Może dlatego, że nie zrobili błyskotliwej kariery, musieli zniknąć z powodów politycznych lub byli postaciami niewygodnymi i niepasującymi w światopogląd znajdujących się akurat na piedestale. W książce Piotra Nehringa "Zapomniani żołnierze niepodległości" można znaleźć sylwetki właśnie takich ludzi. Jedną z nich jest generał Stanisław Taczak.
Generał Stanisław Taczak |
Stanisław Taczak jest przykładem człowieka, który pomimo wielkiego wkładu i poświęcenia dla ojczyzny, był usuwany na dalszy plan z powodów osobistych lub ideologicznych. Szersze spojrzenie jak i wiele innych podobnych mu postaci możemy znaleźć w książce Piotra Nehringa, a ja zapraszam na krótką opowieść o człowieku trzech wojnach i jednym powstaniu.
Niedaleko Jarocina w Mieszkowie, w zaborze pruskim, na świat przyszedł Stanisław Taczak. Było to 8 kwietnia 1874 roku. Wywodził się z rodziny karczmarzy. Jego ojciec Andrzej brał udział w powstaniu styczniowym jako partyzant, działał po rosyjskiej stronie granicy w Guberni Kaliskiej. Było to na tyle dogodne, że po upadku powstania, ani Andrzej, ani jego krewni nie ponieśli za to żadnych konsekwencji.
Stanisław miał siedmioro rodzeństwa. Jedną siostrę i sześciu braci, z tym że jeden z nich zmarł zaraz po urodzeniu. Dwóch z jego braci skończyło studia teologiczne i zostali duchownymi, jeden został nauczycielem, a ostatni zdobył wykształcenie lekarskie. Rodzina Stanisława musiała więc być dosyć zamożna. Nasz bohater uczęszczał do szkoły ludowej, a następnie w wieku 9 lat poszedł do gimnazjum. Tam należał do konspiracyjnej grupy samokształceniowej Towarzystwa Tomasza Zana. W dobie ostrej germanizacji i nacisków na duchowieństwo i polskich intelektualistów, za przynależność do takowej organizacji groziło młodemu Stanisławowi wykluczanie ze szkoły. Był pilnym uczniem i jak możemy się dowiedzieć z książki "Zapomniani żołnierze niepodległości":
»Wiosną 1892 r. zdał maturę uzyskując takie oto stopnie: religia - dobry, niemiecki - dostateczny, łacina - dobry, greka - dobry, francuski - dobry, historia i geografia - dobry, fizyka - dostateczny, gimnastyka - bardzo dobry, śpiew - dobry«.
Po otrzymaniu egzaminu dojrzałości raczej nie przyszło temu młodemu człowiekowi do głowy, że mógłby związać swoją przyszłość z wojskiem. Może o tym świadczyć wpis komisji maturalnej na jego dyplomie: "powodzenia w studiowaniu teologii". Ostatecznie jednak nie zdecydował się na pójście do seminarium i wybrał akademię górniczą we Freibergu w Saksonii. Lata spędzone na uczelni nie tylko wykorzystał na zdobycie tytułów inżyniera technika i inżyniera dyplomowanego, ale również działał w polskich organizacjach. Na początku jak już w gimnazjum w Towarzystwie Tomasza Zena, by w 1894 roku wstąpić do Polskiej Partii Socjalistycznej, z której odszedł w 1900 roku.
Po promocji na uczelni o Stanisława upomniało się pruskie wojsko. Swoją roczną zasadniczą służbę odbył w Ostrowie Wielkopolskim, w 155 Pułku Piechoty. Już jako rezerwista brał również udział w okresowych ćwiczeniach, by w 1913 roku uzyskać stopień porucznika. W międzyczasie pracował w pod berlińskim instytucie doświadczalnym w Dachlem na katedrze chemii węgla. Był również asystentem na berlińskiej politechnice i uznanym naukowcem. Nie zaprzątały go sprawy militarne, chciał poświecić się nauce. W 1904 ożenił się z pochodzącą z zamożnej pruskiej rodziny z Kołobrzegu, malarką Ewą Wichmann, z którą miał dwójkę dzieci, syna Stanisława Kazimierza i córkę Aleksandrę. Rodzina Taczaków utrzymywała kontakty z polskimi działaczami niepodległościowymi takimi jak na przykład Władysław Seyda, który bywał częstym gościem w ich berlińskim mieszkaniu.
