Tego dnia na francuskich plażach życie oddało około 12 tysięcy aliantów i ponad 4 tysiące Niemców.
Brytyjczycy lądują na plaży "Sword". 6 czerwiec 1944 |
A gdzie w tym wszystkim Polacy?
-"Was tam nie było."
Usłyszałem kiedyś od mojego znajomego, obcokrajowca. Kiedy jednak zwróciłem mu uwagę, iż na corocznych obchodach upamiętniających inwazję powiewa polska flaga, obok angielskiej, kanadyjskiej i amerykańskiej. Zastanowił się i dodał:
- "No tak, mieliście tam jakiś oddział czołgów. Ale oni wylądowali później, kiedy plaże były już bezpieczne a Niemcy zepchnięci daleko w głąb lądu."
Tak, miał na myśli 1 Dywizję Pancerną generała Maczka. Jednak zasługi tych żołnierzy to materiał na osobną historię.
Trzeba przyznać, że plaż w Normandii nie szturmował, żaden żołnierz w polskim mundurze. Większość Polaków znajdowała się we Włoszech. Armia Andersa zdobyła własnie Monte Casino, a 1 Samodzielna Brygada Spadochronowa generała Stanisława Sosabowskiego nie była jeszcze gotowa do działań wojennych.
Dlaczego więc w Warszawie na tablicach Grobu Nieznanego Żołnierza, można przeczytać dwa napisy? Pierwszy brzmi:
„INWAZJA NORMANDII 6 VI 1944”
drugi natomiast to:
„NORMANDIA 6 VI 1944”
Ano pierwsza grawura poświęcona jest polskim marynarzom, druga natomiast lotnikom, którzy od pierwszych chwil brali udział w operacji. Choć stosunkowo nakład polskich sił nie był zbyt duży, to wkład jaki włożyli w powodzenie lądowania był spory.
Kiedy o świcie na normandzkiej plaży w okolicy Bieville, oznaczonej w alianckich planach jako "Sword" zaczęli lądować brytyjscy żołnierze, Niemcy zdecydowali wysłać w ten rejon czołgi. Mogły one zająć pozycję na wzgórzach wokół plaży i unicestwić, pozostawionych bez osłony i broni przeciwpancernej, angielskich piechurów. Dywizja Pancerna "Hitlerjugend" była nieco bardziej oddalona od wybrzeża, niż 21, która to niezwłocznie ruszyła. Kiedy 22 Pułk Pancerny, dowodzony przez generała Hermanna von Oppeln-Bronikowskiego, szykował się do akcji, odprawy udzielił sam dowódcza 84 korpusu. Generał Marcks około godziny 6 rano żegnał się z Bronikowskim, zdarzenie to w swojej książce pod tytułem "Najdłuższy dzień" opisał Cornelius Ryan.
- "Oppeln - powiedział [gen. Marcks] - na twoich barkach, być może, spoczywa los Niemiec. Jeżeli nie wepchniesz Brytyjczyków z powrotem w morze, to przegraliśmy wojnę."
Wieczorem 6 czerwca niemieckie czołgi, w większości Panzerkampfwagen IV i III znalazły się 3 kilometry od plaży "Sword". Wystarczyło wjechać na pobliskie wzniesienia by Anglicy znaleźli się w zasięgu ognia. Kiedy kolumna pancerna zaczęła wspinać się na wzgórza, nagle jeden z pojazdów stanął w płomieniach. Na czołgi Oppeln-Bronikowskiego spadł huraganowy ogień artyleryjski. W kwadrans zniszczonych zostało 6 maszyn. Niemcy nie potrafili zlokalizować źródła ostrzału. Bronikowski był przekonany, iż są to brytyjskie działa, umieszczone gdzieś na plaży, lub wzgórzach. Nie wiedział, że Anglicy nie zdołali jeszcze uchwycić przyczółka by rozładować ciężki sprzęt. W obliczu dużych strat i bezsensowności prowadzenia natarcia, zdecydował się na odwrót. Jedyny niemiecki kontratak przeprowadzony 6 czerwca, który faktycznie mógł zagrozić aliantom i zepchnąć ich z plaży "Sword" z powrotem do morza, został zatrzymany przez tajemniczą artylerię. Przypuszczenia Niemca nie były zbyt trafne. Nie pomylił się jedynie co do faktu, że była to artyleria. Jednak nie brytyjska, 22 Pułk Pancerny przetrzebiły działa znajdujące się na pokładzie ORP "Dragon". Polski krążownik, naprowadzany przez samoloty rozpoznawcze ostrzelał ze swoich 6 dział 152mm kolumnę pancerną. Polscy marynarze oddaleni o 10 mil morskich nie byli w stanie widzieć celu, mogli polegać jedynie na koordynatach przekazanych przez obserwatorów, nie zdawali sobie nawet sprawy z tego czego dokonali. Ocalili życie tysiącom Anglików, a może nawet zażegnali niebezpieczeństwo niepowodzenia inwazji w tym rejonie.
