niedziela, 17 września 2023

Jak Polska została "zdradzona" - Piłsudski, Beck i gwaranci polskiej suwerenności w tańcu z Hitlerem i Stalinem

27 stycznia 1934 roku londyński „Daily Mail” napisał:

»To, czego dokonali Hitler i Piłsudski, wydaje się niemal cudem«.

A cóż takiego oni zrobili? Rzesza i Polska podpisały dziesięcioletni pakt o nieagresji, dla Hitlera było to pierwsze spektakularne osiągnięcie dyplomatyczne od chwili objęcia władzy. Teraz tylko niepoprawni sceptycy, mogli wątpić w dążenie do pokoju niemieckiego kanclerza. W „Daily Express” napisano, że dziesięcioletni pakt Hitlera ma niezwykle ważne znaczenie. „Daily Telegraph” natomiast uznał to za najważniejszy wkład narodowosocjalistycznych Niemiec w zapewnienie pokoju w Europie. Pięć i pół roku później, 3 września 1939 roku, Anglia wypowiedziała wojnę Rzeszy za zerwanie owego traktatu i napaść na Polskę. Atak Hitlera na Polskę był skierowany przeciwko państwu, które utraciło niepodległość pod rządami carycy Katarzyny II w XVIII wieku i odzyskało ją dopiero w 1918 roku.
W tamtym czasie, ze względu na niestabilne warunki wojna mogłaby wybuchnąć i bez Hitlera, z innych powodów. Ta jednak wybuchła, bo Polska po prostu stanęła na drodze szalonym marzeniom Hitlera o przestrzeni życiowej na wschodzie. Kraj, który wyrósł z niczego po klęsce jego zaborców w pierwszej wielkiej wojnie. Powstająca nowa Polska znalazła się pod punktem 13. wśród 14-punktowej listy Wilsona, z własnym dostępem do morza. W 1918 roku Polsce trafiły się „soczyste kąski” Niemiec. Amputowana Rzesza Niemiecka uważała tę cesję terytorium na rzecz Polski za najgorszą ze wszystkich okrucieństw terytorialnych i etnicznych, jaka została jej wyrządzona. Nic innego nie pozwoliłoby Hitlerowi tak porwać swoich rodaków, jak hańba polskiego korytarza do morza, przez terytorium Prusko-niemieckie, i „rabunek” obszaru przemysłowego — Wschodniego Górnego Śląska z 225 tysiącami Niemców i najcenniejszych zasobów mineralnych.


Warszawa, 13 czerwca 1934 roku. Joseph Goebbels na spotkaniu z marszałkiem Józefem Piłsudskim. Towarzyszą im: Józef Beck (pierwszy z prawej) i Hans Adolf Graf von Moltke (pierwszy z lewej). 


Nigdzie w Europie mapa nie uwidaczniała takich niespójności, jak w przypadku miasta Gdańsk, które w oczach Niemców dlatego tylko przestało do nich należeć, ponieważ Polska potrzebowała portu. Propagandysta Hitler nazwał traktat wersalski „narzędziem nadmiernego szantażu i najbardziej haniebnego upokorzenia”.
To, że Polska musi zostać zniszczona jako państwo, było częścią żelaznej racji stanu wszystkich „wielkich rzeszy”, mającej swoje korzenie za czasów Fryderyka Wielkiego i Bismarcka. Szef Dowództwa Armii, generał Hans von Seeckt, odręcznie napisał 11 września 1922 roku:

»Istnienie Polski jest nie do zniesienia, nie do pogodzenia z warunkami życia w Niemczech. Ona musi odejść i odejdzie«.

Jak? Poniżej dopisał: „Przez Rosję – z naszą pomocą”. Politycy w Weimarze również przyjęli za oczywistość, że granice będą musiały zostać wytyczone na nowo, oczywiście w sposób pokojowy. Tak myślał minister spraw zagranicznych Gustav Stresemann, a kanclerz Josef Wirth, znany z okrzyków: „Wróg jest na prawicy!”, posunął się jeszcze dalej w 1922 roku, zwierzając się swemu ambasadorowi w Moskwie:

»Z Polską trzeba skończyć. Moja polityka jest nastawiona na ten cel«.

