sobota, 11 listopada 2023

Nᴀʀᴏᴅᴏᴡᴇ Śᴡɪᴇ̨ᴛᴏ Nɪᴇᴘᴏᴅʟᴇɢᴌᴏśᴄɪ - ɴɪᴇ ᴛʏʟᴋᴏ 11 ʟɪsᴛᴏᴘᴀᴅᴀ

»Niepodobna oddać tego upojenia, tego szału radości, jaki ludność polską w tym momencie ogarnął. Po 120 latach prysły kordony. Nie ma „ich”. Wolność! Niepodległość! Zjednoczenie! Własne państwo! Na zawsze! Chaos? To nic. Będzie dobrze. Wszystko będzie, bo jesteśmy wolni od pijawek, złodziei, rabusiów, od czapki z bączkiem, będziemy sami sobą rządzili«.

Te słowa 11 listopada 1918 roku napisał Jędrzej Moraczewski, jeden z polskich działaczy niepodległościowych.
Jednak droga po tak upragnioną niezależność i wolność jeszcze się nie skończyła. Można wręcz rzec, iż dopiero się zaczynała…
Data 11 listopada jednak już na samym początku odradzającej się Polski nie była jednoznaczna. Bo przecież już 31 października 1918 roku, polskim stał się Tarnów.


Tarnów. Legioniści przed budynkiem szpitala wojskowego.


Żołnierze jednej z kompanii 20 Pułku Piechoty Polskiej Armii Austriackiej w Tarnowie gromko krzyknęli:
- Niech żyje Polska!
Następnie jak jeden mąż wyciągnęli ręce, zdejmując z głów swoje szaro-niebieskie czapki. Dłonie pośpiesznie odginały, zrywały i z brzękiem rzucały na ziemię austriackie bączki.
Kapitan Jan Styliński z uśmiechem na ustach poprowadził swoich towarzyszy w mrok budzącego się dnia. Właśnie zaczynał się 31 Października roku pańskiego 1918.
Kompania szybkim marszem ruszyła ulicami Tarnowa do koszar, w których kwaterowały kompanie wiedeńskie. Wkoło panowała cisza i spokój, jak gdyby ten świt nie różnił się niczym od wielu innych leniwie wstających w mieście nad Dunajcem. Kiedy Polacy "wlali" się na ulicę Wałową, niespodziewanie przed nimi pojawili się austriaccy oficerowie jednego z pułków wiedeńskich. Legioniści złapali za broń, w ich oczach błysnęło zdecydowanie i tęsknota — uczucia dojrzewające w narodzie przez 123 lata. Tamci jednak zbili się w grupkę i lekko unosząc dłonie, zawołali:
- Halt!
Z tego zlepku zaborców, na czoło wysunął się jeden człowiek.
- My bić się nie chcemy! - przemówił. Uzbrojeni Polacy na dworcu nie pozwalają żadnemu Austriakowi ujść z bronią w ręku. Nikt z nas nie myślał, że będzie to tak wyglądać.
"Wiedeńczyk" zatoczył nerwowo spojrzeniem po swoich towarzyszach, a następnie po Polakach. Ci ostatni nieco opuścili lufy karabinów. Wtedy kolejny z oficerów zaproponował:
- Pozwólcie nam zatrzymać broń, a niezwłocznie opuścimy wasze miasto. W obecnej sytuacji wydarzenia w Tarnowie spotykają się z naszym désintéressement. Broni, zostawcie nam, chociażby tyle, aby móc przed napaścią się obronić. Żołnierz bez broni niczym od "chama" się nie różni, a czasy niespokojne mamy.
Gdy austriaccy oficerowie wraz ze swoimi żołnierzami opuszczali Tarnów, jeden z ich dowódców skinął w kierunku polskiego oficera, lekko się uśmiechając. Żołnierze cesarza opuszczali Galicję nie tylko ze swoją bronią, ale również z eskortą wojska państwa, które właśnie dziś zaczynało "powstawać z martwych”.
11 Listopada 1918 roku, jednak nie wszyscy Polacy upajali się euforią, a łzy w ich oczach nie wszędzie były łzami radości. Lwów tego dnia „krwawił” płacąc cenę za bycie polskim.
W mieście znajdowały się jedynie nieliczne grupy organizacji wojskowych. 200 osób Polskiego Korpusu Posiłkowego pod dowództwem pułkownika Władysława Sikorskiego. Polskie Kadry Wojskowe, którymi zarządzał kapitan Czesław Mączyński, również liczyły około 200 żołnierzy. Ponadto była jeszcze Polska Organizacja Wojskowa, ta nieco liczniejsza, bo zrzeszała 300 osób, w tym 40-osobowy oddział kobiecy. Tą ostatnią dowodził 27-letni porucznik Ludwig de Laveaux. W sumie 700 źle uzbrojonych i niejednokrotnie nieprzeszkolonych ludzi, zrzeszonych w organizacjach o różnych orientacjach politycznych.
Ukraińcy sukcesywnie zwiększali swoje siły, by 11 listopada osiągnąć 2.500 świetnie wyszkolonych i zaprawionych w bojach żołnierzy. Kiedy w dniach od 13 do 17 listopada ruszyła zmasowana ofensywa ukraińska na całej linii frontu, największe brzemię walk dźwigały dzieci i młodzież. To zarazem tak tragiczne, jak i symboliczne, jednak w moich oczach nie powinno mieć miejsca. Mali ochotnicy gotowi oddać swoje zaczynające się dopiero życie za wolną Polskę. Polskę, której nigdy nie znali, bo urodzili się pod zaborami. Mimo wszystko z patriotyzmem we krwi wychowani w jego duchu. Najmłodszy już wspomniany, 9-letni Stefan Wesołowski. 7 dziesięciolatków, 33 dwunastolatków, 74 trzynastolatków, 27 czternastolatków, 641 piętnasto — szesnastolatków i 536 siedemnastolatków. Lwowskie Orlęta, to oni rzucili jako pierwsi hasło: "Nie damy Lwowa!"
To była cena, jaką zapłacił Lwów za niepodległość. Cena najwyższa, ofiara życia tych, którzy mieli dopiero je rozpocząć. Odradzający się naród polski, za wolność i niepodległość Lwowa, musiał ofiarować część swojej przyszłości.
Smutne i zastanawiające jest, że w owym czasie wielu ludzi w wieku poborowym i wojskowi, biernie przyglądało się walkom. Antoni Jakubski, wtedy 2 szef sztabu opisywał, iż po lwowskim "korso" na ulicy Akademickiej spokojnie spacerowali polscy oficerowie w mundurach austriackich. W mieście miał przebywać pułkownik Tuliusz Malczewski, który po wybuchy walk pospiesznie opuścił Lwów. Jakubski w swoich relacjach pisze:

»Podkreślić muszę, że we Lwowie przebywali wówczas i generałowie, oficerowie sztabu generalnego i szereg oficerów sztabowych, których pomoc fachowa byłaby niezmiernie się przydała. […] Otóż wszyscy ci wysocy sztabowcy, mam wrażenie, wobec dylematu, co robić: oczekiwać biernie — czy też przyłączyć się do „bandy”, która mobilizowała „motłoch polski”, zdecydowali się raczej czynnego udziału nie brać, lecz wyczekiwać dalszych wypadków. Przypominam sobie między innymi, że we Lwowie byli w tym czasie gen. Lamezan-Salins i płk szt. gen. Thulie, podobno obłożnie chory. Grupa ta najwybitniejszych fachowców w niczym, ale to literalnie w niczym ręki do spraw nie przyłożyła«.

Więc kiedy zabrakło dorosłych lub tracili czas, zastanawiając się i dyskutując nad sensem i sposobem oporu, w ich imieniu i obronie honoru wystąpiły dzieci i młodzież.
Ostatecznie 22 listopada Ukraińcy opuścili miasto pod naporem polskiego wojska przybyłego z odsieczą.


Lwowska ulica w listopadzie 1918 roku.


Najdłużej na powrót na łono ojczyzny czekał Białystok. Późnym wieczorem w dniu, kiedy jeszcze oddziały niemieckie znajdowały się na dworcu kolejowym i jeszcze opuszczały miasto, pierwsze forpoczty oddziałów polskich, patrol 4. Pułku Ułanów Zaniemeńskich weszły do Białegostoku i wjechały na rynek, białostoczanie czekali na tą chwilę z niecierpliwością. Z samego rana w dniu następnym, regularne już kolumny wojska polskiego — najpierw ułani, potem piechota, na koniec bateria artylerii wkroczyły do miasta wśród wiwatów i okrzyków radości mieszkańców. Był 20 lutego 1919 roku. Przekazanie władzy i uroczystość związana z faktem odzyskania niepodległości przez Białystok odbyły się 22 lutego. Powodem tego opóźnienia był fakt, że miasto stanowiło ważny węzeł komunikacyjny dla wycofującej się 300 tysięcznej armii niemieckiej, która z Ukrainy przemieszczała się do Prus Wschodnich.

Niespełna trzy tygodnie wcześniej, 4 lutego, bolszewicy zaatakowali Wilno. Tak zaczynała się kolejna wojna, która zmusiła Polaków do dalszej walki o swoja niepodległość. Pochód „czerwonej zarazy” jak wiemy, został zatrzymany dopiero na obrzeżach Warszawy w 1920 roku.


Białystok 22 lutego 1919 roku. Obchody odzyskania niepodległości przez miasto (msza polowa).


