piątek, 13 listopada 2015

Niedźwiedź Wojtek - Kolega z wojska

Dziś historia jednym dobrze znana, dla innych w ogóle - a wręcz nieprawdopodobna.
Historia Wojtka zaczęła się dla niego równie tragicznie, jak dla jego późniejszych towarzyszy.
Kiedy 22 czerwca 1941 roku III Rzesza zaatakowała ZSRR, Sowieci automatycznie stali się sprzymierzeńcem mocarstw zachodnich. 14 sierpnia 1941 roku podpisano umowę wojskową, na mocy której zaczęto formować Wojsko Polskie na wschodzie, jego dowódcą stał się generał Władysław Anders. Żołnierzom, oczywiście tym którzy przeżyli sowiecką kaźnie po 39, udzielono "amnestii".  Wszyscy chcący walczyć pod polskim sztandarem ściągali z łagrów, więzień i miejsc zesłania do Tatiszczewa, gdzie rozlokowano formujące się oddziały polskie. 
Okazało się jednak, iż są problemy w zaopatrzeniu Polaków w żywność.18 marca 1942 roku gen. Anders na spotkaniu ze Stalinem poruszył kwestię ewakuacji wojsk polskich do Iranu, ten zgodził się bez wahania. Do listopada 1942 roku Rosję opuściło 78,5 tysiąca żołnierzy i 37 tysięcy cywilów polskich.

Mały niedźwiadek Wojtek i polscy oficerowie. Syria 1942.


W tym samym czasie kiedy tworzyło się wojsko polskie na świat przyszedł mały niedźwiadek. Urodził się na przełomie 1941 i 1942 w jednej z perskich jaskiń. Miś spędził pierwsze miesiące swego życia w ciemnej pieczarze, tuląc się do miękkiego futra matki. Niestety szczęśliwe dni nie trwały zbyt długo. Wkrótce w jaskini zjawili się myśliwi i zastrzelili niedźwiedzicę.

 Misiu trafił w ręce dwóch perskich chłopców i nie wiadomo co by się z nim działo, gdyby 8 kwietnia 1942 roku nie został odkupiony, za garść monet i kilka puszek wołowiny, przez Anatola Tarnowieckiego.  Ten z kolei podarował niedźwiedziątko Irenie Bokiewicz, 18 letniej dziewczynie ewakuowanej wraz z żołnierzami z Rosji. Pierwszą rzeczą, którą zrobiło zwierze, było wtulenie się w ramiona nowej "mamy". Irena nie rozstawała się z nim na krok, w dziwny sposób czując potrzebę tej bliskości. Karmiła go skondensowanym mlekiem z butelki po wódce, za smoczek służyły zwinięte szmaty. Niedźwiadek dorastał, a jego ulubionym zajęciem było nocne łażenie po głowach kobiet śpiących we wspólnym namiocie. Rozwiązaniem okazało się podarowanie go generałowi Mieczysławowi Borucie-Spiechowiczowi, ten z kolei kazał go oddać pod opiekę sztabu. Jednak zwierzę miało swój charakter, było dość uparte i niesforne. Pewnego dnia niedźwiedziątko zjadło posiłki przygotowane dla oficerów i miarka się przebrała. Zdecydowano przekazać misia 2 Kompanii Transportowej (w 1943 roku zmieniono jej nazwę na 22 Kompanię Zaopatrywania Artylerii) stacjonującej w obozie Gedera w Palestynie. W ten sposób 22 sierpnia 1942 roku Niedźwiedź został polskim żołnierzem. Nadano mu imię Wojtek, książeczkę wojskową, oraz stopień szeregowego. Został wciągnięty do ewidencji żołnierzy, otrzymując numer i żołd w postaci dwóch racji żywnościowych. Zakwaterowano go w osobnym namiocie wraz ze swoim nowym opiekunem, kapralem Piotrem Pendryszem. Pomimo, że każdy z "żołnierzy" miał własną prycz, Niedźwiedź często zakradał się nocą do łóżka swego towarzysza tuląc się do niego. Najwidoczniej pozostały mu pewne braki z jego trudnego dzieciństwa.