Ze swojej strony Polska w 1921 roku zawarła ochronny sojusz z Francją. Dramatycznym nieszczęściem dla niej, wydawało się w ogóle, była nominacja Hitlera na stanowisko kanclerza 30 stycznia 1933 roku. Niemiecki minister spraw zagranicznych Konstantin Freiherr von Neurath sformułował 7 kwietnia 1933 roku w Gabinecie Hitlera następującą notatkę:

»Naszym głównym celem pozostaje rewizja wschodniej granicy. Możliwe jest tylko rozwiązanie całościowe. Porozumienie z Polską nie jest ani możliwe, ani pożądane. Należy utrzymać napięcie, choćby po to, aby nie dogasło zainteresowanie świata rewizją granicy niemieckiej«.

25 stycznia 1933 roku, kiedy Hitlera jeszcze nie było na stanowisku, ambasador Niemiec w Warszawie, von Moltke, poinformował, że w Polsce panuje „wysoki poziom nerwowości” i „paniki rewizyjnej”. Trwają przygotowania do „ostatecznego rozstrzygnięcia”, które postrzega się jako nieuchronne. Na czele Polski stał wówczas dyktator z doświadczeniem wojennym, syn ziemianina wileńskiego i marszałek Józef Piłsudski, o 22 lata starszy od Hitlera. Wcześniej, jak opowiadał, był „salonowym socjalistą”, ale wysiadł z tramwaju na stacji „Niepodległość”. Piłsudski rządził bardziej w oparciu o swoją władzę niż często zmieniające się urzędy. Królował niepodzielnie. Jego podstawowym doświadczeniem była nienawiść do Rosji. Na początku 1920 roku znajdująca się pod presją władza radziecka zaproponowała granicę znajdującą się średnio o 100 km dalej na wschód, niż ustalono później w traktacie pokojowym. Jednak Piłsudski, pod romantycznym wpływem przeszłości, chciał więcej. 26 kwietnia wojska polskie wkroczyły na Ukrainę, nie napotykając większego oporu, wspierane przez ukraińskich antykomunistów pod wodzą Petlury. 8 maja generał Rydz-Śmigły zajął Kijów. Armia kawalerii Budionnego kontratakowała od południa, ale robiła powolne postępy. On i komisarz Stalin nie trzymali się planu kampanii. Z kolei radziecki dowódca frontu zachodniego, 27-letni Michaił Tuchaczewski, w ciągu kilku dni rozgromił cały polski front północny. Warszawa była zagrożona, Polska wydawała się zagubiona. Następnie, w Bitwie Warszawskiej 16 sierpnia Polacy uderzyli na nieosłoniętą flankę Tuchaczewskiego, a jego główne siły zostały odrzucone. Armia Czerwona w ciągu tygodnia musiała zostać przeniesiona na terytorium Prus Wschodnich, gdzie została internowana. Bolszewicy zostali pokonani.

