Luty 1920 roku okazał się nadzwyczaj mroźny. Ziemia była twarda niczym skała a lód na Angrze gruby na ponad metr. Kilku sołdatów, popychając przed sobą człowieka w mundurze carskiej armii, zbliżało się ku rzece. Za nimi kroczył ich zwierzchnik, niejaki Samuel Czudnowski. Bolszewicy podeszli do przerębli wybitej w lodzie i ustawili przed nią skazańca.
- Admirale Kołczak, mam rozkaz waszego rozstrzelania.
Powiedział beznamiętnie Czudnowski. Stojący do swych oprawców plecami, admirał Aleksander Kołczak wbił wzrok w horyzont. Niby od niechcenia spytał swego kata:
- A jaki stopień macie, żołnierzu?
- Jestem komisarzem.
Odparł zadziornie bolszewik. Admirał zatopił swój wzrok w ostro rysującym się zimowym niebie, na którym niewyraźnie rysowała się gwiazda polarna. Lufa pistoletu uniósł się i zatrzymała w kilkucentymetrowej odległości od tyłu głowy Kołczaka. Skazaniec pokiwał głową i żachnął się:
- W wojsku nie ma takiego stopnia, a komenderować egzekucją oficera może tylko ktoś wyższy stopniem.
Nagle zapadło milczenie, lufa wymierzonej w tył głowy broni nieznacznie opadła. Czudnowski nerwowo poruszał ustami, jednak były to bezgłośne drgania. Wiatr poderwał śnieg z zaspy i sypnął kłujące drobinki w twarz carskiego admirała, ten zamrugał spoglądając ku polarnej gwieździe. Po chwili odetchnął i rzucił krotko do swych oprawców:
- Strzelać!
Kula przeszyła czaszkę Aleksandra Kołczaka, a jego martwe ciało runęło w przeręblę i zniknęło pod lodem. 7 lutego 1920 roku zabito ostatniego białego admirała a wraz z nim nadzieję monarchistów na przejęcie inicjatywy w wojnie domowej, rozdzierającej Rosję.
*sfabularyzowany tekst na podstawie książki Marty Panas-Goworskiej i Andrzeja Goworskiego „Naznaczeni przez rewolucję bolszewików”
Carska Amazonka.
Kobiety z rodzin robotniczo-chłopskich miały w carskiej Rosji z pewnością nie lekki żywot. Tak również było z Mariją Leontjewną Boczkariową, tak naprawdę nie wiadomo nawet kiedy się dokładnie urodziła. Najprawdopodobniejszą datą jest lipiec 1889 roku.
Marija Leontjewna Boczkariowa |
Wraz z rodzicami przenosiła się z miejsca na miejsce w poszukiwaniu pracy i chleba. Już od dzieciństwa imała się różnorakich zajęć. Bita i regularnie nękana przez ojca alkoholika, w wieku 16 lat postanowiła wyjść za mąż za 10 lat starszego od siebie Afanasija Boczkariowa. Ślub odbył się 22 stycznia 1905 roku a na drugi dzień małżonkowie poszli do pracy przy asfaltowaniu korytarzy. Cały problem polegał na tym, że Marija, za swoją sumienną i dokładną pracę, została szybko awansowana i stała się przełożonym swego męża. Oczywiście nie było mu to w smak a do tego on również nie stronił od alkoholu. Przekładało się to oczywiście na przemoc fizyczną. Pewnego razu, mąż dowiedział się, że jako 15 letnia dziewczyna miała romans z żołnierzem. Za karę przywiązał ją do słupa i pobił do nieprzytomności. Po tym zdarzeniu kobieta postanowiła uciec. Z ukradzionym paszportem (w Rosji w tamtym czasie dokumenty nie posiadały zdjęć) znalazła sobie pracę na statku rzecznym. Po pewnym czasie jednak mąż odnalazł ją i namówił do powrotu, obiecując poprawę. Nie trwała ona jednak zbyt długo i już po pewnym czasie wszystko wróciło do stanu sprzed ucieczki. Goworowscy tak to opisują to w swej książce "Naznaczeni przez rewolucję":
"[...]ale abstynencja nie mogła trwać długo. Pewnego dnia odkrył, że wyrobiła sobie paszport, za co z miejsca wymierzył jej brutalną karę: Rzucił się na mnie, związał ręce i nogi, nie zwracając uwagi na moje krzyki i błagania. Myślałam, że ze mną już koniec. W milczeniu wywlókł mnie z domu i przywiązał do słupa. Było zimno, bardzo zimno. Bił, pił i znów bił, wyzywając najgorszymi słowy. — Oto, co otrzymasz, jeśli spróbujesz uciekać! — krzyczał, trzymając butelkę przy moich ustach. — Więcej nie uciekniesz! Będziesz pić ze mną albo zdechniesz!"
