czwartek, 18 maja 2023

Monte Cassino - Janusowe oblicze bitwy o klasztor

Czternaście lat po zakończeniu zaciekłych walk o Monte Cassino w 1944 roku, w Republice Federalnej Niemiec na ekrany kin wszedł nowy film. Nosi tytuł „Zielone diabły z Monte Cassino” w reżyserii: Haralda Reinla. Film opowiada o bitwach o Monte Cassino i w jego okolicach. Głównie koncentruje się jednak na wydarzeniach, związanych z jak to jest określone, „ewakuacją ważnych dóbr kultury z klasztoru” przez niemieckiego oficera, na krótko przed tym, jak ponad tysiącletnie opactwo benedyktynów zostało obrócone w gruzy przez alianckie bombowce. Nie ulega wątpliwości, że członkowie Wehrmachtu, a przede wszystkim Oberstleutnant Julius Schlegel, zainicjowali i przeprowadzili akcję, która w rezultacie przyczyniła się do uratowania ważnych dzieł sztuki i skarbów kultury z zespołu klasztornego. Dziś jednak krytycy zarzucają temu filmowi, który kręcono z udziałem weteranów wojennych, że ma za zadanie przede wszystkim rehabilitację żołnierzy niemieckich.Z perspektywy czasu i po lekturze wielu niemieckich opracowań na temat walk o Mnonte Cassino odnoszę wrażenie, że niewiele się zmieniło w tym temacie.


Plutonowy Emil Czech odgrywa Hejnał Mariacki na ruinach klasztoru. 18 Maja 1944 roku.


W polskiej świadomości Monte Cassino zajmuje sporą przestrzeń i chyba każdy Polak zna żołnierskie poświęcenie tamtych dni, kaprala Wojtka, oraz czerwone maki. Tym razem, właśnie z tego powodu, chciałbym spojrzeć na bitwę o klasztor z perspektywy „innych”. Ponieważ okazuje się, że Niemcy, czy większość nacji biorących udział w tej bitwie, widzą ją nieco inaczej.
Jedno jest pewne: żołnierze obu walczących stron biorący udział w tak zwanych bitwach o Cassino przeżyli tutaj jedną z najbardziej zaciekłych i krwawych bitew II wojny światowej. W sumie dziesiątki tysięcy poległych żołnierzy różnych narodowości mówi samo za siebie. Wiosną 1944 roku obok Brytyjczyków, Amerykanów, Nowozelandczyków, Kanadyjczyków i żołnierzy z Indii Brytyjskich po stronie aliantów stanęli także Polacy i członkowie oddziałów Wolnej Francji. Gruzy poważnie zniszczonych miast, a od czasu alianckich nalotów bombowych w połowie lutego 1944 roku, rozległe ruiny Cassino stały się areną zaciekłych walk w zwarciu i walk o każdy budynek. Potężny ogień artyleryjski aliantów i ich ciężkie bombardowania z powietrza stopniowo wytworzyły iście „księżycowy krajobraz” pełen kraterów, pyłu i ruin, w którym Niemcy mogli dosłownie kopać tunele i bunkry pod gruzami. Ówcześni świadkowie relacjonowali o zapachu zwłok unoszącym się wiosną ze zniszczonych domów i stosów cegieł oraz o upiornej atmosferze panującej nad dużymi połaciami całkowicie zbombardowanego terenu.
W bitwie, w centrum „Linii Gustawa” pod Monte Cassino, która kontrolowała dostęp do Doliny Liri, a tym samym drogę do Rzymu, po stronie niemieckiej ważną rolę odegrały w szczególności jednostki spadochronowe. Wśród zaangażowanych oddziałów Wehrmachtu znajdowała się 1. Dywizja Strzelców spadochronowych (1. Fallschirm-Jäger-Division), sformowana z pozostałości 7. Dywizji Lotniczej (7. Flieger-Division), pod dowództwem generała porucznika Richarda Heidricha, który uchodził za zaprawionego w boju wysoko odznaczonego żołnierza.
Dziś w niemieckojęzycznych opracowaniach i artykułach na temat „obrońców” Monte Cassino, można znaleźć następujące strofy:

