Według Doris L. Bergen autorki książki „Między Bogiem a Hitlerem Kapelani wojskowi w służbie nazizmu” Poparcie z tej strony dla przyszłego dyktatora III Rzeszy i jego zbrodniczego systemu rosło już przed wygranymi wyborami w 1933 roku. Bergen pisze:
»Czwartego kwietnia 1932 roku kościół garnizonowy w Poczdamie otworzył podwoje , czy raczej wpuścił do środka dzierżących pochodnie szturmowców ze Sturmabteilung (SA), którzy mieli trzymać straż, gdy do kościoła wparadują formacje Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotników, SA i SS. Nadciągały prosto po przemówieniu Adolfa Hitlera, który prowadził właśnie kampanię wyborczą, by złożyć hołd u grobu Fryderyka Wielkiego.«
Urodził się 19 grudnia 1885 roku w Berlinie. Po ukończeniu gimnazjum studiował teologię na uniwersytetach w Berlinie i Kilonii. Egzaminy teologiczne zdał w latach 1909 i 1911, a 24 grudnia 1911 roku został ordynowany. Już wcześniej, w 1910 roku, założył rodzinę, żeniąc się z córką pruskiego oficera Georga von Zastrow. W kolejnych latach na świat przyszli jego synowie, wychowywani w środowisku silnie związanym z tradycją służby państwowej.
Pierwsze kroki w zawodzie stawiał jako kaznodzieja pomocniczy w Berlinie‑Neukölln, jednak bardzo szybko jego posługa nabrała charakteru wojskowego. W 1912 roku został pomocniczym duchownym wojskowym w Gdańsku, a rok później kapelanem dywizyjnym w Deutsch Eylau (Iława) w Prusach Wschodnich.
Wybuch I wojny światowej na trwałe związał Koblancka z armią. Służył przy 17. Dywizji, towarzysząc żołnierzom zarówno na zapleczu, jak i w realiach frontowych. Za służbę wojenną odznaczono go Krzyżem Żelaznym I klasy - wyróżnieniem rzadkim wśród duchownych, świadczącym o jego bliskiej relacji z wojskiem.
Po wojnie, w 1920 roku, został wprawdzie przeniesiony w stan spoczynku, lecz nie zerwał z duszpasterstwem wojskowym. W połowie lat dwudziestych objął stanowisko kapelana garnizonowego przy Kościele Dworskim i Garnizonowym w Poczdamie - miejscu o ogromnym znaczeniu symbolicznym dla pruskiej i niemieckiej tradycji militarnej. Z archiwalnych materiałów wynika, że w latach 1927-1933 był związany z wojskową placówką duszpasterską przy słynnej Garnisonkirche.
To właśnie w Poczdamie najpełniej ujawnił się jego światopogląd. W 1933 roku, przy okazji tak zwanego „Dnia Poczdamu”, Koblanck pisał o Garnisonkirche jako o „starym kościele żołnierskim” i „żywym pomniku chwały Prus i Niemiec”, miejscu, w którym duchy dawnych bohaterów wciąż przypominają o „świętej, przez Boga danej wielkości” państwa. Kościół ten jawił mu się przede wszystkim jako przestrzeń tradycji, wojskowej dumy i religijnego usankcjonowania służby wojskowej.
Kościół pozostawał miejscem uroczystości wojskowych i masowych wydarzeń młodzieżowych, a jego symbolika była wykorzystywana przez nazistowską propagandę.
W swojej książce Doris Bergen napisała:
»Koblanck czynnie angażował się w związki z rozmaitymi radykalnymi ugrupowaniami prawicowymi, lecz w połowie roku 1932 skupił się wyłącznie na NSDAP. W listopadzie tego roku przemówił do uczestników wiecu partyjnego, wzywając ich do walki z demokracją: „Nie pozwolimy naszym mieczom zardzewieć, będziemy bronić naszych pozycji” – zadeklarował«
W połowie lat trzydziestych jego kariera nabrała tempa. 1 grudnia 1934 roku objął funkcję kapelana okręgu wojskowego w Münster, a 13 stycznia 1935 roku został oficjalnie mianowany Wehrkreispfarrerem w Okręgu Wojskowym VI. Funkcję tę pełnił do 1938 roku, posiadając rangę starszego kapelana wojsk lądowych. W czasie II wojny światowej znalazł się już w najwyższych strukturach duszpasterstwa Wehrmachtu. W 1941 roku służył w sztabie niemieckiego dowódcy wojskowego we Francji jako dziekan Wehrmachtu, a rok później został przeniesiony do Salzburga, gdzie objął analogiczne stanowisko w Okręgu Wojskowym XVIII.
