niedziela, 2 grudnia 2018

Tygrys II - Legenda "kolosa na glinianych nogach"

»19 kwietnia 1945 roku
Przemieściliśmy się w rejon koncentracji w Bülow koło Seelow. Bezpośrednie trafienie z działa [czołgu] IS-2 w wieżę uszkodziło wieżyczkę. Pomimo takiego defektu zniszczyłem w ciągu 19 minut 13 nieprzyjacielskich czołgów, korzystając z zapasowego mechanizmu spustowego [armaty]. 
21 kwietnia 1945 roku
Nocny alarm, spowodowany przełamaniem frontu przez Rosjan. Przemarsz do Berlina, połączony z odholowaniem innego uszkodzonego "Tygrysa" do Tempelhof, do zakładów naprawczych w stalowni Krupp und Druckemöller.
23 kwietnia 1945 roku
Wczesnym rankiem przejazd do Neukölln i Köpenick nad kanałem Tetlow; zniszczenie IS-2 na moście.
25 kwietnia 1945 roku
Zaczęła się bitwa o Tiergarten. Rosjanie usiłowali się przedrzeć na północ wzdłuż Bergstrasse i Berlinerstrasse. Przejazd do punktu dowodzenia na Placu Poczdamskim, jednak punkt ten już wcześniej przeniesiono. Razem z "Tygrysem" numer "100" osłaniamy Pałac Poczdamski (...) Dwa inne czołgi Tiger B walczą koło Bahnhof [dworca kolejowego] Halensee.
29 kwietnia 1945 roku 
Jeden czołg IS-2 i dwa T-34 które wyłoniły się zza Haus Vaterland [przy Placu Poczdamskim], zostały zniszczone. Długa lufa i kadłub potężnego [sowieckiego działa pancernego] ISU-122 zatarasowały ulicę.
30 kwietnia 1945 roku
Dostajemy rozkaz przejazdu pod Reichstag w godzinach popołudniowych. Gmach Reischstagu przeszedł ciężkie bombardowanie i leży w gruzach, a wszystkie sale obrad spłonęły. Koło gmachu opery Krolla zauważyliśmy 30 sowieckich T-34. Po krótkiej odprawie wyruszamy, aby osłaniać Reichstag i otwieramy tam dość skuteczny ogień. Wiele sowieckich czołgów płonie.
1 maja 1945 roku
Pięć czołgów Tiger B z naszego Abteilung nadal uczestniczy w walce. W pobliżu dworca Hallensee zniszczono pięć rosyjskich czołgów. Zajmujemy pozycje koło Reichstagu, podczas gdy kolejne rosyjskie czołgi wchodzą na pozycje koło [gmachu opery] Krolla. Otrzymujemy rozkaz przebijania się, podobno wydany przez samego Goebbelsa. Ma do nas dołączyć jeszcze od trzech do pięciu czołgów. Nasz cel to Oranienburg na północy, gdzie przyłączymy się do grupy bojowej [generała Walthera] Wencka. (...) Wkrótce po tym dowiadujemy się, że Adolf Hitler oraz Goebbels popełnili samobójstwo. Później tego wieczoru decydujemy się wysadzić [nasz] czołg i wydostać się z Berlina«.


*Raport Unterscharführera Georga Diersa. Dowódcy czołgu "Tygrys" B o numerze 314 z SS-Panzer Abteilung 503. Z książki Thomasa Andersona "Tygrys. Legendarny czołg"  


Porzucony "Tiger" Ausf. B z SS Schwere Panzer Abteilung 503. Berlin, maj 1945 roku 

Miała to być "Wunderwaffe", która budząc lęk i panikę zmiażdży wrogów III Rzeszy, a każdego walczącego w tym pojeździe czołgistę napełni dumą i heroizmem. Wyszło jednak nieco inaczej. Pomimo wszystko, "Tiger" Ausf. B okazał się bardzo ciężkim "orzechem do zgryzienia" dla aliantów. Zarówno tych zachodnich jak i wschodnich. Maszyna ta, jak i jej "starszy brat" PzKpw VI "Tiger" budziły respekt i otrzymały tytuł jednych z najgroźniejszych czołgów II wojny światowej. W książce Thomasa Andersona "Tygrys. Legendarny czołg" można odnaleźć wiele ciekawych, mniej znanych jak i unikatowych faktów oraz fotografii, pojazdów z rodziny "Tygrys". W oparciu o tę publikację chciałbym przybliżyć historię ostatniego czołgu, który miał zmienić bieg wydarzeń.

