wtorek, 24 października 2023

Kaiserschlacht 1918 - Ostateczne rozstrzygnięcie

21 marca 1918 rozpoczyna się operacja „Michael”. Główna ofensywa ma na celu wymuszenie decydującego przełomu przeciwko aliantom (lub jak kto woli Entencie). Niemieckie dowództwo wie, jeśli atak się nie powiedzie, konsekwencje będą druzgocące…


Niemieccy żołnierze w trakcie ofensywy "Michael" w 1918 roku.


Bez zdecydowanego zwycięstwa nie można usprawiedliwić ani ekstremalnie wysokich strat wojennych, ani wyegzekwować żądań polityczno-terytorialnych, które były postrzegane jako niezbędne elementy dla przyszłości Rzeszy Niemieckiej jako mocarstwa światowego. Takie było głębokie przekonanie niemieckiego kierownictwa wojskowego, a Kaiser Wilhelm II bez zastrzeżeń zgadzał się w tej kwestii ze swoimi doradcami wojskowymi. W rzeczywistości warunki militarne państw centralnych w czwartym roku wojny były korzystniejsze niż w jakimkolwiek poprzednim. Na wschodzie można było w długich negocjacjach dyktować pokonanemu przeciwnikowi daleko idące warunki pokojowe. W międzyczasie Rumuni musieli złożyć broń na Bałkanach. Przy wsparciu Niemców, jesienią 1917 roku zastygły przez lata w miejscu front Isonzo został ostatecznie przełamany, a Włosi ponieśli ciężką porażkę. Oznaczało to, że niemieccy sojusznicy byli na razie zabezpieczeni pod względem militarnym na wszystkich frontach. Ponadto po raz pierwszy od rozpoczęcia wojny strona niemiecka z 1,4 milionami żołnierzy miała przynajmniej chwilową przewagę na froncie zachodnim.
Od momentu, kiedy Stany Zjednoczone przystąpiły do wojny po stronie Ententy w 1917 roku, przez Atlantyk płynęło nie tylko znaczne wsparcie gospodarcze, ale również 287 tysięcy żołnierzy amerykańskich, których do tej pory wysłano do Francji na szkolenie. Jednak te siły w żadnym wypadku nie były jeszcze gotowe do działania. W 1918 roku Stany Zjednoczone wysłały do Francji łącznie dwa miliony ludzi. Jednak te posiłki nie były w stanie z marszu wziąć udziału w wojnie, na ich szkolenie i wyposażenie początkowo szacowane było 26 miesięcy.

Z punktu widzenia aliantów dopiero rok 1919 wydawał się tym, który ostatecznie rozstrzygnie o wyniku tego konfliktu. Przemawiał za tym również sam stan wojsk Ententy. W armii francuskiej w 1917 roku wybuchły bunty w dywizjach frontowych, które czasowo sparaliżowały część z nich. W związku z tym Francuzi byli zmuszeni do przejścia na wiele miesięcy do defensywy. Natomiast brytyjski sąsiad w drugiej połowie 1917 roku nasilił działania ofensywne we Flandrii, próbując przebić się pod Ypres. Rezultatem było wyczerpanie sił bez osiągnięcia pożądanego sukcesu. Wymusiło to sytuację, w której również wojska brytyjskie musiały przejść do defensywy na przełomie 1917/18 roku. Z punktu widzenia Ententy inicjatywę na froncie można będzie podjąć ponownie dopiero wtedy, gdy wojska amerykańskie będą w pełni gotowe operacyjne.


Amerykańscy żołnierze z dywizji "Rainbow". Anglia 1917 rok.