Wojtek i Kapral Piotr Pendrysz. Palestyna 1942 rok


Żołnierze bardzo szybko przywykli do towarzystwa niecodziennego kompana i z czasem przestało im się wydawać to dziwne. Zaczęli traktować Wojtka jak kolegę, jak człowieka. Jeździł z nimi w ciężarówce siedząc w szoferce wyprostowany na fotelu, z łapami na przedniej desce kabiny. Kiedy Polacy jechali do miasta, niedźwiedź na miejscu pasażera wzbudzał sensację, a żołnierze opuszczając pojazd nie musieli się martwić, że zostanie on okradziony. Zwierzę pilnie obserwowało i uczyło się od swoich przyjaciół. Gdy podawano mu butelkę z piwem, brał ją w przednie łapy i kiwał głową w geście podziękowania, a następnie popijał jak inni. Papierosy natomiast traktował jako przysmaki, nie palił ich jednak, a jedynie zjadał. W wolnych chwilach, ulubioną rozrywką Wojtka, jak i z resztą jego kompanów były zapasy. Często stawał przeciwko 4 żołnierzom na raz, oczywiście zwycięzca mógł być tylko jeden - Wojtek. Ten blisko 2 metrowy i ważący około 250kg miś nigdy nie zadrapał nawet swoich towarzyszy zabaw. Niedźwiedź stając do "walki" chował swoje imponujące pazury by chwytając łapami i przerzucając swych kolegów nad głową, nie zrobić im najmniejszej krzywdy.


Wojtek w trakcie zapasów - zabawy z jednym z żołnierzy polskich.

W czasie 24 godzinnych wart jakie pełnił każdy żołnierz, Wojtek dobrowolnie im towarzyszył. Chodził z każdą kolejną zmianą aż do wyczerpania, w tedy kładł się na krótką drzemkę by po kilku godzinach znów robić obchód z kolejnymi wartownikami.
Gdy wojska Hitlera dotarły do Kaukazu, jednostkę szeregowego Wojtka przeniesiono do Iraku. Były to dla niego ciężkie chwile, upał dawał się we znaki ludziom a co dopiero futrzastemu misiowi. Postanowiono wykopać dla niego jamę i polewano od czasu do czasu wodą z wiadra. W tym okresie nauczył się korzystać z prysznica, jednak nie pozwalano mu zbyt często na to... do czasu.
Pewnego razu, Wojtek zauważył otwarta kłódkę na drzwiach baraku prysznicowego. Postanowił wykorzystać sytuację i wziąć szybki prysznic. Gdy wtoczył się do pomieszczenia, zastał w nim sparaliżowanego z przerażenia araba. Okazało się, iż był to szpieg zbierający informacje przed planowanym na następny dzień atakiem oddziału arabskich dywersantów. W nagrodę, czujny wartownik otrzymał cały barak prysznicowy do własnej dyspozycji.

Wojtek w dole wypełnionym wodą. Irak 1943.


13 lutego 1944 roku 22 Kompania Zaopatrzenia wraz z 2 Korpusem Polskim miała zostać zaokrętowana na pokład "Batorego". Z portu w Kairze miano przetransportować oddziały do Włoch.  W związku z faktem, że w każdej niemal jednostce (nie tylko zresztą alianckiej) znajdowało się od kilku do kilkunastu różnych zwierząt, pełniących rolę "maskotek". Dowództwo brytyjskie wydało rozkaz o zakazie wprowadzania zwierząt na okręty. Nikt jednak nie wyobrażał sobie by można było zostawić Wojtka w Egipcie. Sam generał Anders mianował Niedźwiedzia kapralem Wojska Polskiego. Ujęto go w ewidencji wojskowej, otrzymywał nawet przydział na papierosy. Wszystko to by wciągnąć misia na listę personelu 2 Korpusu Polskiego.
Archibald Brown, kurier generała Montgomerego wspomina:
"Byłem na apelu polskich żołnierzy, na który nie stawił się tylko jeden. Kapral Wojciech. Chciałem się dowiedzieć dlaczego kapral Wojciech był taki uparty i nie chciał się przede mną stawić. I ten głupkowaty porucznik, który mi pomagał zapytał
- Nie sądzi pan, że było by dobrze, gdybyśmy go tu doprowadzili i wszystkiego się dowiedzieli o nim?
Odpowiedziałem
-Czemu nie? Mamy to zrobić panie pułkowniku?
A pułkownik
- Tak oczywiście. Wyślemy dwóch ludzi aby go doprowadzili.  
Myślałem: Dwóch ludzi? To dziwnie. (...) Patrzyłem akurat na porucznika, którego twarz stawała się coraz bardziej biała. Tak samo jak twarz jego adiutanta - sierżanta. Pomyślałem: Boże co się dzieje? Odwróciłem się i zobaczyłem wyprężonego dumnie Wojtka. To był naprawdę wspaniały widok... naprawdę wspaniały!"
Jednak nie chciano zaokrętować niedźwiedzia na pokład "Batorego". Dopiero po telefonicznej interwencji u dowództwa w Kairze, Polacy otrzymali pozwolenie by zabrać ze sobą Wojtka.