ORP "Dragon" maj 1944 rok. |
Nie była to jednak jedyna zasługa "Dragona", polski lekki krążownik walczył od samego początku. Wchodził w skład zespołu kontradmirała Wilfrida Pattersona, a jego pierwszym zadaniem było zniszczenie baterii dział 105mm, znajdujących się w Colleville-sur-Orne. Niestety "Dragon" otworzył ogień dopiero koło godziny 7, ponieważ oficer naprowadzający został ranny i okręt musiał czekać na przydzielenie samolotu rozpoznawczego. Polacy uporali się z niemiecką baterią w przeciągu 40 minut. W swoich wspomnieniach "Granatowa Załoga" Wincenty Cygan pisał:
"Rzygnęliśmy zaraz na przemian z rufowych i dziobowych dział, dziewiętnaście kilometrów w głąb nieszczęsnej Normandii"
Na następne cele nie trzeba było długo czekać. Umocnienia i moździerze w pobliżu Caen również zakosztowały polskich pocisków, jak i wyżej już wspomniany 22 Pułk Pancerny Oppeln-Bronikowskiego. Polacy dostawali pochwały za celny i skuteczny ostrzał każdej z wyznaczonych pozycji, nie zdając sobie sprawy z wymiaru swojego sukcesu. Wincenty Cygan zanotował:
"Dałbym wiele, by móc przeniknąć teren i zobaczyć to na własne oczy. Niestety... Po półtorej doby takiej harataniny komory amunicyjne się opróżniły."
"Dragon" zwalczał niemieckie cele aż do 8 lipca, kiedy to trafiony niemiecką "żywą torpedą", został uszkodzony w stopniu uniemożliwiającym naprawę. Swój żywot zakończył jako część sztucznego falochronu. Na marginesie należy dodać, iż ORP "Dragon" był okrętem przekazanym pod polską banderę przez Brytyjczyków. Polacy zgodnie z obietnicami mieli nadzieję otrzymać nowoczesną jednostkę. W zamian za to dostali wyeksploatowany okręt z 1917 roku, Anglicy argumentowali to brakiem doświadczenia polaków na tak dużych jednostkach. W zamian za to, polscy marynarze uratowali brytyjski desant.
Załoga na pokładzie "Dragona" po storpedowaniu 8 lipca 1944 roku. |
Nie był to odosobniony przypadek, gdzie polscy marynarze wyciągali Anglików z opresji. Wsparcia przy lądowaniu udzielały jeszcze dwa inne polskie okręty. Niszczyciele ORP "Krakowiak" i ORP "Ślązak". Pierwszy ostrzeliwał cele w sektorze plaży "Gold", drugi wspierał lądowanie na plaży "Sword". ORP "Ślązak" Płynął na czele alianckiej floty inwazyjnej i w nocy 5 czerwca, jako pierwszy niszczyciel na brytyjskim odcinku lądowania, przeszedł przez wytrałowany "korytarz" w polu minowym. Zajął pozycje między normandzkim brzegiem a trałowcami poławiającymi miny, by osłaniać je na wypadek ewentualnego kontrataku Niemców. O 6:30 na okręcie podniesiono polską banderę i niszczyciel włączył się do akcji. Od pierwszych chwil prowadził ostrzał umocnień wzdłuż plaż Ouistreham przed pierwszą falą amfibijnych czołgów. By wspomóc barki saperskie okręt musiał podejść bliżej brzegu. Komandor Romuald Nałęcz-Tymiński, dowódca polskiego niszczyciela wspomina:
"... wraz z HMS Middleton ORP Ślązak dał bliskie wsparcie saperskim barkom inwazyjnym, podchodząc do brzegu na około milę. Niemieckie baterie strzelały do naszej formacji gęstym, ale na szczęście niecelnym ogniem. Widocznie były przytłoczone siłą bombardowania naszych okrętów."
Później przeniesiono ogień na cele drugoliniowe, by przypadkiem nie razić lądujących na plaży aliantów.
