piątek, 12 sierpnia 2022

"Śmierć z nieba" - Alianckie naloty na Kędzierzyn-Koźle

»Był piątek, 7 lipca 1944 roku, gdy wczesnym rankiem z baz w południowych Włoszech wystartowało 555 bombowców i 600 myśliwców z 15. Armii Lotniczej USA. Celem tej bombowej wyprawy były okolice powiatowego miasteczka Cosel nad Odrą.

Podczas tego pierwszego wielkiego nalotu na Opolszczyznę Amerykanie planowali zaatakować z powietrza wszystkie trzy wymienione zakłady chemiczne, najwięcej jednak samolotów kierując nad Oberschlesische Hydrierwerke AG w Blechhammer.
W wojennym Koźlu mieszkał siedmioletni wówczas Karol Szyndzielorz, w czasach PRL-u znany dziennikarz, który 28 lipca 2011 roku pisał w liście do redakcji „Gazety Wyborczej”:
„Latem 1944 roku doszło do dywanowego nalotu, który miał zniszczyć Blachownię. Cały teren był tego dnia zasłonięty mgłą, a kominy elektrowni Blachownia zostały celowo skrócone, aby nad mgłę nie wystawały. Niemieckie radary kierowały precyzyjnym ogniem artylerii przeciwlotniczej niezmiernie skutecznie. Bombowce spadały. W czasie tego nalotu bombowce zrzucały więc ładunki, gdzie popadnie. Zamiast Hydrierwerke ten nalot dywanowy zrównał z ziemią wioski Stare Koźle i Bierawa”«.

*Cytat z książki Leszka Adamczewskiego - "Śmierć z nieba. Alianckie naloty na polskie i niemieckie miasta" 


Nalot amerykańskich bombowców na zakłady Oberschlesische Hydrierwerke AG w Blachowni w drugiej połowie 1944 roku.

Kędzierzyn-Koźle to dziś miasto jak każde inne w Polsce, powstałe z połączenia kilku pobliskich miejscowości. Znane bardziej może fanom siatkówki, ze względu na dobrą drużynę grającą na światowym poziomie już od kilkudziesięciu lat. Jednak raczej niewielkiej ilości osób kojarzy się z alianckimi nalotami tak jak inne niemieckie miasta Hamburg, Berlin, o Dreźnie nie wspominając. Jednak takie naloty miały miejsce i to nie jeden ani dwa razy. Przed wojną miasto znajdowało się w granicach III Rzeszy i w czasie wojny było bardzo ważnym ośrodkiem przemysłowym. 
O losach przynależności tego regionu do Niemiec zadecydowały walki w trakcie III powstania śląskiego w 1921 roku w rejonie Góry św. Anny. Początkowo powstańcom szło nawet nieźle, jednak Niemcy ściągnęli posiłki między innymi z Bawarii oraz oddziały Freikorpsu Hansa-Adama von Heydebrecka. Ten ostatni wraz ze swoimi ludźmi wyszedł zwycięsko z bitwy o Górę św. Anny, a następnie odbił z rąk polskich Kędzierzyn, który nazywał się Kandrzin, a następnie w 1936 roku naziści zmienili jego nazwę na Hydebreck, na cześć „zdobywcy” miasta. Góra św. Anny natomiast otrzymała nazwę Annaberg.

Dziś przechodząc przez ulice miasta, okoliczne laski czy boczne drogi można natknąć się na niemych świadków tamtych czasów. Umocnienia, rozpadające się budynki między drzewami czy bunkry już nawet nie rzucają się w oczy mieszkańcom. Jeden z bunkrów tunelowych znajdujących się w centrum Kędzierzyna przerobiono nawet swego czasu na bar o dźwięcznej nazwie „Bomba”, a wiele innych wykorzystywano jako magazyny i składy. Tu jednak w czasie wojny w rejonie Kędzierzyna, w Blachowni, Zdzieszowicach i Słwięcicach znajdowały się Fabryki chemiczne, produkujące paliwo syntetyczne na potrzeby Armii oraz liczne obozy pracy. Od 1 kwietnia 1944 roku w Blachowni powstał Arbeitslager Blechhammer jako filia podobozu KL Auschwitz-Birkenau w Monowicach (Auschwity III - Monowitz). Dziś można tam odnaleźć resztki wież strażniczych, a nawet mały budynek krematorium. Obóz dostarczał niezbędnej siły roboczej do pracy w zakładach Oberschlesische Hydrierwerke AG i IG Farben Werk Hydebreck, przebywało w nim średnio od 3 do 4 tysięcy więźniów, głównie Żydów. W Sławięcicach natomiast lokalizowano robotników przymusowych i jeńców wojennych.


Budynek małego krematorium Arbeitslager Blechhammer.


