czwartek, 1 lutego 2024

"Zeppelin" - Zabić Stalina

Latem 1944 roku przywódcy III Rzeszy próbowali odwrócić losy wojny zamachem, którego plan był dosyć fantazyjny. Biuro VI (Służba Wywiadu Zagranicznego) Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy zrzuciło dwóch rosyjskich agentów pod Moskwą. Ich misja: zabić Stalina!
Szczegóły tej mało znanej operacji wspominanej jedynie zdawkowo przez szefa wywiadu SD Waltera Schellenberga ujrzały światło dzienne w latach 60, kiedy to moskiewski periodyk „Sowetski Sojus” opublikował przebieg domniemanej operacji.

W sierpniu 1943 roku wojska niemieckie na froncie wschodnim poniosły ciężką klęskę, kiedy najlepsze dywizje pancerne Rzeszy zostały zniszczone pod Kurskiem. Zniknęła ostatnia nadzieja Führera na pomyślną letnią ofensywę. Prowadziło to nieuchronnie do zmiany planów strategicznych, a co za tym idzie także planów służb specjalnych. SS-Obersturmbannführer Heinz Gräfe z grupy „VI c” Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy otrzymał rozkaz opracowania planu zniszczenia kierownictwa radzieckiego Naczelnego Dowództwa.


Z lewej Heinz Gräfe i niedoszły zabójca Stalina Piotr Politow   


Gräfe przygotował już wcześniej różne możliwości takiej operacji „Szach czerwonemu królowi”. Plan przedsięwzięcia był więc w dużej mierze już ukończony, wykonanie techniczne ustalone, nawet człowiek, który miał wykonać zadanie, był już określony. Pewnego letniego wieczoru 1943 roku Gräfe czekał na jego przybycie. Obersturmbannführer znał już biografię tego dywersanta, ale chciał przypomnieć sobie wszystkie szczegóły, zanim spotka się z nim osobiście.
Podszedł do stołu i nacisnął guzik. Drzwi do pokoju otworzyły się i wszedł jego adiutant, młody oficer SS. Gräfe rzucił w jego stronę:
- Przynieś mi jeszcze raz teczkę Politowa
Adiutant wyszedł i po kilku sekundach wrócił z grubym portfolio. 
Gräfe Otworzył je i zaczął czytać:

»Politow. Mieszkał na Ukrainie, w Taszkencie i Baszkirii od 1933 do 1940 jako: Piotr Szyła i Serkoj. Tuż przed wojną sprzeniewierzył znaczną sumę pieniędzy jako kierownik składu ropy na stacji kolejowej Ajagöz na trasie Kolei Turecko transsyberyjskiej. Uciekł z obławy i później udało mu się zakraść do prokuratury w Woroneżu jako sędzia śledczy z fałszywymi dokumentami i ukraść dowody sprawy. W listopadzie 1941 roku został powołany i mianowany dowódcą plutonu. W maju 1942 przeszedł na naszą stronę. Podczas przesłuchań dobrowolnie zdradzał informacje o dużym znaczeniu militarnym i politycznym. W aktach znajduje się również pisemne oświadczenie Politowa, w którym zobowiązał się on do wiernej i bezwarunkowej służby Niemcom oraz poprosił o stanowisko burmistrza okupowanego sowieckiego miasta. W 1943 roku Politow został wysłany do Austrii i uczęszczał do szkoły dla agentów niemieckiego wywiadu. Wtedy też rozpoczął pracę dla gestapo, pomagając w aresztowaniu grupy spiskowców. W aktach znajduje się także notatka Politowa z nazwiskami przywódców ugrupowania i osób, na które mieli oni wpływ. Należy wymienić pozytywne cechy Politowa: zaradność, przytomność umysłu, nienawiść do porządku sowieckiego, strach przed karą Sowietów za jego zbrodnie. Jego negatywne cechy to chciwość, ambicja i brak zasad«.