Wybawiciel Polski, który w czasie pierwszej wojny jako nieco nieszczęsny dowódca dowodził jedynie polską brygadą legionową po stronie państw centralnych i za swój buntowniczy charakter został na rok wywieziony przez Niemców do Twierdzy Magdeburg, stał się teraz bohaterem Polski. Rządził krajem charyzmatycznie, zachowując formalnie instytucje, nigdy nie dał się wybrać na najwyższy urząd. Z drugiej strony piastował urzędy, które choć ważne, same w sobie nigdy nie mogłyby wytworzyć niemal absolutnej władzy, którą pomimo wszystko rzeczywiście sprawował. Na początku września 1930 roku, kiedy Piłsudski był premierem przez trzy miesiące, miał około 70 przeciwników politycznych, więzionych w twierdzy brzeskiej. W tej sferze terroru przeprowadził i wygrał wybory, złożył rezygnację ze stanowiska, a astępnie uwolnił nielegalnie aresztowanych.
Hitler musiał znać karierę Piłsudskiego, która mu imponowała w 1933 roku. I tak po raz pierwszy przedstawił się światu jako wielki mistrz transformacji i zaskoczenia, jakim był. Przeniesiony do Kancelarii Rzeszy, wygłaszał pokojowe przemówienia, aby zdobyć danie główne. Niektórzy z jego zwolenników już szemrali, że z wilczej skóry wypełza owca. Jednak potem, w październiku 1933 roku, Rzesza z hukiem opuściła Ligę Narodów i Hitler nie był już jej członkiem, ani tym bardziej owcą. To było niebezpieczne posunięcie. Piłsudski sondował wtedy u swojego sojusznika w Paryżu możliwość przeprowadzenia wojny prewencyjnej, ale spotkał się z niewielką aprobatą tego pomysłu we Francji. Minister spraw zagranicznych Niemiec Konstantin von Neurath natomiast uważał, że sama Polska jest niebezpieczna, dopóki słabo uzbrojona Rzesza nie ma odpowiedniego porozumienia z Rosją Sowiecką. 26 stycznia 1934 roku Polska i Rzesza podpisały układ o nieagresji ograniczony do dziesięciu lat. Partnerzy ślubowali całkowite wyrzeczenie się przemocy, obiecali nieingerowanie w swoje wewnętrzne sprawy, a wszystko w celu „ustanowienia dobrosąsiedzkich stosunków”.
Wiadomo, że Hitler nie dotrzymał umowy, że pięć i pół roku później bezpodstawnie go zerwał. Można przypuszczać, że nigdy nie chciał go dotrzymać, że grał jedynie na czas. Piłsudski, który już w 1932 roku podpisał pakt o nieagresji ze znienawidzonymi przez siebie Sowietami, także grał na czas. Prawdopodobnie chciał odwrócić uwagę Hitlera od Austrii i Czechosłowacji. Przyznał, że okoliczności towarzyszące podpisaniu traktatu nie wzmocniły jego przyjaźni z Francją. Sojusz pozostał, a Polska, usankcjonowana przez Hitlera, nie musiała już czuć się „państwem sezonowym”, dlatego wielu Polakom wydawało się, że nie jest już państwem drugiej kategorii zdanym na łaskę Francji. Skończyły się polemiki w prasie nazistowskiej, ale nie w Polsce, gdzie prasa była mniej kontrolowana niż w hitlerowskich Niemczech.
W 1934 roku Minister Oświecenia Publicznego i Propagandy Rzeszy Joseph Goebbels spotkał się z niezbyt zdrowym już marszałkiem. Co znamienne, Hitler nie przyjechał do Warszawy, Piłsudski nie przyjechał do Berlina. 12 maja 1935 roku Piłsudski zmarł w wieku 67 lat. Hitler, równie sentymentalny, co obłudny, jeśli chodzi o demonstrowanie żołnierskiej rycerskości, kazał złożyć wieniec pod pomnikiem Marszałka w Krakowie, który zdeptał w kurzu. Piłsudski nie żył, gdy Hitler zajął zdemilitaryzowaną Nadrenię w 1936 roku. Następcy marszałka, jak się wydaje szczerze, ponownie zaproponowali oszołomionym Francuzom wojnę prewencyjną, znów na próżno. Jednak całkiem możliwe, że był to jedynie blef ze strony Warszawy. Jednak kto wie, jak by się sprawy potoczyły, gdyby Francuzi nie podeszli do tego z taką obojętnością. Być może Królewiec mógł stać się polskim, a nie rosyjskim.


Józef Piłsudski i prezydent II RP Ignacy Mościcki na spotkaniu z dyplomatami w Sali Wielkiej Zamku Królewskiego w Warszawie. Lata 30 XX wieku.


Polski, która ukazała się po śmierci Marszałka, nie można uważać za państwo sprzyjające pokojowemu rozwojowi, nawet jeśli było dużo mniej wojownicze niż jej dwaj potężniejsi sąsiedzi. Przecież nienawidzący Rosji Piłsudski nie tworzył państwa nad Wisłą sam. Jego najważniejszym przeciwnikiem, a zarazem współtwórcą młodego państwa był Roman Dmowski z burżuazyjnej Narodowej Demokracji. Obaj mężczyźni byli wobec siebie tak odpychający, że nie jest potwierdzona ani jedna osobista rozmowa między nimi. Kiedy Piłsudski udał się do Tokio podczas wojny rosyjsko-japońskiej w 1904 roku, aby jako Polak spiskować przeciwko Rosjanom, Polak Dmowski jechał za nim, aby mu to udaremnić. Obaj mężczyźni przywitali się uprzejmie na głównej ulicy Tokio. To właśnie antyrosyjski Dmowski reprezentował polskie interesy u zachodnich aliantów w Londynie i Paryżu podczas I wojny światowej, wspierany przez popularnego w USA pianistę Ignacego Paderewskiego, który później został premierem Polski od stycznia do grudnia 1919 roku. Dmowski był zaprzysięgłym wrogiem Niemiec. On także uważał traktat wersalski za „dyktat”, „mały depozyt dla naprawdę wielkiej Polski”. W memorandum do Wilsona z 8 października 1918 roku domagał się połączenia Poznania Prus Zachodnich, Górnego Śląska i trzech okręgów Dolnego Śląska z Prusami Wschodnimi, czy to jako autonomicznej prowincji, czy też jako „niepodległego” małego państwa. Tym samym sprawa korytarza przestałaby istnieć. Biorąc pod uwagę intelektualny wpływ Dmowskiego na polską inteligencję, można powiedzieć, że ani Rzesza, ani Polska, ani Związek Radziecki nie uważały granic z 1926 roku za trwałe i rozsądne.

