Taki list otrzymał Stalin latem 1942 roku od zdesperowanej 37 letniej kobiety. Wydawać by się mogło, iż zostanie zatrzymany przy pierwszym czytaniu przez jakiegoś komisarza i zaginie na wieki. Tak się jednak nie stało, ale od początku.
Maria Wasiliewna Oktiabrskaja. Fotografia przedwojenna. |
Maria Wasiliewna Garagulya urodziła się 16 sierpnia 1905 roku w chłopskiej rodzinie na Krymie. Już jako dziecko musiała zmagać się z problemami. Po Rewolucji Październikowej, od 1918 roku do 1920 trwała w Rosji wojna domowa, a Półwysep Krymski gdzie mieszkała, przechodził kilkakrotnie z rąk do rąk. Była jednym z dziesięciorga dzieci, w takich warunkach, po ukończeniu 6 klasy musiała szybko podjąć pracę w sewastopolskiej fabryce konserw. Była zaangażowana ideologicznie w rozwój rosyjskiego komunizmu, należała do Komsomołu gdzie dała sie poznać jako dziewczyna o cechach liderki.
Jako dwudziestoletnia, młoda kobieta poznała oficera Armii Czerwonej Ilie Fiedotowicza. Przystojny mężczyzna o, jak sama określała, "rewolucyjnym nazwisku" (Oktiabrski = Październikowy) szybko zdobył jej serce. Wychodząc za niego za mąż 22 grudnia 1925 Maria przyjęła jego nazwisko. Dzięki niemu narodziła się w niej pasja do wojskowości. Kobieta wstąpiła do żeńskiej jednostki wsparcia, gdzie po pracy uczyła się strzelania, rzucania granatami, pielęgniarstwa i prowadzenia ciężarówki. Dzięki Ilii mogła się realizować w nowo odkrytych zainteresowaniach, w liście do swojej siostry pisała:
„[...] Jeśli poślubisz żołnierza, sama wstępujesz do armii: żona oficera to nie tylko powód do dumy, ale również odpowiedzialny tytuł [...]”
Komisarz Ilia Fiedotowicz Oktjabrski |
Służba jej męża zmuszał ich do częstych przeprowadzek po całej Ukrainie, jednak nie było to dla niej problemem. Najprawdopodobniej właśnie dzięki nim zdobyła wprawę w urządzaniu mieszkań, zyskując sobie tym uznanie i przychylność żon innych oficerów. Dawała się również poznać od kobiecej strony. Pięknie śpiewała i amatorsko występowała w kręgach wojskowych. Potrafiła również haftować, jej chusteczki zdobiły ściany koszar. Chciała w ten sposób umilić żołnierzom pobyt w nich. Jeden z jej haftów, krymskich róż na kremowym jedwabiu, znajduje się w Muzeum Sił zbrojnych. W 1940 roku bezdzietna rodzina przeniosła się do niedawno przyłączonego, do Związku Radzieckiego Kiszyniowa. Gdzie Maria angażowała się w życie polityczne i wojskowe. Zaakceptowała nawet fakt, że w ramach akcji "rozkułaczania", co w praktyce oznaczało konfiskatę areałów ziemskich od ich właścicieli, jej rodzice zostali zesłani na Ural. Agresja Niemiec na Związek Radziecki w czerwcu 1941 roku rozdzieliła Marię i jej męża. On dostał przydział na front, ona zaś, wraz z rodzinami innych oficerów, została ewakuowana do Tomska na Syberii. Z daleka od linii frontu na bezpiecznym, choć mroźnym krańcu Rosji, pracowała jako telefonistka w szkole Artylerii. Wiosną 1943 roku dotarła do niej druzgocąca wiadomość. Jej Mąż Ilia Fiedotowicz Oktiabrski poległ w walkach niedaleko Kijowa w sierpniu 1941 roku. Zrozpaczona kobieta, zaraz po otrzymaniu tej wiadomości starała się trzykrotnie o przydział na front. Jednak za każdym razem odrzucano ją z powodu wieku, 37 lat oraz przebytej niedawno Gruźlicy. Maria jednak nie potrafiła myśleć o niczym innym, jak tylko o zemście na zabójcach męża. W ostatnim akcie desperacji, sprzedała cały swój dobytek i razem ze wszystkimi oszczędnościami, oraz pieniędzmi ze sprzedaży haftowanych obrusów i pościeli, przekazała swój majątek na budowę czołgu T-34. Łączna kwota wynosiła 50.000 rubli, co w 1943 roku stanowiło około 1/3 całkowitej ceny pojazdu. Jednocześnie napisała list do Stalina prosząc w nim, by w zamian pozwolił jej ruszyć na front do walki z Niemcami, w charakterze kierowcy czołgu. W Państwowym Komitecie Obrony ZSRR zawrzało. Stalin i jego zaufani doradcy widzieli w 38 letniej kobiecie doskonały materiał propagandowy. Postanowiono więc wyrazić zgodę na wzięcie udziału towarzyszce Oktiabrskajej w walkach na froncie, sam Józef Stalin powiadomił ją o tym w własnoręcznie napisanym liście.