Politow pojawił się punktualnie o godzinie 19:00 i w drzwiach stuknął obcasami. Gräfe przez chwilę przyglądał mu się uważnie, po czym usiadł przy stole i wskazał gościowi miejsce naprzeciwko. Od razu przeszedł do sedna sprawy, ponieważ jego gość był o wszystkim poinformowany i należało omówić tylko szczegóły.
Rozmowa między tymi dwoma ludźmi miała wyglądać w następujący sposób:

»Chcielibyśmy wiedzieć, Herr Politow, w jakim obszarze woli pan pracować, w wywiadzie gospodarczym, wojskowym czy politycznym. To poważne pytanie i nie musi pan od razu na nie odpowiadać.

-Herr Obersturmbannfuhrer, czekałem na to pytanie i dokładnie je przemyślałem. Proszę, wykorzystać mnie jako wywiadowcę politycznego.

-Chciałbym wiedzieć, co pan rozumie przez wywiad polityczny.

-Zbieranie informacji o charakterze politycznym — dotyczących nastrojów ludności, sytuacji politycznej... 
 
Gräfe podniósł rękę.

-Nie, panie Politow. Pańskie zadanie będzie dużo bardziej konkretne i skomplikowane. Wywiad polityczny oznacza obecnie także likwidację przywództwa wojskowego i politycznego wrogich krajów. Więc doceniamy, że ma pan powiązania z pewnymi ludźmi, którzy pracują dla sowieckiej Kwatery Głównej, prawda?

-Tak, Herr Obersturmbannführer.

-Ufamy panu bez zastrzeżeń, Herr Politow i pokładamy w panu wielkie nadzieje. My i wy mamy ten sam cel, zniszczenie komunizmu. Ma pan teraz okazję przyczynić się do tej walki. Zgodnie z naszym planem zostanie pan zrzucony drogą powietrzną w rejonie Moskwy, tam należy wynająć mieszkanie i zameldować się. Stopniowo ustali pan kierunki podróży wszystkich samochodów sowieckiego dowództwa… Tak, a potem… sam pan rozumie. Oczywiście to tylko ogólny plan, który składa się z tysięcy szczegółów. Wszystko jest przygotowane w najdokładniejszy sposób. Niczego panu nie zabraknie. Dostanie pan dokumenty, pieniądze, dane wywiadowcze i najnowszą tajną broń. Ale ostatecznie wszystko sprowadza się do jednego strzału. Czy ma pan do tego serce? – Gräfe spojrzał ostro na Politowa.

-Tak – odpowiedział bez mrugnięcia powieką.

W celu natychmiastowego przygotowania zostaniecie przydzieleni do specjalnej grupy operacyjnej „Zeppelin”. W tym celu zabierzemy pana do Pskowa. Powodzenia, panie Politow. Wkrótce znów się zobaczymy«.



Nowy szef Politowa, SS-Sturmbannführer Kraus, stary i przebiegły szpieg, kazał mu legalnie zamieszkać w Pskowie. Niemiecki agent został przydzielony do jednej z fabryk jako inżynier, wynajmował mieszkanie w mieście, ale rzadko odwiedzał swoje miejsce pracy. Był z Krausem prawie bez przerwy. Gräfe zlecił Sturmbannführerowi wyszkolenie Politowa według specjalnego programu.
Codzienny trening obejmował strzelanie z pistoletu, jazdę na motocyklu i prowadzenie samochodu. Kraus nigdy nie spuszczał z oczu swojego protegowanego również „po godzinach”.
Miał zastrzeżenia co do jego życia prywatnego. Młody człowiek nie powinien być samotnikiem. Wzbudzało to nieufność. Więc padła propozycja znalezienia dla agenta partnerki.
Politow zaczął rozglądać się za panną młodą i wkrótce poznał pracownicę Lidię Sziłową pracującą w zakładzie krawieckim, obsługującym niemieckich sztabowców. Poinformował Krausa o swoim wyborze. Ten nie miał nic przeciwko. Ojciec przyszłej pani Politow był skazany za działalność antysowiecką, więc była doskonałym wyborem.
Oczywiście Lidia została włączona do operacji „Zeppelin” jako radiotelegrafistka i po przeszkoleniu miała wraz ze swoim mężem wykonać zlecone mu zadanie.


