sobota, 28 maja 2022

"Człowiek, którego nie było" - Jak Niemcy "zadławili się mielonką"

Operacja „Mincemeat” była chyba najskuteczniejszą oraz najbardziej śmiałą i błyskotliwą akcją wywiadowczą II wojny światowej. Mimo to ginie ona w tle wielkich ofensyw, śmiałych operacji specjalnych oraz batalii na morzu i w powietrzu. „Mincemeat”, czyli nic innego jak „mielonka” umożliwiła aliantom lądowanie na Sycylii i ocaliła życie tysiącom żołnierzy. Wstępne szacunki brytyjskie odnośnie strat, dzięki tej operacji okazały się zawyżone. W pierwszych dwóch tygodniach działań na tej włoskiej wyspie szacowano 10 tysięcy poległych, okazało się, że śmierć lub rany odniosło 1400 ludzi. Marynarka wojenna przygotowywała się mentalnie na utratę 300 jednostek, na dno poszło jednak tylko około 12.

Brytyjscy żołnierze Highland Infantry , lądują na Sycylii. Lipiec 1943 rok.

Na skutek brytyjskiej dezinformacji, Niemcy przygotowywali się do odparcia ataku na Grecję. Pomimo faktu, że po zajęciu przez aliantów Afryki Północnej Sycylia była naturalnym posunięciem, Niemcy dali się zwieść dwóm angielskim „urzędasom” z ciasnej piwnicy. Sam Churchill, zatwierdzając ich plan, miał stwierdzić:

»Tylko największy głupek nie domyśliłby się, że celem będzie Sycylia«.

Było to jednak przed przeprowadzeniem akcji przez MI5, która tak namieszała Niemcom w głowach, że wycofali z Sycylii część artylerii i umieścili ją w Grecji. Z Francji przebazowano tam 1. Dywizję Pancerną oraz dywizjony myśliwskie. W Grecji siły okupacyjne wzrosły z jednej dywizji do ośmiu. Pod koniec maja 1943 roku, niespełna dwa miesiące przed Operacją „Husky”, generał Jodl, w rozmowie z niemieckim attaché wojskowym w Rzymie, na jego obawy dotyczące ataku wymierzonego w Sycylię krzyczał do telefonu:

»Niech pan zapomni o Sycylii. Wiemy, że będzie to Grecja!«

Natomiast Hitler jeszcze dwa tygodnie po wylądowaniu Aliantów na włoskiej wyspie uważał, że jest to jedynie cel drugorzędny, a główny cios spadnie na Grecję.

Jak było to możliwe, by oczywistą oczywistość zmienić w nieprawdopodobne rozwiązanie i przysłonić ją nielogiczną alternatywą?
Za kulisy, całej operacji, wraz ze szczegółami jej przygotowania można zajrzeć dzięki jednemu z dwóch autorów tego planu. Komandor Ewen Montagu w 1953 roku wydał książkę „Człowiek, którego nie było”. Pozycja jest fascynująca, ponieważ otrzymujemy informacje z pierwszej ręki i to z najwyższego szczebla planowania Operacji „Mincemeat”. Książka w nowym wydaniu ukazała się 4 maja nakładem Wydawnictwa Replika.

Kiedy Brytyjczycy zrealizowali, że tak naprawdę lądowanie na Sycylii jest dla wszystkich oczywistym posunięciem po zajęciu przez nich Afryki, zaczęli się głowić nad tym, jak zmylić Niemców. Chcieli, chociaż w małym stopniu odwrócić ich uwagę i przynajmniej rozciągnąć nieco ich obronę.