Pod koniec wojny Koblanck należał do grona najwyższych rangą duchownych wojskowych na tym obszarze. Kapitulacja III Rzeszy oznaczała kres jego kariery w strukturach Wehrmachtu, lecz nie zakończyła jego działalności duszpasterskiej. Po wojnie został przyjęty do służby w Ewangelickim Kościele w Austrii. W 1953 roku otrzymał drugą parafię w ewangelickiej gminie parafialnej w Salzburgu, a trzy lata później przeszedł na emeryturę.
Zmarł 11 grudnia 1961 roku. Jego biografia pokazuje, że Garnisonkirche w Poczdamie był przestrzenią, w której utrwalano prusko‑militarną wizję świata. Koblanck nie był przeciwnikiem nazizmu, a wręcz upatrywał w nim potwierdzenia sensu egzystencji swojej instytucji. Zresztą nie był w tym odosobniony. W książce Między Bogiem a Hitlerem można przeczytać:
»Legitymizacja działa w obie strony – jeśli reżim hitlerowski potrzebował niemieckich kapelanów wojskowych, to kapelani potrzebowali reżimu być może jeszcze bardziej. Ich wiarygodność i cały sens istnienia zależały od ich związków z wojną i ludźmi, którzy w niej walczyli. Tymczasem wokół kapelanów Wehrmachtu rozbrzmiewały echa lekceważących drwin ze strony żołnierzy, najgłośniej w okresach niemieckich sukcesów, ciszej, choć zaprawione goryczą, w chwilach niepowodzeń. Komu potrzebny Bóg, skoro wygrywamy? A skoro przegrywamy, to czyż Bóg nas nie zawiódł?«
Niemal bez wyjątku kierownictwa obu głównych wyznań w 1939 roku były gotowe udzielić państwu, tak jak już w latach 1914-1918, ponownej pomocy wojennej i nie były bynajmniej nieprzygotowane. Patrząc wstecz, rzymskokatolicki Generalny Wikariusz Polowy Wehrmachtu i późniejszy pierwszy Generalny Wikariusz Wojskowy Bundeswehry - Georg Werthmann, z dumą odnotował to jeszcze w notatce z 23 maja 1945 roku:
»Już dzisiaj można powiedzieć, że przygotowanie duszpasterstwa polowego w latach 1937 do rozpoczęcia wojny, zgodnie z planami mobilizacyjnymi, zostało przeprowadzone lepiej i dokładniej niż w okresie przed I wojną światową. Śpiewnik polowy był wydrukowany, a księża wojenni zostali wyznaczeni«.
Kierownictwa kościelne od samego początku wspierały prowadzenie wojny przez narodowosocjalistycznego wodza, a w 1941 roku przypomniały, że od dawna popierały chrześcijańską kampanię przeciwko „bezbożnemu bolszewizmowi”.
»Obok morderczej i publicznej przemocy wymierzonej w Żydów i radzieckich jeńców wojennych niemiecka inwazja latem 1941 roku zapoczątkowała też szeroko nagłaśniane wysiłki ocalenia chrześcijaństwa przed komunizmem. Żołnierze i oficerowie Wehrmachtu, często w towarzystwie kapelanów wojskowych, którzy nieraz sami organizowali te wydarzenia, pozowali przed nowo otwartymi kościołami na znak ponownego poświęcenia przybytków wykorzystywanych wcześniej jako kina, aule czy magazyny«.