Lidia Sziłowa


Politow ożenił się na początku listopada. Wkrótce potem on i Kraus zostali skierowani do Berlina przez Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy. Gräfe, który w styczniu 1944 roku zginął w wypadku samochodowym pod Monachium, został zastąpiony w Departamencie Wschodnim przez SS-Sturmbannführer Ericha Hengelhaupta. Nowy szef był znacznie bardziej rozmowny niż jego poprzednik. Na pierwszym spotkaniu zaprosił Politowa do restauracji. We dwójkę spędzili cały wieczór w zarezerwowanym dla nich oddzielnym pomieszczeniu. Jednak swobodny ton Hengelhaupta nie mógł ukryć faktu, że testował swojego adwersarza. Wciąż nalewał mu koniak i wódkę, zadawał najrozmaitsze pytania i zmuszał do opowiadania w kółko o swojej przeszłości. Odpowiedzi Politowa zdawały się całkowicie go satysfakcjonować. Późnym wieczorem, gdy na deser podano szampana i owoce, Hengelhaupt opowiedział Politowowi o programie jego pobytu w Berlinie.

»Tutaj nie będziesz się nudzić. Pokażemy ci broń, którą zamówiliśmy specjalnie dla ciebie«.

Następnego dnia Politow, Kraus i kilku pracowników Departamentu Wschodniego, których Politow już znał, pojechali na strzelnicę na przedmieściach Berlina. Tutaj zostali przyjęci przez silnego majora, który zaprowadził ich do długiego, parterowego budynku z zamurowanymi oknami. Tam Politowowi pokazano sprzęt, który w opinii Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy miał zapewnić pomyślną realizację jego przedsięwzięcia. „Panzerknacke”, major nazwał w ten sposób małe urządzenie, które składało się z krótkiej rury o średnicy około pięciu centymetrów, kilku pasków, drutów i przełącznika przyciskowego. Politow patrzył, nie bardzo wiedząc, co ma przed sobą. Major pospieszył z wyjaśnieniem:

»Pewna broń. Bezodrzutowy pocisk rakietowy. Wystarczający zasięg ognia. Cichy strzał z rękawa płaszcza«

 


"Panzerknacke" Broń, która miała zabić Stalina


Trzy dni później Sziłowa również przyjechała do Berlina. Umieścili ją w pensjonacie przy Kurfürstendamm 55. W tym czasie Politow przebywał pod Berlinem, w fabryce samolotów, gdzie maszyna Arado AR 232 B, przygotowana specjalnie na potrzeby „Unternehmen Zeppelin”, była poddawana ostatnim szlifom.
Miał to być wyjątkowy, szybki samolot z dużym pułapem przelotu i przystosowany do lądowania na lotniskach polowych. Najnowocześniejsze urządzenia nawigacyjne umożliwiły loty nocne, lądowanie przy każdej pogodzie i na mniejszych nierównych obszarach. To ostatnie gwarantowało specjalnie zaprojektowane podwozie terenowe, składające się z co najmniej 20 kół. Zbudowano tylko kilka egzemplarzy tej maszyny do zadań specjalnych. Był to Wspornikowy górnopłat z czterema chłodzonymi powietrzem dziewięciocylindrowymi silnikami gwiazdowymi BMW 323 R-2 i kadłubem skrzyniowym, który oprócz chowanego trójkołowego podwozia miał ponad 22 sztywne koła balonowe.
Samolot był już prawie gotowy, gdy Politow w ostatniej chwili oznajmił, że potrzebuje motoru, aby móc opuścić teren zaraz po wylądowaniu. Dlatego projektanci dodali do samolotu chowaną rampę, którą Politow i jego towarzyszka mogli zjechać natychmiast po wylądowaniu.
Za celowe uznano przeniesienie Politowa z Pskowa do Rygi. 12 stycznia 1944 roku Politow opuścił więc dotychczasowe miejsce zamieszkania. Zakwaterował się w luksusowym apartamencie w Ryskim Hotelu Excelsior. Ponadto otrzymał do dyspozycji mieszkanie na przedmieściach willowych. Jego żona przebywała przez jakiś czas w Berlinie, gdzie została przeszkolona na radiooperatorkę i poinstruowana w pracy z różnymi szyframi, kodami i schematami.

