Karabin przeciwpancerny wzór 1935 Ur. |
Historia tej broni zaczyna się w 1929 roku w Niemczech. Hermann Gerlich pracował nad pociskiem obdarzonym wysoką prędkością początkową, Chciał wynaleźć broń specjalnie do polowań na afrykańskich równinach. W trakcie prób z karabinem Halger okazało się, że pocisk może być stosowany w celach militarnych, mianowicie przebijał stalowe płyty.
Po bliższym zainteresowaniu się przez polski wywiad, dzięki specjaliście z zakresu balistyki inżynierowi majorowi Tadeuszowi Felsztynowi zakupiono egzemplarz karabinu Halger. Oprócz Felsztyna, nad bronią pracowało jeszcze dwóch innych polskich inżynierów, Józef Maroszek i Piotr Wilniewczyc. Po udanych testach, zaczęto prowadzić badania nad bronią o kalibrze 10-13mm i prędkości wylotowej pocisku rzędu 1300m/s. Jednak w sierpniu 1935 roku kiedy przyjęto ustawę o dozbrojeniu wojska w karabin przeciwpancerny, zmieniono nieco założenia projektowe. By ujednolicić produkcję i umożliwić szybkie wyekwipowanie przewidywano pozostawienie typowego kalibru 7,9mm. Skuteczność natomiast miało gwarantować wydłużenie lufy karabinu do 1100mm i modyfikacja samego naboju. Wymogi udało się spełnić zadowalająca. Wydłużono lufę do 1200mm co w kombinacji ze zmodyfikowanym nabojem dawało prędkość wylotową pocisku 1250m/s.
Jeden z konstruktorów karabinu wz.35 Józef Maroszek trzyma w rękach swoją broń. Zdjęcie wykonano po wojnie. |
Państwowa Wytwórnia Amunicji nr.1 w Skarżysku przedstawiła projekt naboju, w którym sam pocisk optycznie nie różnił się wiele od zwykłego pocisku karabinowego. Była to kula o rdzeniu ołowianym w stalowym płaszczu, usunięto z niej tylny stożek i zaokrąglono nieco ostrołuk, masa pocisku wynosiła 14,579g. W naboju zwiększono jednak ładunek prochowy do 11,15g, co dawało większą siłę przy wystrzale. Wymusiło to jednak wydłużenie łuski, która musiała mierzyć 107,67mm. Po pierwszych próbach okazało się, że zużycie lufy jest dramatycznie wysokie. Po oddanych 20 strzałach prędkość pocisku u wylotu lufy spadała do 900m/s. Potrzebne były poprawki i poprawienie odporności materiału. W efekcie w niedługim czasie udało się wydłużyć żywotność lufy do 300 strzałów. Broń w tej postaci zatwierdzono i 25 listopada 1935 zlecono produkcję jako wzór 35. Jednocześnie prowadzono dalsze badania nad bronią 10mm. W tajnym wydziale warszawskiej Fabryki Karabinów zaczęto produkcję broni. Nie produkowano jednak wszystkich komponentów, lufy robiono oddzielnie (nie jest mi znane gdzie), a później wszystko montowano w warsztacie Cytadeli Warszawskiej.
Paczka z amunicją do karabinu przeciwpancernego wz.35 Ur. Po prawej porównanie do standardowej amunicji 7,9mm |
Broń była objęta ścisłą tajemnicą w obawie przed wyciekiem informacji do III Rzeszy. W takim wypadku Niemcy mogli by zwiększyć grubość pancerza swych pojazdów i polskie karabiny stały by się bezużyteczne. Dlatego produkcję deklarowano jako wyrób zwykłych karabinów na eksport do Urugwaju. Stąd właśnie przydomek "Ur", gdyż taki dopisek widniał na wszelkich dokumentach. Plan zbrojeniowy przewidywał doposażenie w ciągu trzech lat w liczbie po 3 sztuki na kompanię piechoty i 2 sztuki na szwadron kawalerii. Każdy egzemplarz miał posiadać 3 lufy zapasowe. W czasie pokazu w podwarszawskiej Zielonce, w Centrum Badań Balistycznych, pocisk przebił pancerną płytę o grubości 15mm i kącie nachylenia 30° z odległości 300m. Ale najciekawszy był efekt, kula wybijała w pancerzu korek o średnicy około 24mm czyli trzykrotnie większy niż sam pocisk. W ciasnym wnętrzu czołgu, odłamki pancerza stawały się zabójczą bronią dla załogi.