Uratowali ją sąsiedzi ale nie skłoniło to Mariji do ponownego opuszczenia męża. Zrobiła to dopiero gdy ukradł jej oszczędności by kupić sobie alkohol. Tym razem zniknęła na dłużej. Podejmując się różnych zajęć, trafiła w końcu na kolejnego mężczyznę w swoim życiu, który niejako uratował ją przed odebraniem sobie życia. Okazał się jednak byłym złodziejem powiązanym z rewolucjonistami. Pewnego razu aresztowano go za pomoc oraz ukrywanie uciekiniera i zesłano do Kołymska. Marija postanowiła pójść razem z nim. On jednak popadał w coraz większe kłopoty, nawet na zesłaniu trudnił się kradzieżami i paserstwem. Kiedy przeniesiono go w gorsze miejsce, okazało się że Marija jest jedyną kobietą wśród 100 mężczyzn. W takiej sytuacji szybko porzuciła swego ukochanego.
Wróciła do domu, nie zamierzała tam zostać jednak na długo. Był rok 1914 a Wielka Wojna trwała już kilka miesięcy. Kobieta skierowała swoje kroki do sztabu 25 Batalionu Rezerwy w Tomsku, gotowa zaciągnąć się do wojska. Fakt ten był o tyle dziwny, że wtedy kobiety nie były brane do armii, ani przez cara, ani żadne inne z państw biorących udział w konflikcie. Oficer nie wierzył własnym uszom i powiedział, że może ją przyjąć najwyżej w charakterze siostry miłosierdzia. Kobieta jednak chciała służyć ojczyźnie z bronią w ręku.
Podobno dzięki radzie oficera, Boczkariowa napisała list do cara opisując swoją sytuację i plany. Na początku wojny dla władcy Rosji nie było rzeczy niemożliwych, więc po jakimś czasie, ku zdziwieniu wszystkich włącznie z samą zainteresowaną nadeszła zgoda. Zgłosiła się do wcześniej odwiedzonego batalionu w celu wcielenia do carskiego wojska. Był to niejako precedens, po raz pierwszy kobieta miała walczyć na froncie. Autorzy w książce "Naznaczeni przez rewolucję" opisują pierwsze momenty Mariji w wojsku w następujący sposób:
"Została żołnierzem 4 roty 25 Batalionu Rezerwy, pobrała z magazynu mundur oraz ekwipunek i dowiedziała się, że spać ma w sali z kilkudziesięcioma kolegami, którzy po ogłoszeniu ciszy nocnej i zgaszeniu światła naturalnie zamierzali wykorzystać nadarzającą się okazję. Pierwszego natręta z całej siły kopnęła w głowę, niemniej niezrażeni tym koledzy niemal do rana usiłowali się do niej dobierać. Twarda kobieta nie tylko dała sobie z nimi radę, ale i — ku ich zdziwieniu — nie złożyła skargi u dowódcy. Po dniu wypełnionym musztrą i innymi ćwiczenia rekruckimi znowu zaczęły się końskie zaloty i próby napaści. Marija ponownie nie pozwoliła sobie w kaszę dmuchać i znów nie poskarżyła się dowództwu, choć była pytana, czy nie ma problemów z kolegami. Po tygodniu towarzysze broni uspokoili się i zapytali, czy zgodnie z obyczajem wybierze sobie jakiś pseudonim. Niewiele się zastanawiając, oświadczyła, żeby mówili na nią Jaszka [...]"
Takie imię nosił mężczyzna za którym poszła na zesłanie i od którego zamierzała pójść prosto do armii.
Marija Leontjewna Boczkariowa jako żołnierz armii carskiej. |
15 sierpnia 1915 roku, na Białorusi "Jaszka" przeszła swój chrzest bojowy. W okolicy Mołdeczna, 28 Pułk w skład którego wchodził batalion Mariji, szturmował pozycje wroga. Kobieta natknęła się nagle na Niemca, który wydał się jej ogromny. Ten z pewnością zaskoczony widokiem kobiety zawahał się na kilka sekund, to przesądziło o jego losie. Rosjanka wbiła w niego bagnet tak głęboko, że nie potrafiła go wyjąć i dopiero towarzysze pomogli jej wyszarpnąć oręż z trupa. Szturm się załamał pomimo waleczności Boczkariowej i wraz z garstką żołnierzy znalazła się na ziemi niczyjej. Nocą zgłosiła się na ochotnika do ściągania rannych z pola walki. Do świtu udało jej się uratować 50 żołnierzy, za co otrzymała medal świętego Jerzego. Trzeba zaznaczyć, że mężczyźni za podobne wyczyny otrzymywali o wiele bardziej prestiżowe odznaczenia. No cóż ona jednak była kobietą i mimo wszystko widziała walkę z wrogami Rosji jako swoje powołanie. Stawała się coraz bardziej szanowana wśród kolegów i przełożonych. Za uratowanie rannego kapitana spod gradu kul otrzymała awans na unteroficera i kolejne odznaczenia.