Planowanie ofensywy



Planowanie niemieckiej ofensywy na zachód wiosną 1918 roku, zwanej również „Wielką Bitwą we Francji” lub „Cesarską Bitwą” (Keiserschlacht), rozpoczęło się w wydziale operacyjnym Naczelnego Dowództwa Armii (OHL) już jesienią 1917 roku. Major Georg Wetzell uważał, że w przeciwieństwie do frontu wschodniego czy Isonzo, na silniej ufortyfikowanym froncie zachodnim nie dojdzie do rozstrzygnięcia poprzez pojedyncze silne uderzenie. Doradzał serię ataków na dużą skalę, aby znaleźć odpowiedni punkt przełamania po brytyjskiej stronie, jako słabszej części wojsk ententy. W tym celu analizowano wszystkie meldunki frontowe, od Flandrii po Verdun. W szeregach Grupy Armii Księcia Koronnego Rupprechta von Bayern przeznaczonej do głównego uderzenia te szeroko rozbieżne pomysły były krytykowane jako bezcelowe. Zadawano sobie pytanie, czy ich własne siły wystarczą na kilka bitew przy spodziewanych stratach.
I faktycznie, około miliona żołnierzy, którzy stracili życie po stronie niemieckiej w atakach od wiosny do lata 1918 roku, będzie odpowiadać niemal dokładnie ilości wojsk amerykańskich, które mogły zostać jednocześnie rozmieszczone na frontach po stronie Ententy. Najostrzejszy krytyk niemieckich planów, bawarski generał Konrad Krafft von Dellmensingen, który przyczynił się do sukcesu nad Isonzo, już w lutym 1918 roku zwierzył się w swoim dzienniku, że ostatecznie „zły duch Wetzella” wraz z jego obawami w stosunku co do centralnej bitwy rozstrzygającej zwyciężyły nad „dobrą myślą” Ericha Ludendorffa, Pierwszego Kwatermistrza Generalnego i „prawdziwego” szefa OHL.

Na przełomie 1917/18 zapadły decyzje o pierwszym ataku na St. Quentin, po którym miała nastąpić seria dalszych bitew. Na spotkaniu dowódców 19 stycznia 1918 roku w Lille poruszono temat zagrożenia związanego z tymi ofensywami. Gęsta koncentracja sił ofensywnych utrudni ich rozlokowanie i oporządzenie, a także utrzymanie wszystkiego w tajemnicy. Zaopatrzenie w czasie bitew również nastręczało problemów, ponieważ oddziały armii niemieckiej były niedostatecznie zmotoryzowane. Z punktu widzenia dowódców na Zachodzie, Ludendorff, mając doświadczenie bojowe tylko na froncie wschodnim, nie doceniał niebezpieczeństw związanych z utknięciem na froncie zachodnim w jakiejkolwiek większej ofensywie. Kilka tygodni później generał odpowiedział na sceptyczne pytania księcia Maxa von Badena fatalistyczną formułą:

»Nasza sytuacja jest taka, że albo musimy wygrać, albo upaść«.

Dowódcy bardzo wątpili w to, że dana dywizja na tym teatrze walk będzie zdolna do działań ofensywnych przez kilka dni tak jak to miało miejsce w Rosji czy we Włoszech. W każdym razie w jednym punkcie panowała zgodność: Trzeba iść naprzód szybciej niż w poprzednich operacjach i postępować bez względu na straty.


Angielscy jeńcy prowadzeni rzez Niemców. St. Quentin wiosna rok 1918.


Aby ofensywa miała szanse powodzenia, należało spełnić jeszcze kilka wymagań:

Ogień artyleryjski musiał być ściśle skoordynowany z atakującymi oddziałami i prowadzony w taki sposób, aby przedwcześnie strzelając nie zdradzić nieprzyjacielowi celu ataku. W końcu przed rozpoczęciem działań należało poczekać, aż warunki pogodowe pozwolą na rozpoczęcie operacji na większą skalę. Major Wetzell oszacował, że aby przełamać front, potrzebuje 30 dywizji, które od początku roku były skoncentrowane w 2. 17. i 18. Armii w rejonie St. Quentin i przygotowywane do „Unternehmen Michael”. Zawieszenie ofensyw we Włoszech i Rosji zluzowało wojsko na bocznych frontach. Jednak rozległe terytoria okupowane na wschodzie zmusiły Niemców do pozostania na miejscu sporych ilości wojsk okupacyjnych.
Ograniczony obszar ataku i ograniczone środki militarne nie pozwoliłyby na jakąś bardzo dużą koncentrację jednostek na zachodzie.
Według założeń 2. i 17. Armia miała wymusić przełamanie, a 18. Armia, opierając się o Sommę, miała zabezpieczyć lewe skrzydło. Jeśli udałoby się już za pierwszym razem przerwać front, to trafiając na styk między Brytyjczykami i Francuzami, utrudniłoby to ich koordynację obrony.