Kiedy pod koniec lipca 1942 roku pierwsze czołgi PzKpfw VI "Tiger" zjeżdżały z linii produkcyjnej, trwał już proces rozwoju jego następcy. Heereswaffenamt (urząd uzbrojenia wojsk lądowych) przygotował we wrześniu 1942 roku przetarg na nowy czołg ciężki SdKfz 182 (Sonderkraftfahrzeug). Hitler po prostu kazał "ulepszyć" wszystkie komponenty udanego, w jego mniemaniu, "Tygrysa" I. W konkury stanęli dobrze znani już konkurenci: Ferdinand Porsche oraz firma Henschel i tak samo jak przy pierwszym konkursie uznanie zdobył model Henschela. Powodem była przede wszystkim obawa przed problemami układu napędowego w projekcie Porsche, jak i fakt, że model Henschela był szybciej gotowy. Drewniana makieta została zaprezentowana Führerowi w styczniu 1943 roku. Pozostając pod wyraźnym wrażeniem, wódz wydał rozkaz rozpoczęcia produkcji seryjnej. Odrzucono więc projekt Porsche jeszcze przed budową prototypu, a zlecenie znów zostało skierowane do zakładów Henschela. Tak jak i przy pierwszym przetargu profesor Porsche, pewny swojego, pośpieszył się zbytnio i zamówił w zakładach Kruppa 50 wież do swojego projektu, ze względów ekonomicznych postanowiono zaadoptować te wieże w projekcie Henshela i zamontowano je w pierwszych 50 egzemplarzach PzKpfw VI Ausf. B.
Pierwszą prototypową maszynę ukończono w listopadzie 1943 roku. Dwie kolejne, powstały w styczniu następnego roku. Oficjalna nazwa brzmiała: Panzerkampfwagen VI Ausf. B Tiger II, aczkolwiek pod koniec 1944 roku w dokumentach Ministerstwa Rzeszy do Spraw Uzbrojenia i Amunicji zaczęło pojawiać się nazewnictwo Königstiger. Nazwa oznacza Tygrys Bengalski, a nie tak jak w wielu przypadkach błędnie się tłumaczy królewski, co wynika z dosłownego przekładania z języka niemieckiego. Nowa nazwa, używana w dokumentach, miała mieć zapewne siłę propagandową.


Próbny egzemplarz "Tigera" II przed halą na poligonie zakładów Henschel w Haustenbeck. Czołg wyposażony w jedną z 50 wież skonstruowanych przez zakłady Kruppstahl dla VK 45.02(P) wersji według Ferdinanda Porsche.

Czołg planowano wyprodukować w 4 seriach, po: 176, 350, 379 i 329 pojazdów, łącznie 1.234 czołgi. Ze względu na ciężką sytuację pod względem surowców pod koniec wojny jak i nieustanne alianckie bombardowania fabryki w Kassel, gdzie produkowano tego potwora, udało się rozpocząć produkcję jedynie 659 sztuk, z czego ostatecznie ukończono zaledwie 489 egzemplarzy. "Tygrysy" w wersji B zjeżdżały z taśmy montażowej od stycznia 1944 roku do marca 1945, czyli niemalże do ostatnich dni wojny. Szczyt produkcji osiągnięto w sierpniu 1944 roku, wyprodukowano wtedy 94 czołgi. W pozostałych miesiącach udawało się montować jedynie między kilkanaście a kilkadziesiąt sztuk.


"Fizjonomia", czyli pancerz i budowa


"Tiger" II - Przekrój czołgu

"Tiger" II posiadał zupełnie odmienną sylwetkę niż jego poprzednik. Pancerz nie był już prosty i "pudełkowy", zastosowano w nim rozwiązanie użyte w czołgach Panzerkampfwagen V Panther, które pierwotnie bazowało na sowieckim koncepcie zastosowanym w czołgach T-34. W nowym "Tygrysie" płyty przednie kadłuba były odchylone pod kątem 50°, natomiast boczne 25° i tylna 60°. Co przy grubości płyt między 100 mm a 150 mm z przodu i 80 mm po bokach oraz z tyłu, czyniło czołg bardzo odpornym. Königstiger posiadał również właz ewakuacyjny w podłodze kadłuba, warto o tym wspomnieć, ponieważ był pierwszym niemieckim czołgiem, w którym go umieszczono. Było to spowodowane doświadczeniami z pola bitwy, gdy czołgiści musieli opuszczać maszynę przez górne włazy, które były w szczególny sposób wyeksponowane dla przeciwnika. Biorąc pod uwagę, że "Tiger" II miał 3 m wysokości, byłoby to jeszcze bardziej problematyczne. Pancerz wieży dochodził do 185 mm z przodu oraz 80 z boku i tyłu, w seryjnych wieżach zamówionych przez Henschela. Trzeba tu jednak nadmienić, że pierwsze 50 wież było nieco innych. Porsche zamówił model w bardziej opływowych kształtach. Przód był zaokrąglony i nieco szerszy niż w seryjnych egzemplarzach, do tego pancerz znacznie cieńszy, bo 107 mm. Ściany boczne zostały odchylone aż o 30° od pionu. Powodowało to, że wieża ta była o wiele ciaśniejsze wewnątrz. Po jej lewej stronie znajdowało się pogrubione do 90 mm zaokrąglone wybrzuszenie, które było wieżyczką obserwacyjną dowódcy. Takowy kształt wymuszał fakt, że nie mieściła się ona całkowicie w konstrukcji. Kompaktowa budowa powodowała, że demontaż armaty był trudniejszy niż w późniejszych wieżach, ponieważ trzeba było demontować całą tylną ścianę. Gdzie w tych drugich wystarczyło jedynie otworzyć tylną klapę i zdemontować stelaże na amunicję. Pierwsza wieża mieściła również mniej pocisków, co zmniejszało ich całkowitą liczbę o 12, była jednak lżejsza o 500 kg.