Gdy tylko przybyli do Rygi, Kraus przedstawił swojemu podopiecznemu dwóch nowych instruktorów, którzy mieli udzielać mu codziennych lekcji. Pierwszy z nich niejaki Palbitsyn lub Palbizyn prowadził życie łudząco podobne do życia Politowa. Zbrodniarz poszukiwany w Rosji za gwałt i morderstwo, również przeszedł na stronę Niemców i szybko zrobił karierę w ich tajnych służbach. Miał stopień kapitana SS i był szefem oddziału 6 f. Jego specjalnością było fałszowanie dokumentów i pieczątek oraz wyposażanie agentów, którzy mieli zostać "zainstalowani" w Związku Sowieckim. Drugi, Paweł Petrowicz Delle, alias Lange, przeszedł na stronę nazistów w nieco inny sposób. Jako potomek starego rodu szlacheckiego opuścił Rosję po rewolucji, był zagorzałym monarchistą i zaciekłym przeciwnikiem władzy sowieckiej. Delle był SS Obersturmführerem i kierował służbą bezpieczeństwa W Gatczynie. Palbitsyn i Delle poświęcili dużo czasu na przygotowanie swojego podopiecznego do zadania. Przerzucenie Politowa i Szyłowej na sowieckie tyły było już wówczas szczegółowo zaplanowane. Politow miał wystąpić pod przykrywką majora Armii Radzieckiej, który został ciężko ranny i został zwolniony z frontu na rekonwalescencję. W związku z tym instruktorzy podzielili się zadaniami: Palbitsyn szkolił świeżo promowanego majora w strzelectwa i w fałszowaniu dokumentów. Delle sfabrykował szczegółową historię jego wyczynów bojowych i ran. Pod koniec stycznia Politow otrzymał wezwanie do Krausego, który mu zakomunikował:

»Nawet najmniejszy szczegół musi być brany pod uwagę w przygotowaniach. Więc chcemy zrobić ci operację plastyczną«.

Politow był chętny. Nawet podczas pobytu w szpitalu jego przełożeni nie próżnowali. Palbitsyn często konsultował się z Krausem i w końcu, wpadł na pomysł nagrodzenia Politowa złotą gwiazdą Bohatera Związku Radzieckiego. Wysłano odpowiednie zapytanie do Berlina i wkrótce rzeczywiście nadeszły Order Lenina i Złota Gwiazda. Należały one do generała dywizji Armii Radzieckiej Iwana Szepetowa, który zasłużył się w ciężkich walkach 1941 roku, a później został zamęczony w niemieckiej niewoli. Palbitsyn i Kraus bez specjalnego wysiłku otrzymali Order Czerwonego Sztandaru, Order Aleksandra Newskiego, dwa Order Czerwonej Gwiazdy i dwa medale Za Odwagę. Następnie przygotowano odpowiednie dokumenty. Politow nazywał się teraz Tawrin. 10 lutego major, którego znał z Berlina, przybył ze swoją szatańską bronią. Teraz zaczął się właściwy trening.