Kiedy wybuchła wojna Stanisław został powołany do wojska, do 46. Pułku Piechoty Landwehry. Jako porucznik dowodził kompanią na froncie wschodnim. W kwietniu 1915 roku awansowano go na kapitana i oddano mu pod rozkazy batalion. Taczak na swoim szlaku wojennym bił się między innymi: pod Opatowem, Radomiem, nad Rawką, pod Suchedniowem, Iłżą, Zwoleniem, w Puszczy Białowieskiej, nad Szczarą i pod Baranowiczami.
Kiedy wybuchła wojna Stanisław został powołany do wojska, do 46. Pułku Piechoty Landwehry. Jako porucznik dowodził kompanią na froncie wschodnim. W kwietniu 1915 roku awansowano go na kapitana i oddano mu pod rozkazy batalion. Taczak na swoim szlaku wojennym bił się między innymi: pod Opatowem, Radomiem, nad Rawką, pod Suchedniowem, Iłżą, Zwoleniem, w Puszczy Białowieskiej, nad Szczarą i pod Baranowiczami.
Kapitan Landwehry, dowódca batalionu w 46 Pułku Piechoty, Stanisław Taczak. Na uwagę zasługuje odznaczenie Krzyżem Żelaznym I klasy |
W tym czasie Legiony Polskie Piłsudskiego, po walkach pod Kostiuchnówką i Rudką Młyńską, zostały przeniesione do Królestwa Kongresowego, gdzie pod niemiecką kuratelą miały przejść intensywne ćwiczenia, by stać się kadrą polskiej armii. Stanisław, gdy o tym usłyszał, napisał raport o przeniesienie do Legionów w charakterze instruktora. W ten oto sposób 11 grudnia 1916 roku trafił do 6. Pułku Piechoty w składzie III Brygady. Pułk stacjonował najpierw w Nałęczowie, a następnie w Dęblinie. Później skierowano go do Inspektoratu Wyszkolenia Polskiej Siły Zbrojnej, gdzie zajmował się tłumaczeniem i opracowywaniem niemieckich regulaminów wojskowych. Gdy pod naciskiem Józefa Piłsudskiego doszło do tak zwanego kryzysu przysięgowego, większość żołnierzy I. i III. Brygady internowano, a samego Piłsudskiego aresztowano i osadzono w więzieniu. Stanisław Taczak uważał posunięcie przyszłego naczelnika państwa za błąd. Był zdania, że wskutek tego niemożliwym stało się szkolenie kadry dla przyszłego wojska polskiego. Jako że w tym czasie nie był już dowódcą 2 Batalionu w 6 Pułku Piechoty, nie spotkały go żadne represje ze strony pruskiej.
Zaraz po proklamowaniu niepodległego państwa polskiego, w listopadzie 1918 roku, Stanisław Taczak niezwłocznie zgłosił się do Wojska Polskiego. Jako ciekawostkę można tu wspomnieć, że był pierwszym oficerem z armii niemieckiej, który to uczynił. W książce Piotra Nehringa "Zapomniani żołnierze niepodległości" można znaleźć ciekawą anegdotkę na ten temat.
»W listopadzie 1918 r. na warszawskich ulicach rozbrajano niemieckich żołnierzy i o mały włos nie spotkało to kpt. Taczaka. Wspominał, że ofuknął po polsku chcących odebrać mu broń chłopaków, powiedział im, że jest Polakiem i niebawem wstąpi do Wojska Polskiego. Zrobił to 15 listopada...«
Nasz bohater dostał przydział do Oddziału VII Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Kiedy przebywał w Warszawie, jego rodzina nadal pozostawała w ich mieszkaniu w Berlinie. Gdy w połowie grudnia doszło rozruchów w niemieckiej stolicy, Taczak poprosił o urlop, by mógł sprowadzić ich do odradzającej się ojczyzny. Wracając do Warszawy, wraz ze swoimi bliskimi zatrzymał się w Poznaniu, by odwiedzić swojego brata. Los chciał, że akurat w tym czasie w mieście wybuchły walki z Niemcami, zaczynało się Powstanie Wielkopolskie. Po przegranej wojnie Cesarstwo Niemieckie przeżywało kryzys. Liczne zamieszki i niepokoje sparaliżowały państwo. Szansę powrotu na łono odradzającej się ojczyzny ujrzeli Polacy z Wielkopolski a ostatnią iskierką, która wywołała zryw, była wizyta Ignacego Paderewskiego w grudniu 1918 roku. W Poznaniu, z konspiracyjnych organizacji niepodległościowych, utworzono Naczelną Radę Ludową. Starała się ona poprzez Komitet Narodowy Polski w Paryżu przyłączyć region do kraju na drodze rokowań. Sytuacja na miejscu była jednak o wiele bardziej skomplikowana. Oprócz NRL działało również kilka innych organizacji i ugrupowań, dążących drogą zbrojną do pojednania z ojczyzną. W całym zaborze Pruskim powstawały rady robotnicze i żołnierskie, Bardzo aktywna była również Polska Organizacja Wojskowa. Delegacja NRL na czele, której stanął Wojciech Korfanty, starała się negocjować z pozostałymi partiami pokojowy wariant i odczekanie na wyniki konferencji paryskiej. Rozmowy zakończyły się jednak fiaskiem. Jak można dowiedzieć się z książki "Zapomniani żołnierze niepodległości":
»W czasie dyskusji do sali wtargnęła grupa uzbrojonych peowiaków [POW zaboru pruskiego] z Romanem Wilkanowiczem, który na propozycję Korfantego oświadczył: "Nigdy rozpoczętej walki nie zaprzestaniemy, a wszyscy, którzy są przeciwni, są naszymi wrogami i tym, kula w łeb!"«.