U góry Tiger II z pierwotną wieżą wykonaną przez zakłady Krupp dla projektu Ferdinanda Porsche. Poniżej seryjna wieża wykonana dla podwozia firmy Henschel.

Napęd obrotu miał być pierwotnie elektryczny, jednak zmieniono go na hydrauliczny, dostosowując do standardów producenta. Pancerz był spawany z walcowanych płyt pancernych, których jakość, początkowo znakomita, wraz z upływem czasu pogarszała się dramatycznie. Jako że mocowania obu modeli wież były odmienne, nie dało się ich używać naprzemiennie i przy konieczności jej zmiany trzeba było dokonać poważnych przeróbek. Obrót wieży był uzależniony od obrotów silnika, było to spowodowane zastosowaniem mechanizmu hydraulicznego napędzanego właśnie przez silnik czołgu, przy 1.750 obr./min wynosił 8°/s. Pełen obrót o 180° można było wykonać między 19 a 77 sekund. W porównaniu wprowadzony pod koniec wojny amerykański czołg M26 "Pershing" mógł tego dokonać w 15 s i to bez względu na wysokość obrotów silnika, a "Cromwell" w 11 s. "Tygrys" II posiadał również ręczny mechanizm obrotu wieży, a korby do niego znajdowały się przy stanowiskach ładowniczego oraz celowniczego. Jednak był to raczej mechanizm do precyzyjnego ustawiania, ponieważ jeden pełny obrót pokrętłem, obracał wieżę o 0,5°. Prędkość obrotowa wieży nie wydawała się ważna w trakcie projektowania maszyny. Czołg miał być przeznaczony na bezkresne rosyjskie równiny, a tam liczyły się bardziej pancerz i siła ognia, prędkość i rozmiary odgrywały raczej poboczną rolę, te ostatnie natomiast były imponujące. "Königstiger" był wysoki na 3,09 m, długość całkowita wynosiła zdumiewające 10,26 m, przy czym lufa działa wystawała na około 3 m poza kadłub. Maszyna była szeroka na 3,75 m i ważyła dumne 69,7 tony, było to o 13 ton więcej niż u "starszego brata" "Tygrysa" I. Powodowało to spore problemy logistyczne, czołgu nie było w stanie unieść większość mostów bez specjalnego, wcześniejszego przygotowania. Transport koleją był również niełatwy. Nie dość, że musiano skonstruować specjalne wagony, by przewozić maszynę, to jeszcze należało wziąć pod uwagę obciążenie trakcji kolejowej i wiaduktów. Problem rozwiązywano "wplatając" na przemian z transportowanym potworem puste wagony towarowe, by zmniejszyć nacisk na torowisko. "Tiger" II był najcięższym czołgiem użytym bojowo w trakcie II wojny światowej.
Opancerzenie "Königstigera" było sporym atutem, czołgi typu "Cromwell", "Sherman" M4 czy "Churchill" nie były w stanie zniszczyć tego niemieckiego potwora. "Sherman Firefly" i radziecki T-34/85 miały szansę jedynie w momencie kiedy udało im się trafić go z boku, nawet IS-2 z armatą 122 mm miewał problem, by spenetrować jego pancerz, o czym może świadczyć raport przytoczony na samym początku.


Kadłub "Tigera" II wykorzystany po wojnie przez Amerykanów do artyleryjskich ćwiczeń strzeleckich. Długolufowe działa 90 mm i 105 mm strzelające pociskami HVAP nie zdołały przebić pancerza.  

Z czasem jednak jakość niemieckiej stali uległa znacznemu pogorszeniu. Winę za tę sytuację ponosiły braki molibdenu. Pierwiastek używany do uszlachetniania stali Niemcy starali się zastąpić wanadem, co wpłynęło na pogorszenie się zwięzłości płyt stalowych. W sowieckim raporcie z 16 lutego 1945 roku stwierdzono, że czołgi "Tiger" Ausf. B posiadają pancerz o niższej jakości stali niż w pojazdach "Tiger" Ausf. H czy "Panther". Płyty wystawione na ostrzał, pomimo braku przebicia, po kilku trafieniach pękały i odpryskiwały, również do wnętrza czołgu. Skutkowało to ranieniem, bądź śmiercią załogi i wykluczeniem takiego pojazdu z walki.     
  