Nad sposobem przechytrzenia wroga myśleli członkowie sekcji „17M” z MI5. Była to mała, czternastoosobowa grupka złożona z różnych „indywidualistów”. Można tam było odnaleźć artystę, dziennikarza czy sekretarki. Wszystkie te osoby pracowały pod okiem Komandora Ewena Montagu, który w cywilu był błyskotliwym adwokatem, oraz porucznika pilota Charlesa Cholmondeleya. Proces powstawania pomysłu w swojej książce Montagu opisał w następujący sposób:

»Gdy głowiliśmy się nad tym problemem, nagle nas oświeciło i niezwykły pomysł, który jakiś czas temu przedstawił George (Charles Cholmondeley. Kiedy Montagu wydawał swoją książkę, Cholmondeley był jeszcze aktywnym pracownikiem wywiadu, więc musiał zastąpić jego prawdziwe dane pseudonimem), z miejsca nabrał sensu. „A może”, powiedziałem, „weźmiemy ciało, przebierzemy w mundur oficera sztabowego i wyposażymy w dokumenty wysokiej rangi, z których jasno będzie wynikać, że zamierzamy uderzyć w innym miejscu. Nie musimy zrzucać go na ląd, gdyż samolot może rozbić się w wodzie podczas lotu nad Morzem Śródziemnym. Ciało wraz z dokumentami zostanie wyrzucone na brzegu Francji lub Hiszpanii, bez różnicy. Lepiej w sumie, żeby to była Hiszpania, gdyż na jej terytorium Niemcy nie będą mogli tak dobrze przypatrzyć się ciału, jak gdyby wpadło bezpośrednio w ich ręce, ale pewnym jest, że dokumenty lub przynajmniej ich kopie trafią do nich”«.


Ewen Montagu

Pomysł jeszcze jakiś czas dojrzewał, zanim członkowie zespołu zabrali się do niego na poważnie. Jednak już na samym początku pojawił się problem ciała. Musiało ono po pierwsze pasować przyczyną śmierci do katastrofy lotniczej na morzu, a po drugie rodzina musiała się zgodzić na wykorzystanie zwłok w niewiadomym celu i bez możliwości poznania miejsca pochówku.

Można sobie więc wyobrazić, że wybór nie był wielki, a właściwie nie było go wcale. Montagu pisał, że jego zespół, zastanawiał się już nad pomysłem wykradnięcia jakichś zwłok. Na szczęście w styczniu 1943 roku pojawił się odpowiedni nieboszczyk. W książce z 1953 roku tożsamość denata jest oczywiście utrzymana w tajemnicy, a kilka faktów odnośnie do przyczyny śmierci zostało zmienionych. Dziś wiadomo jednak dokładnie, kim był „bohater” Operacji „Mincemeat”. 34-letni bezdomny, Glyndwr Michael postanowił odebrać sobie życie i w opuszczonym londyńskim magazynie połknął trutkę na szczury. Najważniejszy „rekwizyt” został więc zdobyty. Dopiero wtedy Montagu wybrał na kryptonim słowo „mielonka”, jak sam tłumaczył, wynikało to z jego makabrycznego poczucia humoru. Razem z Cholmondeley`em doszli do wniosku, że najlepszym miejscem na podrzucenie ciała będzie Huelva, miasto portowe w południowo zachodniej Hiszpanii. Anglicy wiedzieli, że działała tam rozbudowana, niemiecka siatka szpiegowska więc prawdopodobieństwo, że dokumenty trafią w ich ręce, było dosyć duże. W tym wypadku transport i umieszczenie zwłok przy pomocy okrętu podwodnego wydawały się najlepszą opcją. Najpierw jednak należało przygotować szczegóły i „przynętę” w formie dokumentów. Na ten czas zamrożono ciało, a członkowie zespołu „17M” przystąpili do preparowania fikcyjnego życia oficera.


Charles Cholmondeley


Teraz przed agentami pojawiło się kolejne ważne zadanie. Musieli spreparować ten najważniejszy dokument. Ten, który przekona Niemców o tym, że nie będzie żadnej inwazji na Sycylii, a Alianci zamierzają uderzyć na Grecję. Dokument nie mógł być po prostu rozkazem ani jakimś opisem planowanej operacji. Byłoby to zbyt piękne by mogło być prawdziwe i Niemcy połapaliby się we wszystkim. Montagu i Cholmondeley doszli do wniosku, że powinien być to „prywatny” list jednego z generałów sztabu do generała znajdującego się w Afryce. Treść musiała być czytelna dla wroga, jednak nie mówić o niczym wprost. Wybór padł na generałów Archibalda Neya wiceszefa Imperialnego Sztabu Generalnego i Harolda Alexandra dowódcy 18. Grupy Armii znajdującej się w Afryce Północnej. Brytyjscy agenci doszli do wniosku, że skoro część wojsk na „czarnym lądzie” stacjonuje obecnie w zachodniej części Morza Śródziemnego, nikt nie uwierzy, że cały ten sprzęt i ludzie zostaną przerzuceni na wschód poprzez „gardło” Zatoki Kabiskiej pod nosem niemieckich lotnisk na Sycylii. Tym bardziej że stacjonująca w Tunezji armia Eisenhowera była liczniejsza niż wojska Henry`ego Wilsona w Egipcie.