Pierwsze 1000 egzemplarzy planowano przyjąć na stan uzbrojenia do połowy maja 1937 roku. Niestety nie udało się wypełnić założeń, dopiero jesienią 1938 w ręce wojska trafiło 2000 sztuk. W sierpni 1939 w magazynach znajdowało się 3500 egzemplarzy, plan mobilizacyjny przewidywał zaopatrzenie na ilość 7610 karabinów wz.35. Do pułków piechoty i kawalerii, jak i do batalionów strzelców broń zaczęła trafiać dopiero na prapoczątku 1939 roku.
Fotografia ukazująca poprawne transportowanie wz.35 Ur przez polskich kawalerzystów. Przez prawe ramię lufą w dół. |
W skrzyniach opisanych jako narzędzia pomiarowe znajdowała się broń, 3 lufy do wymiany jak i klucz do tego celu, oraz 3 magazynki po 4 naboje w każdym. Skrzynie opatrzono tajemnicą i otwarcie mogło nastąpić jedynie na rozkaz Ministerstwa Spraw Wojskowych, lub w wypadku wybuchu wojny. Właśnie w tym fakcie dopatruje się przyczyny nikłego wpływu tej broni na działania w trakcie walk obronnych, nic bardziej mylnego. Tajemnica spowodowała, że Niemcy byli zupełnie zaskoczeni bronią jaka dysponują Polacy. Do tej pory myśleli, iż czołgi III Rzeszy mogą obawiać się jedynie polskiej artylerii. Poza tym, by używać "Urugwaja", jak nazywano wz.35 po wojnie, nie trzeba było specjalnego przeszkolenia. Strzelało się z niego jak z każdego innego karabinu i wystarczyło kilkunastu minut by zapoznać żołnierza z jego działaniem. Była to broń powtarzalna z zamkiem ślizgowo-obrotowym. Lufa posiadała hamulec wylotowy, który pochłaniał 65% odrzutu, w efekcie żołnierz czuł nieznacznie większy odrzut niż przy użyciu karabinku. Przyrządy celownicze były stałe i składały się ze szczerbinki i prostokątnej muszki. Broń posiadała metalowy, składany dwunóg, do stabilizowania przy strzelaniu, można było ją również używać nie opierając.
Przyczyny marginalnego użycia karabinu wz.35 winno się raczej szukać w Dowództwie Wojska Polskiego. Nie opracowało ono założeń taktycznych. Dowodzący pododdziałami nie wiedzieli jak rozmieszczać strzelców, a sami żołnierze niejednokrotnie nie zdawali sobie sprawy z jak potężnej broni strzelają. Często oddawali kilka strzałów w stronę jednego czołgu, bo ten nadal się poruszał. W zasadzie wystarczył jeden dwa celne strzały by wyeliminować załogę, czołgi jednak często jechały przed siebie pomimo martwych ludzi w środku.