Korfanty już wcześniej starał się o przysłanie z Warszawy kandydata na głównodowodzącego powstaniem, tak by pod jednymi rozkazami zebrać wszystkie ruchy niepodległościowe. Chciał uniknąć sytuacji, w której powstańcy sami wybiorą sobie wodza. Gdy dowiedział się więc od księdza Teodora Taczaka, że w mieście przebywa jego brat, kapitan armii niemieckiej, niezwłocznie poprosił o spotkanie. Wieczorem 28 grudnia, Wojciech Korfanty w imieniu Naczelnej Rady Ludowej, zaproponował 44-letniemu kapitanowi objęcie dowództwa nad siłami powstańczymi. Cóż wpłynęło na taką decyzję rady? Przede wszystkim Stanisław Taczak był w tym czasie jedynym polskim oficerem tak wysokiego stopnia w Poznaniu, był członkiem Sztabu generalnego Wojska Polskiego i znał bardzo dobrze armię niemiecką. Do tego był Wielkopolaninem, a i z pewnością miał w tym udział jego brat. Ksiądz dr Teodor Taczak, profesor gnieźnieńskiego seminarium duchownego, cieszył się bowiem dużym autorytetem w społeczeństwie zaboru pruskiego. Wcześniej uzyskując telefoniczną zgodę od Józefa Piłsudskiego, Stanisław Taczak zgodził się pod warunkiem, że będzie tę funkcję sprawował jedynie tymczasowo, do momentu przysłania z Warszawy oficera wyższego stopniem.
Najważniejszym i najtrudniejszym zadaniem, jakie stanęło przed nowym dowódcą, było zorganizowanie głównego i centralnego dowództwa. Wiązało się to z podporządkowaniem sobie, lub wręcz likwidacją, innych licznych ośrodków przypisujących sobie pierwszeństwo. Do 4 stycznia 1919 roku Taczak, który w międzyczasie został awansowany przez NRL na majora, podporządkował sobie lub zlikwidował konkurencyjne "sztaby powstańcze". 7 stycznia podzielono Wielkopolskę najpierw na 7 okręgów wojskowych, a później, 15 stycznia na 9. Sztab powołał do życia służby żandarmerii, telefoniczne i samochodowe. Taczak łączył powstańców w mniejsze jednostki jak bataliony czy szwadrony, podstawowych rodzajów broni, czyli: piechota, kawaleria i artyleria. Wszystko to miało wyglądać i wyglądało jak regularne wojsko. Zapoczątkował również powstanie wyspecjalizowanych rodzajów wojska, oddziały techniczne i lotnictwo. Należy tu wspomnieć o pewnym incydencie związanym właśnie z lotnictwem. W 1913 roku Niemcy stworzyli w ławicach pod Poznaniem Fligerstation Posen-Lawitz, gdzie w czasie I wojny światowej miały miejsce naprawy i przeglądy maszyn bojowych. W pewnym okresie stacjonowała tam jednostka Fligerersatz Abteilung Nr 4 szkoląca pilotów i obserwatorów. Oczywiście był to obiekt nadzwyczaj cenny dla powstańców. W nocy z 4 na 5 stycznia odbyła się narada w sprawie przejęcia bazy lotniczej. Za wszczęciem akcji opowiedział się między innymi major Stanisław Taczak, na decyzję wpłynęła również plotka, jakoby Niemcy zamierzali z ławicy zbombardować zbuntowane miasto. Rankiem 5 stycznia Polacy zaproponowali Niemcom poddanie obiektu, ci jednak po krótkiej naradzie zdecydowali się bronić. Atak rozpoczął ostrzał 2 dział, prowadzony w taki sposób, by nie trafić hangarów ani samolotów, zniszczono natomiast wieżę z gniazdem CKMu. Następnie do ataku ruszyła piechota, ostatecznie zajmując bazę. Z około 200 niemieckich obrońców, życie straciło 2 żołnierzy, po polskiej stronie zginął jeden. W ręce powstańców wpadł magazyn bomb, samoloty i cała masa części, z których udało się złożyć 42 maszyny, w tym kilka wielozadaniowych LVG C.V. W końcu Niemcy zdecydowali się jednak zaatakować rebeliantów. 6, 7 i 8 stycznia, samoloty Luftstreitkräfte, bombardowały i ostrzeliwały powstańców pod Nakłem, Ławicę i sam Poznań, na szczęście nie wywołując poważnych strat. Doprowadziło to jednak do samowolnej akcji sierżanta Wiktora Pieniewskiego. Ten były niemiecki pilot, skrzyknął kilku kolegów i nie pytając nikogo o zgodę, wyleciał w stronę Frankfurtu, z którego startowały nękające miasto samoloty. 9 stycznia po półtora godzinnym locie, nad niemieckim miastem pojawiły się maszyny z biało-czerwoną szachownicą. Bomby spadły na hangar lotniska, niszcząc sam budynek i jeden samolot. Niemcy byli w takim szoku, że polskie samoloty wróciły do bazy nienękane przez wroga. Po tym już żaden samolot z Frankfurtu nie wystartował w stronę Poznania. "Niechlubni" bohaterowie tego przedsięwzięcia, otrzymali jedynie reprymendę za narażanie życia i sprzętu.