"Ślązak" był przypisany do wspierania oddziału komandosów, 41 Royal Marine Comando, z którym nawiązał łączność około godziny 10:45. Dwie godziny później obserwator poprosił o wsparcie ogniowe. Polski okręt ogniem bezpośrednim zlikwidował oddział niemieckiej piechoty, stwarzającej problemy komandosom. Od 13:45 do 14:10 przy pomocy obserwatora, ogniem pośrednim niszczyciel likwiduje kolejne nieprzyjacielskie umocnienia. Kiedy pół godziny później Brytyjczycy naprawdę potrzebowali opieki swoich "aniołów-stróży", polscy marynarze nie zawiedli. Obserwator zameldował się prosząc o pilne wsparcie. Oddział został zatrzymany przez poważne niemieckie siły, które ostrzeliwały huraganowym ogniem, kryjących się pojedynczo Anglików. Proszono Polaków o ciągły ogień na pozycje w lasku pod Lion sur Mer i zabudowania na wschód od niego. Koordynator rozpaczliwym głosem prosił o 20 minutowy ostrzał każdego z celów. Dowódca zgrupowania "S" w skład, którego wchodził "Ślązak", wydał rozkaz ostrzału salwami przy ponownym korygowaniu ognia między serią, nie zezwalając na ciągłe bombardowanie. Romuald Tymiński opowiada o wydarzeniu:
"Zapytałem obserwatora, czy będzie korygował nasz ogień. Oświadczył on zdenerwowanym głosem, że nie jest to możliwe. Dodał przy tym, że sytuacja jest tak poważna, że żaden z nich nie może podnieść głowy z indywidualnych okopów."
Bez namysłu, ignorując rozkaz dowódcy zgrupowania, polski niszczyciel zaczął bombardować wskazane pozycje ze wszystkiego czym dysponował. Po około 40 minutowym ogniu zgłosił się obserwator, meldując cofnięcie się Niemców z lasku. Jednocześnie poprosił o ostrzał zabudowań, skąd nieprzyjaciel nadal poważnie zagrażał oddziałowi. "Ślązak" ponownie zagrzmiał ze swojej artylerii pokładowej, przez kolejne 20 minut. Jak się okazało podjęte decyzje zakończyły się pełnym sukcesem. Można to wywnioskować z relacji kapitana polskiej jednostki:
"Gdy powiadomiliśmy obserwatora, że zakończyliśmy bombardowanie, usłyszeliśmy w mikrofonie jego entuzjastyczny głos: Sądzę, że uratowaliście naszą skórę. Dzięki wam za to. Tymczasem dowódca Force S kontradmirał. Talbot nadał do nas sygnał: Ślązak. Dobra robota. Wieczorem, przed zakończeniem z nami łączności, obserwator artyleryjski raz jeszcze nadał: Dzięki od komandosów"
Znów Polacy okazali się niezastąpieni.
Na plaży "Omaha" gdzie lądowali Amerykanie, niemieckie stanowiska były dobrze rozmieszczone na wzgórzach górujących nad plażą. Przyczyniło się to do wysokich strat w tym sektorze. Najwyższych ze wszystkich innych miejsc lądowania.. Życie straciło około 3.000 żołnierzy. Można się pokusić o stwierdzenie, iż w małym stopniu miał na to wpływ brak polskich okrętów w tym rejonie. Oddział rangersów, który natrafiając na zazębiające się gniazda MG42 poprosił o wsparcie artyleryjskie, został ostrzelany przez własne okręty. Sytuacja była tym poważniejsza, że zginął obserwator koordynujący ostrzał. Dopiero przy pomocy reflektorów i alfabetu morsa, udało się Amerykanom przekazać, że są ostrzeliwani przez własne okręty. Polskie jednostki w trakcie operacji "Neptun", jak brzmiał morski kryptonim lądowania w Normandii, odznaczyły się wyjątkową skutecznością i celnością. Za co niejednokrotnie marynarze otrzymywali liczne pochwały.
ORP "Ślązak" rok 1942 |
Inne polskie okręty jak ORP "Błyskawica" i ORP "Piorun" miały za zadanie osłaniać armadę przed ewentualnym kontratakiem i krążyły w pewnej odległości po kanale La Manche. Liczne polskie transportowce przewoziły zaopatrzenie i sprzęt dla lądujących sił. Jako ciekawostkę można przytoczyć dwa statki liniowe, "Batory" i "Sobieski". Zostały one przebudowane i na ich pokładach przewieziono wojska inwazyjne, które w pewnej odległości od stref lądowania przesiadały się do okrętów i barek desantowych. Zdobywcy normandzkich plaż byli przez chwilę gośćmi polskiej floty pasażerskiej.