Jeżeli jednak ofensywa utknęłaby w martwym punkcie, należało przegrupować się i rozpocząć ofensywę we Flandrii przeciwko głównym siłom Brytyjskim. Oczywiście nic z tego nie umknęło uwadze Ententy. Dla brytyjskiego dowódcy naczelnego Douglasa Haiga kontynuacja jego ofensywy we Flandrii byłaby właściwie odpowiednim przeciwśrodkiem. Uległ jednak sceptycyzmowi dowódców frontowych, którzy po ostatnich ciężkich stratach, doszli do wniosku, że ich żołnierze nie są w stanie kontynuować działań ofensywnych. Nawiasem mówiąc, premier Lloyd George odmówił mu wczesnej wysyłania rezerw z Anglii w ramach uzupełnień. Podobnie jak Francuzi, Brytyjczycy przygotowywali się więc do dłuższej defensywy od grudnia 1917 roku, do momentu, w którym uzbrojenie i przeszkolenie Amerykanów odwróci równowagę sił na korzyść Ententy.
Według prognoz miało to nastąpić dopiero latem 1918 roku.

Brytyjczycy spodziewali się niemieckiego głównego natarcia we Flandrii i dlatego tam skoncentrowali swoje rezerwy, aby chronić porty. Dodatkowych kłopotów przysporzył im 40-kilometrowy odcinek frontu, który przejęli od Francuzów. Jak się miało okazać, był to dokładnie ten obszar, na którym odbył się główny atak Niemców. Tym bardziej że tamtejsze umocnienia polowe były znacznie gorzej rozwinięte niż na innych brytyjskich odcinkach frontu. Pomimo ogólnych porozumień między Haigiem a francuskim głównodowodzącym Philippe Pétainem w sprawie wzajemnego wsparcia, przygotowania do obrony pozostały do wyłącznej dyspozycji każdego z głównodowodzących, tak więc każdy planował tu „pod siebie”. Nie było również wspólnej rezerwy sojuszniczej pod jednym naczelnym dowództwem. Brytyjskie rozpoznanie lotnicze meldowało od lutego przemieszczenie do przodu silnych sił niemieckich, w tym ich zakamuflowanych składów amunicji. Na kilka dni przed rozpoczęciem ofensywy „Michael” było jasne, że doszło do koncentracji nieprzyjaciela na prawym skrzydle armii brytyjskiej. Haig pomimo ostrzeżeń, trzymał się jednak swojego założenia, że Niemcy będą próbować we Flandrii odciąć go od portów nad kanałem La Manche. Żądania szybkiego wzmocnienia brytyjskiej 5. Armii na skrajnie prawym skrzydle zostały więc zlekceważone.


Żołnierze Ententy na pozycjach w 1918 roku.


W międzyczasie Ludendorff pokazał cały swój talent organizacyjny, przygotowując się do ataku. Przygotował bardzo dokładnie swoich dowódców i żołnierzy do wielkiej ofensywy. Pomieszczenia wypoczynkowe za frontem i ulepszone zaopatrzenie, szkolenia w nowoczesnych metodach ataku, skoncentrowanie artylerii na głównym kierunku ataku — te środki sformowały skuteczne narzędzie ofensywne. Sam Ludendorff kazał sobie urządzić kwaterę główną, założoną tuż za frontem w Avesnes, do której przeniósł się 18 marca 1918 roku.


Atak o Świcie



Niemcom udało się oszukać przeciwnika co do prawdziwego celu ataku, co prawda bardziej dzięki złym założeniom Brytyjczyków niż własnemu kunsztowi dezinformacji. Kiedy więc 21 marca o 4:30 rano bez uprzedniego ostrzału korygującego rozpoczął się ogień przygotowawczy, a pięć godzin później o 9:40 piechota zaatakowała, nieprzyjaciel był zaskoczony. Brytyjska 3. i 5. Armia nie były nawet w stanie gotowości. Żołnierze musieli więc zajmować pozycje pod ciężkim ostrzałem artyleryjskim i ponieśli przy tym znaczne straty. Do tego ataki gazowe zmusiły ich do założenia masek. Dobrze wymierzony ostrzał artyleryjski Niemców rozbił przeszkody, fragmenty stanowisk polowych i kwaterę sztabu oraz sparaliżował komunikację. Odwody tyłowe, lotniska i stacje załadunkowe również znalazły się pod ostrzałem przez wiele godzin, skutecznie uniemożliwiło to naprowadzanie własnej artylerii i wysłanie posiłków. W sumie około 8 do 9 tysięcy Brytyjczyków zostało „wyłączonych” z działania przez ostrzał artyleryjski; około 100 tysięcy żołnierzy było w stanie zająć pozycje obronne, zanim rozpoczął się atak piechoty.