8 Stycznia 1919 roku, Piłsudski przedstawił Narodowej Radzie Ludowej generała Józefa Dowbora-Muśnickiego, jako właściwego dowódcę. Muśnicki zastępując Taczaka, objął to stanowisko 16 stycznia.
Najważniejszym i najtrudniejszym zadaniem, jakie stanęło przed nowym dowódcą, było zorganizowanie głównego i centralnego dowództwa. Wiązało się to z podporządkowaniem sobie, lub wręcz likwidacją, innych licznych ośrodków przypisujących sobie pierwszeństwo. Do 4 stycznia 1919 roku Taczak, który w międzyczasie został awansowany przez NRL na majora, podporządkował sobie lub zlikwidował konkurencyjne "sztaby powstańcze". 7 stycznia podzielono Wielkopolskę najpierw na 7 okręgów wojskowych, a później, 15 stycznia na 9. Sztab powołał do życia służby żandarmerii, telefoniczne i samochodowe. Taczak łączył powstańców w mniejsze jednostki jak bataliony czy szwadrony, podstawowych rodzajów broni, czyli: piechota, kawaleria i artyleria. Wszystko to miało wyglądać i wyglądało jak regularne wojsko. Zapoczątkował również powstanie wyspecjalizowanych rodzajów wojska, oddziały techniczne i lotnictwo. Należy tu wspomnieć o pewnym incydencie związanym właśnie z lotnictwem. W 1913 roku Niemcy stworzyli w ławicach pod Poznaniem Fligerstation Posen-Lawitz, gdzie w czasie I wojny światowej miały miejsce naprawy i przeglądy maszyn bojowych. W pewnym okresie stacjonowała tam jednostka Fligerersatz Abteilung Nr 4 szkoląca pilotów i obserwatorów. Oczywiście był to obiekt nadzwyczaj cenny dla powstańców. W nocy z 4 na 5 stycznia odbyła się narada w sprawie przejęcia bazy lotniczej. Za wszczęciem akcji opowiedział się między innymi major Stanisław Taczak, na decyzję wpłynęła również plotka, jakoby Niemcy zamierzali z ławicy zbombardować zbuntowane miasto. Rankiem 5 stycznia Polacy zaproponowali Niemcom poddanie obiektu, ci jednak po krótkiej naradzie zdecydowali się bronić. Atak rozpoczął ostrzał 2 dział, prowadzony w taki sposób, by nie trafić hangarów ani samolotów, zniszczono natomiast wieżę z gniazdem CKMu. Następnie do ataku ruszyła piechota, ostatecznie zajmując bazę. Z około 200 niemieckich obrońców, życie straciło 2 żołnierzy, po polskiej stronie zginął jeden. W ręce powstańców wpadł magazyn bomb, samoloty i cała masa części, z których udało się złożyć 42 maszyny, w tym kilka wielozadaniowych LVG C.V. W końcu Niemcy zdecydowali się jednak zaatakować rebeliantów. 6, 7 i 8 stycznia, samoloty Luftstreitkräfte, bombardowały i ostrzeliwały powstańców pod Nakłem, Ławicę i sam Poznań, na szczęście nie wywołując poważnych strat. Doprowadziło to jednak do samowolnej akcji sierżanta Wiktora Pieniewskiego. Ten były niemiecki pilot, skrzyknął kilku kolegów i nie pytając nikogo o zgodę, wyleciał w stronę Frankfurtu, z którego startowały nękające miasto samoloty. 9 stycznia po półtora godzinnym locie, nad niemieckim miastem pojawiły się maszyny z biało-czerwoną szachownicą. Bomby spadły na hangar lotniska, niszcząc sam budynek i jeden samolot. Niemcy byli w takim szoku, że polskie samoloty wróciły do bazy nienękane przez wroga. Po tym już żaden samolot z Frankfurtu nie wystartował w stronę Poznania. "Niechlubni" bohaterowie tego przedsięwzięcia, otrzymali jedynie reprymendę za narażanie życia i sprzętu.