»W czasie walk wiosną 1944 roku 3. Pułk Spadochronowy, który podlegał 1. Dywizji Spadochronowej, był pod dowództwem Obersta Ludwiga Heilmanna, który podobnie jak Heidrich (25 marca 1944) został odznaczony Krzyżem Zasługi Wojennej z Mieczami. Również szef 8. kompanii FschJgRgt. 3, Hauptmann Heinz Meyer z Magdeburga, kilkukrotnie wyróżnił się na masywie Monte Cassino osobistą odwagą w walce i krótko przedtem, 8 kwietnia 1944 roku, otrzymał „Krzyż Rycerski Krzyża Żelaznego”, któremu pod koniec 1944 na froncie zachodnim doszły „Liście Dębu”. W przeciwieństwie do wielu swoich towarzyszy i przeciwników, Heidrich, Heilmann i Meyer przeżyli wojnę«.

Szacunki dotyczące całkowitej liczby żołnierzy zabitych po obu stronach są bardzo zróżnicowane i przeważnie wynoszą od 35 do 75 tysięcy zabitych. Tu w zachodniej publicystyce, kontrastującej z popularnym polskim poglądem o bohaterstwie, martyrologii i poświęceniu sprawie polskiego żołnierza, panuje zdanie, że Bitwy o Cassino są synonimem daremności i bezsensu wojny.

Dla wielu Polaków zdobycie ruin klasztoru i wywieszenie na nim polskiej flagi ma do dziś ważne znaczenie narodowe: jest swoistym symbolem śmierci tysięcy polskich żołnierzy, którzy walczyli za Polskę. Walczyli na zesłaniu po stronie aliantów i w ten sposób wnieśli czynny wkład w militarną klęskę „III Rzeszy”. Jednak w świadomości historycznej „niepolskiej strony” ten aspekt nie istnieje lub jest jedynie wzmiankowany jako ciekawostka.


Polscy żołnierze transportujący amunicję na linię frontu. Monte Cassino maj 1944.


Niemcy natomiast upatrują w oporze ostatecznie pokonanych obrońców „Linii Gustawa” swego rodzaju walki o honor. Niemiecki historyk dr Tammo Luther określił opór Niemców w ruinach klasztoru w następujący sposób:

»[…] walczyli o militarny szacunek wroga – w najprawdziwszym tego słowa znaczeniu – pomimo wszystkich działań wojennych i ogólnego okrucieństwa wojny«.

W czasie, gdy Wehrmacht, niegdyś przyzwyczajony do zwycięstwa, już dawno stał plecami do muru i znajdował się pod znaczną presją, jednostki podległe feldmarszałkowi Albertowi Kesselringowi, niemieckiemu dowódcy naczelnemu we Włoszech, zablokowały 10. Armię. Pomimo że alianci znacznie przewyższali Niemców liczebnie i materialnie, ci byli w stanie zadawać im poważne straty pomimo gorszego sprzętu i znacznych trudności z zaopatrzeniem. Do tego faktu odniósł się inny niemiecki historyk Gerhard Schreiber:

»Pod względem warunków operacyjnych dywizje Wehrmachtu były gorsze od aliantów pod względem siły, artylerii i wsparcia powietrznego, ale trudny teren dawał im przewagę«.