21 czerwca 1916 roku w okolicach Hrubieszowa została ciężko ranna. Tuż obok eksplodował pocisk artyleryjski uszkadzając jej biodro. Lekarze zapowiedzieli, że może być częściowo sparaliżowana i nie dawali jej wielkich szans na powrót do zdrowia. "Jaszka" mimo wszystko nie poddawała się i dzięki ciężkiej rehabilitacji odzyskała sprawność, by pod koniec 1916 roku znów wyruszyć na front bić się za cara. To co zastała w szeregach armii odbiegało znacznie od tego co pamiętała kiedy pół roku wcześniej walczyła w okopach. Morale praktycznie nie istniało. Żołnierze zmęczeni nadludzkim wysiłkiem i przytłoczeni porażkami nie mieli już ochoty ani sił bić się dalej.
22 lutego 1917 roku (a raczej 7 marca według kalendarza gregoriańskiego), robotnicy w Piotrogrodzie, ówczesnej stolicy Rosji, wyszli na ulicę. Tak rozpoczęła się rewolucja lutowa, preludium do ostatecznego uśmiercenia starego porządku, do rewolucji październikowej. 27 lutego (czyli 12 marca) do manifestujących przyłączyli się żołnierze. To ostatecznie "pogrzebało" Mikołaja II i jego państwo, po prostu nie miał już kto bronić carskiej Rosji. W rezultacie doprowadziło to do abdykowania cara i przekazania władzy w ręce rządu tymczasowego. Oczywiście cała sytuacja przełożyła się na morale sił frontowych. Upadek dynastii Romanowów doprowadził do upolitycznienia się szarego żołnierza. Zamiast walczyć organizowano rady i prowadzono polemiki polityczne, praktycznie paraliżując działania militarne. Marija nie potrafiła tego pojąć, mówiła:
"Nie po to szłam do wojska, żeby wracać przegrana z wojny".
W jej głowie narodził się kolejny dziwaczny pomysł, wymyśliła sobie, że skoro mężczyźni nie palą się do wojaczki, należy stworzyć oddział składający się z samych kobiet. Miałyby one dać przykład i zawstydzić "marudzących" mężczyzn. Zaczęła o tym głośno mówić i w efekcie stanęła przed głównodowodzącym siłami rosyjskimi Aleksiejem Brusiłowem, który zapytał:
- "To byłaby pierwsza taka jednostka na świecie. Polega pani na kobietach? Czy one nie ośmieszą Rosji?"
Boczkariowa miała odpowiedzieć w następujący sposób:
- "Pewna nie jestem, ale jeśli dacie mi pełnomocnictwa, to ręczę, że mój batalion Rosji nie zhańbi".
Postanowiono wówczas utworzyć Kobiecy Batalion Śmierci. Nazwa miała przypominać, że należy bronić kraju aż do ostatniego tchu. Nabór ogłoszono w gazecie, odzew był olbrzymi. Ostatecznie przyjęto około 2.000 kobiet w wieku między 16 a 35 lat i na tym pobór zakończono. Gdy zaciekawieni dziennikarze pytali o budowę struktury i rezerwy kobiecego batalionu, Marija odpowiedziała:
- "Nie ma takiej potrzeby. Pójdziemy i umrzemy".
Kobiety musiały poddać się rygorystycznemu szkoleniu prowadzonemu przez ich komendantkę. Zakazała ona również jakiegokolwiek upolityczniania batalionu i tworzenia żołnierskich rad. Okazało się to kością niezgody i w efekcie podzielono batalion na grupę, podporządkowaną bezpośrednio "Jaszce" i drugą- rotę, gdzie znalazły się dziewczyny nie do końca zgadzające się z linią wyznaczoną przez Boczkariową.
Odprawa batalionu odbyła się 21 czerwca 1917 roku. Była to właściwie uroczystość propagandowa, odprawiona z pompą i honorami.
Odprawa Pierwszego Kobiecego Batalionu Śmierci. 21 czerwiec 1917 rok. |
Jak się miało okazać, kobiety nie sprawdziły się w walce frontowej. Gdy 27 lipca ich komendantka poprowadziła je do szturmu w pierwszej linii, wydawały się przez chwilę doskonałym lekarstwem na upadłe morale rosyjskiej armii. Jednak już po chwili dostały się pod nieprzyjacielski ogień. Zamiast rozproszyć się i szukać osłony, wszystkie zbiły się razem w jedną grupę. Mężczyźni zawrócili z powrotem do okopów a część w ogóle z nich nie wyszła. Pozostawiony samotnie na pastwę losu batalion Boczkariowej zawiódł, faktycznie prawie wypełniając jej słowa:
"...Pójdziemy i umrzemy".