8 Stycznia 1919 roku, Piłsudski przedstawił Narodowej Radzie Ludowej generała Józefa Dowbora-Muśnickiego, jako właściwego dowódcę. Muśnicki zastępując Taczaka, objął to stanowisko 16 stycznia.
Gen. Józef Dowbor-Muśnicki przed frontem dowództwa powstańców wielkopolskich. Za nim płk. D. Konarzewski i dowódca 1 Dywizji Wielkopolskiej oraz Stanisław Taczak, rok 1919 |
Już na wstępie dało się zauważyć, że nowy "wódz", nie darzy sympatią swojego poprzednika. W swoim rozkazie powitalnym nie wspomniał ani słowem o Taczaku, ani o dotychczasowych sukcesach powstańców. Dowodem nieprzychylności generała może być również sytuacja, o której wspomniał w swojej książce Piotr Nehring:
»Generał Dowbor chyba nie przepadał za poprzednikiem, skoro w rozkazie zatwierdzającym go na nowe stanowisko napisał: "Kpt. Taczakowi naznaczam funkcję kwatermistrza w sztabie Dowództwa Głównego", ignorując przy tym rangę majora przyznaną Taczakowi przez Naczelną Radę Ludową«.
Stanisław Taczak nie powrócił do pracy w sztabie generalnym w Warszawie i pomimo wyraźnego afrontu przyjął nadane mu stanowisko. Ministerstwo Spraw Wojskowych natomiast potwierdziło majorstwo, publikując to w swoim dzienniku urzędowym. W czerwcu natomiast otrzymał awans na podpułkownika i zastępcę szefa sztabu Dowództwa Głównego. Współpracował również z generałem Zygmuntem Zielińskim, przy scalaniu Armii Wielkopolskiej z Wojskiem Polskim. Taczak, który w pierwszej fazie powstania wielkopolskiego okazał się doskonałym organizatorem i specjalistą na szczeblu sztabowym, nie został również wymieniony przez generała Józefa Dowbora-Muśnickiego w rozkazie pożegnalnym z dnia 8 marca 1920 roku z okazji likwidacji Frontu Wielkopolskiego, pomimo że wspomniał 27 innych oficerów.