Bez względu na to, jak bardzo Politow zachowywał zimną krew przed przełożonymi, bez względu na to, jak często był przekonywany, że wszystko się ułoży, czuł się jednak nieswojo. Był w pełni świadomy tego, co oznaczało dla niego zetknięcie się z rodakami na sowieckich tyłach: sytuacja tam była zupełnie inna niż na terenach okupowanych. Jednak podczas gdy Politow ze strachem oczekiwał rozpoczęcia misji, ludzie w Berlinie byli wręcz przekonani o powodzeniu jego przedsięwzięcia.
Pod koniec okresu szkolenia jego obowiązki zostały nawet rozszerzone. Berliński major przywiózł z niedawnej podróży do stolicy tajemniczy kontener. Wewnątrz znajdowała się mina magnetyczna ze sterowanym radiowo detonatorem, który można było zdetonować za pomocą sygnałów radiowych z odległości kilku kilometrów. Kraus miał w tedy powiedzieć do swojego agenta:

»No to jest coś. Wiążemy z tym duże nadzieje, jako bohater swojego ludu prawdopodobnie będziesz mógł uczestniczyć w ceremonii z udziałem przywódców. Zabierz ze sobą tą minę. Następnie opuść salę w odpowiednim momencie. Resztą zajmie się twoja żona. Sygnał radiowy sprawi, że odświętne spotkanie zamieni się w uroczysty pogrzeb«.

Na tym przygotowania dobiegły końca. Niewiele więcej można już było zrobić. Politow i Sziłowa otrzymali mundury i musieli je nosić przez kilka dni. Radiostację, broń, pieniądze, dokumenty i pieczątki ukryto w motocyklu, który był przygotowany do użytku. Jednak wtedy Palbitsyn wpadł na nowy pomysł. Zdobył po jednym numerze gazet „Prawda” i „Izwiestija” i kazał je wydrukować, z jedną ledwie dostrzegalną zmianą: fałszywa „Prawda” zawierała artykuł o bohaterskich czynach majora Tawrina, oraz jego fotografię. W „Izwiestiji” nazwisko majora znalazło się na liście żołnierzy i oficerów Armii Radzieckiej odznaczonych tytułem Bohatera Związku Radzieckiego. Chociaż Niemcy starannie kamuflowali działania swoich tajnych służb, sowiecki kontrwywiad dysponował odpowiednimi informacjami. Jest rzeczą oczywistą, że Ryga, wówczas niemiecka baza agentów, nie była tu wyjątkiem. Politow był stale obserwowany przez sowiecką służbę wywiadowczą. Ustalono dokładnie, z kim i gdzie był związany. Nieco później, w czerwcu, sowiecki kontrwywiad dowiedział się z innych źródeł, że grupa agentów „L” miała zostać przerzucona na sowieckie tyły w celu znalezienia odpowiedniego miejsca lądowania dla specjalnego samolotu. Grupę bez przeszkód wpuszczono do lasów smoleńskich. Nasłuchując jej komunikatów radiowych, sowieci dowiedzieli się, które miejsce zostało wytypowane i przekazane do Berlina. Następnie cała grupa została zatrzymana. Od tego czasu prawdopodobne miejsce lądowania było oczywiście pod stałą obserwacją. Wszystko było przygotowane na przyjęcie „gości z Niemiec”.

Późnym wieczorem 5 września 1944 roku Arado 232 wylądował na lotnisku wojskowym w Rydze. W kadłubie samolotu umieszczono motocykl radzieckiej marki M-72. Następnie Politow i Sziłowa w sowieckich mundurach oficerskich przybyli na miejsce w towarzystwie Krausa, Palbitsyna i Delle. Politow był majorem, a Sziłowa podporucznikiem w służbie medycznej. Kraus poprosił Politowa na bok i wręczył mu ampułkę z trucizną, polecając zażycie jej w razie wpadki. Niemcy nie chcieli, by ich agenci dostali się w ręce Czeki.