Druga rota, została ulokowana przy Pałacu Zimowym - siedzibie rządu tymczasowego. Z 25 na 26 października 1917 roku (według kalendarza juliańskiego) starały się bezskutecznie bronić go przeciw szturmującymi go bolszewikami. Trzeba przyznać, że kiedy mężczyźni uciekli na posterunku pozostały jedynie kobiety i w znaczny sposób utrudniły rewolucjonistom zajęcie budynku. Po ostatecznym upadku rządu tymczasowego i rozpoczęciu krwawej zawieruchy, batalion rozwiązano.
Rekrutki do Kobiecego Batalionu Śmierci w kolejce do strzyżenia. |
Lenin i Trocki starali się namówić Mariję, by jako znana żołnierka i kobieta wywodząca się z klasy robotniczej poparła ich przewrót, zapewniając dodatkowe korzyści propagandowe. Miała odpowiedzieć, że piękne są ich marzenia i plany dla Rosji, jednak z jednym zgodzić się nie mogła. Mianowicie z faktem, że nakłaniali żołnierzy do zaprzestania walki na froncie. Burzyło to podstawę jej obecnej egzystencji. Została więc zwolniona z wojska i puszczona do domu. Ale rewolucja jeszcze się nie skończyła a wręcz przeciwnie. Do "Jaszki" napisał generał Ławr Korniłow, dowódca Armii Ochotniczej "białych" i wysłał w podróż w celu agitowania o wsparcie przeciw bolszewikom. Boczkariowa odwiedziła Amerykę, gdzie spotkała się z prezydentem Wilsonem a następnie w Anglii miała audiencję u króla. Wszędzie przyjmowano ją ciepło i z uprzejmością, jednak nie wskórała nic. W sierpniu 1918 przybyła do Archangielska, który znajdował się w strefie wpływów aliantów. Tam nie mogąc sobie poradzić z niepowodzeniami stała się agresywna i natarczywa w agitacjach do walki z Niemcami, w efekcie dowódca "białych" w Archangielsku Władimir Maruszewski kazał jej zdjąć mundur. To jednak nie pomogło a raczej zaogniło całą sytuację. Regularnie pijana kobieta, włóczyła się po ulicach obrażając amerykańskich żołnierzy. By uniknąć dalszych skandali została oddelegowana do Omska, pod rozkazy Admirała Aleksandra Kołczaka. Samozwańczy wielkorządca Wszechrosji, zaproponował jej utworzenie oddziału sióstr miłosierdzia. Tym razem Marija przystała na propozycję i zajęła się tworzeniem jednostki medycznej. Kołczak poniósł klęskę i musiał opuścić Omsk, by ostatecznie zdradzony przez żołnierzy Korpusu Czechosłowackiego zginąć z rąk bolszewików. "Jaszka" rozwiązała swoją formację i postanowiła związać się z rewolucjonistami, ufna we wcześniejsze zapewnienia Lenina i swoje robotniczo-chłopskie pochodzenie. Ci jednak jej już nie potrzebowali. Kilka tygodni po tym gdy się do nich zgłosiła, 7 stycznia 1920 roku, została aresztowana. 16 maja rozstrzelano ją jako wroga rewolucji i narodu. By wymazać o niej pamięć starano się zatrzeć i zniszczyć wszelkie ślady jej istnienia. Ponieważ nie istnieją żadne dokumenty potwierdzające jej śmierć, wokół "Jaszki" narosło wiele teorii i legend. Jedna z nich mówi, że została uratowana przez pisarza, który później wydał o niej książkę i dożyła swych ostatnich dni w Chinach. Historycy jednak są zgodni, że jest to mało prawdopodobne.
W ten oto sposób rewolucja proletariatu obeszła się z kobietą, która swoją osobą reprezentowała klasę którą rzekomo wyzwalano. Boczkariowa stała się po prostu niepotrzebna i być może odrobinę niewygodna, zbyt bardzo znana jako pierwsza kobieta walcząca dla kraju, który Lenin i jego towarzysze zamierzali utopić w morzu krwi.
Burżuj bolszewik
Urodził się 4 lutego 1893 roku we wsi Aleksandrowskoje koło Smoleńska, która należała do jego rodziny. Ta zaś szczyciła się korzeniami sięgającymi średniowiecznych tradycji. Uczęszczał do elitarnej Aleksandryjskiej Szkoły Wojskowej, kończąc ją z wyróżnieniem. Dzięki temu mógł służyć w najsłynniejszej carskiej jednostce, mianowicie w gwardyjskim Pułku Siemionowskiego. Mogłoby się wydawać, że reprezentował sobą wszystko to, przeciw czemu agitował Lenin i ruch proletariatu. Mimo wszystko stał się, przez pewien okres, niemalże wizytówką Armii Czerwonej.