Siła ognia, czyli armata
            
O potędze nowego niemieckiego czołgu miała stanowić oczywiście armata. Użyto w nim silniejszej wersji sławnej osiemdziesiątki-ósemki, Kampfwagenkanone 43 L/71 w skrócie KwK 43. Zasadnicza różnica między nowym działem, a tym użytym w "Tigerze" I była długość lufy, 71 kalibrów zamiast 56. Długość całkowita wynosiła 624,8 cm, nowa armata była dłuższa aż o 130 cm. Dawało to wyższą prędkość początkową pocisku a co za tym idzie lepszą przebijalność pancerza. Jako ciekawostkę można podać, że lufy KwK 43 w wieżach projektowanych dla Porsche i Henschela różniły się od siebie. W pierwszym wypadku była to jednoczęściowa rura, natomiast w seryjnych, późniejszych wieżach wykonana była z dwóch części, co ułatwiało jej produkcję. Po przeprowadzonych testach nowa armata okazała się bardzo skuteczna. Charakteryzowała się płaską trajektorią lotu pocisku i dobrą celnością, wytrzymałość lufy określono na 6.000 strzałów, a  rekord celnego bezpośredniego trafienia wynosił 3.500 m. Było to, jeśli nie najlepsze, to jedno z lepszych dział czołgowych, które strzelało w czasie II wojny światowej. Rosjanie poddali testom armatę ze zdobytego "Tygrysa" II, stwierdzając porównywalne właściwości z działem 122 mm D-25T, użytym w czołgu IS-2. Z tym że sowieckie działo wymagało pocisków rozdzielnego ładowania i było adaptacją armaty polowej. W testach celność na dystansie 1.000 m okazała się zbliżona. Na tym samym dystansie KwK 43 przebiło ustawioną pod kątem 30° płytę pancerną o grubości 165 mm. Rosjanie postanowili również wypróbować niemiecką armatę na jej właścicielu. Z odległości 400 m oddano strzał w przedni pancerz wieży "Tigera" II, pocisk przeszedł na wylot, przebijając czołową i tylną płytę. Według niemieckich danych działo potrafiło przebić, standardowym pociskiem pancerz o grubości 132 mm z odległości 2.000 m. Pocisk o wolframowym rdzeniu, przebijał natomiast 152 mm na takim samym dystansie. Jeśli chodzi o raporty z pola walki, to ciężko odnaleźć te dotyczące skuteczności armaty, jednak w identyczną były wyposażone samobieżne działa pancerne "Hornisse". Można tu więc przytoczyć kilka raportów z walk:

»Kompania (sześć dział pancernych "Hornisse") od 11 do 27 lipca [1943] uczestniczyła w walkach obronnych na wschód od Orła. [...] Zniszczyliśmy: jeden [czołg ciężki] KW-2, 19 KW-1, jeden czołg "General Lee" (M3) (czołg amerykański dostarczony sowietom na podstawie układu Lend-Lease), 30 T-34, jeden T-60, pięć czołgów (lekkich) T-70. [...]
Wnioski o charakterze technicznym: 
[działo] 8,8-cm PaK 43/41 potwierdziło swoje zalety. Można prowadzić z niego ostrzał na różnych dystansach. Trafienie niszczyło wszystkie nieprzyjacielskie czołgi. W jednym wypadku zniszczyliśmy T-34 z odległości 4.200 m...«

Do nowego "Tygrysa" mieściło się 84 pocisków, jak już wspomniano, pierwotna wieża była ciaśniejsza i redukowała ich liczbę do 72. Niemcy używali głównie standardowej amunicji PzGrPatr 39/43 jej specyfikę opisano w dokumencie OKH w kwietniu 1943 roku. Można było jednak strzelać również pociskami odłamkowymi standardowymi bądź z opóźnionym zapłonem SprGrPatr 43. Wiadomo, że wykorzystywane były również pociski przeciwpancerne "Hartkern" z wolframowym rdzeniem PzGrPatr 40/43, jednak w 1943 roku te pociski były dopiero w fazie planowania, wątpliwym jest więc, by pod koniec wojny Niemcy dysponowali większą ilością tej amunicji. Tak samo jak pociskami kumulacyjnymi GrPatr (HL). Jednak te rodzaje amunicji są wyszczególnione w dokumencie "Datenblatt G 241".


Adolf Hitler ogląda amunicję do nowego czołgu Panzerkampfwagen VI Ausf. B. przed pociskami stoi miniaturowa makieta tego pojazdu

Standardowy pocisk ważył 22,8 kg i był długi na 113 cm, co czyniło ładowanie dosyć problematycznym. Niemcy, by choć częściowo rozwiązać ten problem wykorzystali radzieckie rozwiązanie, umieszczając w tylnej części wieży specjalny stelaż na część amunicji, tak by droga naboju ze stelaża do komory była jak najkrótsza i prosta. Pomimo tego proces ładowania armaty KwK 43 nie należał do najłatwiejszych, w książce "Tygrys. Legendarny czołg" można znaleźć wspomnienia żołnierzy walczących w tych maszynach. Jednym z nich był Karl Fischer, weteran ze "Schwere Panzer Abteilung 503"

»Byłem ładowniczym "Königstigera". Miałem 19 lat, byłem silny i sprawny fizycznie. Ładowanie naprawdę dużych pocisków we wnętrzu wieży, dosyć ciasnej, było niełatwe. Nigdy w życiu nie byłem taki poobijany...«

Jednostka napędowa, czyli silnik i zbiorniki.