Samolot Arado 232


Gdy dwoje agentów zniknęło w samolocie, a „Arado” uruchomił silniki. Delle zauważył ponuro, że dwa lata temu przedsięwzięcie miałoby znacznie większe szanse powodzenia. Kraus przyznał mu rację, zauważając, że i tak zrobili co mogli, a całe przygotowania pochłonęły cztery miliony marek.

Samolot skierował się na wschód. W ciemnościach nocy przekroczył linię frontu. Chmury dryfowały daleko w dole, padał deszcz. Radiooperator, który na bieżąco informował agentów o przebiegu lotu, poinformował ich również o tym.
Do miejsca lądowania było jeszcze pół godziny, gdy nagle promień reflektora przeciął ciemność jak miecz i żółte kule ognia z pocisków przeciwlotniczych wybuchły na lewo i prawo. Samolot leciał jeszcze szybciej i nabierał wysokości. Teraz pociski przeciwlotnicze eksplodowały już z boku, promień reflektora był coraz bliższy. Pilot zmienił kurs. Zapalił się drugi reflektor, potem trzeci i wkrótce Arado nie mógł im już uciec. Kabina stała się nagle tak jasno oświetlona, jakby płonęła. Sziłowa, która nigdy wcześniej nie była w tak niepewnej sytuacji, zbladła. Politow również poczuł falę gorąca wzdłuż kręgosłupa. Pociski przeciwlotnicze nadal eksplodowały na prawo i lewo, z przodu i z tyłu, poniżej i powyżej. Kilka fragmentów uderzyło w kadłub. Pilot ponownie zmienił kurs i w końcu udało mu się opuścić niebezpieczną strefę. Jednak o lądowaniu w planowanym miejscu nie mogło już być mowy. Maszyna musiała lądować na zapasowym lądowisku. O trzeciej nad ranem samolot bez dalszych incydentów wylądował w rejonie Smoleńska. Natychmiast Politow i jego towarzyszka odjechali motocyklem i zniknęli w lesie.

Tymczasem sowiecka zasadzka kontrwywiadu czekała na planowanym lądowisku. Czas mijał, ale żaden samolot się nie pojawił. Dowódca grupy skontaktował się przez radio z kwaterą główną. Ta natomiast natychmiast skontaktowała się z dowództwem obrony powietrznej i nie trzeba było długo czekać, aby uzyskać jasny obraz sytuacji.
Około 3 nad ranem dowództwo poinformowało, że samolot prawdopodobnie wyląduje w rejonie Karmanowa w obwodzie smoleńskim. Natychmiast poinformowano szefa rejonowego organu Ludowego Komisariatu Spraw Wewnętrznych (NKWD). Oddział rzucił się z Karmanowa na miejsce lądowania. To, co tam zastali, opisał ówczesny sierżant N. Martynow, który dowodził punktem kontroli ruchu lotniczego:

»W nocy 6 września pełniliśmy dyżur. Nagle wiadomość przyszła z odległego punktu. Samolot wroga przekroczył linię frontu i nadal kieruje się na wschód. Zlokalizowaliśmy maszynę i śledziliśmy jej lot, każdy manewr był natychmiast zgłaszany wyższemu dowództwu. Początkowo wydawało się, że samolot zbliża się do Smoleńska, ale został ostrzelany z dział przeciwlotniczych w okolicy miasta. Wspiął się wyżej i kontynuował lot. Wkrótce znalazł się na północ od Wjaźmy, gdzie ponownie został zmuszony do zmiany kursu przez ciężki ostrzał przeciwlotniczy z moskiewskiego pasa obrony powietrznej. Teraz tracił wysokość i skręcał na północny zachód. Natychmiast powiadomiono wszystkie jednostki ochrony powietrza, organy bezpieczeństwa państwa, wszystkie jednostki stacjonujące na tym terenie oraz lokalne władze. W dalszym ciągu obserwowaliśmy lot intruza z pełną napięcia uwagą. Jednak na początku byliśmy tylko biernymi obserwatorami. W końcu zdaliśmy sobie sprawę, że leci prosto na nas. Więc nie byliśmy zdziwieni, gdy dowódca naszej kompanii, kpt. Tarnikow, zawołał do nas: „Uwaga! Samolot będzie lądował w waszej okolicy!”