"Dziękuję, Mario W., za troskę dla wojsk pancernych Armii Czerwonej. Twoje życzenie zostanie spełnione. Przesyłam ci moje pozdrowienia. Stalin "
Szybko wysłano Marię do szkoły pancernej w Omsku, gdzie uczyła się prowadzenia i reperowania czołgu. Jako, iż maiła stać się wielką sensacją propagandową, jej szkolenie trwało pięć miesięcy. Warto zwrócić uwagę, że w tamtym okresie sowieci wysyłali na front swoich czołgistów zaledwie po kilkunastodniowym przeszkoleniu, co miało znaczny wpływ na niewielką ich przeżywalność. Mężczyźni poddający sie szkoleniu wraz z Oktiabrskają, wątpili by kiedykolwiek miała ruszyć w bój, a jej obecność w placówce odbierali jako chwyt propagandowy. Sama myśl, by kobieta miała prowadzić i naprawiać czołg wydawała się wielu z nich abstrakcyjna. Jednak determinacja i zacięcie z jakim Maria odbywała ćwiczenia, szybko przekonała wielu z nich do zmiany zdania. Szkolenie zakończyła we wrześniu 1943 roku w stopniu sierżanta i trafiła do 2 batalionu 26 Gwardyjskiej Brygady Pancernej na stan czołgu T-34, jako kierowca-mechanik. Zaraz po przybyciu do jednostki, ochrzciła swój czołg, pisząc białą farbą na jego wieży "Боевая подруга", co dosłownie znaczy "Bojowa Przyjaciółka", słowa te można jednak również tłumaczyć jako "Amazonka". We wnętrzu pojazdu, obok swojego miejsca umieściła zdjęcie zmarłego męża.
21 października 1943 roku, niedaleko miejsca gdzie zginął jej mąż, Maria Oktiabrskaja wzięła po raz pierwszy udział w bitwie. W rejonie Witebska jej oddział miał zająć przyczółek na silnie umocnionej linii Nowa Wieś - Senno. Cześć załóg zakwestionowało szanse powodzenia tak ryzykownego ataku. Jednak pałająca żądzą zemsty kobieta, nie mogła się doczekać walki. Jej czołg był jednym z pierwszych, które przełamały pozycje niemieckie. Jej załoga zniszczyła kilka gniazd CKMów i dział. W raporcie bojowym odnotowano:
"...Zginęło około 100 żołnierzy i oficerów wroga. Zniszczono 2 baterie dział 70mm, 15 karabinów maszynowych i jeden niszczyciel czołgów "Ferdinand". Batalion stracił dwa czołgi, a "Bojowa przyjaciółka" została uszkodzona."
Niemiecki ostrzał uszkodził gąsienice unieruchamiając pojazd. Na szczęście czołg Marii bezwładnie stoczył się i stanął w małym wąwozie, co uniemożliwiało zniszczenie go ogniem artyleryjskim. Niemcy jednak nieustannie ostrzeliwali "Bojową Przyjaciółkę", uniemożliwiając tym naprawę. Nie powiodła się również próba odholowania pojazdu przez drugi czołg. Hitlerowcy pilnowali każde podejście do unieruchomionej maszyny. Kilkakrotnie próbowano zniszczyć go granatami, ale załoga za każdym razem skutecznie odpierała atak ostrzeliwując Niemców z karabinów i działa. W tej sytuacji dowódca "Przyjaciółki" zdecydował by nie opuszczać czołgu. Jednak po dwóch dniach Oktiabrskaja nie wytrzymała. Kiedy zrobiło się ciemno otworzyła swój luk ignorując polecenie dowódcy i wyskoczyła na zewnątrz. Niemcy zauważając ruch wznowili ostrzał na pozycje unieruchomionej maszyny, towarzysze Marii odpowiedzieli ogniem. Pod jego osłoną kobieta zdołała sama naprawić zerwaną gąsienicę. 23 października czołg był na tyle sprawny, że wziął udział w szturmie na Nową Wieś. Maszyna prowadzona przez kobietę znacząco wyróżniała się w boju. Sam dowódca batalionu, przez radio, podziękował załodze "Bojowej Przyjaciółki" i złożył wyrazy swego uznania.