Polska utrzymywała granicę z Litwą, która nie została uznana przez Litwę. Przecież Wilno było rodzinnym regionem Marszałka. Jak pisał niemiecki historyk o polskich korzeniach Richard Breyer:

»Granica miała dla niego wartość tylko wtedy, gdy się o nią walczyło«.

Następcy Piłsudskiego wzięli również udział w kampanii Hitlera przeciwko Czechosłowacji. Stosunki z tym państwem, które było jednocześnie sojusznikiem Francji, były złe, gdyż zarówno w oczach Polaków, jak i Niemców uchodziło ono za „dziuplę” dla ZSRR. Jednak Polska, najwyraźniej bez kompasu politycznego, pośrednio uczestniczyła w sudeckim ultimatum Hitlera, obejmując z kolei obszar wokół Cieszyna, ku wielkiemu rozbawieniu Hitlera. Nikt już nie pamiętał ani nie chciał przyjąć do wiadomości, że są to ziemie przyznane Polsce podstępnie przywłaszczone przez Czechów w styczniu 1919 roku.
Hitler już przygotował dla Polski kolejną przynętę. Zachęcony przez niego Józef Beck chciał scedowania Słowacji i Ukrainy Karpackiej na Węgry. Rozwścieczonym tą sytuacją Rumunom, którzy mieli z Polską sojusz obronny, sprzedał ten projekt jako „zaporę przeciwko Hitlerowi”. Polska, jako wiodąca prym wśród „państw buforowych” utworzonych w Wersalu po wielkiej wojnie, rozpłynęła się w powietrzu pod rządami pułkownika Becka.


Zajęcie Zaolzia - wkroczenie wojsk polskich do Orłowej. Sprzedaż kartonów z polskim godłem narodowym.


Dyktator Piłsudski rządził wraz ze swoimi pułkownikami z legionów, których wszystkich nazywał swoimi „dziećmi”. W jego mniemaniu tylko oni mogli być jego następcami. Prawdą jest, że „ojciec” Piłsudski nie pozostawił im żadnego systemu, prawdopodobnie nie był intelektualistą, a także nie był przyjacielem instytucji cywilnych. Po jego śmierci natomiast okazało się, że on sam był systemem. Jego główni spadkobiercy, marszałek Rydz-Śmigły, tymczasowy zdobywca Kijowa, naczelny dowódca armii i „pułkownik Beck”, jak go nazywano, gdy jeszcze był ministrem spraw zagranicznych, starali się nie przynosić blamażu i wstydu swoim urzędom. To, co zrobili źle i dobrze, a dużo zrobili źle i trochę dobrze, nie odgrywało później już większej roli. Natomiast marszałek widział sytuację na krótko przed śmiercią w następujący sposób:

»Ponieważ mamy dwa pakty, siedzimy na dwóch stołkach – i to nie może trwać długo. Musimy wiedzieć, z którego spadniemy najpierw i kiedy«.

Dla realisty politycznego, jakim był, wybuch wojny był tylko kwestią czasu, mówił, że dopóki Niemcy będą patrzeć na Korytarz, a Rosja na Zachód, nie będzie dla Polski trwałego bezpieczeństwa.




»Od godziny 5:45 rano odpowiadamy ogniem«.

Te słowa wypowiedział Hitler 1 września 1939 roku, gdy rozpoczęła się II wojna światowa. A jego pierwszymi ofiarami byli Polacy.

