodnych Polaków, należy również pamiętać o więzieniach w Charkowie, Kalininie (Twerze), Kijowie, Mińsku. Łącznie czerwoni zbrodniarze zamordowali co najmniej 21768 obywateli polskich. Duchowni, oficerowie wojska i rezerwy, policjanci, naukowcy, lekarze, profesorowie, nauczyciele, urzędnicy i inżynierowie, wszyscy zostali uwięzieni i ostatecznie przeznaczeni do likwidacji. W tych miejscach odosobnienia przebywały osoby, które dla ZSRR stanowiły zarówno duże zagrożenie, jak i „łakomy kąsek”. Sowieci starali się pozyskać przetrzymywanych tam jeńców do współpracy. Udało im się „przekonać” około 100 osób, między innymi Zygmunta Berlinga, Kazimierza Rosen-Zawadzkiego czy Eustachego Górczyńskiego. Były to w większości osoby stawiające własne dobro nad życie kolegów i ojczyznę, więc w tym tekście warte są jedynie wspomnienia.


Ekshumowane w 1943 roku ciało majora Adama Solskiego.


Był to jednak wynik znikomy i kompletnie niezadowalający, a major Wasilij Zarubin, as sowieckich służb specjalnych przesłuchujący Polaków i badający ich przydatność, mógł jedynie zaraportować o niepowodzeniu operacji. W marcu 1940 roku Ludowy Komisarz Spraw Wewnętrznych Ławrientij Beria zdecydował o „rozładowaniu obozów”, innymi słowy mówiąc, rozpoczęła się likwidacja osadzonych tam ludzi. „Decyzja z 5 III 1940 roku” zawierała polecenie uśmiercenia 14700 osób z obozów jenieckich w Ostaszkowie, Kozielsku i Starobielsku, oraz 11 tysięcy z więzień znajdujących się na zachodniej Białorusi i Ukrainie.

sobota, 19 marca 2022

"Wahoo" - narodziny legendy amerykańskiej broni podwodnej

Kiedy na pokładzie USS „Wahoo” rozległ się głos O’Kanea: »Idzie niszczyciel!« Kapitan okrętu Dudley Morton właśnie przygotowywał atak na nie do końca zidentyfikowany okręt, przy którym stały mniejsze jednostki. Najprawdopodobniej były one małymi okrętami podwodnymi typu RO.
Amerykanie postanowili, w tej sytuacji, Odstąpić od pierwotnego celu i zaatakować idącą w ich kierunku jednostkę. Okręt podwodny zaczął wykonywać zwrot, by ustawić swoje wyrzutnie dziobowe w kierunku „Japończyka”. Pomimo że przeciwnik zygzakował, sprawa wydawała się rutyną. Odległość oceniono na 3750 jardów, a prędkość niszczyciela oszacowano na 13 węzłów. Już po kilku chwilach „Wahoo” zaatakował wroga trzema torpedami wystrzelonymi pod kątem 110 stopni. O’Kane w swojej książce „Wahoo” opisał tę sytuację w następujący sposób:


Wodowanie USS "Wahoo" 14 lutego 1942 roku w stoczni na Mare Island.


»Zdjąłem ręce z zablokowanego peryskopu. Punkt celowania, jego rufa, miał za chwilę dotknąć nitki.
"Pal!" - Morton uderzył w przycisk odpalania, natychmiast wysyłając torpedę w drogę, z odrzutem, dźwiękiem startującego silnika i momentalnie skaczącym we wnętrzu okrętu ciśnieniem«.

wtorek, 15 lutego 2022

Gretz Wanda - Dywersja i sabotaż kobiet "DYSK"

Była zimna listopadowa noc, słupek rtęci w termometrach sięgał ledwo powyżej zera. Z pobliskiego lasku od strony Radomia wyłoniło się nagle pięć drobnych postaci, które ostrożnie, ale szybko i zdecydowanie ruszyły w stronę torowiska. Tuż przy torach podzieliły się nagle i rozproszyły na długości około 50 metrów w stronę Jedlni. Podmuch wiatru, niezbyt silny, ale mroźny dał się odczuć na twarzy dziesiątkami "lodowych igiełek", które szczypały w policzki i nos. Kobiecy głos zakłócił ciszę stłumionym szeptem:

- Lena! Tu powinno być dobrze.

Kobiety przykucnęły na nasypie kolejowym i wyjęły spod płaszczy małe pakunki pozawijane w papier. Część z nich zaczęła je rozwijać, pozostałe wydobyły z kieszeni metalowe przedmioty, które błysnęły w świetle księżyca.
Srebrne łyżki było łatwo schować, a w razie potrzeby można było niepostrzeżenie się ich pozbyć. Teraz miały spełnić rolę saperek. Ziemia była twarda, więc nie obeszło się bez obdarć na kostkach palców, jednak minerki pracowały sprawnie i już po chwili pod szynami powstały małe jamy, niczym lisie nory. Do tych wykopów szybko powędrowały ładunki wybuchowe wydobyte z papieru i sprawnie zmontowane. Dłonie dziewcząt drżały, gdy umieszczały te zabójcze depozyty pod stalowymi szynami. Było to spowodowane zarówno zimnem jak i podnieceniem wywołanym tym zadaniem.
Była noc z 16 na 17 listopada 1942 roku, kobiety z oddziału AK "Dysk" właśnie założyły ładunki wybuchowe w ramach akcji "odwet kolejowy" na których wykoleiły się niemieckie pociągi.

*Sfabularyzowany tekst na podstawie materiałów źródłowych.


Wykolejony pociąg w jednej z akcji dywersyjnych AK

Dywersja i Sabotaż Kobiet DiSK, choć niemalże od początku do końca działalności tej organizacji pisano o niej i mówiono DYSK, była kobiecym „ramieniem” polskiego podziemia i walki z okupantem. Z czym kojarzy się kobieta żołnierz z okresu II wojny światowej? Oczywiście z sanitariuszkami, łączniczkami, kurierkami, no może jeszcze z „małym sabotażem”, rozprowadzaniem ulotek i ewentualnie z ukrywaniem przybyłych do kraju Cichociemnych, czyli z tak zwanymi „Ciotkami”. Jednak zakres działań tych pań, poza wyżej wymienionymi był znacznie większy i poważniejszy.