Wiosną 1920 roku, Taczak powrócił do służby polowej, obejmując dowodzenie nad 69. Pułkiem Piechoty w 17 Wielkopolskiej Dywizji Piechoty. Oddział stacjonował na Białorusi, wiec gdy bolszewicy uderzyli w maju na Polskę, walczył razem ze swoimi żołnierzami pod Berezyną. Pod koniec tego miesiąca awansowany do stopnia pułkownika, otrzymał pod swe rozkazy 34 Brygadę Piechoty i bronił ojczyzny przed oddziałami XV Armii. Kiedy w lipcu bolszewicy ruszyli do kontrofensywy, spychając Polaków nieustannie w głąb kraju, starał się razem ze swoimi żołnierzami stawiać jak najskuteczniejszy opór. Najpierw nad rzeką Autą, a następnie uczestnicząc w obronie linii Bugu i Narwi, wtedy to cała 17 Dywizja Piechoty liczyła zaledwie 1.000 żołnierzy. Kiedy przyszło bronić stolicy, 13 sierpnia 1920 roku, brygada Taczaka była niemalże zdziesiątkowana. Stan osobowy wynosił 25 oficerów i 318 żołnierzy. Z zachowanych opinii wynika, że Stanisław Taczak okazał się mimo wszystko doskonałym dowódcą. W książce "Zapomniani żołnierze niepodległości" można znaleźć raport pułkownika Stanisława Thiela:
Wiosną 1920 roku, Taczak powrócił do służby polowej, obejmując dowodzenie nad 69. Pułkiem Piechoty w 17 Wielkopolskiej Dywizji Piechoty. Oddział stacjonował na Białorusi, wiec gdy bolszewicy uderzyli w maju na Polskę, walczył razem ze swoimi żołnierzami pod Berezyną. Pod koniec tego miesiąca awansowany do stopnia pułkownika, otrzymał pod swe rozkazy 34 Brygadę Piechoty i bronił ojczyzny przed oddziałami XV Armii. Kiedy w lipcu bolszewicy ruszyli do kontrofensywy, spychając Polaków nieustannie w głąb kraju, starał się razem ze swoimi żołnierzami stawiać jak najskuteczniejszy opór. Najpierw nad rzeką Autą, a następnie uczestnicząc w obronie linii Bugu i Narwi, wtedy to cała 17 Dywizja Piechoty liczyła zaledwie 1.000 żołnierzy. Kiedy przyszło bronić stolicy, 13 sierpnia 1920 roku, brygada Taczaka była niemalże zdziesiątkowana. Stan osobowy wynosił 25 oficerów i 318 żołnierzy. Z zachowanych opinii wynika, że Stanisław Taczak okazał się mimo wszystko doskonałym dowódcą. W książce "Zapomniani żołnierze niepodległości" można znaleźć raport pułkownika Stanisława Thiela:
»5 Lipca z powodu cofnięcia się sąsiednich dywizji, brygada płk. Taczaka znajdowała się 30 km przed frontem własnym, otoczona przez nieprzyjaciela. Dzięki spokojowi i odwadze osobistej płk. Taczaka, który sam do ostatniej chwili krył odwrót, żołnierze zachowali pełny spokój, przebili się [...] i dotarli po 24-godzinnym marszu do własnego frontu«.
We wniosku o przyznanie odznaczenia Virtuti Militari, pułkownik Ignacy Pick pisał, że w czasie cofania się żołnierzy 34 Brygady Piechoty, ich dowódca zawsze odchodził ostatni, do końca osłaniając i zbierając swoich żołnierzy oraz stawiając rozpaczliwy opór.
W sierpniu 1920 roku Taczak przez kilka dni dowodził całą 17 Dywizją, która w Bitwie Warszawskiej walczyła w składzie 5 Armii generała Sikorskiego. Miała ona powstrzymać bolszewików chcących obejść Warszawę od północy. Po skutecznym kontrnatarciu, 17 Dywizja ścigała cofających się Rosjan w stronę Prus Wschodnich. Gdy zakończyła się wojna, pułkownik Taczak przeniósł się do Gniezna wraz ze swoją dywizją, nad którą 22 stycznia 1921 roku objął dowództwo. W 1924 roku awansowano go do stopnia generała brygady. W tym czasie inicjował wszczęcie badań nad historią powstania wielkopolskiego. Kiedy 12 maja 1926 roku doszło do przewrotu majowego, Taczak zastanawiał się dwa dni, po której stronie stanąć. Ostatecznie 14 maja wysłał koleją pierwszych 700 żołnierzy 17 Dywizji Piechoty Wielkopolskiej na pomoc rządowi Stanisława Wojciechowskiego. Kiedy osobiście pojawił się w Warszawie na czele pozostałych oddziałów, okazało się, że jest już za późno. Dywizja nie wzięła udziału w walkach i wróciła z powrotem do garnizonów w Wielkopolsce. O dziwo za wystąpienie przeciwko Piłsudskiemu, Taczak nie spotkał się z żadnymi bezpośrednimi konsekwencjami. Został wręcz awansowany na dowódcę Korpusu Okręgu w Lublinie. Funkcję tę sprawował do 1930 roku kiedy to przedwcześnie został przeniesiony w stan spoczynku. Nie miał wtedy jeszcze skończonych 56 lat.