Dwa najpotężniejsze zachodnie narody w sojuszu przeciwko „państwom osi”: Wielka Brytania i Stany Zjednoczone, miały różne pomysły na to, jak należy prowadzić wojnę na Morzu Śródziemnym. Po zakończeniu wojny w Afryce Północnej pojawiła się kwestia wykorzystania zgromadzonych tam wojsk i sił morskich. Brytyjczycy chcieli teraz działać pośrednio przeciwko „Fortecy Europejskiej” poprzez „miękkie podbrzusze” na południu, mając na myśli zmęczonych wojną Włochów. Z drugiej strony Amerykanie woleli bezpośrednie uderzenie w niemiecki mur obronny na zachodzie. Rząd brytyjski zawsze był wyczulony na zagrożenia dla swoich imperialnych interesów w basenie Morza Śródziemnego. Ważne arterie zaopatrujące ich imperium, przebiegały przez Morze Śródziemne, a mianowicie przez Kanał Sueski do Australii, Dalekiego Wschodu, Indii i krajów Zatoki Perskiej produkujących ropę. Amerykanie myśleli inaczej w 1943-1944. Chcieli zakończenia wojny w jak najkrótszym czasie i w sposób bezpośredni. Chcieli przedostać się na kontynent, korzystając z Wysp Brytyjskich jako odskoczni, a następnie popędzić do Berlina z jak najmniejszymi stratami własnymi. Każdy ze sztabów starał się wyegzekwować swój zamiar. W rezultacie siła uderzeniowa aliantów była rozproszona i osłabiona. Nie miała wystarczającej siły, aby realizować obie strategie równolegle. Od lata 1943 roku wojska niemieckie, które miały znaczną przewagę liczebną, czerpały korzyści z połowicznego wykorzystania sił aliantów w kampanii włoskiej. Przy możliwym skoncentrowanym rozmieszczeniu wszystkich sił alianckich prawdopodobnie nie doszłoby do trzech bitew o Cassino z dziesiątkami tysięcy ofiar.

8 września 1943 roku był jednym z „czarnych dni” dla Niemiec podczas II wojny światowej. W trakcie, gdy Armia Czerwona odbijała Zagłębie Donieckie, publicznie ogłoszono zawieszenie broni między Włochami a aliantami.
Operacja Husky, lądowanie aliantów na południowym wybrzeżu Sycylii 10 lipca 1943 roku oraz niezdolność lub niechęć Włochów do stawienia poważnego oporu militarnego na ich własnej ziemi już i tak rozwścieczyły Hitlera ponad miarę. Teraz zaufanie do włoskiego partnera zostało ostatecznie nadszarpnięte. Po raz kolejny potrzeba wysłania dodatkowych oddziałów zaburzyła ogólną niemiecką strategię wojenną. Tak było już w przypadku kampanii greckich i afrykańskich, ale teraz na włoskiej ziemi pojawia się nowy, brzemienny w skutki rozwój sytuacji. Po „przeskoku” Alianckich sił z Sycylii na Półwysep Apeniński Niemcy z zaciekłym oporem próbowali spowolnić angielski i amerykański marsz w kierunku Rzymu.


Włoscy żołnierze wzięci do niewoli przez niemieckich spadochroniarzy. Barletta 12 września 1943 roku.


Raport Wehrmachtu o „wycofaniu się” Włoch z wojny, co nie było nieoczekiwane, mówi:

»W ciągu ostatnich kilku tygodni zdradziecki rząd Badoglio zebrał wokół Rzymu silne siły, aby przygotować się do kapitulacji i wprowadzić samo miasto w stan obrony przed wojskami niemieckimi znajdującymi się poza Rzymem. Jako powód podano niebezpieczeństwo lądowania wroga na zachód od Rzymu. Od kapitulacji 8 września w mieście toczą się walki między wojskami niemieckimi i włoskimi. Niemiecki „Oberbefehlshaber Süd”, feldmarszałek Kesselring, wezwał posiłki i rozpoczął atak na Rzym, stawiając dowódcy ultimatum. Pod tym naciskiem włoski najwyższy dowódca w Rzymie poddał się w promieniu 50 km […]«