Obsługa karabinu przeciwpancernego wz.35 Ur, w oddziałach piechoty polskiej. Zdjęcie z rekonstrukcji. |
W lipcu 1939 roku zaczęto wydawać broń i zapoznawać z nią wybranych żołnierzy, strzelców wyborowych i dowódców. Mieczysław Andrysik z 4. pułku ułanów zaniemieńskich wspomina swoje pierwsze spotkanie z karabinem wz.35 "Ur":
"Z karabinem przeciwpancernym spotkałem się po raz pierwszy w lipcu 1939 roku na poligonie w Rembertowie-Wesołej podczas zgrupowania podchorążych wszystkich specjalności w ramach przeszkolenia miesięcznego piechoty, tj. na pułku manewrowym. W czasie tego przeszkolenia przechodziliśmy również zajęcia z bronią przeciwpancerną, tj. obsługę i strzelania z karabinu przeciwpancernego zwanego po wojnie URUGWAJEM. Przy pierwszym strzelaniu z tej rusznicy (tak ją we wrześniu potocznie nazywano) instruktorzy-podchorążowie ostatniego rocznika Szkoły Podchorążych Piechoty zwracali uwagę na dwie cechy tego karabinu, który zasadniczo nie różnił się konstrukcją z wyjątkiem masy i długości od zwykłego kb: mały zasięg (…), Duży odrzut, nie należało zapierać się stopami w pozycji leżącej o ziemię lub inne przedmioty terenowe"
W trakcie działań wojennych września 1939 roku, nie było pojazdu pancernego, który mógłby się oprzeć polskiemu "Urugwajowi". Z dystansu poniżej 100m kapitulował nawet najlepiej opancerzony czołg, użyty w kampanii polskiej, PzKpfw IV. W walkach toczonych nad Bzurą na kierunku Brochów - Sochaczew wz.35 odegrał znacząca rolę. Nie wiadomo jakie straty zadano przy użyciu tej broni, wiadomo jednak, że tam gdzie się pojawiła wrogie czołgi jakby same zastygały w bezruchu.
Rotmistrz Zbigniew Szacherski z 7. pułku strzelców konnych wielkopolskich wspomina walki z nad Bzury:
"Tymczasem również na odcinku 3. i 4. szwadronu pojawiły się czołgi. Przy szwadronach nie było działek przeciwpancernych, a możliwości otwartej walki przeciwko czołgom, przy pomocy karabinów maszynowych i rusznic, było problematyczne. Toteż por. Groniowski, po pierwszych bezskutecznych strzałach, wydał 4. szwadronowi rozkaz krycie się wśród rozwalonych chałup. Sam wyrwał strzelcowi rusznicę przeciwpancerną (karabin ppanc. wz. 35 Ur) i otworzył ogień na pobliskie czołgi. Po chwili udało mu się unieruchomić, a wreszcie zmusić do milczenia jeden z nich. Jak stwierdziliśmy po walce, w samotnym pojedynku człowieka z czołgiem zwyciężył por. Groniowski, gdyż od strzałów z rusznicy, które wielokrotnie przebiły pancerz, legła cała załoga"
Polscy żołnierze używali Ura nie tylko podczas walk obronnych września. Używali go również Żołnierze Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie walcząc o niepodległość ojczyzny, a nawet pojawił się w Warszawie na barykadach sierpnia `44.
Żołnierz Armii Krajowej z karabinem wzór 35 Ur, na barykadzie Powiśla. Wrzesień 1944 roku. |
Karabin przeciwpancerny Wzór 1935 "Ur" był jednym z najlepszych wyprodukowanych w II RP karabinów. Jego zalety potrafili docenić nawet przeciwnicy. Niemcy znani z tego, iż chętnie wcielali i używali sprzęt wojskowy wroga, zdobyli około 880 sztuk tej broni. Oznaczyli ją jako Panzer Büchse 35 (polnish) czyli PzB 35(p) i używali do 1940, między innymi we Francji.
Żołnierze Wehrmachtu na pozycji strzeleckiej z polskim karabinem wz.35. Najprawdopodobniej front zachodni. |
Na początku 1941 roku przekazali 660 sztuk karabinu Włochom, ci używali go na wszystkich swoich frontach. Alianci zdobyli wz.35 właśnie na włoskiej armii.
Amerykanie oglądają zdobyty na Włochach karabin wz.35 Ur. Front Włoski 1944. |
Powiązane artykuły
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentuj - to dla mnie najlepsza motywacja.