W sierpniu 1920 roku Taczak przez kilka dni dowodził całą 17 Dywizją, która w Bitwie Warszawskiej walczyła w składzie 5 Armii generała Sikorskiego. Miała ona powstrzymać bolszewików chcących obejść Warszawę od północy. Po skutecznym kontrnatarciu, 17 Dywizja ścigała cofających się Rosjan w stronę Prus Wschodnich. Gdy zakończyła się wojna, pułkownik Taczak przeniósł się do Gniezna wraz ze swoją dywizją, nad którą 22 stycznia 1921 roku objął dowództwo. W 1924 roku awansowano go do stopnia generała brygady. W tym czasie inicjował wszczęcie badań nad historią powstania wielkopolskiego. Kiedy 12 maja 1926 roku doszło do przewrotu majowego, Taczak zastanawiał się dwa dni, po której stronie stanąć. Ostatecznie 14 maja wysłał koleją pierwszych 700 żołnierzy 17 Dywizji Piechoty Wielkopolskiej na pomoc rządowi Stanisława Wojciechowskiego. Kiedy osobiście pojawił się w Warszawie na czele pozostałych oddziałów, okazało się, że jest już za późno. Dywizja nie wzięła udziału w walkach i wróciła z powrotem do garnizonów w Wielkopolsce. O dziwo za wystąpienie przeciwko Piłsudskiemu, Taczak nie spotkał się z żadnymi bezpośrednimi konsekwencjami. Został wręcz awansowany na dowódcę Korpusu Okręgu w Lublinie. Funkcję tę sprawował do 1930 roku kiedy to przedwcześnie został przeniesiony w stan spoczynku. Nie miał wtedy jeszcze skończonych 56 lat.
Prezydent RP Ignacy Mościcki po zwiedzaniu kościoła ewangelickiego. W tle widoczny m.in. generał Stanisław Tacza. Cerwiec 1929 rok. |
Wróciwszy do Poznania, angażował się społecznie. Przewodniczył Towarzystwu dla Badań nad Historią Powstania Wielkopolskiego, Związkowi Weteranów Powstań Narodowych i stanął na czele Wojewódzkiego Związku Straży Pożarnej.
We wrześniu 1939 roku, gdy ojczyzna znów została zaatakowana, 65-letni Stanisław Taczak, założył mundur generalski i ruszył swoim służbowym samochodem w kierunku Armii "Poznań". 8 września zameldował się w sztabie, u generała Kutrzeby prosząc o przydział. Wykonując pierwotny rozkaz marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza o wycofaniu wojsk Armii "Poznań" w kierunku Warszawy, Taczak dostał się 9 września do niemieckiej niewoli. Tego samego dnia marszałek przychylił się jednak do wniosku generała Kutrzeby i zmienił rozkaz, nakazując uderzenie na północne skrzydło Grupy Armii Południe. Tym sposobem nie było dane naszemu bohaterowi wziąć udziału w Bitwie nad Bzurą. Zaraz po schwytaniu Taczaka przez Niemców, gdy tylko dowiedzieli się, kim jest, chcieli go od razu rozstrzelać z powodu jego wkładu w powstanie wielkopolskie. Jednak ostatecznie zdecydowali się tego nie robić i przewieźli go do dowództwa, tam według własnej relacji otrzymał zaskakująca propozycję wstąpienia do armii niemieckiej. Kiedy odmówił, został uwięziony i przetransportowany do Oflagu II A, w oddalonym o 100 km na północ od Berlina Prenzlau. Niemcy po zajęciu Poznania wyrzucili żonę generała z ich mieszkania. Została przesiedlona do Berlina, gdzie przyjęła ją rodzina. Stanisław, przechodząc przez różne obozy, coraz bardziej podupadał na zdrowiu. Skarżył się na bóle zębów i bezsenność a ogólna tęsknota za bliskimi powodowała stany depresyjne. Pobyt w niemieckiej niewoli zakończył w Oflagu w Murnau, kiesy to 29 maja 1945 roku wyzwolili go Amerykanie.
Po dwóch tygodniach zameldował się w Paryżu i został przyjęty do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, skierowano go na rekonwalescencję do Nicei. W 1947 roku zdecydował się powrócić do kraju. Nowa ojczyzna nie przyjęła go jednak z otwartymi ramionami. Był zmuszony zamieszkać u córki, gdzie przebywała już jego żona Ewa, w Jankowie na Kujawach, ponieważ nowe władze zabroniły mu osiedlić się w Wielkopolsce. Co prawda przyznano generałowi rentę, jednak 3.000 złotych nie było w owym czasie wystarczającą sumą, by utrzymać dwie osoby. Generał Stanisław Taczak musiał dorabiać jako magazynier. Mało tego w 1949 roku wstrzymano wypłacanie świadczeń. W 1951 roku jego małżonka, Ewa doznała wylewu i po dwóch latach zmarła w Malborku, gdzie mieszkała u córki.