Gdy pierwsze oddziały szturmowe wyczołgały się z okopów wczesnym rankiem, aby usunąć przeszkody przed głównym atakiem, okazało się, że poczynili zaskakująco dobre postępy. Prawie wszystkie brytyjskie pozycje na szerokości 80 kilometrów zostały opanowane w ciągu godziny. Nawet obrońcy w bardziej ufortyfikowanych punktach poczuli, że zostali „poświęceni”, ponieważ w dużej mierze zostali pozostawieni samym sobie bez szansy na posiłki i mieli do czynienia z przeważającą siłą atakujących. Niemcy poruszali się elastycznie po polu bitwy, operując mniejszymi oddziałami szturmowymi na przodzie, a zaraz za nimi szturmowymi grupami z karabinami maszynowymi i miotaczami min. Gniazda oporu Brytyjczyków zostały albo porzucone lub otoczone przez wroga.
Napastnicy, początkowo chronieni przez poranną mgłę, największe jak dotąd „wyłomy” na froncie zachodnim dokonali 21 marca. Brytyjczycy stracili prawie 20% swoich oddziałów, w tym tylko w ciągu pierwszej półtorej godziny 30% piechoty. Szczególnie mocno ucierpiało lewe skrzydło brytyjskiej 5. Armii. Generał Hubert Gough w obliczu tak niewygodnej sytuacji postanowił wykonać zakrojone na szeroką skalę ruchy unikowe, aby uniknąć rozbicia swojej armii. Jedynie wybrzuszenie przyczółku w Flesquières trzymało się cały dzień.

Niemcy również ponieśli znaczne straty, około 78 tysięcy ludzi poległo tylko pierwszego dnia. Kiedy mgła się podniosła, pozostali prawie bez ochrony w brytyjskim ogniu zaporowym. Ze względu na zainteresowanie żołnierzy łupami na zdobytych pozycjach tempo ataku dramatycznie spadło. Zamiast przeć do przodu, niemieckie oddziały opróżniały magazyny żywności i plądrowały, co się dało. Reagując na niekorzystny rozwój sytuacji, Francuzi zdecydowali się oddelegować posiłki w rejon brytyjski. Aby zapobiec coraz bardziej realnej wizji przełamania frontu przez napastników 
 wysłali trzy dywizje.

Lotnictwo ententy, które w tamtym okresie miało znaczną przewagę, nie potrafiło efektywnie wykorzystać swoich atutów. Bombardowania i ataki powietrzne nie przyniosły większych rezultatów. Można to zrzucić na karb zamieszania i zaskoczenia w pierwszych godzinach ataku. Wbrew rozwojowi wydarzeń Feldmarszałek Douglas Haig zanotował w swoim dzienniku pod datą 22 marca 1918 roku:

»Wszystkie raporty pokazują, że nastroje wśród naszych ludzi są świetne«.

Była to ocena znacznie bardziej niż optymistyczna.

W poszukiwaniu „miękkiego miejsca” do szybkiego przełamania Ludendorff w ciągu kilku dni zmieniał wielokrotnie kierunek natarcia, co rozciągnęło i znacznie przerzedziło szpicę ofensywy. Ponadto na kompletnie porytym przez artylerię, bomby i granaty polu bitwy szybko zaczęły narastać problemy logistyczne. Artyleria i zaopatrzenie z trudem nadążały za nacierającą piechotą.


Niemiecki mobilny punkt medyczny. Ofensywa ma froncie zachodnim 1918 roku.