Prawdziwą "piętą achillesową" PzKpfw VI Ausf. B był silnik. Użyto w nim tej samej jednostki napędowej co w czołgach "Panther". Miało to zunifikować części zamienne i w efekcie zniwelować, lub chociaż zmniejszyć problemy z ich logistyką i wymianą. Problem polegał jednak na tym, że "Pantera" ważyła o 25 ton mniej, więc tam optymalny silnik, stał się za słaby dla "Königstigera". W porównaniu moc jednostkowa pierwszej maszyny wynosiła 15 KM/t, gdzie w "Tygrysie" spadała już do 10 KM/t. Prędkość teoretyczna kolosa miała wynosić 41,5 km/h, brak natomiast danych na temat uciągu i przyspieszenia. Można jednak wnioskować, że pod względem szybkości i zwrotności nie przewyższał "Tygrysa" Ausf. E. Niemalże 70 ton stali napędzał 12 zaworowy,  gaźnikowy silnik Maybach HL230 P30 górnozaworowy, w układzie V. Moc trwała wynosiła 600 KM przy 2.500 obrotów na minutę, maksymalnie silnik mógł pracować na 3.000 obrotów przy mocy 700 KM, jednak standardowo był blokowany do 2.500 obr./min. Chłodzony cieczą silnik miał pojemność 23 litrów i był wszystko inne niż oszczędny. W terenie pożerał nawet do 750 litrów benzyny na 100 km, co ograniczało średni zasięg maszyny do 120 km, względnie 170 km na drogach. Faktycznie "Tiger" II rozpędzał się do prędkości 38 km/h na dobrej nawierzchni, w warunkach bojowych było to już między 15 a 20 km/h. Jeśli chodzi o mobilność i zwrotność to w porównaniu z czołgami, z którymi przyszło mu się mierzyć, takimi jak T-34-85, "Sherman" czy "Cromwell" wypadał kiepsko. Jednostka napędowa musiała pracować niemalże bez ustanku na najwyższych obrotach, by zapewnić odpowiednie warunki do prowadzenia walki, powodowało to częste usterki i zacieranie motoru. Do tego układ chłodzenia niezbyt radził sobie z utrzymaniem niskiej temperatury, co prowadziło do przegrzewania się silnika i częstych jego pożarów. Niemcy starali się temu zaradzić, montując samo wyzwalający system przeciwpożarowy w przedziale silnikowym. Składał się on z 3 litrowego zbiornika wypełnionego czterochlorkiem węgla (CCl4) i 4 dysze gaśniczych (gaśnica tetrowa). Czujniki umieszczone w pobliżu gaźnika i pompy paliwowej, przy wzroście temperatury do 120°C wyzwalały trwający 7 sekund interwał gaśniczy. W razie potrzeby można było go powtórzyć. Zapas w zbiorniku wystarczał na 10 takich cykli.
Silnik uruchamiano na kilka sposobów w zależności od okoliczności. Przy zimnym rozruchu trzeba było użyć korby ręcznej połączonej bezpośrednio z kołem zamachowym silnika. Specjalny mechanizm sprężynowy przerywał połączenie korby gdy silnik zaskakiwał. Do tej operacji potrzeba było najlepiej dwóch żołnierzy. Istniała również możliwość połączenia silnika za pomocą wału z zewnętrznym źródłem rozruchu, na przykład innym czołgiem lub silnikiem. W trakcie krótkich postojów używano wbudowanego rozrusznika elektrycznego firmy Bosch.
      "Tiger" II posiadał 7 zbiorników paliwa o łącznej pojemności 860 l, były one ze sobą połączone w taki sposób, że napełnianie i odpowietrzanie następowało poprzez najwyżej położony zbiornik w przedziale silnikowym. Rozmieszczenie baków było następujące: Zbiornik napełniający o pojemności 85 l, 2 zbiorniki po 145 l koło wentylatorów, 1 poniżej prawego wentylatora - 65 l i 1 poniżej lewego wentylatora - 80 l. Znajdowały się one w przedziale silnikowym. Były jeszcze dwa zbiorniki, każdy po 170 l w przedziale bojowym.


Schemat rozmieszczenia zbiorników paliwa w czołgu "Tiger" II
        
      
 Układ jezdny, czyli zawieszenie, transmisja i gąsienice.