Generał brygady w stanie spoczynku Stanisław Taczak u syna Stanisława w Karpaczu rok 1952 |
W czasach stalinowskich retoryka państwa na temat powstania w Wielkopolsce nie pozwalała na mówienie o kierującymi nim osobami. Oficjalnie uważano, że był to zryw rewolucyjny hamowany przez reakcyjnych przywódców w obawie, że przerodzi się w rewolucję socjalistyczną. Na szczęście pod koniec 1957 roku sytuacja Taczaka nieco się poprawiła. Otrzymał Wielkopolski Krzyż Powstańczy, oraz rentę inwalidzką w wysokości 500 złotych. Ta suma była jednak niewystarczająca, by można było za nią żyć. Generał zdecydował się więc napisać list do Aleksandra Zawadzkiego, który był przewodniczącym Rady Państwa. Fragment tego pisma przytacza Nehring w swojej książce:
»[...] o przyznanie w drodze wyjątku zaopatrzenia specjalnego, [gdyż] od 1 marca 1930 r. jestem przeniesiony w stan spoczynku w charakterze generała brygady. Obecnie liczę lat 84, jestem samotny, wdowiec, schorzały, niezdolny do zarobkowania i nie mam żadnych innych dochodów i pomocy oprócz pobieranego zaopatrzenia emerytalnego w wysokości 500 zł«.
Dopiero 14 lutego 1959 roku, Taczak otrzymał od ministra obrony generała Mariana Spychalskiego emeryturę w wysokości 1.200 złotych. Dla porównania należy powiedzieć, że średnia pensja w tamtym okresie wynosiła 1.453 złote. Generał Stanisław Taczak zmarł 2 marca 1960 roku w Malborku, gdzie mieszkał u swojej córki i zięcia. Do swojego ukochanego Poznania wrócił dopiero w 1988 roku za sprawą Czesława Knolla. Wtedy to właśnie prochy Generała Taczaka zostały przeniesione na Cmentarz Zasłużonych Wielkopolan na Wzgórzu św. Wojciecha. Pogrzeb co prawda odbył się z honorami wojskowymi, jednak z powodów politycznych nie wziął w nim udziału żaden wyższy rangą oficer. Jedynym wyjątkiem był generał lotnictwa Józef Tenrowicz.
Stanisław Taczak jest doskonałym przykładem człowieka, który walcząc i poświęcając się dla ojczyzny, nieustannie był spychany w cień. W czasie powstania wielkopolskiego gdzie jego wkład był nieoceniony, był marginalizowany ze względów na niechęć osobistą generała Dowbora-Muśnickiego. Po wojnie bolszewickiej niejako uhonorowany jednak przeniesiony w stan spoczynku ze względów politycznych i ostatecznie skazany na zapomnienie w czasach PRLu. Kiedy w 1958 roku po raz pierwszy w Polsce ludowej obchodzono na większą skalę rocznicę powstania wielkopolskiego, generał Taczak nie został na nią zaproszony, a w odczytach był jedynie wymieniany jako jeden z uczestników.
Stanisław Taczak jest doskonałym przykładem człowieka, który walcząc i poświęcając się dla ojczyzny, nieustannie był spychany w cień. W czasie powstania wielkopolskiego gdzie jego wkład był nieoceniony, był marginalizowany ze względów na niechęć osobistą generała Dowbora-Muśnickiego. Po wojnie bolszewickiej niejako uhonorowany jednak przeniesiony w stan spoczynku ze względów politycznych i ostatecznie skazany na zapomnienie w czasach PRLu. Kiedy w 1958 roku po raz pierwszy w Polsce ludowej obchodzono na większą skalę rocznicę powstania wielkopolskiego, generał Taczak nie został na nią zaproszony, a w odczytach był jedynie wymieniany jako jeden z uczestników.
Jest bardzo wiele takich osób, o których się nie mówi, a jednak płacili za polską niepodległość i jej utrzymanie krwią i potem. Niektóre z tych postaci można znaleźć w książce Piotra Nehringa "Zapomniani żołnierze niepodległości". Książka będzie miała swoją premierę 19 września 2018 roku nakładem wydawnictwa Editiohistoria.
Możliwość zakupu po kliknięciu w poniższy link:
Materiały źródłowe:
Piotr Nehring - "Zapomniani żołnierze niepodległości"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentuj - to dla mnie najlepsza motywacja.