Sytuacja militarna we Włoszech jako całości i postępy aliantów w południowej części tego kraju były przyczyną związania w ciągu najbliższych kilku miesięcy znacznych sil niemieckich, których w efekcie zabrakło na froncie wschodnim. Po rozbrojeniu wojsk włoskich i niemieckiej „zmianie ról”, z towarzysza broni na okupanta, Hitler wydał 4 października 1943 roku polecenie obrony Włoch na linii między Gaetą nad Morzem Tyrreńskim a Ortoną nad Morzem Adriatyckim. Ta położona w poprzek włoskiego buta i pasma górskiego Apeninów linia oporu z grubsza odpowiadała biegowi rzeki Sangro i przeszła do historii jako „Linia Gustawa”. Te pozycje obronne zasłyną przede wszystkim ze stratnych walk okopowych pod Monte Cassino.

Operacja „Avalanche” w Zatoce Salerno rozpoczęła się 9 września. Oddziały 5. Armii Stanów Zjednoczonych pod dowództwem generała porucznika Marka W. Clarka wylądowały na południowym wybrzeżu Włoch i 8 października 1943 roku Amerykanie dotarli do Termoli na linii rzeki Volturno nad Morzem Adriatyckim. Rzeki, takie właśnie jak Volturno, które po obfitych jesiennych deszczach doprowadziły do wylewów, okazały się powazną przeszkodą w dalszych działaniach przeciwko „Linii Gustawa”, zwłaszcza że wszystkie mosty były wysadzane przez wycofujących się Niemców. Ich taktyka opóźniająca walki była zawsze taka sama: Niemcy bronią swojej pozycji przez jakiś czas, dopóki ataki nieprzyjaciela się nie zintensyfikują. Następnie wysadzają mosty, kładą pola minowe i blokady dróg, aby wycofać się do kolejnej najbliższej górskiej wioski, dając czas za swoimi plecami na rozszerzenie „Linii Gustawa”. Dopiero w połowie października formacje 5. Armii Stanów Zjednoczonych zdołały przeprawić się przez Volturno. Jednak w bezdrożnych górach posuwały się naprzód tylko z trudem. W międzyczasie ulewny deszcz dodatkowo utrudniał natarcie aliantów.

Tymczasem sytuacja Wehrmachtu zaogniła się jeszcze bardziej przez wydarzenia polityczne we Włoszech: 13 października 1943 roku rząd Badoglio wypowiedział wojnę Rzeszy Niemieckiej i został uznany przez aliantów za „towarzysza broni”.
W bezpośredniej linii ataku wojsk anglo-amerykańskich i jako centralna część „Linii Gustawa”, miasto Cassino z ponad 500-metrowym wzgórzem klasztornym znalazło się jesienią 1943 roku w centrum uwagi planistów po obu stronach frontu.
Niszczycielskie działanie nowoczesnej broni zagrażało jednemu z najsłynniejszych klasztorów w historii chrześcijaństwa, Opactwu Benedyktynów na Monte Cassino, z bezcennymi skarbami chrześcijańskiej sztuki i unikatowymi pismami. Dziś w niemieckiej historiografii jest to jeden z ważniejszych punktów w trakcie opisu walk o to wzgórze. W świadomości naszego zachodniego sąsiada „walka o ocalenie” tego dziedzictwa przysłania przyczyny jego zagrożenia. Polski historyk wojskowości Janusz Piekałkiewicz barwnie opisał, ten wątek:

»W czwartek 14 października 1943 roku Oberstleutnant Schlegel, dowódca wydziału napraw 1. Dywizji Pancerno-Spadochronowej „Hermann Göring”, pojechał na Cassino. Schlegel chce – wcześniej bez wiedzy dowódcy swojej dywizji, Generalleutnanta Conratha – opisać zbliżające się niebezpieczeństwo arcyopatowi Monte Cassino, Don Gregorio Diamare, i przekonać go, by z jego pomocą uratował dzieła sztuki klasztoru. Schlegel wyjaśnia opatowi, że Monte Cassino zostanie dotknięte walkami w dającej się przewidzieć przyszłości. Dlatego Niemcy chcą przewieźć w bezpieczne miejsce wszystkie dzieła sztuki, materiały archiwalne, rękopisy i cenną bibliotekę. Wskazuje opatowi, że główna linia obrony Niemców będzie przebiegać tuż nad klasztornym wzgórzem. Jednak pewności opata trudno zachwiać. „Lotnicy” — mówi — „nigdy nie zniszczyliby Monte Cassino”. Schlegel odchodzi, niczego nie osiągając«.

Po kilku dniach Schlegel wraca i sytuacja diametralnie się zmienia. Wojna toczyła się już dużo bliżej klasztoru. Oberstleutnant wspominał potem:

»Opat okazał się życzliwym, szczerym człowiekiem. Poprosił mnie o pomoc dla klasztoru, chciał zrobić wszystko, co w jego mocy, aby wesprzeć moje dzieło ratowania. […] Wysłałem początkowo kilka wozów, które zakonnicy ładowali dość losowo i z obligatoryjnym towarzystwem po dwóch „padres” każdy, zostały wysłane do Rzymu. Potwierdzenia prawidłowego przybycia napełniły opata entuzjazmem. Wszyscy rzucili się do sprzątania biblioteki. [...] Potrzebowałem rąk, materiałów i narzędzi. W pobliskiej fabryce likierów znalazłem kilka skrzynek i mnóstwo pociętego na nie drewna. Kazałem wszystko przewieźć ciężarówką na Monte Cassino i zdobyć gwoździe do produkcji skrzyń. [...] Moi żołnierze, wszyscy stolarze, organizowali, nadzorowali i zwiększali produkcję. […] W ciągu kilku dni nasza stolarnia, która działała prawie jak taśma montażowa, miała setki skrzyń wraz ze skrzyniami na obrazy i skrzyniami na specjalne obiekty. Od razu po skompletowaniu każdy pakunek trafiał do biblioteki, gdzie wypełniano go książkami, a następnie od razu zabierano na ciężarówkę [...] W opisany sposób uratowano około 70 tysięcy woluminów biblioteki i archiwum. [...] Liczne, często bardzo cenne obrazy nie mogły być opakowane w skrzynie, tylko rama oparta o ramę i zabezpieczone płótnami znalazły się w drodze do Rzymu. [...] Nadal nic nie zgłosiłem mojemu generałowi. Było dla mnie jasne, że powinienem był to zrobić, ale mniej było dla mnie jasne, czy pozwoli mi kontynuować moją akcję ratunkową. Pewnego ranka ciężarówka zachrzęściła na piasku przed bramą. Do klasztoru wtargnęło 20 żołnierzy żandarmerii polowej pod dowództwem oficera. Z polecenia feldmarszałka Kesselringa miał on zapobiec splądrowaniu klasztoru. Wroga rozgłośnia poinformowała, że dywizja „Hermann Göring” plądruje klasztor Monte Cassino. Pomyłka została szybko wyjaśniony i teraz stanąłem przed nieuniknioną koniecznością natychmiastowego zgłoszenia się do mojego generała. W końcu dowódca generalny zgodził się bez zbędnych ceregieli, zarządził kontynuowanie prac ze zwiększonymi środkami i wykorzystanie części członków kompanii propagandowej do fotograficznego utrwalenia wydarzeń. […]«

Tymczasem tak szeroko opisywana akcja wywożenia dziedzictwa klasztornego, była tak naprawdę niczym w porównaniu z tym, co Niemcy musieli postawić na nogi, by ufortyfikować okolicę.

Załadunek dzieł sztuki i ich ewakuacja przed zbombardowaniem klasztoru na Monte Cassino.