Po pierwszych walkach Maria Wasiliewna pisała w liście do swojej siostry:
"Czy można być szczęśliwszą niż ja - przeszłam chrzest bojowy. Pokonałam te gady, czasami jestem tak zła, że nie potrafię złapać oddechu."
14 listopada przeniesiono "Bojową Przyjaciółkę" w region, gdzie niemiecki opór był bardzo silny. 17 - 18 listopada Maria znów jako pierwsza przełamywała linie wroga w swoim T-34. Jeśli tylko mogła wjeżdżała w stanowiska karabinów maszynowych lub starała się, gąsienicami czołgu, zasypywać okopy wraz z ukrytymi w nich Niemcami.
17 stycznia 1944 roku wzięła udział w bitwie pod wsią Szwedy. Jak zwykle w brawurowym natarciu miażdży gąsienicami około 20 żołnierzy Wehrmachtu i 2 gniazda karabinów maszynowych. Niedaleko dworca kolejowego, czołg Marii Wasiliewny znów zostaje unieruchomiony. Pod wpływem ostrzału pęka gąsienica. Czołgistka bez namysłu wyskoczyła z pojazdu by naprawić szkody, jak już to raz zrobiła. Pomimo prób osłaniania ją przez jej towarzyszy Maria zostaje ranna. Odłamek, nieopodal eksplodującego, pocisku moździerzowego trafia ją w lewą stronę twarzy. W raporcie bojowym zapisano kilka linijek:
"1/17/1944 Na terenie PGRu Krynki towarzyszka Oktiabrskaja, uczestnicząc w ataku rozbiła dwa gniazda karabinu maszynowego. Czołg "Bojowa Przyjaciółka" został jednak wyłączony z działań po wrogim trafieniu. tow. Oktiabrskaja, pod silnym ogniem wroga, bohatersko przystąpiła do naprawy. Udało się przywrócić sprawność czołgu, jednak tow. Oktiabrskaja została ciężko ranna."
Kobietę ewakuowano z pola walki i pospiesznie opatrzono. Następnie Samolotem zabrano ją do szpitala polowego w Smoleńsku. Po zbadaniu Okazało sie, że odłamek wybił oko i utkwił w tkance mózgowej. W karcie chorych oceniono ogólny stan na "słaby" spowodowany znaczną utratą krwi. Pomimo tak ciężkich obrażeń Maria odzyskała przytomność, pierwsze o co zapytała to czy jej dzieci żyją - tak nazywała członków swojej załogi.
16 lutego 1944 roku Maria Oktiabrskaja otrzymała w szpitalu Order Wojny Ojczyźnianej I kategorii, za zasługi w walce pod Nową Wsią. Odwiedził ją również członek rady wojskowej Lew Mehlis obiecując bohaterce wizytę w Moskwie. Jednak stan jej zdrowia pogarszał się coraz bardziej. Bóle głowy, utrata świadomości i gorączka nasilały się. O świcie, dnia 15 marca 1944 roku, Maria Wasiliewna Oktiabrskaja zmarła w szpitalu polowym w Smoleńsku.
Dekretem Rady Najwyższej ZSRR, 2 sierpnia 1944, otrzymała pośmiertnie Order Bohatera Związku Radzieckiego.
"Bojowa Przyjaciółka" ruszyła w dalszą drogę bez swojej "matki", jednak to nie był już ten sam T-34. Aby podtrzymać legendę i nadać znaczenie propagandowe, sowieci wypisywali "imię" czołgu Marii, na kolejnych maszynach. Druga została uszkodzona w walkach o Mińsk, trzecią niemcy zniszczyli w Prusach pod miastem Gumbinnen, obecnie Gusiew. Dopiero czwarty czołg dotrwał do końca wojny. Swoją ścieżkę wojenną zakończył w Królewcu. Poza Marią, do końca wojny, przeżyli również pozostali członkowie załogi.