Już przed wojną zdecydowano o budowie zakładów chemicznych na Górnym Śląsku. W 1939 roku do użytku oddano zakłady Schaffgotsch Benyin Werke GmbH w Odertal (Zdzieszowicach) produkujące Paliwa syntetyczne. Znajdowały się tam już zakłady koksownicze. Fabryka Hydrierwerke w Blachowni rozpoczęła produkcję pod koniec 1943 roku i wytwarzała wysokooktanowe paliwo lotnicze. IG Farben w samym Kędzierzynie, a właściwie w Azotach produkował także między innymi paliwo syntetyczne, jednak dużo ważniejszym produktem był izooktan. Zakłady dostarczały również paliw rakietowych, glicerynę, kauczuk, smary, czy składniki do produkcji materiałów wybuchowych. W wiosce pod Kędzierzynem, w Reigersfeld, dzisiejszej Bierawie, znajdował się ośrodek dla rosyjskich naukowców i chemików. Już 21 kwietnia 1942 roku przybyło tam 165 specjalistów, którzy pojmani jako żołnierze lub aresztowani na zajętych terenach mieli teraz pracować na rzecz III Rzeszy. Nie byli oni jednak traktowani jak pozostali jeńcy. Niemcy znali wartość takich osób i potrafili je dobrze wykorzystać. Rozkazem Heinricha Himmlera mogli oni więc zabrać ze sobą całe rodziny. Ludzi tych rozdzielano później na różne zakłady należące do koncernu IG Farben. W sumie przez okres wojny przez Bierawę przewinęło się około 1100 naukowców. W momencie powstawania tych zakładów skupiających się wokół Kędzierzyna-Koźla Były one bezpieczne, a pracującym tam ludziom wydawało się, że nic nie może zakłócić ich spokoju. Lotnictwo RAF startujące z lotnisk wielkiej Brytanii nie było w stanie dolecieć tak daleko, a amerykanie na razie nie angażowali się w bombardowanie Europy. Jednak już niedługo miało się to diametralnie zmienić.
Gdy Powstawały zakłady w Blachowni, Kędzierzynie (Azoty), czy Zdzieszowicach, nikt w III Rzeszy nie brał pod uwagę utraty górnego śląska. Nawet pod koniec wojny, kiedy alianckie naloty niszczyły instalacje, łożono wszelkie dostępne środki na ich odbudowę. Niemcy potrzebowali paliwa syntetycznego, bez którego cala machina wojenna stanęłaby w martwym punkcie.


Fragmenty dawnej zabudowy Oberschlesische Hydrierwerke AG w Heydebrack (Kędzierzyn-Koźle)


22 stycznia 1945 roku po zaśnieżonej szosie z Oppeln do Heydebrack pędził partyjny mercedes. Za jego kierownicą siedział Albert Speer. Kierownik resortu uzbrojenia i amunicji Rzeszy. Zamierzał dokonać inspekcji górnośląskich zakładów w Kędzierzynie i Blachowni. Jazdę utrudniały tłumy uchodźców zmierzające w przeciwnym kierunku, jak i same warunki atmosferyczne. Pomimo tego, że Grupa Armii Środek istniała już praktycznie tylko na papierze, zakłady paliw syntetycznych miały nadal pracować. Nagle na drodze Speera pojawiła się ciężarówka, gołoledź nie pozwoliła mu jej wyminąć. Albert Speer nie dojechał już do miejsca, które zamierzał wizytować. Auto uległo poważnym uszkodzeniom, a jego kierowca trafił do szpitala i pomimo że nie doznał poważniejszych obrażeń, nie ponowił swojej podróży.
Tak naprawdę Górny Śląsk pozostawał stosunkowo długo bezpieczny. Dopiero na początku 1944 roku położenie zakładów przemysłowych uległo znacznemu pogorszeniu. W tym czasie zmienił się również prezes rejencji opolskiej, został nim doktor Herbert Mehlhorn. Swój obszar zarządzania objął w krytycznym czasie. W książce „Śmierć z nieba” opisano to w następujący sposób:

»Już pierwszego dnia urzędowania w Oppeln Mehlhorna poinformowano, że w jego rejencji, na terenie powiatu Cosel znajdują się trzy wielkie zakłady chemiczne produkujące głównie paliwa syntetyczne. W najbliższym czasie mogą być one celem terrorystycznych bombardowań wroga. Prezesa rejencji wtajemniczono jednak, że są one dobrze chronione. Rozbudowaną obronę przeciwlotniczą tego rejonu oparto na radarach i bateriach dział sterowanych elektrycznie, co w tamtym czasie było nowością techniczną. W rezultacie okolice miasta Cosel zyskały miano obszaru o największym stopniu intensyfikacji ognia przeciwlotniczego«.

Oprócz tego rozmieszczono również system zadymiania, który w razie potrzeby miał spowić mgłą i zasłonić fabryki. W marcu 1944 roku nad Kędzierzynem-Koźlem pojawił się aliancki samolot zwiadowczy. Który wykonał serię zdjęć. Na nic było dokładnie widać budowle zakładów Blechhammer, Heydebreck i Odertal.

Amerykański B-24 pilotowany przez pułkownika Clarence`a Lokkera eksploduje nad Blechhammer.