Michaił Nikołajewicz Tuchaczewski namalowany przez Lwa Kotljarowa |
Michaił Nikołajewicz Tuchaczewski swoje pierwsze szlify wojenne zbierał na froncie Wielkiej Wojny, jako młodszy oficer 6 roty 2 batalionu. Awansował na porucznika i w przeciągu pół roku otrzymał 5 odznaczeń za bohaterstwo. Swojej wartości dowiódł w dwóch dużych starciach, pierwszym, trwającym w dniach od 28 września do 8 listopada 1914 roku w okolicach Warszawy i Dęblina. Rosjanom udało się wyprzeć wojska państw centralnych na pozycje wyjściowe. Później w listopadzie i grudniu brał udział w najprawdopodobniej największej bitwie manewrowej tej wojny, której teatrem działań były okolice Łodzi. Wszystko wskazywało na gładką i szybka karierę, jednak 19 lutego 1915 roku w Piasecznie pod Łomżą Niemcom udało się odciąć oddział Tuchaczewskiego a jego samego wziąć do niewoli, w której miał spędzić 2,5 roku. Oczywiście próbował ucieczki, udało się jednak dopiero za piątym razem. 18 stycznia 1917 roku, zbiegł z obozu karnego w Ingolstadt i przez Szwajcarię, Francję, Wielką Brytanię, Norwegię i Szwecję dotarł do Rosji. Gdy meldował się w sztabie swego pułku, wydarzenia październikowe toczyły się lawinowo. Żołnierze prowadzili nieustanne debaty polityczne i agitacje. Tuchaczewski również dał się im porwać. W książce Goworskich "Naznaczeni przez rewolucję bolszewików" opisano moment zmiany frontu przez młodego oficera:"-”Pójdę z bolszewikami. Biała armia niczego zdziałać nie potrafi. Nie mamy wodza”
zwierzał się kapitanowi Golumn- Bekowi. Kiedy w marcu 1918 r. Lenin ogłosił mobilizację specjalistów wojskowych, czyli oficerów i podoficerów dawnej armii, Tuchaczewski nie wahał się i jako jeden z pierwszych zgłosił się do komisji wojskowej Wszechrosyjskiego Centralnego Komitetu Wykonawczego (ros. Wsierossijskij Centralnyj Ispołnitielnyj Komitiet — WCIK) będącego nominalnie najwyższym organem władzy. Awel Jenukidze, członek bolszewickiego Komitetu Centralnego i krewny pierwszej żony Stalina Jekatieriny Swanidze, dał mu rekomendację do RKP(b), czyli Rosyjskiej Partii Komunistycznej (bolszewików), do której młody weteran został przyjęty wiosną 1918 r. Za sprawą Jenukidzego otrzymał także stanowisko komisarza wojennego moskiewskiego rejonu obrony, gdzie odpowiadał za sprawy organizacyjne, szkolenie i zaopatrzenie".
Uzyskał również możliwość spotkania się z Leninem, na którym najprawdopodobniej wywarł duże wrażenie. Już w czerwcu otrzymał od niego przydział na front wschodni w okolice Wołgi i został mianowany komandarmem, czyli dowódcą, 1 Armii RKKA.
Gdy Eserowcy zbuntowali się przeciw bolszewikom, dowódca Frontu Wschodniego Michaił Murawiow starał się wzniecić rewoltę wśród żołnierzy. Tuchaczewski jako bolszewik został pojmany i uwięziony. Rewolta została błyskawicznie zdławiona, tylko Tuchaczewski został oskarżony o to, że zbyt łatwo dał się aresztować. Miał nawet za to stanąć przed Trybunałem Rewolucyjnym, ale wpływowi znajomi uchronili go przed tym losem.
Incydent z eserowcami nie zachwiał postawą komandarma, który wziął się za musztrowanie swoich żołnierzy. Udało mu się stworzyć karną armię, na której czele odnosił sukcesy w walkach z "białymi" na przestrzeni lat 1918 - 1919. Wykorzystując na przykład taktykę francuskiego generała Josephie Gallienima, przerzucił swoje wojsko wszystkimi dostępnymi ciężarówkami i samochodami na tyły wroga co pozwoliło mu odnieść zwycięstwo. O sukcesie jako pierwszego poinformował Lenina, który odpowiedział mu w bardzo serdeczny sposób. Na podstawie ich korespondencji, można wnioskować, że darzyli się wzajemną sympatią. W kwietniu 1919 roku został głównodowodzącym 5 Armii, walczącej na Syberii z siłami admirała Aleksandra Kołczaka i Korpusu Czechosłowackiego. Po ostatecznym rozbiciu sił "białego admirała", w którym rojaliści pokładali ogromne nadzieje, i jego zamordowaniu Tuchaczewski skierował się na Kaukaz by stawić czoła wojskom generała Antona Denikina. Ten po pierwotnych sukcesach jednak poniósł porażkę pod Orłem, pod naporem bolszewików Armia Ochotnicza poszła w rozsypkę, a Denikin ratował się ucieczką poza granice kraju.