Zawieszenie "Tygrysa" II składało się z 18 podwójnych, metalowych kół jezdnych o średnicy 800 mm, po 9 na każdą stronę. Koła były ustawione w dwóch rzędach, 4 koła wewnątrz i 5 na zewnątrz, każde na osobnym drążku skrętnym. Poprawiło to znacznie odporność na zabrudzenie błotem i zamarzanie zimą. Wyciągnięto tu wnioski zdobyte w trakcie użytkowania "Tygrysa" I, który posiadał 4 rzędy kół i często padał ofiarą awarii trakcji ze względu na ich zablokowanie. Dwa koła napędowe z wieńcem zębatym znajdowały się z przodu czołgu a dwa napinające natomiast z tyłu. Mechanizm napinacza był regulowany przy pomocy pręta gwintowanego połączonego ekscentrycznie z ramionami napinającymi. Dwa tylne i dwa przednie drążki skrętne były zawieszone na amortyzatorach olejowych i miały średnicę 63 mm, pozostałe zaś 60 mm. Redukowało to kołysanie przy hamowaniu i po oddaniu strzału.
Moc silnika była przenoszona na koła napędowe dzięki mechanicznej skrzyni przekładniowej, typu Maybach OLVAR B, ze wbudowanym dwustopniowym mechanizmem sterowania firmy Henschel&Sohn. Była to półautomatyczna przekładnia, która dawała kierowcy możliwość wyboru promienia skrętu w zależności od wybranego biegu. Minimalny promień wynosił 2 m, a skręt musiał być wykonany na pierwszym biegu. Kierowca miał ich do wyboru 8 w przód i 4 w tył. Przekładnia była w stanie przenosić wysoki moment obrotowy silnika, wykorzystano w niej wielokrotne suche sprzęgło i ogólnie była dosyć odporna na techniczne awarie. Jednak, jako że jej obsługa odbywała się manualnie, wymagała od kierowcy dużo wprawy i siły fizycznej.
Tak ogromny i ciężki pojazd musiał mieć również odpowiednie gąsienice. By nie grzęznąć na nieutwardzonym gruncie, potrzebował gąsienic o szerokości 800 mm, przy ich zastosowaniu nacisk prawie 70 ton, rozkładał się na 1.02 kg/cm². Taka gąsienica ważyła w zależności od modelu (w trakcie użytkowania "Tygrysów" II zmieniano model gąsienic trzykrotnie) między 2,8 t do 3,3 t. Aby móc transportować czołgi koleją, podobnie jak w pierwszym modelu, również "Königstiger" musiał zdemontować błotniki i zmieniać gąsienice z bojowych na transportowe. Było to podyktowane szerokością czołgu, która była po prostu zbyt duża. Istniało prawdopodobieństwo, że wystający poza skrajnię wagonu "Tygrys", zahaczy o elementy trakcji takie jak słupy czy semafory, lub o inny mijany pojazd. Przy pomocy "Tigerrampe", specjalnej rampy załadunkowej i odpowiednich narzędzi, wyszkolona załoga była w stanie przezbroić czołg na 660 mm, węższe gąsienice w 30 minut.


Przenośna rampa "Tigerrampe" przymocowana do wagonu kolejowego SSyms 

W praktyce nie zawsze szło to tak sprawnie. Często zdarzało się, że rampy rozładunkowe były uszkodzone, lub dysponowano tylko jedną dla całego batalionu. Gąsienice transportowe, były przewożone na SSyms, specjalnych wagonach do transportu "Tygrysów", prowadziło to jednak do sytuacji, kiedy niejednokrotnie brakowało ich dla czołgów, lub były uszkodzone. Przez całą wojnę, "Tiger" II korzystał z jednego modelu gąsienic transportowych, ważyły one 1,9 t i napierały na grunt z siłą 1,23 kg/cm². 

Sprawdzian, czyli "Tygrysy" w boju.


Nachrichtenblatt der Panzertruppen, luty 1945:

»Walki formacji czołgowych na froncie zachodnim.
Dystans, na jakim czołgi nasze i nieprzyjacielskie mogą prowadzić skuteczną walkę, zależy od pozycji w chwili oddania strzału, a zwłaszcza od wzajemnego położenia czołgów. Inaczej jest w czasie starcia czołowego, a inaczej podczas ataku oskrzydlającego. Na podstawie doświadczeń frontowych i poligonowych można stwierdzić, że: [...]
Dzięki skuteczności swojego uzbrojenia Tiger znacznie przewyższa Shermana, którego prawie całe opancerzenie, z wyjątkiem tarczy czołgowej armaty, można przebić z odległości do 3.000 m, podczas gdy Sherman w ogóle nie jest w stanie przebić pancerza czołowego "Tygrysa", a boki tylko z odległości 1.100 do 1800 m«

Najprawdopodobniej powyższy tekst odnosi się do armaty 75 mm, jednak pod koniec wojny "Shermany Firefly" dysponowały działem 76,2 mm, a to znacznie różniło się od swojego poprzednika. Do tego doszło na froncie wschodnim użycie nowych radzieckich czołgów IS-2 z armatą 122 mm. W związku z tym "Königstiger" tracił nieco na swej odporności. W tym samym biuletynie dla czołgistów Nachrichtenblatt der Panzertruppen, z września 1944 roku pisano:

»Pojedynczym "Tygrysom" nie wolno zajmować pozycji na wzniesieniach w celu prowadzenia obserwacji okolicy! W takiej sytuacji trzy "Tygrysy" zostały niedawno zniszczone wskutek bezpośrednich trafień pociskami 122 mm, a zginęli wszyscy z wyjątkiem dwóch czołgistów«.