List Marii Oktiabrskajej i odpowiedź Stalina wydrukowane w gazecie "Красное знамя" (Czerwony Sztandar) z dnia 5 marca 1943 roku |
Szybko wysłano Marię do szkoły pancernej w Omsku, gdzie uczyła się prowadzenia i reperowania czołgu. Jako, iż maiła stać się wielką sensacją propagandową, jej szkolenie trwało pięć miesięcy. Warto zwrócić uwagę, że w tamtym okresie sowieci wysyłali na front swoich czołgistów zaledwie po kilkunastodniowym przeszkoleniu, co miało znaczny wpływ na niewielką ich przeżywalność. Mężczyźni poddający sie szkoleniu wraz z Oktiabrskają, wątpili by kiedykolwiek miała ruszyć w bój, a jej obecność w placówce odbierali jako chwyt propagandowy. Sama myśl, by kobieta miała prowadzić i naprawiać czołg wydawała się wielu z nich abstrakcyjna. Jednak determinacja i zacięcie z jakim Maria odbywała ćwiczenia, szybko przekonała wielu z nich do zmiany zdania. Szkolenie zakończyła we wrześniu 1943 roku w stopniu sierżanta i trafiła do 2 batalionu 26 Gwardyjskiej Brygady Pancernej na stan czołgu T-34, jako kierowca-mechanik. Zaraz po przybyciu do jednostki, ochrzciła swój czołg, pisząc białą farbą na jego wieży "Боевая подруга", co dosłownie znaczy "Bojowa Przyjaciółka", słowa te można jednak również tłumaczyć jako "Amazonka". We wnętrzu pojazdu, obok swojego miejsca umieściła zdjęcie zmarłego męża.
Maria Wasiliewna Oktiabrskaja w swoim czołgu T-34, w momencie przekazywania go załodze 1943 rok. |
21 października 1943 roku, niedaleko miejsca gdzie zginął jej mąż, Maria Oktiabrskaja wzięła po raz pierwszy udział w bitwie. W rejonie Witebska jej oddział miał zająć przyczółek na silnie umocnionej linii Nowa Wieś - Senno. Cześć załóg zakwestionowało szanse powodzenia tak ryzykownego ataku. Jednak pałająca żądzą zemsty kobieta, nie mogła się doczekać walki. Jej czołg był jednym z pierwszych, które przełamały pozycje niemieckie. Jej załoga zniszczyła kilka gniazd CKMów i dział. W raporcie bojowym odnotowano:
"...Zginęło około 100 żołnierzy i oficerów wroga. Zniszczono 2 baterie dział 70mm, 15 karabinów maszynowych i jeden niszczyciel czołgów "Ferdinand". Batalion stracił dwa czołgi, a "Bojowa przyjaciółka" została uszkodzona."
Niemiecki ostrzał uszkodził gąsienice unieruchamiając pojazd. Na szczęście czołg Marii bezwładnie stoczył się i stanął w małym wąwozie, co uniemożliwiało zniszczenie go ogniem artyleryjskim. Niemcy jednak nieustannie ostrzeliwali "Bojową Przyjaciółkę", uniemożliwiając tym naprawę. Nie powiodła się również próba odholowania pojazdu przez drugi czołg. Hitlerowcy pilnowali każde podejście do unieruchomionej maszyny. Kilkakrotnie próbowano zniszczyć go granatami, ale załoga za każdym razem skutecznie odpierała atak ostrzeliwując Niemców z karabinów i działa. W tej sytuacji dowódca "Przyjaciółki" zdecydował by nie opuszczać czołgu. Jednak po dwóch dniach Oktiabrskaja nie wytrzymała. Kiedy zrobiło się ciemno otworzyła swój luk ignorując polecenie dowódcy i wyskoczyła na zewnątrz. Niemcy zauważając ruch wznowili ostrzał na pozycje unieruchomionej maszyny, towarzysze Marii odpowiedzieli ogniem. Pod jego osłoną kobieta zdołała sama naprawić zerwaną gąsienicę. 23 października czołg był na tyle sprawny, że wziął udział w szturmie na Nową Wieś. Maszyna prowadzona przez kobietę znacząco wyróżniała się w boju. Sam dowódca batalionu, przez radio, podziękował załodze "Bojowej Przyjaciółki" i złożył wyrazy swego uznania.