Rzeczywiście, po chwili usłyszeliśmy buczenie silników, a na ciemnym nocnym niebie zobaczyliśmy zarys ogromnego czterosilnikowego samolotu. Po kolejnych półtorej minuty zapaliły się trzy potężne reflektory. Samolot najwyraźniej zaczął lądować. Dziwne w tym wszystkim było to, że nie mogliśmy określić typu samolotu, chociaż poza tym na pierwszy rzut oka rozpoznaliśmy wszystkie niemieckie typy maszyn. W tym czasie dowódca pułku, major Sołowjow, był już w naszej kompanii. Po wysłuchaniu naszego szczegółowego raportu zarządził wysłanie grupy rezerwowej w rejon prawdopodobnego lądowania. W tej grupie był radiooperator Andriejew, strzelcy Selesnyow, Abramow, Bałaszow i ja. Po przejechaniu około dziewięciu czy dziesięciu kilometrów zobaczyliśmy blask ognia. Podzieliliśmy się na dwie grupy i ostrożnie podeszliśmy do miejsca. Wkrótce dotarliśmy na łąkę, na której zobaczyliśmy ogromny samolot górujący nad nią niczym czarny potwór. Wokół było cicho, tylko w oddali szalały płomienie. Nawet pobieżne oględziny miejsca nie pozostawiały wątpliwości, że załoga uciekła w pośpiechu. W trawie leżały kombinezony lotnicze, termosy, lornetki itp. To nie przypadek, że samolot właśnie wylądował w tym miejscu. Niedawno przebiegała tu linia frontu, prawie wszystkie okoliczne wsie zostały spalone. Ponadto łąka znajdowała się z dala od głównych ciągów komunikacyjnych. W nielicznych pozostałych domach i glinianych chatach mieszkało zaledwie kilka osób. Tak samo, jak najbliższa wieś Kukłowo. Najwyraźniej samolot nie zatrzymał się na czas, a jedno z jego skrzydeł uderzyło w potężny świerk. Uderzenie wyrzuciło jeden z silników do przodu na około 35 metrów, a ten się zapalił, stąd płomienie, które widzieliśmy z daleka. Więc to był powód, dla którego samolot nie mógł wrócić. Nie można było od razu ustalić, w którym kierunku uciekli Niemcy. Nagle pojawili się chłopcy ze wsi. Powiedzieli nam, że widzieli dwóch oficerów, mężczyznę i kobietę, pędzących na motocyklu. Bliższe oględziny okolicy to potwierdziły. Na wilgotnej trawie dość wyraźnie widoczne były ślady opon motocykla, prowadzące z samolotu na leśną ścieżkę. Natychmiast powiadomiliśmy dowódcę kompanii. W ciągu kilku minut wszystkie drogi w okolicy zostały zamknięte. Koniec nocy minął spokojnie. O świcie przybyło kilku wyższych dowódców i oficerów kontrwywiadu. Przeprowadzili dokładne oględziny samolotu.

Muszę tutaj powiedzieć, że nigdy wcześniej nie widziałem takiej maszyny. Był to jednopłat z bardzo wysokim skrzydłem. Kadłub przypominał helikopter. Pod spodem zamontowano po dwanaście rolek z każdej strony, jakie znamy z czołgów. Umożliwiło to lądowanie samolotu na niskich krzakach, w terenach podmokłych i na nierównym terenie. Z tyłu kadłuba znajdowała się rampa, po której mógł wjechać nie tylko motocykl, ale nawet samochód. Niezwykłe były również skrzydła: można je było regulować za pomocą zębatki. Samolot był silnie uzbrojony: po każdej stronie było dziewięć karabinów maszynowych i pięć okien z przegubowymi urządzeniami do mocowania pistoletów maszynowych. Na przodzie samolotu był namalowany słoń«.