Data 11 listopada jako oficjalne święto narodowe została ustanowiona dopiero 23 kwietnia 1937 roku. Tak więc w niepodległej II RP zdołano obchodzić je jedynie dwa razy. W trakcie okupacji tę rocznicę świętowano na uchodźstwie. Nie tylko w Anglii i szeregach polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, ale również w „armii Andersa” jeszcze na terenie ZSRR. Co roku w zajętej przez wroga ojczyźnie o tej dacie akcjami „małego sabotażu” przypominali harcerze.
Gdy 11 listopada 1941 roku na pomniku Jana Kilińskiego w Warszawie pojawiła się, zawieszona przez Edwarda Okólskiego, biało czerwona flaga, w Oświęcimiu Niemcy postanowili urządzić obchody tego dnia na swój sposób.
Hitlerowcy postanowili tego dnia urządzić pierwszą egzekucję przez strzał w tył głowy z broni małokalibrowej. Pod ścianą straceń na podwórzu bloku 11 stali rozebrani do naga skazańcy, ich ręce były skrepowane z tyłu. Niemieccy oprawcy wypisywali każdemu z nich na piersi numer obozowy i pojedynczo prowadzili pod ścianę. Tam z okrutną miną stał już podoficer raportowy Gerhard Palitzsch. Za każdym razem ładował nowy pocisk do broni i przykładając ją do potylicy skazańca, pociągał za spust. Poprzez „Genickschuss” zamordowano 76 więźniów.
W powojennym raporcie z 1945 roku, który sporządził rotmistrz Witold Pilecki, twórca konspiracji wojskowej w obozie, napisał, że wśród ofiar tej egzekucji, celowo przeprowadzonej przez niemieckich nazistów w rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości, był porucznik rezerwy Tadeusz Lech, nr obozowy 9235, który na kilka godzin przed śmiercią powiedział do niego:

»Cieszy mnie chociaż to, że zginę 11 listopada«.

W stolicy natomiast najmłodsi członkowie konspiracji malowali kotwice, pisali na murach i płotach patriotyczne hasła, ozdabiali biało czerwonymi flagami i kwiatami Grób Nieznanego Żołnierza, Belweder, czy właśnie pomniki. Za te akcje każdemu groziła kara śmierci, były jednak prowadzone nieprzerwanie do zakończenia wojny.


Obchody Święta Niepodległości w Armii gen. Andersa w ZSRS w dniu 11 XI 1941 roku.


Pierwsze oficjalne obchody dnia 11 listopada na ziemiach polskich obchodzono w 1944 roku. Przemówienia i defilady odbyły się na wyzwolonych spod niemieckiej okupacji terenach: W Lublinie, na Białostocczyźnie, czy Rzeszowszczyźnie. Polskie święto znalazło swoje miejsce nawet w Moskwie, gdzie przemawiał przedstawiciel PKWN Stefan Jędrychowski, a Józef Stalin wystosował do Bieruta serdeczne życzenia z okazji polskiego święta narodowego. Miały to być jednak ostatnie obchody tej „burżuazyjnej rocznicy”. Już w 1945 roku Stalin zamienił nam ten dzień na 22 lipca, czyli Narodowy Dzień Odrodzenia Polski. W ten sposób próbowano wymazać ze świadomości datę 11 listopada oraz wszystkich „architektów” odzyskania niepodległości przez Polskę. Jednak i tym razem tak jak pod niemiecką okupacją, Polacy obchodzili ten dzień nielegalnie. Uczestnicy takich obchodów byli często represjonowani i inwigilowani. Narodowe Święto Niepodległości, jako oficjalne święto państwowe wróciło na mocy ustawy z 15 lutego 1989 roku.


Mogłoby się wydawać, że nareszcie można ten dzień należycie świętować i czcić pamięć tych wszystkich, którzy oddali życie za wolną Polskę. Nie tylko tych z 1918 roku, ale również uczestników powstań, obrońców ojczyzny przed bolszewicką nawałą, poległych w 1939 roku i tych, którzy w trakcie okupacji walczyli o ponowne odzyskanie wolności, oraz represjonowanych i mordowanych przez SB i UB w komunistycznej namiastce wolnej Polski. Jednak kiedy w Warszawie formuje się pochód Polaków chcących świętować swoją suwerenność i wolność, niemieckie gazety piszą o marszu nacjonalistów i prawicowych ekstremistów.
Dziś 11 listopada. Święto niepodległości Polski. Znów będą marsze, wiece, przemówienia, śpiewy i krzyki. Będziemy się czuli Polakami, potomkami wielkiego narodu. Nie zapomnijmy tylko jaką cenę musieli zapłacić nasi przodkowie. Przystańmy na chwilę w zgiełku tłumów oraz łopocie flag i zmówmy krótką modlitwę za tych, którzy nie byli wolni, którzy umierali z nadzieją na wolną i polską ojczyznę.


Materiały źródłowe:

Relacja Jana Stylińskiego
Antoni Jakubski - "Obrona Lwowa - Walki listopadowe we Lwowie w świetle krytyk"
Instytut Pamięci Narodowej
 







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentuj - to dla mnie najlepsza motywacja.