Maria Wasiliewna Oktiabrskaja i jej załoga "Bojowej Przyjaciółki" |
Po pierwszych walkach Maria Wasiliewna pisała w liście do swojej siostry:
"Czy można być szczęśliwszą niż ja - przeszłam chrzest bojowy. Pokonałam te gady, czasami jestem tak zła, że nie potrafię złapać oddechu."
14 listopada przeniesiono "Bojową Przyjaciółkę" w region, gdzie niemiecki opór był bardzo silny. 17 - 18 listopada Maria znów jako pierwsza przełamywała linie wroga w swoim T-34. Jeśli tylko mogła wjeżdżała w stanowiska karabinów maszynowych lub starała się, gąsienicami czołgu, zasypywać okopy wraz z ukrytymi w nich Niemcami.
17 stycznia 1944 roku wzięła udział w bitwie pod wsią Szwedy. Jak zwykle w brawurowym natarciu miażdży gąsienicami około 20 żołnierzy Wehrmachtu i 2 gniazda karabinów maszynowych. Niedaleko dworca kolejowego, czołg Marii Wasiliewny znów zostaje unieruchomiony. Pod wpływem ostrzału pęka gąsienica. Czołgistka bez namysłu wyskoczyła z pojazdu by naprawić szkody, jak już to raz zrobiła. Pomimo prób osłaniania ją przez jej towarzyszy Maria zostaje ranna. Odłamek, nieopodal eksplodującego, pocisku moździerzowego trafia ją w lewą stronę twarzy. W raporcie bojowym zapisano kilka linijek:
"1/17/1944 Na terenie PGRu Krynki towarzyszka Oktiabrskaja, uczestnicząc w ataku rozbiła dwa gniazda karabinu maszynowego. Czołg "Bojowa Przyjaciółka" został jednak wyłączony z działań po wrogim trafieniu. tow. Oktiabrskaja, pod silnym ogniem wroga, bohatersko przystąpiła do naprawy. Udało się przywrócić sprawność czołgu, jednak tow. Oktiabrskaja została ciężko ranna."
Maria Wasiliewna Oktiabrskaja, fotografia wykonana 10 stycznia 1944 roku, na froncie w obwodzie Witebskim. |
Kobietę ewakuowano z pola walki i pospiesznie opatrzono. Następnie Samolotem zabrano ją do szpitala polowego w Smoleńsku. Po zbadaniu Okazało sie, że odłamek wybił oko i utkwił w tkance mózgowej. W karcie chorych oceniono ogólny stan na "słaby" spowodowany znaczną utratą krwi. Pomimo tak ciężkich obrażeń Maria odzyskała przytomność, pierwsze o co zapytała to czy jej dzieci żyją - tak nazywała członków swojej załogi.
16 lutego 1944 roku Maria Oktiabrskaja otrzymała w szpitalu Order Wojny Ojczyźnianej I kategorii, za zasługi w walce pod Nową Wsią. Odwiedził ją również członek rady wojskowej Lew Mehlis obiecując bohaterce wizytę w Moskwie. Jednak stan jej zdrowia pogarszał się coraz bardziej. Bóle głowy, utrata świadomości i gorączka nasilały się. O świcie, dnia 15 marca 1944 roku, Maria Wasiliewna Oktiabrskaja zmarła w szpitalu polowym w Smoleńsku.
Dekretem Rady Najwyższej ZSRR, 2 sierpnia 1944, otrzymała pośmiertnie Order Bohatera Związku Radzieckiego.
"Bojowa Przyjaciółka" ruszyła w dalszą drogę bez swojej "matki", jednak to nie był już ten sam T-34. Aby podtrzymać legendę i nadać znaczenie propagandowe, sowieci wypisywali "imię" czołgu Marii, na kolejnych maszynach. Druga została uszkodzona w walkach o Mińsk, trzecią niemcy zniszczyli w Prusach pod miastem Gumbinnen, obecnie Gusiew. Dopiero czwarty czołg dotrwał do końca wojny. Swoją ścieżkę wojenną zakończył w Królewcu. Poza Marią, do końca wojny, przeżyli również pozostali członkowie załogi.
Piękna historia. Nie znałem jej. Dzięki fnc za ciekawą lekcję.
OdpowiedzUsuńLigenza
Nie wiedziałem, że czytujesz mojego bloga. Dziękuje za komentarz i cieszę się, iż mogłeś dowiedzieć się czegoś nowego.
UsuńMiło czyta się twoje artykuły. Czekam z niecierpliwością na następny. Oby tak dalej.