Młody Tuchaczewski jako dowódca 5 Armii |
Ci natomiast nie potrafili znieść jego pochodzenia i nawyków arystokraty, które to nijak nie wpisywały się w obraz rewolucji robotniczo-chłopskiej. Wydawać by się mogło, że przeszkadza im najbardziej sama jego osobowość. W tej samej publikacji zapisano:
"[...]drażnił zamiłowaniem do teatralnych póz, gestów i strojów, a także wielkopańskim stylem życia. Jego podkomendny, sztabskapitan Gienrich Eiche […] zauważał z przekąsem, iż pojawiał się najczęściej w swym paradnym mundurze: żółtych butach,czerwonej bluzie i zielonym kasku. Jeśli irytowało to kadrowego oficera, łatwo sobie wyobrazić, jak na podobną ekstrawagancję reagowali szczególnie wyczuleni na „błękitną krew” i „gwardyjskie maniery” bolszewiccy komisarze".
Wbrew tym antagonizmom Tuchaczewski zachowywał swoją pozycję i nie doświadczał żadnych represji. Czy odegrał w tym jakąś rolę sam Władimir Iljicz, można jedynie spekulować. W każdym razie nie było czasu na tego typu sprawy. Po rozprawieniu się z Denikinem, na drodze światowej rewolucji stanęła Polska. Oddziałom znad Wisły w początkowej fazie walk wiodło się całkiem nieźle. Ofensywa podjęta 25 kwietnia 1920 roku, w szybkim tempie dotarła do Kijowa a 8 maja polscy żołnierze jeździli tramwajami po ulicach ukraińskiej stolicy. Jednak 2 lipca na scenę wkroczył Michaił Nikołajewicz Tuchaczewski, teraz w roli dowódcy frontu zachodniego. Pierwszym jego działanie było wydanie rozkazu przejścia do ofensywy przeciw Polakom. W dokumencie można wyczytać pamiętne słowa:
"[…] Utopcie we krwi rozgromionej armii polskiej przestępczy rząd Piłsudskiego.[…] Na Zachodzie rozstrzygają się losy światowej rewolucji. Ponad trupem białej Polski wiedzie droga ku wszechświatowej pożodze. Poniesiemy na bagnetach szczęście i pokój pracującej ludzkości".
Michaił Tuchaczewski jako dowódca frontu Zachodniego w wojnie z Polską, odbiera defiladę oddziałów idących na front. W roku 1920. Miał zaledwie 27 lat. |
Efektem prowadzonych przez niego działań, było zatrzymanie się w sierpniu 1920 roku Armii Czerwonej u bram Warszawy. Pewne już niemal zwycięstwo Tuchaczewskiego, obróciło się jednak w perzynę, dzięki zatrzymaniu Armii Konnej Budionnego we Lwowie. To kolejny epizod, który powinien nam wypalić w pamięci i sercu poświęcenie tego miasta, tych ludzi i młodzieży. Jednak ta historia wymaga oddzielnego rozdziału.
Wracając do Armii Robotniczo-Chłopskiej i jej dowódcy, Tuchaczewski poniósł klęskę w bitwie warszawskiej, co zaowocowało podpisaniem 18 marca 1921 roku traktatu ryskiego.
O dziwo Tuchaczewski nie musiał się martwić o swoją reputację. Za klęskę pod Warszawą i kolejne niekorzystne dla bolszewików wydarzenia Lenin winił Armię Konną i jej dowódców. W lutym 1923 roku w moskiewskiej Akademii Wojskowej, swoją prelekcję na temat porażki w wojnie z Polską prowadził Tuchaczewski. Wykazując w nim podstawy klęski jakimi miały być błędy dowódców i komisarzy, którzy uwikłali się w walki pod Lwowem i w efekcie nie zdążyli pod Warszawę by osłaniać flanki jego frontu. Tę retorykę podzielał również Lenin. W tym momencie można dopatrywać się przyczyny, jeśli nie bezpośredniej to na pewno pośredniej, późniejszych losów Michała Nikołajewicza. Dowódcą Frontu Połódniowo-Zachodniego był Aleksander Jergow, komisarzem politycznym natomiast Józef Stalin i to oni stanęli w ogniu krytyki za niepowodzenie w Polsce.