Obronę odcinka Cassino na prawym skrzydle „Linii Gustawa” przejął XIV Korpus Pancerny podporządkowany 10. Armii i dowodzony przez generała Wojsk Pancernych Fridolina von Senger und Etterlin, który nawiasem mówiąc, oddelegował część swojego taboru do wywożenia skarbów klasztornych. Centrum tej pozycji stanowił stromy masyw górski za miastem Cassino ze szczytami o wysokości około 1500 metrów. Tam szerokie doliny spotykają się z rzekami Rapido i Liri. Dopiero po przekroczeniu Rapido można było dotrzeć do Doliny Liri, gdzie przebiega Trasa nr 6 – droga do Rzymu. Dobry widok na Cassino roztacza się z niemal 520-metrowego Monte Cassino z klasztorem na szczycie, opartym o trzykrotnie wyższe Monte Cairo (1669 m). Stamtąd Niemcy mieli jeszcze lepsze, zakamuflowane możliwości obserwacji. Dodatkowo można było obserwować każdy ruch w dolinach. Ze względu na powolny postęp wojsk alianckich było wystarczająco dużo czasu, aby przygotować teren i budynki, które były i tak już korzystne dla obrony, i uczynić je prawie nie do zdobycia. Doliny Rapido i Liri zostały gęsto zaminowane i przebiegały przez nie potykacze. Po obu stronach rzeki w niezliczonych rowach, pagórkach i wzniesieniach zbudowano stanowiska strzeleckie. Wieże czołgów zostały osadzone w ziemi i sprytnie zakamuflowane, a domy zamienione w bunkry. Miasto Cassino zostało szeroko ufortyfikowane, w budynkach utworzono strzelnice i przekształcono w małe punkty oporu ze wzmocnionymi stalą i betonem piwnicami i parterem, które mogły wytrzymać nawet ciężki ostrzał artyleryjski. Szereg większych budynków został przerobiony w kryjówki dla czołgów. Wszystkie te „gniazda” oporu zostały połączone siecią okopów i tuneli. Poniżej Cassino prowizoryczna tama wstrzymywała bieg rzeki Rapido. Skumulowane opady zamieniły całą dolinę w teren bagienny, prawie nieprzejezdny dla ciężkich pojazdów. Pionierzy wysadzili jaskinie w okolicznych górach. Dzięki dobremu kamuflażowi powstałe „kryjówki” nie mogły być później zlokalizowane. Cierniste żywopłoty z janowca były zabezpieczone drutem kolczastym i minami. Każda odpowiednia półka skalna została zaadoptowana na gniazdo MG i skrzętnie zakamuflowana. Tutaj, w tym kluczowym punkcie „Linii Gustawa” wydarzy się to, czego alianci najbardziej obawiali się w trakcie tej kampanii w południowych Włoszech – zamrożenia frontu i stworzenie możliwości sztywnej obrony wojskom niemieckim.

Niemiecki spadochroniarz na pozycji obserwacyjnej na Monte Cassino, luty 1944 rok.