Niedźwiedź Wojtek wkracza na pokład statku "Batory" Egipt luty 1944


W kwietniu 1944 Korpus Polski miał wesprzeć oddziały aliantów przy ataku na Monte Cassino. 22 Kompania zaopatrywała dwa półki ciężkiej artylerii w amunicję. Żołnierze ciężko pracowali ładując na ciężarówki pociski artyleryjskie, zresztą po dotarciu na miejsce trzeba było ją rozładować, a niejednokrotnie nie dało się podjechać blisko baterii. Pewnego razu Wojtek przyglądając się pracującym w pocie czoła kolegom podszedł do żołnierza podającego skrzynie z amunicją i wyciągnął łapy. Oniemiały z wrażenia człowiek podał mu jedną z nich. Niedźwiedź wizą pakunek w przednie łapy i zaniósł krocząc wyprostowany na tylnych. Odłożył swój ładunek delikatnie, a potem już na czterech łapach przybiegł po kolejną skrzynię. Najwidoczniej czuł potrzebę by pomóc swoim towarzyszom, którzy wspominają, iż był bardzo uczynny i starał się pomóc jak najlepiej potrafił i gdzie tylko mógł.

Kapral Wojtek (Niedźwiedź) w szoferce ciężarówki. Włochy 1944 rok. Samochód jest oznaczony symbolem 22 Kompanii Zaopatrywania Artylerii.


Jeden z żołnierzy pod wpływem tego epizodu naszkicował sylwetkę kroczącego Niedźwiedzia z pociskiem artyleryjskim w łapach. Szybko rysunek ten stał się symbolem pododdziału, umieszczano go na ciężarówkach, a nawet na koszulkach żołnierzy. Narosła w okół tego wydarzenia pewna niezgodność. Chodzi o fakt czy Wojtek donosił pociski do stanowisk dział w łapach czy nie. Czy pomagał jedynie przy załadunku i rozładunku ciężarówek.

Proporzec 22 Kompanii Zaopatrywania Artylerii armii generała Władysława Andersa.


 Wiesław A. Lasocki jako oficer 15 Pułku Ułanów Poznańskich brał udział w walkach o Monte Cassino. W swojej książce "Wojtek z pod Monte Cassino" opisuje jak Niedźwiedź donosi pojedyncze pociski z ciężarówki na pozycje artylerii. 
Profesor Wojciech "mały Wojtek" Narębski, podchorąży 22 Kompanii Zaopatrzenia i towarzysz "dużego Wojtka" dementuje jednak:
"Lasocki napisał, że Wojtek wybrał się z nami na pozycje pułku, który zaopatrywaliśmy. Ale to absolutnie niemożliwe. Nie... nie. Owszem ładowaliśmy razem z nim, ale całe skrzynie, a nie pojedyncze pociski. Tak było szybciej. Więc to prawda, ale nie pojedyncze pociski. Ponieważ było by to zbyt niebezpieczne." 
Natomiast John Clarke, brytyjski żołnierz kompanii "Czarna Warta" wspomina wydarzenia z frontu włoskiego:
"(...) i na polanie dostrzegliśmy stanowisko 3 dwudziestopięciofuntówek. Po mundurze dowódcy poznaliśmy, że to Polacy. (...) i nagle z lasu wyszedł niedźwiedź, wysoki na 1,5m lub Więcej, coś niosący. Kiedy podszedł bliżej dostrzegliśmy jego obfite i poczochrane futro, a także ogromne, naprawdę wielkie łapy. Nie masz pojęcia jak wielki jest Niedźwiedź dopóki nie stanie na tylne łapy. Krzyknąłem 
- Winni uważaj! 
Winni też krzyknał
- Uwaga!
A Niedźwiedź zatrzymał się jakieś 10 metrów przed nami pochylił się i postawił pocisk, okazało się, że niósł pocisk, opierając go o nogi platformy działa."

 
Wojtek w zabawie z żołnierzami dźwiga kłodę idąc na dwóch łapach.


Jak więc było na prawdę? O to należało by chyba spytać kaprala Wojtka. Czy jednak jest to takie ważne? Zadziwiający jest jednak sam fakt, że Niedźwiedź z własnej woli, bez tresury pomagał nosić żołnierzom zaopatrzenie. Jego kompanom nie przyszło nawet do głowy by w ten sposób go wykorzystać, tym większe było ich zdziwienie kiedy nagle pojawił się przy ładunku i zaczął nosić jak inni. Krystyna Ivell, która wraz z matką, pracującą w wojskowym biurze dokumentów podążała szlakiem Wojtka od Persji tłumaczy:
"Musiał robić to co oni robili. Palili, to i on palił, pili, wykonywali komendę - Na prawo patrz!- to i on skręcał łeb. Po prostu był żołnierzem."
18 maja 1944 roku Monte Cassino zostało zdobyte i można śmiało powiedzieć, że kapral Wojtek, niedźwiedź Wojska Polskiego, miał w tym swój wkład . 26 września wraz wojskami podlegającymi anglikom, Wojtek został ewakuowany z Włoch do Szkocji.