Niemniej jednak na froncie zachodnim "Tygrysy" w wersji B nie napotykały raczej godnego siebie przeciwnika. Problem polegał raczej na tym, że alianci nie dążyli do bezpośredniej konfrontacji z tymi pojazdami. Radzono sobie z nimi, podciągając artylerię i ostrzeliwując pozycje czołgów, lub wysyłając do ich zniszczenia samoloty. Przeciwko tej taktyce niemieckie kolosy pozostawały bezbronne. Czołgi z 506 sPzAbt walczące pod Arnhem i biorące udział w kontrofensywie w Ardenach cierpiały również ze względu na swoją konstrukcję. W wąskich uliczkach i gęsto zalesionych lasach ociężałe czołgi o nadproporcjonalnie długiej lufie miał duże problemy z manewrowaniem i skuteczną walką. Do tego dochodziły chroniczne usterki jednostki napędowej jak i ciągły brak paliwa. Czołgi bardzo często musiały być opuszczane i niszczone przez załogę. W książce "Tygrys. Legendarny czołg" znajduje się fragment tekstu z biuletynu niemieckich wojsk pancernych z 1945 roku:

»1. Wojska amerykańskie i Brytyjskie zawsze starają się unikać otwartego, ruchomego starcia oddziałów czołgowych, ponieważ uważają, że ustępują nam pod względem elastyczności dowodzenia i skuteczności dział czołgowych.
2. Ataki z udziałem czołgów są przeprowadzane przez przeciwnika tylko wówczas, kiedy można liczyć na odpowiednie wsparcie ze strony artylerii i sił powietrznych. [...]
4. Nieprzyjacielskie czołgi wchodzą do walki tylko ściśle współpracując z piechotą.[...]
5. W czasie niemieckiej ofensywy zimowej nieprzyjaciel przeprowadzał kontrataki, nawet bardzo ograniczone, wymierzone w linie naszego natarcia. Te słabe, ale częste przeciwuderzenia [...], miały na celu odkrycie miejsc lub punktów, w których nie było niemieckich czołgów«.

Można w tym odnaleźć pewną analogię do działań niemieckich w trakcie inwazji na Francję w 1940 roku. Najwyraźniej alianci odrobili lekcje, ucząc się od swojego przeciwnika. W 1944 dochodziła do tego również przewaga w sprzęcie, a głównie w jej ilości oraz zupełne panowanie w powietrzu. Można tu przytoczyć wyrywek zeznania pewnego niemieckiego oficera ze sPzAbt wziętego do niewoli.

»"Tiger" może łatwo zniszczyć 10 amerykańskich czołgów. Jednak zawsze macie jedenasty czołg gotowy do ataku...« 

Czołgi "Tiger" II w czasie kontrataku na nacierające wojska alianckie. Koniec zimy 1944/1945 roku.

Na froncie wschodnim sytuacja wyglądała nieco inaczej. Odmienna topografia terenu jak i sama sowiecka doktryna walki działały na korzyść niemieckich kolosów. W październiku 1944 roku sPzAbt 503 dysponujący czołgami "Königstiger" został przerzucony na Węgry. Czołgi weszły do akcji pod Debreczynem na wschód od Cisy, z "Tygrysów" sformowano dwie grupy bojowe. W książce "Tygrys. Legendarny czołg" znajduje się raport z tych walk:

»... Zadanie polegało na przeprowadzeniu uderzenia i wyjściu na tyły nieprzyjaciela. Obie grupy bojowe odniosły niezwykłe sukcesy. Od 19 października 1944 roku aż po reorganizację jednostki 23 października zniszczyła ona łącznie 120 dział ppanc. i 19 haubic wroga. [...] Baonowi udało się przebyć cały szlak bojowy (250 km) bez poważniejszych awarii mechanicznych. W tych bataliach czołgi Tiger II Ausf. B spisywały się nadzwyczaj dobrze, gdy chodzi o ich opancerzenie, uzbrojenie oraz mechaniczną niezawodność. Nierzadko zdarzało się, że nawet 20 trafień nie eliminowało czołgu z walki«. 

 

 
Od 31 października batalion rzucono przeciw czołówkom rosyjskich wojsk idących na Budapeszt. Pogorszenie pogody doprowadziło do problemów z przeciążonymi silnikami, kołami napędowymi i gąsienicami, a braki części zamiennych wykluczyły większość maszyn z walki. Poważnym problemem był również brak, lub niewielkie wsparcie piechoty. Bez niego czołgi pozostawały bezbronne wobec zamaskowanych pozycji dział przeciwpancernych.
Pomimo swoich wad te ociężałe kolosy potrafiły bardzo boleśnie odgryźć się przeciwnikowi, oczywiście w sprzyjających warunkach, lub gdy były wykorzystywane w zaplanowanych akcjach z odpowiednim wsparciem, co raczej rzadko się zdarzało. Pod koniec wojny w trakcie walk w Austrii miał miejsce właśnie taki pokaz siły tych pojazdów. Alfred Rubbel ze sPzAbt 503 opisał go w swoim raporcie, który stał się tematem do badań dla austriackiej akademii wojskowej. Poniżej opis z książki Thomasa Andersona.