Niemcy maszerowali 54-dywizjami przeciwko polskim 38 dywizjom piechoty i jedenastu brygadom kawalerii, z czego w gotowości bojowej było faktycznie 21 dywizji i 6 brygad kawalerii. Na wschód ruszyło około 3 tysięcy niemieckich czołgów, Polacy mogli przeciwstawić im niecałe 900. Skromna flota powietrzna, składająca się z 60 bombowców i 279 przestarzałych myśliwców nie mogła być w pełni wykorzystywana, ponieważ została w dużej mierze zniszczona na ziemi. Jednak był koń i włócznia, z których śmieją się tylko ignoranci nieznający realiów tamtych czasów. Armia polska dysponowała ponad 70 tysiącami kawalerzystów. Żołnierzom niemieckim ukazał się więc staromodny obraz zbliżających się szwadronów. Jeźdźcy posiadali trzymetrowe włócznie z rur stalowych ozdobione flagami, oficerowie nosili eleganckie buty, a niemieccy strzelcy mieli dobrze widoczny cel. Nie była to jednak siła, którą można było ignorować i potrafiła dać się agresorowi we znaki. Nie jest też prawdą, że Polacy atakowali niemieckie czołgi, szarżując na koniach, ponieważ wychodzili z założenia, że były one wykonane z tektury. Ten mit wziął się z bitwy stoczonej 1 września 1939 roku, kiedy szwadrony polskiego 18. Pułku Ułanów w pościgu za piechotą niemiecką za zakrętem drogi w pobliżu wsi Krojanty natrafiły przypadkowo na kolumnę niemieckich pojazdów opancerzonych. Prawdą jest jednak, że Niemcy do Polski również wjechali konno, Wehrmacht użył około 600 tysięcy koni, zarówno w charakterze transportu, jak i kawalerii. Ostatnia bitwa kawalerii z kawalerią miała miejsce 23 września 1939 roku pod Lublinem. Wschodniopruscy Jeźdźcy uderzyli na polskich ułanów. Doszło do walki w zwarciu z szablą i pistoletem. Zwinniejsi Polacy wygrywali, niemalże gromiąc Niemców, dopóki nie pojawiły się niemieckie czołgi. Takimi wyczynami Polacy udowadniali sobie swoją odwagę. Minister spraw wojskowych Tadeusz Kasprzycki miał kiedyś powiedzieć:

»[…] prowadzić wojnę manewrową i wkroczyć do Niemiec już na początku operacji«.

Natomiast o marszu na Berlin mówił naczelny dowódca marszałek Edward Rydz-Śmigły dopiero w sierpniu 1939 roku, natomiast ambasador RP w Berlinie Józef Lipski spodziewał się, że w momencie wybuchu wojny wybuchnie w Rzeszy rewolucja przeciwko Hitlerowi. Gazety warszawskie donosiły nawet, że Niemcy w ogóle nie mogą przystąpić do wojny, ponieważ cierpią na „czarny paraliż”, czyli brak węgla.
Zachodni stratedzy też pokładali duże zaufanie w Polakach. Tak nie do końca bezinteresownie sytuację ocenił francuski szef sztabu Gamelin:

»Polacy wytrzymają co najmniej sześć miesięcy«.

I był to wystarczający powód, aby spokojnie suszyć pranie za Linią Maginota. W rzeczywistości jednak Polska była już przegrana, gdy 1 września 1939 roku Prezydent Ignacy Mościcki wezwał naród:

»Błogosławieni przez Wszechmogącego w walce o świętą i słuszną sprawę, zjednoczeni z armią, będziemy walczyć ramię w ramię aż do ostatecznego zwycięstwa«.


Niemieccy żołnierze oglądają szczątki polskiego samolotu, 8 września 1939 roku.


Günther Blumentritt jeden z generałów Hitlera również bezbłędnie rozpoznał sytuację we wrześniu 1939 roku, mówiąc później:

»Każdy, kto spojrzy na mapę Europy z 1939 roku, od razu rozpozna, że Polska została strategicznie podbita, zanim padł strzał lub niemiecki żołnierz przekroczył granicę«.