Przed dniem lądowania jak i w jego trakcie cały czas w walkach brali udział polscy lotnicy. W operacji wzięło udział 8 dywizjonów myśliwskich i 3 bombowe. W pierwszym dniu Luftwaffe działało dość ospale, więc bombowce mogły bez problemów wykonywać postawione przed nimi zadania. Samoloty robiły po 4 loty bojowe dziennie. Polacy od początku odznaczali się wysoką skutecznością, do czego z reszta Brytyjczycy zdołali się już przyzwyczaić. Do 25 czerwca zaliczono im 38 zestrzeleń. Dywizjony 302, 308 i 317 Ubezpieczały lądowanie na plaży "Sword". Polacy ubezpieczali również plaże "Gold" i "Juno". W pierwszych dniach nasi lotnicy zestrzelili najwięcej niemieckich samolotów. Największy sukces odnotował 305 Dywizjon Bombowy "Ziemi Wielkopolskiej". Polacy wyposażeni w superszybkie i lekkie bombowce Mosquito zniszczyli w Nomeny pod Nancy niemieckie zapasy paliwa, około 13 milionów litrów. Spowodowało to poważne problemy w zaopatrzeniu i unieruchomiło na pewien czas jednostki zmotoryzowane i pancerne. Brytyjska prasa pisała:
"Tym brawurowym atakiem Polacy wstrzymali niemieckie jednostki i wygrali bitwę o Francję."
Samoloty "Mosquito" należące do Dywizjonu 305. Lato 1944 rok. |
I znów można przytoczyć słowa Churchilla, wypowiedziane w odniesieniu do walk nad brytyjskim niebem:
"Nigdy tak wielu nie zawdzięczało tak wiele tak nielicznym"
Wkład polskich żołnierzy na okrętach i w samolotach jest niezaprzeczalny i o dużym znaczeniu. Dlaczego więc świat stara się tak szybko o tym zapomnieć? Dzis przypada kolejna rocznica D-Day, nie pozwólmy by polska flaga zniknęła z miejsca upamiętnienia na normandzkiej plaży - Pamiętajmy.
Materiały źródłowe:
Cornelius Ryan - "Najdłuższy dzień"
Robert Bielecki - "Normandia 1944"
Relacja Romualda Tymińskiego - „Nasze Sygnały"
Wincenty Cygan - "Granatowa Załoga"
Brawo FNC. Porobię Ci troszkę reklamy na FB. :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, cieszę się z każdego nowego czytelnika.
UsuńUfff... I takich rzeczy powinni uczyć na lekcjach historii i to juz w szkole podstawowej. Dziękuję.
OdpowiedzUsuńHans Voralberg
W szkole niestety nie ma czasu na "ciekawostki". Nawet te ważne.
UsuńSuper artykuł, przeczytałem wszystkie Twoje wpisy i czekam na kolejne!
OdpowiedzUsuńTak trzymać Fanatyku :)
Eszel
Eszelki, eszelki. ;)
UsuńDziękuję za słowa zachęty. Teraz jedynie muszę wygospodarować czas na kolejną notkę.
zacne, dzięki
OdpowiedzUsuńDzięki wielkie za kolejną odsłonę historii.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Lemoniadowy_Joe
Dzisiejszy swiat nie ceni prawdy.Kazdy forsuje swoja prawde historyczna nawet za cene zmanipulowanego klamstwa icelowych niedomowien.Np malo kto wie w Europie ze przed Imperium Osmanskim ocalil Europe Sobieski.Pozostalo tylko stwierdzenie:zwyciestwo pod Wiedniem.Dlatego Ty szukaj prawdy i pisz a my sie uczmy, pamietajmy iprzekazujmy innym. Zycze Ci dalszych ciekawych odkryc.
OdpowiedzUsuńTrafiłem tutaj w sumie przypadkowo... i wygląda, że zostanę na dłużej. DOBRA robota!
OdpowiedzUsuńCieszę się bardzo. Mam nadzieję, iż kolejne wpisy będą dla ciebie coraz bardziej interesujące.
UsuńBardzo ciekawy blog:)dobra robota:)zaczęłam obserwować .Zapraszam do lektury mojego bloga-https://zlupapokujpom.blogspot.com/?m=1
OdpowiedzUsuńDziękuję.
UsuńA co do Twojego bloga, to chętnie przyjrzę mu się bliżej.
Bardzo ciekawy artykuł, przed chwilą byłem na plaży Omaha i smutno mi bo na co dzień polskiej flagi nie ma...
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy artykuł, przed chwilą byłem na plaży Omaha i smutno mi bo na co dzień polskiej flagi nie ma...
OdpowiedzUsuńWiem, że na co dzień, można polską flagę zobaczyć na plaży "Juno", a właściwie w centrum pamięci operacji.
UsuńA na plaży "Omaha" podobno ma to wyglądać tak:
https://francja2012.files.wordpress.com/2012/09/a1-1.jpg
Nie byłem tam jednak więc nie mogę zaręczyć.