Wojtek płynie do Szkocji Wrzesień 1944 roku.


Polacy stacjonowali w Winfield Park pod Glasgow. Ten krótki okres był dla Niedźwiedzia najszczęśliwszymi chwilami. Okolica obfitowała w drzewa, na których do dziś można odnaleźć ślady jego pazurów, pozostawione przy wspinaniu się na ich szczyty. Otoczony był towarzyszami broni, którzy zabierali go ciężarówką do miasta i okolicznych wiosek. Często żartowali, iż Wojtek to niedźwiedź, który uwierzył, że jest człowiekiem. Tak go również traktowali, jak równego sobie, więc na swój sposób na pewno i on czuł się jak jeden z nich.

Wojtek z jednym ze swych opiekunów Szkocja lata 1945 - 1946


Niedługo potem nastąpiła demobilizacja 22 Kompanii Zaopatrywania Artylerii. Część żołnierzy z oddziału Wojtka wróciło do Polski, inni pozostali na emigracji. Nie chcieli wracać do kraju tak różnego od tego, o jaki walczyli. Niestety dla Niedźwiedzia - żołnierza nie istniała żadna z tych opcji. Przestał być już potrzebny, tak jak inni Polacy walczący dla Anglików. Sam Churchill powiedział generałowi Andersowi:  
"Wojna się skończyła i nie potrzebujemy was. Spełniliście swoją powinność, ale teraz już was nie potrzebujemy."
Nie chciano jednak dopuścić do uśpienia niedźwiedzia, oburzeni żołnierze stwierdzili, że prędzej sami go zastrzelą. Ostatecznie w listopadzie 1947 roku zdecydowano się oddać Wojtka do ZOO w Edynburgu, w tedy też zakończył służbę wojskową. Zastrzeżono jednak, że kiedy Polska będzie ostatecznie wolna, niedźwiedź zostanie zwolniony i wraz ze swoimi opiekunami powróci do ojczyzny. Niestety nigdy nie zobaczył kraju za który się tak dzielnie bił. Kapral Wojtek wygrał wojnę tracąc jednocześnie wolność do której tak przywykł. Koledzy często go odwiedzali, ożywiał się w tedy reagując na polską mowę. Pytany czy chce papierosy kiwał głową i dziękował gdy udało mu się któregoś złapać. Porucznik Fritz pewnego dnia zagrał dla swojego przyjaciela mazurka na skrzypcach które przyniósł. Wojtek zaczął tańczyć i kiwać głową.
Wojtek zmarł 2 grudnia 1963 roku.          
I chyba najlepiej określają go słowa profesora Narębskiego, które wypowiedział w jednym z wywiadów o niedźwiedziu: 
"Widzi pan, choć był tylko syryjskim  niedźwiedziem z perskich gór, to jednak w głębi duszy był Polakiem. Był naszą nadzieją i przyjacielem w tych wojennych czasach."


Powiązane artykuły

6 komentarzy:

  1. Niesamowite. Kurcze tylko szkoda ze skonczyl w ZOO

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo pieknie ,obszernie opisales historie o Wojtku-zolnierzu. Pokazales najlepsze jakie tylko sa zdjecia . Z pewnoscia zachecasz do interesowania sie nasza historia.Dobrze by bylo gdyby mlodzi,ciekawi odkryli dla siebie Twoj portal.Ostatnio uslyszalam niesamowita piosenkarke zarliwa patriotke KATY CAR znana i utytulowana w Anglii spiewajaca pieknym oryg. glosem piosenke o Wojtku niedzwiedziu -zolnierzu.Polecam zainteresowanym patriotom jej krazek PASZPORT z bialym orlem na czerwonym tle. Pozdrawiam wszystkich odwiedzajacych Twoj portal i Ciebie oczywiscie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo piękna i wzruszająca historia. Polecam i zachęcam do wgłębienia się w tą historie czytając książkę

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękna historia. Szkoda, że Wojtek zaskoczył swój żywot w ZOO. Zwierzęta mają swoje prawa i nie powinny być w niewoli. Tak psy na łańcuchach czy choćby zwierzęta w ZOO. Ogrody zoologiczne mają sens dla osobników, które już nie poradzą sobie w życiu na wolności. Inaczej to tylko więzienie.

    OdpowiedzUsuń
  5. ON UMARŁ Z TĘSKNOTY. NAUCZONY BYCIA Z LUDŹMI NAGLE ZOSTAŁ SAM, W KLATCE NA JEDYNIE 10m kw. TO JAK CELA, JAK KARA...SMUTNY KONIEC PRZYJACIELA LUDZI....

    OdpowiedzUsuń

Komentuj - to dla mnie najlepsza motywacja.