Kulminacja



26 marca na konferencji w Doullens w końcu doszło do porozumienia w sprawie zjednoczonego naczelnego dowództwa wojsk Ententy i wreszcie alianci mogli koordynować operacje obronne na całym froncie. Lloyd George również, natychmiast wysłał oddziały rezerwowe, które zostały zatrzymane w Anglii, ale te nadal musiały zostać przetransportowane do Francji i włączone do związków operacyjnych. Niemcy jednak przez kilka kolejnych dni czynili znaczne postępy śmiałymi atakami. „Kozłem ofiarnym” za taki rozwój sytuacji stał się dowódca naczelny brytyjskiej 5. Armii generał Gough, który został zastąpiony 28 marca.
Niemcy natomiast zdawali się być niepowstrzymani w swoim marszu. Dopiero 5 kwietnia Ludendorff posłuchał nalegań swoich dowódców i kazał się zatrzymać wyczerpanym oddziałom. Natarcie stanęło niedaleko ważnego węzła kolejowego w Amiens. Niemniej sukcesy Niemców delikatnie mówiąc, niepokoiły ich przeciwników. Oddziały szturmowe przebijały się od 45 do 60 kilometrów w głąb pozycji brytyjskich i spowodowały straty około 212 tysięcy ludzi. Ponadto zdobyto 1300 dział.
Przy ponad 230 tysiącach niemieckich ofiar i rannych cena za to była bardzo wysoka. Tym bardziej że w przeciwieństwie do Ententy, która mogła w najbliższym czasie liczyć na wojska amerykańskie, państwa centralne prawie nie miały już do dyspozycji żadnych rezerw. Obiecane na żądanie niemieckiego dowództwa wojskowego cztery dywizje austriackie pojawiły się na froncie zachodnim dopiero latem 1918 roku i mogły zostać wykorzystane już tylko w trakcie odwrotu.

Ludendorff nie osiągnął przede wszystkim strategicznego sukcesu, który rozerwałby wojska Ententy na styku armii Anglików i Francuzów. Krytykę bawarskiego następcy tronu Rupprechta za zbyt wiele taktyk i zbyt mało operacji strategicznych Ludendorff odrzucił, mówiąc:

»Zabraniam używać słowa "operacja". Wybijemy dziurę [we froncie]. Resztę sama się okaże. Tak zrobiliśmy w Rosji«.

Dzięki takiej taktyce Niemcy do lata 1918 roku tworzyli dalsze wyłomy we froncie, ale nie osiągnęli tym żadnych strategicznie użytecznych rezultatów. Można było to zaobserwować już w trakcie ofensywy „Georgette” we Flandrii, która rozpoczęła się 9 kwietnia. Ludendorff miał nadzieję profitować z efektów „Ofensywy Michael”. Jego założenia, że Brytyjczycy nie mają już wystarczających rezerw, okazały się jednak błędne. Co prawda udało się „odrobić” wszystkie podboje, których osiągnięcie zajęło Haigowi kilka miesięcy w 1917 roku, jednak 20 kwietnia ofensywa musiała zostać ponownie zatrzymana z powodu ogromnej eksploatacji atakujących wojsk w sprzęcie i ludziach. Sytuacja Niemców dramatycznie się pogarszała, tym bardziej że straty sojuszników szacowane przez niemiecki sztab na 500 tysięcy ludzi okazał się dosyć przesadzony.

Już w połowie maja książę Rupprecht znów zabrał głos, ostrzegając: 

»Nie możemy dłużej ponosić ciężkich strat«.

 


Niemieckie oddziały w trakcie przemieszczania na pozycje wyjściowe. Chemin des Dames 1918 roku.


Odezwały się liczne głosy twierdzące, że teraz trzeba myśleć o negocjacjach pokojowych kiedy jeszcze można wychodzić z militarnie korzystnej sytuacji. Niemniej jednak, między końcem maja a połową lipca, Ludendorff skierował swoje jednostki do dalszych większych ofensyw: od 27 maja do 5 lipca pod Soissons i pod Chemin des Dames. Aby oddzielić Francuzów od Anglików, wyprowadza uderzenie trwające od 9 do 25 czerwca nad Marną w kierunku Paryża. Wreszcie ostatni raz od 15 do 18 lipca po obu stronach Reims. Zwycięstwo staje się coraz bardziej kwestią woli, a nie trzeźwo obliczoną kalkulacją wojskową. Dla Wilhelma Groenera, który pod koniec października 1918 roku zastąpł Ericha Ludendorffa na stanowisku Naczelnego dowódcy, Ludendorff opierał swoje plany operacyjne na wierze w „cud”. Scenariusz powtarzał się od ofensywy do ofensywy w coraz bardziej drastycznej formie. Wielkie początkowe sukcesy za cenę strat nie do zastąpienia, oraz zbyt mała mobilność, by osiągnąć prawdziwy przełom. Przede wszystkim jednak z miesiąca na miesiąc spadała gotowość żołnierzy niemieckich do walki, którym obiecano ostateczną bitwę, kończącą wojnę w marcu.