1 marca 1921 roku na nieco ponad dwa tygodnie przed podpisaniem pokoju z Polską doszło do strajku robotników w Piotrogrodzie, którzy domagali się zwiększenia przydziałów chleba. Uważni mogą zaobserwować pewną analogię do wydarzeń, które wywołały rewolucję październikową. Wtedy bolszewicy potrafili wykorzystać niepokoje społeczne a żądaniami ludu argumentować przewrót. Tym razem nie podzielali jednak poglądów proletariatu. Gdy strajkujących, podobnie jak przed laty, poparli marynarze z bazy Floty Bałtyckiej w Zatoce Fińskiej Lenin wysłał Tuchaczewskiego wraz z wojskiem do stłumienia kontrrewolucyjnych nastrojów. Pech chciał, że marynarze kronsztadzcy byli tymi samymi, którzy w znacznej mierze przyczynili się do sukcesu bolszewików w 1917 roku. To dzięki nim udał się również szturm na Pałac Zimowy. Tuchaczewski wydał rozkaz szturmu na bazę morską przez zamarznięte morze. Komuniści ruszyli w nocy z 18 na 19 marca. Nad ranem sytuacja była prawie opanowana. Jednak czerwonoarmiści zaczęli się buntować. Nie mieli ochoty mordować marynarzy, którzy byli dla nich symbolem zwycięstwa mas robotniczych.
"Wcześniej jednak, w czasie pierwszego ataku bolszewików na Kronsztad 8 marca, żołnierze 561 Pułku najpierw odmówili udziału w walce, a gdy zostali do niej przymuszeni, znaczna ich część oddała się do niewoli.Kiedy kilka dni później zbuntowali się czerwonoarmiści z innego pułku, zaczęły się rozstrzeliwania odmawiających wykonywania rozkazów.Czerwonoarmiści przeprowadzający egzekucje zapisywali w aktach potwierdzanie rozstrzelania, jakby tym samym jednocząc się z wydającymi wyroki i brudząc ręce tą samą co oni krwią. Ci niepiśmienni przy swoim nazwisku stawiali krzyżyki — pisze rosyjski historyk Nikołaj Pawłowicz. Sytuacja poprawiła się po ściągnięciu Sybiraków, Kirgizów i Baszkirów mających słabe pojęcie o roli marynarzy kronsztadzkich w rewolucji bolszewickiej" - piszą w swojej książce Goworscy.
Osławiony sukcesem został ponownie użyty do pacyfikacji powstania chłopskiego na wiosnę 1921 roku. Kiedy zjawił się na Powołżu w guberni Tambowskiej, okazało się, że rozmiar niepokojów przekracza zwykły bunt, a bardziej przypomina początki wojny domowej. W pierwszej dyrektywie nakazał natychmiastowe rozstrzeliwanie każdego kto nie potrafi się wylegitymować a do zwalczania partyzantów w lesie zażądał przysłania samolotów, wozów bojowych, pociągów pancernych i gazów bojowych. Te ostatnie miały pomóc w szybkim oczyszczeniu lasów. Późniejsi radzieccy historycy zaprzeczali jakoby gazy trujące faktycznie zostały użyte przeciwko chłopom. Odnalazł się jednak dokument, który przetrwał niszczenie archiwum tambowskiego przez NKWD w 1937. W meldunku można przeczytać:
"W trakcie operacji w rejonie jeziora Rimza zużyliśmy 130 szrapneli, 69 pocisków zapalających i 79 pocisków z gazem bojowym".
Natomiast dzień później do pacyfikacji wsi Inżawino zużyto według raportu 85 pocisków chemicznych. W ciągu 40 dni tłumienia rewolty zginęło 50.000 ludzi, w głównej mierze byli to zwykli chłopi. Rewolucja, która miała wyzwolić uciśnione masy robotniczo-chłopskie, teraz zmieliła pod kołami swego postępu tych, którzy pokładali w niej swą nadzieję.
Osławiony sukcesem został ponownie użyty do pacyfikacji powstania chłopskiego na wiosnę 1921 roku. Kiedy zjawił się na Powołżu w guberni Tambowskiej, okazało się, że rozmiar niepokojów przekracza zwykły bunt, a bardziej przypomina początki wojny domowej. W pierwszej dyrektywie nakazał natychmiastowe rozstrzeliwanie każdego kto nie potrafi się wylegitymować a do zwalczania partyzantów w lesie zażądał przysłania samolotów, wozów bojowych, pociągów pancernych i gazów bojowych. Te ostatnie miały pomóc w szybkim oczyszczeniu lasów. Późniejsi radzieccy historycy zaprzeczali jakoby gazy trujące faktycznie zostały użyte przeciwko chłopom. Odnalazł się jednak dokument, który przetrwał niszczenie archiwum tambowskiego przez NKWD w 1937. W meldunku można przeczytać:
"W trakcie operacji w rejonie jeziora Rimza zużyliśmy 130 szrapneli, 69 pocisków zapalających i 79 pocisków z gazem bojowym".