7 lipca doszło do pierwszego nalotu, amerykańskich bombowców startujących z lotnisk we Włoszech. Ten pierwszy nalot nie był zbyt udany. Amerykanie stracili nad miastem 17 bombowców, kolejnym razem 8 sierpnia strącono ich aż 18, o uszkodzonych maszynach i tych, które spadły w drodze powrotnej nie wspominając. Cały teren był zasłonięty sztuczną mgłą z zadymiarek, ogień artylerii przeciwlotniczej był nadzwyczaj skuteczny, więc jankesi zrzucali swoje „prezenty” z dużej wysokości, z 6, a nawet 8 tysięcy metrów nie dbając zbytnio o szkody kolateralne na miejscowej ludności. Teren był częścią „starej Rzeszy” więc terenem należącym już do państwa agresora. Zapomniano już lub nie wiedziano, że mieszkają tam również polscy Ślązacy. Ci sami i ich dzieci, którzy bili się w trakcie powstania w 1921 o polskość tych ziem. Straty wśród ludności cywilnej są ciężkie do oszacowania. Były o wiele wyższe niż wśród personelu samych fabryk czy alianckich lotników. Z niemieckiego raportu na temat nalotu w dniu 22 sierpnia 1944 roku wynika, że w zakładach śmierć poniosło 18 osób. Można to zestawić z dwoma pierwszymi nalotami w dniach 7 lipca i 8 sierpnia, gdzie bomby spadały również na miejscowości Stare Koźle i Brześce. W tych dwóch atakach śmierć poniosło 136 cywili. Karol Szyndzielorz wspominał jeden z nalotów w następujący sposób:

»Wraz z ojcem natychmiast po nalocie pojechaliśmy do Starego Koźla ratować krewnych. Wszystkie domy były bez dachów, okien, a ludzie kryli się w piwnicach. Z wysokości ramion ojca widziałem zabitych, rannych szalejących z przerażenia, Tego widoku nigdy nie zapomnę.«


Amerykańskie bomby spadają na Cosel (Koźle)


W sumie 15. Armia Lotnicza przeprowadziła dziewięć nalotów na Blechhammer, trzynaście na Heydebreck i osiem na Odertal, zrzucając około 4 tysięcy ton bomb. W wyniku tych działań utracili łącznie 220 bombowców, z których Niemcy strącili 29 nad samym Kędzierzynem-Koźlem zabijając 135 lotników. Ostatnie bombardowanie miało miejsce 26 grudnia 1944 roku. W atakach brało udział średnio 300 bombowców typu B-17 „latająca forteca i B-24 „Liberator”. Bomby niszczyły zarówno zabudowę przemysłową, jak i cywilną, ginęli zarówno Niemcy, jak i Ślązacy, oraz robotnicy przymusowi. Ostatecznie Zakłady uległy tak wielkim uszkodzeniom, że po nalocie 27 sierpnia wstrzymano produkcję na trzy miesiące. Choć później wydajność ośrodka była już znikoma, brakowało środków i siły, by odbudować zniszczenia. Gdy Albert Speer zmierzał do Kędzierzyna na wizytację, rozwiązywano już KZ Blechhammer, co oznaczało, że produkcja nie zostanie już nigdy wznowiona. W marcu 1945 roku do Koźla wkroczyła Armia Czerwona, ostatecznie kończąc historię produkcji paliwa syntetycznego w tym miejscu. Od maja do września trwał demontaż wszystkiego, co nadawało się do ponownego wykorzystania. Sowieci ładowali łupy wojenne na wagony i wywozili do ZSRR. Do marca 1946 roku w magazynach w Makarewie znalazło się 84800 ton produktów i maszyn pochodzących z Blechhammer. Jednak „wyzwoliciele” nie potrafili wykorzystać swoich zdobyczy. Aparaturę zrzucano z wagonów bezpośrednio obok trakcji kolejowej, gdzie pozostawała aż do kompletnego zniszczenia. Aparatury do produkcji paliw syntetycznych wywieziono nie tylko z Blachowni i koźla, ale również z ogromnego kombinatu Pöllitz AG. Rosjanie nigdy nie zbudowali nawet małego zakładu produkującego te paliwa. Cały materiał rozkradziono lub po prostu zamienił się w złom.






Materiały źródłowe:

Leszek Adamczewski - "Śmierć z nieba. Alianckie naloty na polskie i niemieckie miasta"

2 komentarze:

  1. Ciekawy material, dzieki. Cos sie stalo z ostatnim zdjeciem, nie laduje sie ani zdjecie, ani strona do ktorej odsyla po kliknieciu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja Świetej pamięci babcia pracowała w ww zakładach w Kędzierzynie, gdzie podczas jednego z nalotów, nie dała rady dotrzeć do schronu P.L. i została ciężko ranna w biodro, miała wtedy 20lat. Do dziś, w lesie obok Azotów, jest pełno małych "oczek" wodnych, w rzeczywistości leje po bombach, po wspomnianych nalotach. Widać je na zdjęciach satelitarnych po zachodniej, południowo zachodniej stronie zakładu.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń

Komentuj - to dla mnie najlepsza motywacja.