wtorek, 21 stycznia 2020

Plan operacyjny Zachód - Wielka improwizacja Marszałka Edwarda Rydz-Śmigłego




Autor artykułu: Szymon Waraska.


Geneza polskich planów operacyjnych


W latach 20. powstał w Oddziale III Naczelnego Dowództwa Wydział Planowania na wypadek ewentualnej wojny z Niemcami. W 1921 r. polski Sztab Generalny rozpoczął opracowywanie wstępnych planów działań zaczepnych o charakterze prewencyjnym. Miało to zlikwidować zagrożenie od strony Prus Wschodnich. Wyznaczono trzy cele działań:

- Opanowanie zachodniej części Prus Wschodnich (plan "Prusy Wschodnie")
- Opanowanie obszaru Pomorza na wschód od Odry ("plan Bałtyk")
- Opanowanie Górnego Śląska ("plan Śląsk").

Powstały aż trzy warianty działań zaczepnych. Miały zostać zainicjowane w zależności od stosunku sił. Marszałek Foch próbował przeforsować plan obustronnej ofensywy prowadzącej do Berlina. Z powodu poważnych zastrzeżeń strony polskiej plan zmieniono. Najpierw miał zostać zrealizowany plan "Prusy Wschodnie", a dopiero w następnej kolejności ofensywa na Berlin. Plan Focha obowiązywał teoretycznie do roku 1933.


Marszałek Piłsudski przyjmuje paradę kawalerii. Krakowskie Błonie, październik 1933 roku.

           W roku 1921 inspektor armii w Toruniu gen. Leonard Skierski, stworzył studium wojskowe pt." Plan osłony Pomorza". Zwrócił w nim uwagę na trudności obrony Pomorza z powodu jego położenia strategicznego. Według gen. Skierskiego oddziały polskie na Pomorzu były narażone na uderzenia z dwóch stron. Dlatego użycie polskich oddziałów skazane było na niepowodzenie. Podobne studia w tym samym czasie prowadził gen. Władysław Sikorski. Uczył się w ten sposób nowego teatru działań, ponieważ uważał, że wojna z Niemcami stanie się niedługo realna.

poniedziałek, 6 stycznia 2020

Narodziny niemieckiej broni pancernej - Początek legendy

Lato, rok 1930 

Na niewielkim wzniesieniu tam, gdzie błękitną kreską zaczynało się niebo, wyraźnie odcinały się stalowe hełmy i walcowate lufy MG 08/15. Między nimi, niczym wetknięte w wysokie trawy, kuliły się sylwetki żołnierzy, objuczonych opasłymi tornistrami. Pod laskiem zaś, dumnie, swoje miejsce zajęła armata 7,5 cm Feldkannone. 
Po przeciwnej stronie wyraźnie zaczynało się coś dziać. Najpierw rozległy się tępe wystrzały i po chwili cała łąka zaciągnęła się gęstym dymem. Słońce odbijało się od hełmów obsługi KMów, żołnierze w bezruchu i napięciu czekali na dalszy rozwój sytuacji. Nagle między obłokami biało-szarego dymu, wyłoniły się pudełkowe sylwetki pojazdów. Wymalowane w plamiste wzory, kanciate i zwieńczone na górze czymś niby garnkiem z króciutką lufą, parły w szyku powoli naprzód. Jednak po chwili cała formacja musiała się rozsypać, by ominąć jedną z machin, która zawadziła o leżący konar i utknęła na nim.
W tej samej chwili zza pleców żołnierzy rozłożonych na wzniesieniu wysunęła się garstka podobnych machin. Te jednak zatrzymały się na samym szczycie pagórka. Kłęby zasłony dymnej uniosły się gwałtownie, porwane mocnym podmuchem wiatru. Wysokie trawy pochyliły się nisko ku ziemi, a drzewa zaczęły głośno szumieć. Kilka liści spadło na głowy obsłudze armaty polowej, która mrużyła oczy przed wirującym pyłem. 
Nagle z jednego pojazdu stojącego na wzniesieniu, oderwał się cały jego bok. Niesiony wiatrem turlał się z górki w dół. Z powstałego otworu wychyliła się głowa w szarej, okrągłej czapce bez daszka, żołnierz chciał popędzić za porwaną wiatrem częścią. Nie zdążył jednak postawić kroku, kiedy na jego ramieniu spoczęła dłoń kolegi. Obrócił głowę, by po chwili zniknąć na powrót we wnętrzu pojazdu. 

W znacznej odległości od tych zdarzeń, na drewnianej platformie stała grupka oficerów z przytkniętymi do oczu lornetkami. Wszyscy w skupieniu obserwowali przebieg wydarzeń. Jednak kiedy wiatr załopotał ich płaszczami a na pagórku "czołg" stracił cały bok, kilku z nich zachichotało pod nosem. Generalmajor Otto von Stülpnagel opuścił lornetkę i spoglądając na postawnego majora, rzekł:
- Herr Guderian, to naprawdę bardzo zajmujące przedstawienie. Ale jednak liczyłem na nieco bardziej poważne manewry.
     Guderian bez słowa przeniósł wzrok na swojego zwierzchnika, ten wpatrując się teraz w poligon, ciągnął swój wywód. 
- To bardzo komiczne widzieć nasze "czołgi" jak muszą objeżdżać najmniejszy kamień a dziury od bagnetów w "pancerzu" z pewnością nie dodają tym scenom powagi. No i proszę mi wybaczyć, ale tutaj ledwie wiaterek jest największym zagrożeniem dla tej wspaniałej broni. 
     von Stülpnagel zatoczył teraz wzrokiem po obserwatorach, wygłaszając puentę swojej przemowy:
- Proszę mi uwierzyć, w obecnym stuleciu nikt nie zobaczy użycia niemieckich czołgów w działaniach bojowych. 

W tym momencie z pewnością nikt z obecnych nie przepuszczał, jak bardzo mylił się Inspektor Wojsk Zmotoryzowanych...

*Sfabularyzowany tekst na podstawie materiałów źródłowych.


Manewry Reichswehry w listopadzie 1931 roku. Dobrze widoczne drewniane makiety czołgów założone na samochody Dixi. 

To, co dziś kojarzy się z przygniatającą siłą, walcem pancernym i Blitzkriegiem, miało swoje początki bardzo skromne a momentami wręcz groteskowe. W książce Thomasa Andersona "Niemiecka broń pancerna", która ukazała się nakładem Wydawnictwa RM, można prześledzić całą historię powstania, okresu szczytowego, oraz upadku niemieckiej Panzerwaffe. Poniżej postaram się przybliżyć początki tego rodzaju broni ze strony niemieckiej. Gracza, który dopracował doktrynę jej użycia niemalże do perfekcji i potrafił wykorzystać jej silne strony.