Załamanie ofensywy



W połowie lipca 1918 roku ofensywa niemiecka zrobiła ogromne wybrzuszenie na froncie alianckim, znacznie przewyższając wszystko, co osiągnięto do tej pory na froncie zachodnim. Sukcesy taktyczne bez wyników strategicznych okazały się jednak fatalne dla atakującego. Nadmiernie rozciągnięte fronty, straty, które trudno odrobić, oraz słabnąca gotowość do walki wypalonych oddziałów dały Entencie szansę na kontrofensywę. Co prawda w tym momencie przybyły dywizje austriackie, aby wzmocnić sytuację, jednak była to już to tylko kropla w morzu. Amerykanie zaczęli co miesiąc wystawiać na front 250 tysięcy żołnierzy. Ferdinand Foch grzmiał: 

»Nadszedł moment, w którym musimy zrezygnować z naszych generalnie defensywnych zachowań«.

Zaowocowało to pierwszym kontratakiem sił francuskich, który okazał się dla Niemców ciężką porażką. 18 lipca francuska 6. Armia, która ustawiła się niezauważona przez Niemców zbliżających się do Reims w lasach w pobliżu Villers-Cotterêts na ich flance, wspierana przez 400 pojazdów opancerzonych, przeważające siły powietrzne i trzy dywizje amerykańskie, zaatakowała i prawie zdołała wymusić natychmiastowe zaprzestanie wszystkich niemieckich ataków.

Zaledwie trzy tygodnie później kolejny atak sił Ententy, 8 sierpnia na Amiens, później sklasyfikowany przez Ludendorffa jako „czarny dzień armii niemieckiej”, oznaczał ostateczny punkt zwrotny działań na froncie zachodnim. Teraz Brytyjczycy przebijali się przez niemiecki front przy silnym wsparciu czołgów i pod zmasowanym ostrzałem artyleryjskim. Mimo to Ludendorff nadal nie stosował się do pilnych rad swojego specjalisty od obrony, generała Fritza von Lossberga, który zalecał mu uporządkowany odwrót do „Siegfriedstellung” w celu zluzowania sił do dalszej obrony na skróconej linii frontu. Niemcy początkowo uznawali za dobry znak fakt, że Brytyjczycy nie wykorzystali głębokiej wyrwy w ich liniach obrony do strategicznego przełomu, ale zadowalają się pierwotnie zaplanowanymi ograniczonymi celami. Jednak w trakcie tak zwanej „Ofensywy stu dni” od 8 sierpnia do 11 listopada 1918 roku Siły Ententy niemal nieprzerwanie atakowały. Teraz ich armie były znacznie lepsze zarówno pod względem personalnym, jak i materialnym, i systematycznie spychały Niemców z pozycji na pozycje.


Brytyjczycy z Devonshire-Regiments biorą Niemca do niewoli. Walki  o Tardenois w lipcu 1918 roku.


Przewaga aliantów w zakresie technologii uzbrojenia wzrastała zwłaszcza w przypadku czołgów, samolotów i artylerii, dzięki czemu były one w stanie zrekompensować większe straty poprzez dalszą industrializację wojny. Z drugiej strony Amerykanie, coraz szybciej rzucani do boju, dopiero stopniowo potrafili dostosować swoje otwarte podejście do walki, oparte na doświadczeniach wojny secesyjnej, ale zupełnie nieprzydatne dla frontu europejskiego tego nowoczesnego konfliktu.

Mimo całego narastającego zmęczenia wojną, wojska niemieckie wciąż zawzięcie stawiały opór. Jednak 30 września 1918 roku Ludendorff musiał w końcu przyznać, że wojny nie można już wygrać. Kilka tygodni później próbował jeszcze wysuwać żądania przystąpienia do ostatecznego oporu, ale nowy rząd parlamentarny Maxa von Badena już go nie słuchał. W międzyczasie wszystkie państwa osi znalazły się na skraju militarnego wyczerpania, więc kontynuowanie walki oznaczałoby tylko dodatkowe ofiary bez żadnego celu militarnego. Wreszcie 11 listopada 1918 roku zgiełk bitewny na froncie nagle ucichł.


Materiały źródłowe:

Martin Middlebrook - "Der 21. März 1918. Die Kaiserschlacht"
Jörg Duppler und Gerhard P. Groß - "Kriegsende 1918. Ereignis, Wirkung, Nachwirkung"





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentuj - to dla mnie najlepsza motywacja.