Można by tu dyskutować, czy Śmigły powinien był poświęcić najważniejsze prowincje i zbudować pozycję obronną o połowę krótszą za rzekami Niemen, Bóbr, Narew, Wisła i San, zamiast tworzyć 1600-kilometrowy front. Jednak zanim niemiecki blitzkrieg został ostatecznie wygrany, do gry wszedł także wschodni sąsiad Polski.
W sięgających do kostek, postrzępionych płaszczach, w harmonijkowych butach z płótna, z długimi karabinami, często przewieszonymi na sznurku przez ramiona, rosyjscy żołnierze wpychali się do Polski. Lepiej wyposażone oddziału Armii Czerwonej odcięły obrońcom, którzy nie byli już w stanie walczyć, odwrót w kierunku Węgier. Nie pół roku, a dobry miesiąc stawiano opór, a potem Polska naprawdę była zgubiona. „Polska upadła jak trafiona piorunem” – wspominał mąż stanu, późniejszy wicepremier Stanisław Mikołajczyk. Polska po raz kolejny została pokonana, okupowana, podzielona.
Był to ostatni akt fatalnego dramatu narodu polskiego: zostać zmiażdżonym jak statek między dwiema górami lodowymi oraz stała się źródłem zagrożenia dla pokoju w Europie i na Świecie. Polska została utracona, ponieważ jej armia nie była technicznie gotowa do wojny, ponieważ Francuzi i Anglicy nie chcieli wojny, pozwalając Führerowi na coraz więcej i w imię pokoju szli na coraz większe ustępstwa. Co do faktycznej zdrady zachodnich gwarantów naszych granic, to jako taka nie miała ona miejsca. Polsko-francuskie porozumienie sojusznicze nie przewidywało rozmiaru zaangażowania sil francuskich w razie wojny, a wręcz było jasne, że w początkowej fazie wojny do żadnych poważniejszych działań na froncie zachodnim nie dojdzie. Pod koniec lat 30 XX wieku było już na wszystko za późno. Tak naprawdę Francuska armia była potęgą jedynie na papierze i w przekonaniu świata. Kiedy Hitler bombardował Polskę, Francuzi nie byli jeszcze zmobilizowania ani dostatecznie dozbrojeni. III Rzesza wyprzedziła swojego sąsiada, jeśli chodzi o potencjał militarny, jednak tu byli winni Daladier, Chautemps i generałowie potężnej Francji lat 30

W kwietniu 1934 roku, po zawarciu paktu Hitler-Piłsudski, minister spraw zagranicznych Francji Barthou odwiedził polskiego marszałka, sondując grunt polityczny. Piłsudski pytał go w tedy, czy Francja chce w jakiś sposób przeciwdziałać zwiększonemu budżetowi zbrojeniowemu Rzeszy. Barthou odparł, że nie zostanie to zalegalizowane. Piłsudski natomiast zauważył, że z nielegalnych armat strzelana się tak samo dobrze jak z legalnych. Kiedy Barthou chciał się wykręcić, Piłsudski poufale klepnął go w kolano i ze śmiechem powiedział:

»Nie, nie, proszę mi wierzyć, ustąpicie. Nie bylibyście tymi, kim jesteście, gdybyście nie ustąpili«.

Barthou wyciągnął z tej rozmowy wniosek, który wydał mu się najwygodniejszy, że Warszawa w zasadzie woli Niemców od Rosjan. W rzeczywistości nie było to nawet całkowicie błędne, pomimo szeregu niuansów w polskim kierownictwie. Jednak nie była to również do końca prawda. Francuzi nie zauważyli, że nienawiść Piłsudskiego do Rosjan to jedno, a jego poczucie rzeczywistości to drugie. Jeśli Piłsudski wiedział, że Francja nie będzie maszerować, dlaczego nie pozostawić sobie otwartych opcji? Hitler sprawił, że obaj sojusznicy nie ufali sobie nawzajem.

Francja zaproponowała „Pakt Wschodni” w 1934 roku, w którym de facto każdy gwarantowałby każdemu granice, łącznie ze Związkiem Radzieckim. Chodziło tu między innymi, o możliwość interwencji ZSRR w wypadku agresji Niemiec na Czechosłowację. Ta zaś była tylko możliwa za zgodą rządu nad Wisłą na przemarsz Armii Czerwonej przez terytorium Polski. Hitler oczywiście odmówił, przecież nadal nie miał „równych praw”. Polska też odmówiła, bo nie chciała „rzucić się w ramiona” Rosji, tak mniej więcej określił to minister spraw zagranicznych Józef Beck. Poza tym Polacy też mieli roszczenia terytorialne wobec Czechów, podobnie jak Hitler. No i Polacy byli pewni, jak poinformował swój rząd ambasador Francji w Warszawie Leon Noel, że wojska rosyjskie „gdy raz znajdą się w ich kraju, nie będą chciały go już opuszczać”. Pułkownik Beck powiedział Noelowi:

»Nie mamy złudzeń i doskonale wiemy, że nasz sojusz z wami jest jednostronny. Gdybyście zostali zaatakowani przez Niemcy, Polska przyszłaby wam z pomocą, bo byłoby to w jej interesie. Jednak nie w przeciwnym wypadku«.