Wielu kapelanów Wehrmachtu żywiło nadzieję na rechrystianizację Rosjan siłą zbrojną. Jednak zarówno pastorzy, jak i wielu żołnierzy wkrótce przeżyło zaskakujące doświadczenie. W domach ludności cywilnej można było zobaczyć ikony, ołtarzyki i inne dewocjonalia. Prości ludzie nie odzwierciedlali stereotypu jakim karmili się Niemcy.
duchowni byli bardzo dobrze poinformowani o zbrodniach wojennych i Holokauście. Wysłuchali spowiedzi swoich żołnierzy i dzięki temu wiele się dowiedzieli. Ponad to sami niejednokrotnie byli naocznymi świadkami zbrodni. Widać wyraźnie, że zdawali sobie sprawę ze skali ludobójstwa.
Oto kolejny cytat z książki Bergen:
»Rożnego rodzaju źródła sytuują kapelanów wojskowych w bezpośredniej bliskości popełnianych bestialstw. Sami zresztą sprawcy odnotowywali obecność kapelanów i innych chrześcijańskich duchownych w miejscach zbrodni. Raport Einsatzgruppe D, niemieckiego zmotoryzowanego szwadronu śmierci z wyznaczonym zadaniem mordowania Żydow i innych rzekomych wrogów Rzeszy w południowej Ukrainie, nieprzychylnie wyrażał się o kapelanach. […]Do końca wojny ludzie z Einsatzgruppe C zdążyli zamordować dziewięćdziesiąt pięć tysięcy Żydów. Z perspektywy czasu Hennicke opisywał długie rozmowy o zabijaniu prowadzone z pewnym chrześcijańskim duchownym: „Sam znajdowałem się jakieś 200–250 metrów od miejsca egzekucji. Stałem w grupie oficerów Wehrmachtu, był wśród nich protestancki pastor. Rozmawialiśmy dość długo o tym rozstrzeliwaniu”23. Dla Hennickego pocieszające – a może nawet uśmierzające wątpliwości – musiało być dostrzeżenie, że rozmawia o mordach, jakie popełnia on i jego ludzie, z chrześcijańskim duchownym, który nie wyraził żadnych obiekcji, mało tego, był obecny na miejscu, w dodatku w mundurze«.
W innym miejscu książki można przeczytać o tym jak niejaki Gisbert Kranz, niemiecki żołnierz na froncie wschodnim, wspomina przypadkowe spotkanie kapelana, który był księdzem w jego rodzinnej parafii. To właśnie od niego miał się dowiedzieć po raz pierwszy o tym, że Niemcy mordują Polaków i Żydów.
Kapelani Wehrmachtu coraz bardziej stawali się częścią armii i byli wykorzystywani jako narzędzie. Zwłaszcza w związku z bitwa Stalingradzką. W tym sensie odwoływano się do gotowości do poświęceń. Następnie nadano temu teologiczny wydźwięk i umieszczono w świetle Męki Chrystusa - Chrystus poświęcił się za swoich, a wy poświęcacie się za swój lud. Żołnierz niszczy z miłości, z miłości do swojego narodu, a to przesłania wszystko, nawet pytanie: A co z chrześcijańskim przykazaniem miłości, kiedy zabija się wroga? To nie miało znaczenia, bo człowiek poświęcał samego siebie dla dobra swoich bliskich i ojczyzny.
Wątpliwości teologiczne po prostu rozwiały się w fatalistycznym przekonaniu, że niech się stanie wola Boża.
Doszło również do militaryzacji księży. Kapelani wojskowi otrzymywali odznaczenia wojskowe, choć Kościół tego nie chciał, w tym Krzyż Żelazny I i II klasy. Jeden z kapelanów otrzymał nawet Złotą Odznakę za Walkę Wręcz. W ten sposób kapelani wojenni coraz bardziej stawali się częścią armii, oddalając się od swoich kościołów i chrześcijańskich korzeni.
Materiały źródłowe:
Doris L. Bergen - "Między Bogiem a Hitlerem Kapelani wojskowi w służbie nazizmu"



Ciekawy temat
OdpowiedzUsuń