»Wczesnym rankiem 21 kwietnia 1945 roku sowiecka formacja złożona z 20 czołgów, przebiła się przez niemieckie linie na zachód od Altruppersdorf. Sowieci zdobyli kwaterę polową dowództwa 13. DPanc (przemianowanej na DPanc. "Feldherrnhalle 2") i ruszyli dalej na zachód. Hauptmann von Diest-Körber, dowódca sPzAbt 503 jednostki stacjonującej w Altruppersdorf ogłosił stan alarmowy. Jego sPzAbt, mający w tym czasie tylko 5 "Tygrysów" B, wyruszył w kierunku sowietów. Wzmocnił swoją jednostkę pewną liczbą samobieżnych dział polowych typu "Wespe", rozmieszczając je w niewielkiej wsi na szlaku kontrnatarcia. Trzy kolejne "Tygrysy" B wyremontowane w warsztatach naprawczych dołączyły do jego jednostki, ale dopiero później. Leutnant Rubbel dostał rozkaz rozpoznania pozycji zajmowanych przez sowieckie czołgi. Po ich zlokalizowaniu Diest-Körber wydał polecenie utworzenia formacji klina przez przejście do kontrataku. Jednostka zajęła pozycje na farmie Mitterhof. Nagle z pobliskiego lasu nieprzyjaciel otworzył ogień. W zaciętej bitwie "Tygrysy" B ze sPzAbt 503 zniszczyły dziesięć czołgów IS-2 i T-34/85 oraz następnych osiem w czasie pościgu, bez strat własnych. Kilka innych zostało zniszczonych przez niemieckie działa ppanc., gdy przedzierały się przez wąskie niemieckie linie ku wschodowi«. 
   
Rekapitulacja, czyli podsumowanie.


Panzerkampfwagen VI Ausf. B był z pewnością nietuzinkowym pojazdem. Oceny jego przydatności bywają bardzo rozbieżne, od stawiających go na piedestał najlepszego czołgu tamtego okresu po bezużyteczną kupę złomu. Moja ocena opiera się głównie na wynikach działań bojowych tej maszyny, oraz raportach z tamtego okresu. Faktem jest, że dobrze wykorzystane, czyli w zwarciu, w większej ilości oraz ze wsparciem piechoty, "Tigery" B były niemalże nie do powstrzymania. Ich atuty w postaci świetnego i potężnego działa oraz dobrego opancerzenia, bardzo dobrze się sprawdzały na otwartych przestrzeniach i płaskim terenie. Czołg ten dał się również poznać jako wysoce awaryjny i niedopracowany pod względem jednostki napędowej. Silnik faktycznie był raczej jego piętą achillesową, należny również zwrócić uwagę na fakt, że w tamtym okresie unieruchomione czołgi mogły bardzo często być szybko naprawione. Usterki były często drobnymi defektami, które ze względu na brak części zamiennych i niemieckie problemy logistyczne pod koniec wojny, okazywały się katastrofalne w skutkach. Gdy przyjrzeć się bliżej temu zagadnieniu, okaże się, że "Königstiger" wcale nie psuł się częściej niż radzieckie T-34. Różnicę robiło jednak zaplecze przemysłowe i masowa produkcja w dziesiątkach tysięcy egzemplarzy.


PzKpfw "Tiger" Ausf. B z SS Schwere Panzer Abteilung 503, w czasie walk o Berlin. Kwiecień / maj 1945 rok.

"Tiger" Ausf. B bardzo często potrafił zmienić losy bitwy, jednak nie potrafił wpłynąć na przebieg wojny. Nie ulega wątpliwości, że czołg ten był nieodpowiedni dla niemieckiej armii w okresie, w którym się pojawił. Pomimo swojej przewagi nad większością pojazdów aliantów był raczej marnotrawstwem dla niemieckiego przemysłu zbrojeniowego. Pochłaniając ogromne ilości surowców i paliwa nie przynosił współmiernych efektów. Tym bardziej że od 1944 sPzAbt były wykorzystywane raczej jako "straż pożarna" na frontach, wchodząc do walki często z marszu i bez przygotowania taktycznego byle tylko uzyskać chwilową i ulotną przewagę za cenę strat i porażek. Wreszcie ilość wyprodukowanych pojazdów wydaje się śmieszna w porównaniu z potencjałem aliantów.
PzKpfw VI Ausf B był potężną bronią o destrukcyjnej aurze oddziaływającej na morale zarówno wroga jak własnych żołnierzy. Mógł mierzyć się z każdym inny czołgiem tamtego okresu, był tak potężny, że upadł pod ciężarem własnej legendy i wielkości. 
Można więc postawić tezę, że produkcja tych czołgów była błędną decyzją i zadziałała wręcz odwrotnie, niż zakładano. Przyczyniając się, jeśli nie do przyspieszenia porażki III Rzeszy, to na pewno do ostatecznego wyczerpania gospodarczego.

Powiązane artykuły



Tekst inspirowany książką Thomasa Andersona "Tygrys. Legendarny czołg". Pozycja ukazała się nakładem wydawnictwa RM. Możliwość zakupu po kliknięciu w poniższy link: 




Tygrys. Legendarny czołg            
     

    Materialy źródłowe:

Thomas Anderson - "Tygrys. Legendarny czołg" 



1 komentarz:

  1. Wspaniały artykuł, zachęcił do kupna książki ;)

    OdpowiedzUsuń

Komentuj - to dla mnie najlepsza motywacja.