Natomiast dzień później do pacyfikacji wsi Inżawino zużyto według raportu 85 pocisków chemicznych. W ciągu 40 dni tłumienia rewolty zginęło 50.000 ludzi, w głównej mierze byli to zwykli chłopi. Rewolucja, która miała wyzwolić uciśnione masy robotniczo-chłopskie, teraz zmieliła pod kołami swego postępu tych, którzy pokładali w niej swą nadzieję.
Michaił Tuchaczewski jako marszałek i wiceminister obrony ZSRR |
"Trzynastego maja, przed wyjazdem do nadwołżańskiego Kujbyszewa (od 1991 r. ponownie Samary), został jeszcze przyjęty na Kremlu i Stalin miał mu ponoć wówczas powiedzieć: „Ależ my wam wierzymy.Najlepiej będzie, jak na jakiś czas wyjedziecie z Moskwy. Gdy ucichną plotki, przywrócimy wam stanowisko".
Na drugi dzień po przyjeździe na nową placówkę, Michaił Nikołajewicz Tuchaczewski został aresztowany i przewieziony do więzienia NKWD w Moskwie. Został oskarżony o przewodniczenie w spisku mającym na celu obalenie władzy komunistycznej i utworzenie dyktatury wojskowej, na której czele sam miał stanąć. Był brutalnie przesłuchiwany a na podpisanym przez niego przyznaniu się do winy znajdują się plamy krwi. Mimo wszystko, podobno marszałek okazał się ciężkim przypadkiem i początkowo nie przyznawał się do zarzutów. Dopiero gdy zagrożono mu zbiorowym gwałtem na jego córce, podpisał dokument. Winą Tuchaczewskiego miał być udział w spisku oraz działanie na rzecz wywiadów Polski i Niemiec. 11 czerwca 1937 roku zapadł wyrok skazujący Tuchaczewskiego i kilku innych oficerów. Zostali rozstrzelani a następnego dnia ich ciała wywieziono poza Moskwę, wrzucono do wykopanego dołu i zasypano wapnem.
Tak "zbawienna" rewolucja rozprawiła się z najmłodszym marszałkiem Związku Radzieckiego.
W książce "Naznaczeni przez rewolucję bolszewicką" autorstwa Marty Panas-Goworskiej i Andrzeja Goworskiego znajduje się jeszcze wiele innych historii ludzi, na których rewolucja październikowa miała bezpośredni wpływ. Na ich przykładzie uwidacznia się fakt, że pochodzenie czy przeszłość nie miały dla bolszewików znaczenia. Każdy, kto mógł być przydatnym narzędziem, mógł stać się częścią rewolucji, do momentu, kiedy stawał się zbyteczny lub zbyt popularny. Paradoksem jest, że nawet ci najwięksi, w efekcie końcowym wpadli pod koła rozpędzonej machiny rewolucyjnej. Ludzie, którzy ufni w wyzwolenie od ucisku carskiego i arystokracji znaleźli się nagle w kraju rządzonym i trzymanym w ryzach przez terror.
Książka "Naznaczeni przez rewolucję bolszewików" ukazał się nakładem wydawnictwa Editio Historia |
Korekta: Raetus
Materiały źródłowe:
Marta Panas-Goworska i Andrzej Goworski „Naznaczeni przez rewolucję bolszewików”
Ciekawy wpis. Zważając na to, że to taka kryptoreklama. Ale skuteczna, będę się w księgarni za tą pozycją rozglądał.
OdpowiedzUsuńCiekawy material dobrze napisany.
OdpowiedzUsuńNie wszystkie elementy sa mi znane , wiec zyskalem dodatkowe wiadomosci
"Zlo rodzi zlo".Niesamowita eskalacja zla w tych czasach przybierala na sile,krwawy terror,bestie budzace sie w ludziach. Wladza siekaca krwawym sierpem,bijaca czarnym mlotem smierci w ubezwlasnowolniony prosty lud.Do dzisiaj Rosja jest wciaz kalka,(wprawdzie juz slaba i rozwodniona)tamtych czasow.I wciaz nie ma takiej sily,zeby to zmienic.Tu potrzebny jest Swiety Duch Odnowy,ktory zostal Narodowi wyrwany i zabity ,sprowadzajac go do roli......?
OdpowiedzUsuńCiało Tuchaczewskiego zostało spalone, a prochy wrzucone do masowego grobu na cmentarzu Dońskim w Moskwie, gwoli ścisłości.
OdpowiedzUsuńChetnie zapoznam się że źródłem, ponieważ nie spotkałem się z taką informacją.
Usuń