W połowie stycznia 1944 roku niemieckie pozycje wreszcie znalazły się w zasięgu amerykańskiej artylerii wokół Cassino. Frontalny atak aliantów rozpoczął się 17 stycznia. Raz po raz amerykańscy piechurzy atakowali front „Linii Gustawa”. Te ataki okazały się jednak nieskuteczne i powodowały ciężkie straty w ich szeregach. Nie inaczej było w przypadku Nowozelandczyków, którzy udzielili pomocy poobijanym oddziałom amerykańskim. Dowódcą wojsk nowozelandzkich był generał porucznik Bernard Freyberg. Znał dobrze wroga, zwłaszcza niemieckich spadochroniarzy, z alianckiej katastrofy na Krecie w 1941 roku. Jako dowódca wojsk na śródziemnomorskiej wyspie, on i jego ludzie musieli uciekać przed niemieckimi spadochroniarzami i piechotą górską. Dla niego wykorzystanie wszystkich możliwości terenowych przez Niemców nie było przedmiotem dyskusji. Jako ultimatum żądał zbombardowania klasztoru założonego przez św. Benedykta w 529 roku. W jego oczach Monte Cassino z opactwem to przede wszystkim punkt obserwacyjny i platforma zbrojeniowa dla wroga. Alianci zostali poinformowani, że wojska niemieckie otrzymały rozkaz zakazujący im działań w promieniu 300 metrów od klasztoru, ale podejrzewali, że za tym rozkazem kryje się zwykły fortel.
Pozostali alianccy dowódcy, traktowali Freyberga z różnych powodów dosyć ustępliwie, zwłaszcza że zagroził wycofaniem swoich wojsk. W końcu musieli mu ostatecznie ustąpić i generał porucznik Mark W. Clark wydał rozkaz bombardowania wzgórza. 15 lutego 1944 roku nad klasztorem, otwarte zostały komory bombowe 225 amerykańskich samolotów. Prawie 500 ton bomb zapalających i odłamkowo-burzących zniszczyło budowlę w ciągu kilku godzin. Pomimo że dzień wcześniej alianci ogłosili nalot i zrzucili ulotki z prośbą o opuszczenie klasztoru, to spośród około 800 mnichów i znajdujących się tam ludzi, głównie włoskich cywili, którzy szukali schronienia w podziemiach budowli, wielu umiera. Nalot forsowany przez Nowozelandczyka odniósł wręcz odwrotny skutek od zamierzonego. Wkrótce po zbombardowaniu i ewakuacji rannych oraz ocalałych, ruiny klasztoru zostały włączone w pas obrony przez niemieckich spadochroniarzy, którzy dopiero 17 maja 1943 roku wycofali się z nich. Do tego czasu kolejne fale alianckiej piechoty atakowały uporczywie bronione pozycje. Artyleria i bombowce tworzyły kraterowe krajobrazy znane z I wojny światowej. Choć walka okopowa karabinów maszynowych z nacierającą piechotą w teorii była już anachronizmem, to jednak unicestwianie ludzi na niewielkim obszarze miało swój smutny „punkt kulminacyjny” wiosną 1944 roku. Szacuje się, że w walkach wokół Cassino zginęło lub zostało rannych około 50 tysięcy żołnierzy alianckich, w tym członków wielu różnych narodowości. Z drugiej strony po stronie niemieckiej straty wyniosły około 20 tysięcy ludzi. Brak planowania ogólnego i awaryjnego przez alianckich dowódców i sztabów w kampanii włoskiej od stycznia do maja 1944 roku pod Monte Cassino został okupiony dużą ilością krwi. 


Latająca forteca bombarduje Cassino 15 luty 1944 rok.


Ostatni akt z połowy maja mógł być pierwszym w lutym. Kiedy polscy żołnierze jako pierwsi przybyli na szczyt góry klasztornej 18 maja, nieliczni niemieccy spadochroniarze, którzy uparcie stawiali opór od lutego, już się wycofali. Tego ranka 18 maja 1944 roku Polacy weszli do zrujnowanego opactwa na Monte Cassino. Zdziesiątkowane oddziały Korpusu Polskiego generała Władysława Andersa były pierwszymi z wojsk alianckich, które tu przybyły. W klasztorze i okolicy znaleźli jedynie nielicznych rannych niemieckich żołnierzy. Oddziały Fallschirmjäger wycofały się na rozkaz feldmarszałka Kesselringa, ponieważ 14 maja 1944 roku na lewym skrzydle polskiego 2. Korpusu, brytyjski XIII. Korpus gen. Sidneya Kirkmana i Francuski Korpus Ekspedycyjny gen. Alphonse Juina przełamały niemiecki front w Dolinie Liri. Czytając o tym zarówno w niemieckich opracowaniach, jak i angielskojęzycznych Podaje się to jako główny powód zdobycia klasztoru. Zdarzają się jednak wyjaśnienia, szczególnie w tekstach naszego zachodniego sąsiada, że przełamanie było możliwe między innymi dzięki polskim atakom na wzgórze, gdzie żołnierze Andersa wiązali walką dziewięć batalionów, które nie mogły zostać oddelegowane do załatania wyłomu, w którym znajdowały się znacznie mniejsze siły niemieckie.