Zamysł był taki, że skoro Niemcy wiedzieli o rozmieszczeniu poszczególnych wojsk, powinno im się dać do zrozumienia, że Sycylia ma być zmyłką i funkcjonować jako cel pozorny. Na tym etapie wszystko zawisło nagle na włosku. Kiedy ogólny zarys trafił na biurka szefów sztabu, ci pobledli z przerażenia. Nie chcieli się nawet zgodzić, by słowo „Sycylia” pojawiło się w jakkolwiek kontekście. Obawiali się, że przeciwnik może przejrzeć cały plan i upewni się tylko co do prawdziwego celu kolejnego ataku Aliantów. Montagu tak wspominał całą sytuację:

»Niewykluczone, że największym osiągnięciem całej operacji było przekonanie naszych zwierzchników, że jest to okazja, która już nigdy się nie powtórzy, a jeśli chcieliśmy osiągnąć prawdziwy sukces, należało mierzyć wysoko. Wracając wspomnieniami do tamtych chwil, odnoszę wrażenie, że zmylenie OKW było igraszką w porównaniu do przekonywania ich odpowiedników z armii brytyjskiej, że plan się powiedzie«.

Jak się miało okazać na szczęście i ten wyczyn udał się zespołowi „17M”. Montagu sporządził kilka projektów i wersji domniemanego listu, jednak za każdym razem brakowało w nim tego czegoś. Czasami najprostsze rozwiązania umykają pochłoniętym planowaniem i „knuciem intrygi” ludziom. Na całe szczęście dla Brytyjczyków, przedsięwzięciem zainteresował się w pewnym momencie sam Archibald Nye. Jego propozycja własnoręcznego napisania tego listu była tak oczywista, że wcześniej nie przyszła nikomu do głowy. Sam zainteresowany po przeczytaniu tekstów napisanych przez Montagu stwierdził, że list jako całość nie jest przekonujący i powinien w takiej formie trafić do torby zwykłego kuriera.
Po wtajemniczeniu generała Ney`a w szczegóły operacji, spod jego ręki wyszedł, jak się później okazało, list idealny. Oto jego treść:

»Drogi Alexie,
pozwalam sobie przesłać Ci prywatny list przez jednego z oficerów Mountbattena, aby wyjawić Ci szczegóły naszych ostatnich wewnętrznych rozmów na temat operacji na Morzu Śródziemnym oraz towarzyszących im planom wywiadowczym. Mogłeś odnieść wrażenie, że nasze decyzje były nieco arbitralne, ale mogę Cię zapewnić, komitet szefów sztabu z największą uwaga pochylił się nad Twoimi uwagami, a także uwagami poczynionymi przez „Jumbo” (Przezwisko marszałka polnego Henry`ego Wilsona — przypis OH).

Doszły nas ostatnio informacje, że szkopy zwiększają swoje wojska i umacniają pozycje w Grecji na Krecie i zdaniem szefa Imperialnego Sztabu Generalnego nie dysponujemy odpowiednimi siłami do uderzenia. Szefowie sztabu zdecydowali, że 5. Dywizja powinna zostać wzmocniona jedną brygadą i uderzyć na Przylądek Araksos i podobna siła powinna wzmocnić 56. Dywizję pod Kalamatą. Przygotowujemy aktualnie oddziały oraz transport.