Tymczasem wszystkie trasy były już silnie strzeżone. O świcie jedna z grup zauważyła motocykl z mężczyzną i kobietą w mundurze na drodze do Rżewa. Zostali zatrzymani i poproszeni o wylegitymowanie się. Major ze Złotą Gwiazdą Bohatera Związku Radzieckiego i jego towarzyszka pokazali swoje papiery. Strażnik nie znalazł w nich nic złego. Zapytał mimo wszystko, skąd jadą. Major nazwał miasto oddalone o około 200 km i wyraził zniecierpliwienie, skarżąc się, że jadą już cztery godziny. Żołnierzowi rzuciło się jednak w oczy, że pomimo całonocnego deszczu motocykl majora i jego towarzyszki jest nadzwyczaj czysty. Do tego, kiedy kontrolowany odchylił płaszcz, by sięgnąć po dokumenty i niby przypadkiem pokazał swoje ordery, okazało się, że to, co miało być jego atutem, jeszcze bardziej podkopało jego wiarygodność. Politow zawiesił sobie Order Czerwonej Gwiazdy na lewej stronie munduru, co było wyraźnym naruszeniem regulaminu. Rozkaz Nr 240 z 21.06.1943 roku dokładnie regulował miejsce przypięcia tego odznaczenia. Żołnierz natychmiast stał się podejrzliwy. Teraz starannie wzięto się za kontrolę zarówno motocykla, jak i zatrzymanej pary. Pomimo starannych przygotowań i kamuflażu, który nawet przewidywał zalanie baku motocykla radzieckim paliwem, znaleziono ukryte skrytki i przedmioty. Siedem pistoletów (jeden z zatrutymi pociskami), stację radiową, miniaturowy granatnik, specjalną minę, kilka granatów ręcznych, 428000 rubli, 116 prawdziwych i fałszywych znaczków pocztowych, dziesiątki różnych formularzy i puste dokumenty. W ten sposób starannie przygotowane przedsięwzięcie spaliło na panewce, nim jeszcze się na dobre rozpoczęło.

Główną rolę w odkryciu planów Unternehmen „Zeppelin” miał odegrać rosyjski agent „Justus”, co do którego tożsamości nie wiadomo do dziś prawie nic. Podejrzewa się, że znajdował się w bezpośredniej bliskości Führera. Wielu historyków i ekspertów podejrzewa, że był nim Martin Boramn. Jednak spostrzeżenia te bazują jedynie na spekulacjach.

Dwoje agentów, podobnie jak cała załoga samolotu Arado 232 została uwięziona i skrupulatnie przesłuchana. Tarwin vel Politow i Sziłowa byli do końca wojny wykorzystywani jako podwójni agenci. Kiedy sowieci stracili dla nich zastosowanie, 1 lutego 1952 roku skazano ich na karę śmierci za zdradę ojczyzny. 28 marca Politow został rozstrzelany, jego wybranka natomiast 2 kwietnia. W maju 2002 roku rosyjska Główna Prokuratura Wojskowa odrzuciła wniosek o rehabilitację niedoszłych zamachowców.



Materiały źródłowe:

Der Spiegel - "»ZEPPELIN« PLANTE DIE ERMORDUNG STALINS"
Portal für Studenten - "Attentate auf Stalins Leben"

3 komentarze:

  1. Niesamowita historia, dzięki wielkie za jej opisanie! A jaki "śliczny" samolot ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Twój post był doskonały! Twoje teksty są jasne i przekonujące. Napisz więcej, proszę!

    OdpowiedzUsuń
  3. Chciałbym tylko dać znać że raz na pewny czas wracam do twojego bloku. Dobro robota i trzymaj tak dalej!

    OdpowiedzUsuń

Komentuj - to dla mnie najlepsza motywacja.