Polacy wywieszają polską flagę na zajętych ruinach klasztoru. Monte Cassino 18 maja 1944 roku.


Tymczasem Niemcy rozwiązali swoje pozycje na Cassino i stanęli na „Senger-Riegel” („Linii Hitlera”). Po tych wydarzeniach Ofensywa aliantów znów nabrała tempa, a znacznie słabsze wojska niemieckie nie mogły już powstrzymać tego pędu na stolicę Włoch. Natarcie skierowało się w stronę Rzymu, do którego dotarło 4 czerwca 1944 roku, ale po raz kolejny dowództwo wojskowe aliantów popełniło poważny błąd. Zamiast odcinać 10. Armię niemiecką ruchem w kierunku Adriatyku, pozwoliło jej ominąć Rzym i ustawić dalej na północ nową linię obrony – Goten Stellung („Linię Gotów”), gdzie znów skutecznie szachowali aliancki postęp. Było to głównie zasługą generała Marka Clarka, który za wszelką cenę chciał zdobyć wieczne miasto. Udało mu się to w końcu 4 czerwca 1944 roku. Jego chorobliwa wręcz ambicja dała Niemcom siły do dłuższego oporu, w zamian za to Clark mógł się nazywać „zdobywcą Rzymu”. Miał w tym jednak pecha, ponieważ już 6 czerwca rozpoczęła się największa inwazja w historii ludzkości. Lądowanie w Normandii sprawiło, że w ciągu kilkudziesięciu godzin zapomniano zupełnie o jego osiągnięciu. Pech w tym, że zapomniano również o Monte Cassino i poświęceniu Armii Andersa. Jest to również jeden z powodów, dlaczego na świcie bitwy o ten klasztor usunęły się w cień. Front włoski nie był już priorytetem, a straty na nim poniesione postrzega się jako niepotrzebne. Choć sen generała Andersa o sławie polskiego oręża i poświęceniu prostego żołnierza został „zamordowany” już 5 czerwca, kiedy to jeszcze dumny jak paw generał Clark organizował sobie paradę zwycięstwa w Rzymie. Wtedy odmówił „zdobywcom Monte Cassino” udziału w niej. Wypowiadając gorzkie słowa:

»Polaków, Greków i innych strażaków nie potrzebujemy«

Dla nas te czerwone maki na Monte Cassino są niemalże romantyczną i pełną bohaterstwa metaforą dla ofiary, jaką tam ponieśli nasi rodacy dla snu o wolnej ojczyźnie. W innych krajach rozpatruje się to wydarzenie w kategorii niepotrzebnych strat drugo, a nawet trzeciorzędnego, po operacji „Dragon”, frontu. U naszego zachodniego sąsiada szeroko komentuje się ocalenie zabytków z klasztoru, barbarzyńskie zniszczenie budowli przez amerykański nalot i heroiczną obronę niemieckiego żołnierza w walce o honor i szacunek. A krwawa Victoria tak naprawdę nic nie zmieniła, przez Pyszałka generała Clarka – na froncie i układy polityczne w sprawie Polski...

Materiały żródłowe:

Klaus Hammel - "Der Krieg in Italien 1943–45. Brennpunkt Cassino-Schlachten"
Fred Majdalany - "Monte Cassino – Porträt einer Schlacht"
Katriel Ben Arie: „Die Schlacht bei Monte Cassino 1944“
E. D. Smith: „Der Kampf um Monte Cassino 1944“

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentuj - to dla mnie najlepsza motywacja.