„Jumbo” Wilson zaproponował wybór Sycylii jako celu pozornego na potrzeby „Husky”; pełni już jednak tę rolę podczas operacji „Brimstone”. Komitet szefów sztabu raz jeszcze dokładniej przyjrzał się tej kwestii i doszedł do wniosku, że w obliczu naszych przygotowań w Algierii, ćwiczeń desantowych, które odbędą się na tutejszym wybrzeżu oraz ciężkich bombardowań, które mają unieszkodliwić sycylijskie lotniska, powinniśmy się trzymać planu uczynienia z Sycylii celu pozornego dla operacji „Brimstone” – mamy nawet szansę, że „Jumbo” będzie myślał, że wybierzemy Sycylię: jest to oczywisty cel, który bardzo go martwi. Z drugiej strony komitet był zdania, że nie ma większych szans przekonanie szkopów, że rozległe przygotowania we wschodnim basenie Morza Śródziemnego także dotyczą Sycylii. Z tego powodu obwieścili Wilsonowi, że jego plan dezinformacji powinien skupić się na jakimś bliższym rejonie, np. archipelagu Dodekanez. Jako że nasze stosunki z Turcją się zacieśniły, Włosi na pewno niepokoją się o te wysepki.

Spodziewam się, że przyjmujesz te argumenty. Wiem, że będziesz teraz bardzo zajęty i nie miałeś okazji przedyskutować dalszych operacji z Eisenhowerem. Jeśli jednak chciałbyś poprzeć propozycję Wilsona, mam nadzieję, że szybko dasz nam znać, gdyż nie możemy już dłużej zwlekać.

Przykro mi, że nie mogliśmy spełnić Twojego życzenia odnośnie nowego dowódcy Brygady Gwardii. Wyznaczony przez Ciebie kandydat przeszedł ostrą grypę i raczej nie wróci do sił na przestrzeni kilku następnych tygodni. Z pewnością jednak poznałeś osobiście Forstera: doskonale sobie poradził w roli dowódcy brygady w kraju i, moim zdaniem, jest najlepszy spośród dostępnych kandydatów.

Na pewno irytuje Cię, tak samo, jak nas cała a sprawa wokół medali wojennych i Purpurowych Serc. Zgadzamy się z Tobą, że nie chcielibyśmy urazić naszych amerykańskich przyjaciół, ale sprawa nie jest taka prosta. Jeśli nasi żołnierze służący w konkretnym teatrze działań mają otrzymać dodatkowe odznaczenia wyłącznie z racji, że służą tam też Amerykanie, to czeka nas fala niezadowolenia wśród żołnierzy walczących gdzie indziej z wcale nie mniejszym – a może i większym. Moim zdzniem powinniśmy podziękować Amerykanom za ich serdeczną propozycję, lecz stanowczo oznajmić, że doprowadzi to do zbyt wielu niezgodności i z przykrością odmówić. Kwestia ta zostanie jednak poruszona podczas następnego spotkania członków personelu wojskowego i mam nadzieję, że wkrótce otrzymasz decyzję.

Powodzenia
Twój przyjaciel,
Archie Nye«


Powoli wszystkie elementy misternego planu zaczęły tworzyć całość. Zespół skupiony wokół Montagu i Cholmondeley`a zadbał również o drobne szczegóły jak zawartość kieszeni kuriera. Drobne pieniądze, stare bilety, poczta zawiadamiająca o debecie na koncie bankowym, czy fotografia i list od ukochanej. Wszystkie te elementy miały uwiarygodnić tożsamość oficera i upewnić Niemców, że los uśmiechnął się do nich szeroko.

Tak „narodził się” major Wiliam Martin z Royal Marines. Tu Brytyjczykom sprzyjało szczęście. Kiedy pojawił się problem zdjęcia do karty identyfikacyjnej, a wszystkie próby fotografowania denata zakończyły się fiaskiem. Wtedy na spotkaniu MI5 Ewenowi Montagu w oczy rzucił się pewien mężczyzna, który co najmniej mógł być bratem zmarłego spoczywającego aktualnie w chłodni. Szybko wykonano więc zdjęcie i wklejono je do dokumentów. By wypełnić walizeczkę kuriera, przygotowano jeszcze kilka dokumentów. List od lorda Louisa Mountbattena, szefa Operacji Połączonych polecającego majora, a właściwie kapitana pełniącego obowiązki majora, Martina jako specjalistę od barek desantowych. Uwiarygodniono w ten sposób podróż oficera Royal Marines do Afryki. Oprócz tego listu trafiła tam również próbka opracowania na temat komandosów „Combined Oprerations. The official story of the Commandos”, wraz z prośbą skierowaną do Eisenhowera o przygotowanie przez niego przedmowy. Tak więc wszystko wskazywało, iż newralgiczny list został zabrany „przy okazji”, a major Martin był w drodze z zupełnie innych powodów. Teczkę przypięto łańcuchem do paska kuriera, co zapewniało między innymi, że denat nie zgubi przypadkiem dokumentów.