OdpowiedzUsuńTrochę popracować nad językiem - "sam dca batalionu"???
OdpowiedzUsuńNie ma kalibru 71 mm.
I chyba nazwisko męża to nie rodowe tylko przybrane
Dziękuję, za zwrócenie uwagi na błędy. Kaliber działa faktycznie przekłamany, tekst tłumaczony z języka rosyjskiego, musiał się po drodze gdzieś ten błąd wkraść.
UsuńNie rozumiem pierwszego pytania. W tekście napisałem "sam dowódca batalionu".
Co do nazwiska męża, to całkiem prawdopodobne, że przybrane. Nie wiem nie zagłębiałem się.
jedna sama kobieta naprawia zerwaną gąsienice? Trudno uwierzyć
OdpowiedzUsuńKilka niezależnych od siebie źródeł podaje właśnie taką wersję. Choć możliwe że jej pomagano, poza tym najprawdopodobniej gąsienica nie spadła z rolek.
UsuńWystarczy obejrzeć film 4 pancernych jak Gustlik naprawiał taką zerwaną gąsienice. A to był chłop na swał i jakoś mu to nie wychodziło. Podejrzewał że nawet jemu to się nie udało zrobić. I to mieli w miarę idealne warunki, dzień nie musieli kryć przed ogniem nieprzyjaciela(no prawie). Jeśli ta gąsienica nie spadnie z rolek to skąd może wiedzieć kierowca czołgu że ma zerwaną gąsienice?
OdpowiedzUsuńMoże po prostu te wszystkie niezależne źródła pisały taką bajkę na resorach(o przepraszam na gąsienicach) dla pokrzepienia serc. Z prawdą nie mającą wiele wspólnego
Gąsienica pękając na ogniwie nie musi spaść. Jej luźna część rozwija się luźno na ziemi i czołg nie jedzie. Jeśli nie rozwinie się do końca można przy pomocy stalowej liny (którą można często zobaczyć na czołgach z II WŚ), w idealnych warunkach linę mocuje się do ciężarówki lub drugiego czołgu. W warunkach polowych można ją zaczepić o własne koło napędowe, które powoli wciąga gąsienicę na miejsce. Potem należy jedynie połączyć ogniwa.
UsuńPoniżej oryginalny film z czasów II WŚ. Wymiana gąsienicy w Shermanie.
https://youtu.be/_eAwfCCIaII?t=1m25s
Myślę że jest to możliwe w pojedynkę. Do wymiany całej gąsienicy w czołgu Leopard wystarczy dwóch żołnierzy. Oni również nic nie ciągną. Gąsienicę rozwija się prosto przed czołgiem na ziemi, a potem na nią wjeżdża.
Nie mogę stwierdzić, iż dokonała tego zupełnie sama, ponieważ mnie tam nie było. Nawet bardzo prawdopodobne jest, iż po tym jak wyskoczyła by ją naprawić koledzy jej pomogli.
A jak jesteśmy przy bajce na gąsienicach ku pokrzepieniu serc, to chyba nie ma większej na świecie niż "4 Pancerni i pies". Więc to żaden argument, ponieważ to czysta fikcja od przyjaźni Polsko - sowieckiej zaczynając, a na Gustliku kończąc.
Ale jakie to pokrzepienie serc skoro Gustlik(i ktoś jeszcze tylko nie pamiętam kto) nie może tej gąsienicy założyć? Pokazywali tylko jak ta gąsienica przeskakuje po kole napędowym a później to już jechali normalnie.
UsuńCo do zakładania gąsienicy to mam kolegę który był kierowcą w T72 i stwierdził że nigdy tego nie robił. Co do tego leoparda i najechanie na gąsienice. Czołg bez gąsienic nie jeździ więc trudno tak nim najechać na tą gąsienicę.
Kiedyś przerabialiśmy to na forum Militaria. Niestety nikt nie wiedział jak to było naprawdę, ja miałem tylko przypuszczenia jak to się robi.
http://forum.gazeta.pl/forum/w,539,118651137,118651137,Powracam_do_sowieckiego_zimmeritu.html#p120095243
Stasi
Ciekawe ile z tego jest prawdą, większość to z pewnością wymysł propagandy radzieckiej, np. podają że była dowódcą czołgu a gdzie indziej, że kierowcą itp. itd. mimo wszystko odważna kobieta, szkoda,że poległa...
OdpowiedzUsuń