Ile racji miał pułkownik Beck, stało się jasne dopiero 7 marca 1936 roku, kiedy Hitler wkroczył swoimi oddziałami do zdemilitaryzowanych Niemiec na lewym brzegu Renu raczej słabymi siłami. Polska była gotowa do interwencji, przynajmniej jeśli chodzi o jej deklaracje, Francja jednak nie. Albo lepiej: Polska pomaszerowałaby, gdyby miała pewność, że Francja pierwsza ruszy z drugiej strony.


Wehrmacht wkracza do Nadrenii. 7 marca 1936 roku.


Beck lawirował dosyć sprawnie i umiejętnie. Czeski wysłannik w Londynie Jan Masaryk, który 10 marca 1948 wypadł z praskiego okna, nazywał go „niehonorowym intrygantem w złym filmie detektywistycznym”. Beck natomiast często powtarzał:

»W przypadku poważnego konfliktu są tylko dwie możliwości. Albo będziesz walczyć, albo się dogadasz«.

Francja przegapiła swoją ostatnią szansę. Nie chciała walczyć za wszelką cenę, choć prawdopodobnie w 1936 roku prawie nie przelano by tam krwi. Beck zwrócił swoje nadzieje również w kierunku Anglii, którą naprawdę lubił jako żeglarz hobbysta i entuzjasta potęg morskich. Nie można również zapominać, że Francja przekazywała Polsce pieniądze na czołgi i samoloty. Jednak ze względu na dobre stosunki ze Związkiem Radzieckim, który został przyjęty do Ligi Narodów i który bronił interesów Francuskiego Frontu Ludowego w Hiszpanii, Paryż odmówił sprecyzowania ustaleń wojskowych z Polską. Szef Sztabu Generalnego Francji Gamelin nie chciał żadnych stałych warunków – ani jak dalece, ani kiedy, ani gdzie. Do tego Polska nie kupiła broni za francuskie pieniądze, lecz budowała własny przemysł zbrojeniowy – Centralny Okręg Przemysłowy, pomiędzy Wisłą, Sanem i Karpatami. Może i była to słuszna decyzja, jeśli chodzi o planowanie długofalowe, jednak czas dla wszystkich kontrahentów dobiegał już końca. Hitler zdecydował się na sprint zbrojeniowy, wyprzedzając rywali na finiszu. Niemiecki wódz miał przeciwników, którzy ułatwiali mu życie. Podczas hiszpańskiej wojny domowej Polska nie sympatyzowała z „czerwoną” republiką, ale z Niemcami i Włochami. Führer mógł być z tego zadowolony, tak może nawet musiał stać się przez to pewny siebie. 
W 1934 roku do Polaków przybyła egzotyczna wizyta z Moskwy. Żyd Karol Radek, urodzony we wschodniej Polsce, skazany później na 10 lat więzienia w II Moskiewskim Procesie Pokazowym w 1937 roku, który nigdy więcej się już nie pojawił. Ten jegomość już w 1919 roku nawiązywał kontakty z Reichswehrą w Berlinie, teraz pojawił się w Warszawie i zapytał swojego szkolnego kolegę Bogusława Miedzińskiego, redaktora Gazety Polskiej i polityka oraz żołnierza:

»Co zrobicie, jeśli Niemcy postawią wam ultimatum, abyście się przeciwko nam przyłączyli, albo jeśli będą chcieli siłą przemaszerować?«

Miedziński odpowiedział Radkowi, że jako wielbiciel poety Mickiewicza, który urodził się i wychował w Polsce, musi znać Polaków przynajmniej na tyle, aby wiedzieć, że w takim wypadku przeciwstawiliby się bez nawet szans na zwycięstwo lub przemyślenie równowagi sił. Sowietów nie dało się tym jednak uspokoić, tym bardziej że ambasador Polski w Berlinie Lipski wygłosił serdeczną mowę dziękczynną na wiecu antybolszewickim partii nazistowskiej w Norymberdze w 1935 roku.


Otwarcie polsko-niemieckiego instytutu, luty 1935 roku. Od lewej Józef Lipski, Karl-Eduard von Sachsen-Coburg und Gotha, Joseph Goebbels.