Karta identyfikacyjna kapitana (majora) Williama Martina.


Gdy wszystko było gotowe, ciało w specjalnym zasobniku zostało przetransportowane do Szkocji i załadowane na pokład okrętu podwodnego HMS „Seraph”. Nikt nie wiedział, co znajduje się w kontenerze opisanym jako instrumenty meteorologiczne. Jedyną wtajemniczoną osobą był kapitan porucznik Norman Jewell. Po czterech dniach okręt znalazł się przy południowym wybrzeżu Hiszpanii. 30 kwietnia 1943 roku o koło godziny 4:30 z luku torpedowego wyjęto pojemnik, a następnie po wynurzeniu się okrętu w odległości około 500 metrów od brzegu, zepchnięto ciało do wody. Major Martin powoli dryfował w stronę brzegu w okolicy Huelvy.
Zwłoki zostały zauważone i wyłowione przez hiszpańskiego rybaka. Tu znów dopisało szczęście Anglikom. Dzięki wtajemniczonemu w sprawę konsulowi w Hiszpanii, który poganiał lokalnych patologów, ci nie przyłożyli się do roboty i pospiesznie wypisali akt zgonu. Każdy doświadczony patolog potrafiłby odróżnić ciało topielca od ciała, które przeleżało kilka tygodni w chłodni. Jednak na akcie zgonu widniała diagnoza: „Śmierć przez utopienie”.

Ciało Glyndwra Michaela jako major William Martin, ubrane w mundur Royal Marines.  


Majora Martina pochowano z honorami wojskowymi na cmentarzu Nuestra Señora w Helvie. Teczkę i dokumenty przekazano natomiast hiszpańskiej marynarce. Montagu i Cholmondeley, by jeszcze bardziej wzbudzić zainteresowanie Niemców, przesłali kilka depesz do konsula w sprawie dokumentów. Wiedząc, że te wiadomości są przechwytywane przez wroga, zaznaczyli w nich, że są to dokumenty najwyższej wagi. Wszystko zadziałało, jak się spodziewano. Niemcy w końcu otrzymali wgląd do teczki i sfotografowali wszystkie znajdujące się w niej papiery. Materiał został przekazany do Berlina i zaakceptowane jako autentyczny. Hitler pod wpływem przedstawionych mu „faktów” wydał odpowiednie rozporządzenia, szykując się na aliancką inwazję w Grecji.


Jedna z największych mistyfikacji II wojny światowej odniosła pełny sukces, ratując życie alianckich żołnierzy i przyspieszając koniec tego konfliktu. Niemcy dali się zwieść dwóm ekscentrycznym Brytyjczykom z londyńskiej piwnicy i zmarłemu bezdomnemu.

Glyndwr Michael był za życia nieudacznikiem, z którym los obszedł się w brutalny sposób. Po śmierci jednak jako major Martin przysłużył się swojej ojczyźnie w nieoceniony sposób.







Materiały źródłowe:

Ewen Montagu - "Człowiek, którego nie bylo. Operacja "Mincemeat" - największe oszustwo II wojny światowej.

2 komentarze:

  1. Mistyfikacja oczywiście genialna, ale... Hitler i jego ludzie mieli prawo domniemywać że w tym okresie wojny Churchill właśnie na Grecję skieruje swe działania chcąc ją zabezpieczyć przed "wyzwoleniem" przez Sovietów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejny swietny material. Dzieki!

    OdpowiedzUsuń

Komentuj - to dla mnie najlepsza motywacja.