Im bardziej wojna wydawała się nieunikniona, ponieważ Hitler tak wyraźnie jej chciał, tym bardziej w centrum uwagi przeciwników znajdowało się stanowisko Związku Radzieckiego. Rosja była wrogiem Polski, ale Hitler był wrogiem Rosji. Zatem łamigłówka mocarstw zachodnich brzmiała: Jak Sowieci pójdą na wojnę? Nikt nie wie, co myślał Stalin. Wydaje się, że nadal przeceniał siłę Francji i Anglii i w związku z tym nie doceniał siły Hitlera. Prawdą jest, że tego kluczowego lata 1939 roku Londyn i Paryż zachowywały się wobec Kremla nudno i niezdarnie, w dużym stopniu odmiennie od Hitlera. Jednak prawdą jest też, że mieli znacznie gorsze karty. Hitler mógł obiecać Sowietom łupy. Mocarstwa zachodnie nie mogły tego zrobić. Inaczej musieliby sprzedać Polskę, dla której rozpoczęli wojnę. Co ważniejsze, jej integralność terytorialna, o którą ostatecznie miał toczyć się ten konflikt, była nie do pogodzenia z interwencją militarną Rosji po stronie Polski.
Kto po zachodniej stronie widział sytuację inaczej? Polacy z pewnością wiedzieli, co się dzieje. Nie było lepszego i gorszego wyboru. Powiedzieli „nie” Hitlerowi i Stalinowi. Zatem wojna wybuchła tam, gdzie było największe prawdopodobieństwo jej wybuchu lub wręcz musiała wybuchnąć ze względu na skutki I wojny światowej. Jednak jedna osoba chciała wojny w 1939 roku, bez względu na szanse powodzenia i za wszelką cenę, był nią Hitler. Prawdą jest również, że Piłsudski i Beck oraz inni polscy „legioniści” pomogli zrujnować system wersalski, któremu Polska zawdzięczała swoje istnienie. Z drugiej strony, czy mogli postąpić inaczej? Rdzeń potęgi traktatu wersalskiego, Francja, już wcześniej, gdy Polska była jeszcze gotowa do interwencji, zrezygnowała z twardych metod i oddała inicjatywę Rzeszy. Anglia natomiast przyglądała się rozwojowi sytuacji z daleka, popijając herbatkę i czytając „Timesa”, gdzie na ziarnistej fotografii widać było Chamberlaina machającego jakimś świstkiem papieru mającym być stalowym filarem pokoju. I tak Polska odmówiła marszu przeciwko Związkowi Radzieckiemu jako wasal Hitlera. Zamiast tego Związek Radziecki dogadał się z Hitlerem co do nowego, podziału Polski. Francja i Anglia natomiast stały z szeroko otwartymi ustami nie wierząc, że pół roku walk obronnych, które miały osłabić Hitlera i dać im czas, skurczyło się do kilku tygodni. Zachodni gwaranci polskich granic z pewnością okazali się naiwni i nieprzygotowani, jednak o na zimno wykalkulowanej zdradzie nie może być mowy. Francja zaspała, nie miała funduszy ani, co zrozumiałe, ochoty umierać na nowo. Tym bardziej że po pierwszej wojnie poniosła największe straty. Brytyjczycy natomiast jak zawsze mieli czas… 3 września 1939 roku sojusznicy Polski wypowiedzieli wojnę Hitlerowi. Dokonano bombardowań III Rzeszy, a francuskie wojsko wkroczyło na jej teren. Problem w tym, że na więcej nie było ich stać. Mimo to zobowiązania zostały wypełnione, wczytując się w treść podpisanych dokumentów, nie znajdziemy tam nic, czego nie zrobiły zachodnie mocarstwa. Jeżeli jednak chcemy powiedzieć, że zostaliśmy zdradzeni, to zdradziły nas nie tylko Anglia i Francja, ale przede wszystkim Polska sama się zdradziła.





Materiały źródłowe:

Dieter Hertz-Eichenrode - "Hitler und Polen"
Leszek Moczulski - "Wojna prewencyjna"
Henryk Bułhak - "Polska - Francja: Z dziejów sojuszu 1933-1936"
Bohdan Urbankowski - "Józef Piłsudski. Marzyciel i strateg"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentuj - to dla mnie najlepsza motywacja.